Andrzej Żylak z Rybnika, mężczyzna w dojrzałym wieku, jest influencerem modowym. Prowadzi profil "Pastelowa elegancja"

Poznajcie Andrzeja Żylaka, magistra inżyniera górnika, specjalistę budowy kopalnianych szybów, od 30 lat prezesa Rybnickiej Izby Przemysłowo-Handlowej, honorowego konsula Republiki Chorwacji, wreszcie – influencera modowego, prowadzącego profil „Pastelowa elegancja” w mediach społecznościowych. Pokazuje, jak odważnie, bezpretensjonalnie, kolorowo i z szykiem można się ubierać też w dojrzałym wieku. Różowy tylko dla Barbie? No nie...

Nie ma spaceru czy przechadzki po mieście, by ktoś się za nim nie odwrócił. Gdy zajmuje stolik w kawiarni, pewnym jest, że lokal zaraz się zapełni. Andrzej Żylak imponuje odwagą w zestawianiu kolorów stylizacji. Zawsze jest elegancki, często nosi kapelusz (ze Skoczowa oczywiście), ale pokazuje, że mężczyznom, nawet w dojrzałym wieku, przystoją kolory zarezerwowane do tej pory dla kobiet. On nie boi się pasteli, różu a la Barbie, fioletów czy kanarkowej żółci. Ba, miksuje te kolory z taką lekkością, że człowiek myśli: a kto niby stwierdził, że nie można połączyć różu, wpadającego w łososiowy, z jasnozielonym?

Zachwycili się nim w domu mody w Londynie

Ten poważny biznesmen z Rybnika zawsze miał smykałkę do mody i kolorów. Jednak przypadek sprawił, że postanowił pokazywać swoje stylizacje w mediach społecznościowych i założył profil „Pastelowa elegancja” – na Instagramie i na Facebooku.

- Zostałem zauważony przez angielski dom mody. Nawiązaliśmy współpracę między innymi w doborze różnego rodzaju odcieni kolorów, jakie ten dom mody w przyszłości planuje w swoich ewentualnych wyrobach używać – opowiada Andrzej Żylak. – Na przykład już wiem, jaki kolor będzie modny w 2024 roku – dodaje.

Ale jakim cudem można być przez przypadek zauważonym przez dom mody? Andrzej Żylak opowiada:

- Byłem we Wrocławiu, z racji moich obowiązków konsula. Spotkanie się wcześnie skończyło i postanowiłem skoczyć do Berlina na spacer, kawę. Przyjechaliśmy do Berlina, chodzimy po Alexanderplatz. Jeden salon modowy, drugi, trzeci. W czwartym okazało się, że to był dzień, kiedy klienci mogli się wystylizować z produktów, które dopiero wejdą do sklepu za rok czy pół roku, z takich sygnalnych. Skorzystałem z okazji i okazało się, że wygrałem w tym konkursie, dostałem wartościowy brelok w nagrodę. A za dwa tygodnie otrzymałem zapytanie, czy ta firma może skorzystać z tej mojej stylizacji kolorystycznej. Jasne, że się zgodziłem. W dodatku zapłacono mi za tę konsultację. Jednocześnie firma zaprosiła mnie do Londynu na taki jakby casting kolorystyczny. Byłem tam jedną z kilkunastu zaproszonych osób. Posadzono nas w sali, dano próbki materiałów ułożone tak dość chaotycznie. Każdy z uczestników miał rozróżnić odcienie, policzyć ile tych odcieni jest. Mnie trafił się kolor żółty. Za pierwszym razem odgadłem 14 odcieni. Za drugim – 17. W następnym dniu jeszcze była taka weryfikacja, mieszanie kolorów, trzeba było określić, ile danego koloru jest w danej mieszance. Ja nie miałem z tym żadnych problemów. I finalnie zaproponowano mi współpracę – kończy opowieść Żylak.

Teraz jest doradcą kolorystycznym tej firmy. Zaprojektował dla niej kolor, odcień różowego, który ponad rok był hitem w asortymencie tej firmy w Japonii. Deal jest top secret. Jak tłumaczy Żylak, nie może publicznie wymieniać nazwy firmy, zabrania mu tego kontrakt. Za to w umowie był warunek, że musi pokazywać swoje stylizacje na stronie internetowej lub w mediach społecznościowych.

- Koledzy mi podpowiedzieli, że najlepszy jest Instagram, bo wrzuca się zdjęcie i ma się spokój – śmieje się influencer. – Jednak po trzech latach prowadzenia konta, gdy dodatkowo media się mną zainteresowały, to okazało się, że takiego spokoju nie mam. Gdybym chciał odpowiadać wszystkim na komentarze i wiadomości, to zajmowało by mi to dwie godziny dziennie – dodaje.

Misja: promowanie pastelowych kolorów w męskich stylizacjach

Żylak ma misję promowania pastelowych kolorów w męskich stylizacjach. Nie kryje, że pastele są jednymi z najtrudniejszych kolorów, ale w połączeniu z achromatycznymi zestawami najłatwiejsze do użycia w zabawie z modą.

- Wszyscy się ubierają najprościej: garnitur, biała koszula, krawat, ładnie wyprasowany, wytaliowany ewentualnie, jak ktoś ma sylwetkę odpowiednią, i sprawa jest załatwiona. Moją intencją jest to, żeby do takiego garnituru, zawsze eleganckiego, wprowadzać trochę własnych upodobań. Czyli jeżeli mi się podobają kolory, to dlaczego nie mam ich ubierać? - pyta retorycznie.

– Na pewno hamulcem jest słynne „wypada czy nie wypada”. Zawsze podkreślam, że rządzi nami przemysł modowy. To on włożył nam, mężczyznom, do głowy, że męskie kolory to granat, niebieski, czerń, brązy. Ale miał w tym swój interes. W sklepach, niezależnie czy to są salony znanych marek czy sieciówki, część damska jest zawsze kolorowa, część męska jest zawsze szara. To wynika z czystej ekonomii. Żaden producent nie będzie wytwarzał różowych, na przykład, marynarek czy błękitnych, no błękitne spodnie się już pokazują, ale różnych odcieni pastelowych części ubioru, bo ich nie sprzeda. A dlaczego nie sprzeda? Bo mężczyźni nie widzą tak wielu kolorów jak kobiety – tłumaczy.

- Ale pan chyba jest wyjątkiem? – dopytuję. – Już wcześniej to czułem, ale w Londynie przekazano mi, że należę do grupy tetrochromatyków, których na świecie jest od 8 do 10% całej populacji, z czego znaczna większość to kobiety. Widzę znacznie więcej kolorów niż inni ludzie, rozróżnię ich więcej niż 100 – dodaje.

Lubi się wyróżniać z tłumu

Trudno ukryć, że ubiór Andrzeja Żylaka wzbudza zainteresowanie. – Czy już pana nie peszy, że ludzie oglądają się za panem na ulicy, zwracają uwagę na pana? – pytam. - Ależ w ogóle mnie to nigdy nie peszyło – ripostuje influencer.

- Ja się czułem i czuję się do dzisiaj normalnie, że ktoś się uśmiechnie, ktoś pokaże kciukiem do góry, ktoś poprosi o zdjęcie. Tak zawsze było. Byłem w Mediolanie na Tygodniu Mody. I to był przykład tego, że nawet takie towarzystwo, które powinno kreować różnego rodzaju kolorystykę, przyszło ubrane tak jak zawsze, czyli na czarno. A nagle ja się pokazałem, i prowadzący powiedział: „Oto klasyczny Włoch” – Andrzej Żylak uśmiecha się na to wspomnienie.

– Gdy powiedziałem, że jestem z Polski, to wszyscy byli w szoku, i dostałem ogromny aplauz. Niech pani mi uwierzy, to było coś niesamowitego. Stałem się w zasadzie najbardziej rozpoznawalną osobą na tym spotkaniu. Zresztą potem, na Emmanuel Street w Mediolanie, było to samo, ludzie robili sobie ze mną zdjęcia, fotografowali mnie, komplementowali. Wracając do pani pytania, czy w jakiś sposób czuję się stremowany takim zainteresowaniem, to opowiem historię z ostatniego czasu. W Krakowie weszliśmy z żoną do kawiarenki na Rynku i tylko siedziałem przy stoliku przy oknie. Kawiarenka była pusta. Za pół godziny lokal już się zapełnił. Zawsze gdziekolwiek jesteśmy, siadamy w pustych ogródkach, czy pustych kawiarniach i widać jak ludzie przechodzą, zwalniają, podchodzą niby do menu i za chwilę wchodzą. Ta sytuacja w Krakowie była klinicznym przykładem, jaka jest siła koloru – opowiada Andrzej Żylak.

Przyznaje, że w jego ukochanej Chorwacji, w Zagrzebiu, ma ulubioną kawiarnię, z zaprzyjaźnionym właścicielem. Mają taką zabawę, że robią zdjęcie w pierwszych minutach, gdy Żylakowie tam zasiadają i za pół godziny, gdy już jest pełno ludzi.

- To jest siła kolorów i dlatego wszystkim mówię, żeby się nie krępowali, ubierali się przede wszystkim dla siebie, a nie dla ulicy – przekonuje influencer.

Jedni na drinki, on – na zakupy

On sam przyznaje, że zakupy robi na całym świecie. – Pracując jeszcze w górnictwie, bardzo często wyjeżdżaliśmy na różne delegacje, czy to do Australii, czy do Stanów. Towarzystwo z reguły szło po południu na jakieś drinki, a ja wyszukiwałem ciekawe sklepy i robiłem zakupy. I nawet teraz się śmieję, że jak się czasami spotykam ze znajomymi z tych podróży, to oni dopytują, gdzie taki fajny ciuch kupiłem – a ja im mówię: Słuchaj, no widzisz, jak byliśmy na Kubie, to wyście poszli na kawę, na jakieś tam tequile, a ja sobie pobuszowałem po sklepach. Wyście w ciągu dwóch godzin skonsumowali i oczywiście radość była nieprawdopodobna, ale to trwało dwie godziny, a ja sobie kupiłem tę marynarkę i radość moja trwa lata, bo co ją ubiorę, to wszyscy mnie chwalą. Oczywiście śmieję się, że to już jest pewna przesada, tak właśnie budowałem i buduję w dalszym ciągu swoją garderobę – dodaje.

Przyznaje, że kupuje może trochę lepsze rzeczy w lepszych sklepach, ale to wcale nie znaczy, że jak wejdzie do jakiegoś sieciowego sklepu i coś mu się spodoba, to tego nie kupi.

Żylak nie ukrywa, że jego garderoba w domu jest spora. - Szafa jest relatywnie dość duża, bo musi być duża, żeby się tak bawić modą jak ja – tłumaczy. Nie ma w niej jednak samych barwnych ubrań, bo, jak sam mówi, fascynują go też kolory achromatyczne, jak szarość. – W cyklu „Tak też potrafię” pokazuję wszystkie odcienie szarości, ewentualnie doprawione jakimś pastelowym elementem. Szarego koloru, o czym się dowiedziałem w Londynie, człowiek nie widzi. I do szarego koloru obojętnie, co byśmy nie dodali, to będzie pasowało. I to jest najbezpieczniejszy kolor, który funkcjonuje generalnie w przemyśle modowym, w tych wszystkich bardziej lub mniej eleganckich salonach – mówi Żylak.

Świetną figurę zawdzięcza żonie i… pieskowi

W jaki sposób dobiera ubrania w swoich stylizacjach? – To chyba nawet nie jest umiejętność, tylko jakiś instynkt, który we mnie gdzieś tam funkcjonuje, że ja akurat do takiego czy innego koloru dobieram taki czy inny. Po prostu ja się nad tym nie zastanawiam. Idę na górę, no bo akurat mam garderobę na piętrze (ten pokój miał być gabinetem, ale został garderobą), przynajmniej dwa razy dziennie, jeżeli nie trzy, i tak tylko przelatuję wzrokiem po niej, bo kolorów, to też z autopsji wiem, nie da się zapamiętać, w zasadzie układu kolorystycznego. Mam zeszyty, gdzie sobie zapisuję układy ubrań, dopasowuję jedne rzeczy do drugich. A potem idę na górę i burzę tę koncepcję – śmieje się.

Uważni obserwatorzy profilu „Pastelowa elegancja” zauważą, że Andrzej Żylak prawie zawsze ubiera też kapelusz, wydawałoby się staromodne akcesorium. Według niego jednak kapelusz jest zwieńczeniem każdego ubioru. On zawsze wchodzi do restauracji czy kawiarni w kapeluszu na głowie i siedzi w nim. - Na pewno wzbudzam sensację, na pewno krytykę też, chociaż tego nie zauważam, ale siedzę w kapeluszu. Dlatego jestem bardziej zauważalny – mówi.

Trudno też nie zauważyć świetnej sylwetki silver influencera. On sam skromnie mówi, że po prostu ma żonę, która dba o jego menu, ale i przyznaje, że sylwetkę zawdzięcza pieskowi, z którym na spacerach robi po 10 tysięcy kroków. No i stosuje niezawodny trick – kupuje sobie rzeczy o pół numeru mniejsze i ma motywację, żeby schudnąć. – Mogę zdradzić tajemnicę alkowy – śmieje się – ale ja taki ciuch jeszcze sobie wieszam w sypialni na szafie, żebym go stale miał na widoku i by mnie motywował.

Barbie111

Może Cię zainteresować:

Barbie jest passé. Ludzie szaleją za lalkami w strojach ludowych, w tym w śląskich

Autor: Martyna Urban

21/07/2023

Glampingi w Śląskiem

Może Cię zainteresować:

Beskidzkie luksusy, czyli ekskluzywne kempingi na łonie natury. Oto glamping, nowa moda na wypoczynek

Autor: Martyna Urban

31/07/2022

Katowice Juranda Jareckiego

Może Cię zainteresować:

Genialne zdjęcia Katowic lat 60 i 70. XX wieku. Tak architekt Jurand Jarecki widział swoje ulubione miasto

Autor: Katarzyna Pachelska

14/03/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon