Jan Nowak, mistrz linorytu.

Ty pozbyłeś się gumolitu, a on zrobił z niego dzieło sztuki. Jan Nowak: śląski artysta - mistrz recyklingu

Gumolit. Powtórzcie sobie to słowo. A zaraz po nim tapczan i pawlacz i nie trzeba zamykać oczu, by wyobrazić sobie wnętrze z klasyki polskiego designu schyłku PRL. A teraz pomyślcie, co można zrobić z gumolitu. Wyrzucić na hasiok? I tu wchodzi (cały na biało) Jan Nowak. Śląski mistrz linorytu.

Gumolit pachnie tak, jak się nazywa. Składa się z włókna lnianego, oleju lnianego, kalafonii, mączki drzewnej lub korkowej oraz pigmentu. Gumolity przez lata zdobiły podłogi w naszych domach, czasem udając parkiet, czasem udając kafle. Od dawna lądują na śmietnikach, a drugie, zupełnie nieoczekiwane życie zapewnia im pewien katowicki artysta. Łącząc dbałość o detale na miarę Albrechta Dürera i zmysł recyklingu na miarę Marcela Duchampa. Linoryty Jana Nowaka były wystawiane nie tylko w najważniejszych śląskich muzeach. Doceniono je także w Budapeszcie i Londynie.

"Dlaczego nie zostałem malarzem"

Skoro zaczęliśmy od mocnych odniesień... Nowak (rocznik 1939), mógłby z Dürerem porozmawiać o wyższości grafiki nad malarstwem. Śląski artysta to drugie uważa za... zbyt szablonowe i dosłowne.

- W malarstwie wszystko jest podane na tacy. Grafika wymaga wyobraźni od odbiorcy. Wbrew pozorom są w niej kolory, tylko trzeba je dostrzec oczami wyobraźni - mówi Nowak.

Linoryt to inna bajka, wyższy poziom trudności. Rzut oka na słownikową definicję: "Linoryt to technika graficzna należąca do technik druku wypukłego, w której matryca wykonana jest z linoleum; także odbitka wykonana tą techniką". Wiecie, że po raz pierwszy technika linorytu została użyta w 1890 roku w Niemczech do produkcji tapet? W grafikach artystycznych została spopularyzowana ledwie niespełna 100 lat temu. Pod koniec lat 50. XX wieku w gumolicie rzeźbił nawet sam Pablo Picasso. Ciekawe, czy materiały też przynosił ze spaceru.

Sporo swoich prac Nowak wykonał na znalezionych na śmietniku kawałkach linoleum. Może nawet któryś pochodzi z Waszego mieszkania, w którym postanowiliście wymienić podłogę.

"Ostatnia wieczerza" Jana Nowaka.

Kolorycie grafik Nowaka to odbicie jego śląskiej tożsamości. Nie bez powodu są czarno-białe. Nowakowie z dziada pradziada byli górnikami. Młodemu Jankowi, dla odmiany, marzył się zawód leśnika. Na katowickim Zawodziu eksplorował dzikie zakątki: biegał po bagnach, hałdach i lasach. Sycił wzrok unikatowymi (ktoś powiedziałby: księżycowymi) krajobrazami. Talent plastyczny objawił już w szkole podstawowej, ale potrzeby finansowe rodziny i czasy były inne niż oczekiwania młodego artysty.

Nowak zaraz po szkole wylądował w kopalni. Jak ojciec i dziadkowie. Był mechanikiem, a następnie sztygarem na przeróbce mechanicznej w KWK Katowice. Pewnego dnia mrugnęło do niego ogłoszenie o ognisku plastycznym. Tam, pod koniec lat 50., pod okiem Stefana Suberlaka, malarza i grafika (jego prace dziś znajdują się w wielu polskich muzeach, a także m.in. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Tokio, w zbiorach Kongresu USA w Waszyngtonie), uczył się techniki linorytu.

Nowak był nie tylko pojętnym uczniem, ale i wprawnym organizatorem: z kolegami zmontował koło plastyczne "Gwarek '58" przy kopalni Katowice. W 1989 roku minister kultury nadal mu uprawnienia do wykonywania zawodu artysty plastyka. Za dorobek artystyczny. Minister kultury, takie to były czasy.

