14 grudnia 2025 roku w Katowicach wyszedł na jaw haniebny incydent. Nie wiadomo dokładnie, w której chwili – musiało to mieć miejsce pomiędzy piątkowym wieczorem a niedzielnym porankiem – na oknach, ścianach i szyldzie „Ślōnskiej ambasady” pojawiły się symbole oraz napisy rodem z jednego z dwóch najgorszych ustrojów totalitarnych, jakie zna historia ludzkości.
To otwarte w 2021 roku przez Łukasza Kohuta miejsce na Nikiszowcu stanowi coś więcej niż tylko biuro europosła. Jest otwarte dla mieszkańców, służy jako przestrzeń spotkań, upowszechniania śląskiej kultury i mowy.
Wandalizm, głupota czy polityka?
Trudno jednoznacznie ocenić motywację sprawców. Z jednej strony mamy do czynienia z aktem wandalizmu, który uderza w przestrzeń publiczną i lokalną społeczność. Z drugiej – nie sposób nie dostrzec politycznego kontekstu, w którym symbole nienawiści stają się narzędziem zastraszania i prowokacji. Niezależnie od intencji, skutki są jednoznacznie negatywne: niszczenie przestrzeni wspólnej, eskalacja emocji i pogłębianie podziałów.Europoseł Łukasz Kohut, komentując zdarzenie, wskazał na narastającą falę nienawiści w polskim życiu publicznym. W swoim oświadczeniu opublikowanym na mediach społecznościowych podkreślił, że akty wandalizmu wpisują się w szerszy ciąg wydarzeń: od incydentu z gaśnicą w Sejmie, przez happeningi przed obozem oświęcimskim, po agresję w sieci.
„Nie dam się zastraszyć – dalej będę walczył z prawicowymi radykałami w Europarlamencie” – zadeklarował Kohut.
Dodał też, że sprawa została zgłoszona na policję, a sam polityk poinformował o zdarzeniu również w mediach społecznościowych.
Skojarzenia (oby tylko) z przeszłości
Napisy na murach i szybach witryn zawsze budzą złe skojarzenia. Historia uczy, że właśnie od takich znaków zaczynały się dramatyczne procesy, których konsekwencje były tragiczne. Dlatego każde tego typu zdarzenie musi być traktowane poważnie – nie jako „głupi wybryk”, lecz jako sygnał alarmowy.
To, co się stało na Nikiszu, nie może nie wzbudzać najpaskudniejszych wspomnień z przeszłości. Od mazania po murach zaczynali zaznaczać swą obecność na ulicach naziści, potem była Noc Kryształowa, Dachau i na koniec Holokaust. Brunatne bojówki SA malowały Gwiazdy Dawida, Kohutowi w Katowicach nakryklano hakenkrojca. Ale niech nas nie zmyli biegunowa rozbieżność użytej symboliki. W obu przypadkach chodzi o to samo: stygmatyzację i zastraszenie.
Niestety, znów przekonaliśmy się, że poziom politycznego dyskursu na Śląsku nie odbiega od ogólnopolskiego. Coraz częściej przypomina on czasy, do których nie chcielibyśmy wracać, ale których zapomnieć nie wolno. Historia pokazuje, że lekceważenie symboli nienawiści prowadzi do eskalacji. Dlatego konieczne jest stanowcze potępienie takich działań i obrona przestrzeni publicznej przed językiem przemocy. Każdym, a tym czerpiącym natchnienie i formę z języka totalitaryzmów XX wieku - to już szczególnie.