Linoryt "Kłusownicy" Jana Nowaka.

Natura? Ociepka się kłania

W jego pracach widać kształtowane od dziecka umiłowanie natury. To imaginarium (choćby "Świat Pana Boga") miejscami przywodzi na myśl dzieła słynnego Teofila Ociepki i jego wyobrażenia o florze i faunie rodem z Saturna. U Nowaka charakterystyczna jest też precyzyjna dbałość o detale, zobaczymy ją w cyklach: „Polowanie”, „Kłusownicy”, „Poznanie”, „Ogrody” czy „Ptaki”. Artysta wykorzystuje tzw. technikę suchej igły, która umożliwia docenienie każdego szczegółu lasu lub ogrodu. W suchej igle wykorzystuje się specjalnie przeznaczony do tego papier, a także prasę.

Elementem śląskiego pejzażu były przez całe lata kopalnie i huty. To one, z kominami i szybami na horyzoncie, przeplatają się u Nowaka z dziką naturą. Górnictwo ukształtowało też więzi społeczne i relacje domowe. Artysta sam podkreśla, że grafiką, z której jest najbardziej dumny, jest ta ze sceną symbolizującą coś, co w śląskich rodzinach było codziennością.

- Żona przytula się do męża w mundurze górniczym. To symboliczne pożegnanie małżonków, przed pójściem mężczyzny na szychtę. Jeszcze kilkanaście lat temu rozgrywała się ona w większości domów Górnego Śląska. Żony górników codziennie obawiały się o swoich mężów – o ich życie i zdrowie - opowiada Nowak.

Gumolit eksportowy

W kopalni Nowak przepracował 27 lat. Robotę rzucił trzy lata przed emeryturą, nie czekając na pomostówki, reformę Buzka czy inne urlopy górnicze. Założył swój własny warsztat ślusarski. Nie żałował, bo dzięki temu miał więcej czasu na rzeźbienie w gumolicie. Do dziś stworzył ponad 300 dzieł. Oprócz pejzaży również portrety, często przypadkowo spotkanych i zapamiętanych osób. Jak mówi Sonia Wilk - kierownik Działu Plastyki Nieprofesjonalnej Muzeum Śląskiego w Katowicach, właśnie portrety Nowaka budziły największy zachwyt u odbiorców.

Prace Nowaka można oglądać w Muzeum Śląskim, ale wystawiano je w większości śląskich i wielu polskich miastach. Pod koniec ubiegłego roku, linoryty artysty trafiły aż do Budapesztu, na wystawę pod tytułem: "Historie osobiste. Grafiki Jana Nowaka ze zbiorów Muzeum Śląskiego w Katowicach”. Ponadto, jego grafiki prezentowano w Royal Academy of Art w Londynie.

- Trzy razy miałem zaszczyt prezentować swoje dzieła przed międzynarodową publiką: od 2011 do 2013 roku. Piękne było to przeżycie – wspomina.

W roku 2018 Nowak został odznaczony srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

"Dalej niż Dali"

Nowak żartuje, że jako artysta chciałby zajść "dalej niż Dali". Salvador, gdyby żył, pewnie zmarszczyłby brew, ale dla wielu młodych twórców sędziwy Jan Nowak powinien być wzorem. "Próbuję podążać za ambicjami, które tłumiłem przez wiele lat" - opowiada. Więc, choć heheszkujemy sobie z gumolitu, mamy tu historię człowieka, który sam wydreptał sobie drogę do wolności i suwerenności i to nie tylko tej artystycznej. O to właśnie chodzi w sztuce, nieprawdaż? Pana Jana dopingują córka (prowadzi jego fanpage na Facebooku), dwie wnuczki i prawnuczka. Szczęście.

On sam zarzeka się, że wciąż nie stworzył grafiki, która byłaby "tą najważniejszą". Opus magnum w drodze.

Sprawdźcie, co macie na podłodze i czy nie warto w końcu wymienić starego linoleum.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon