Fotopolska.eu
Wisła na archiwalnej fotografii

Beskidy 100 lat temu. Wycieczka w góry retro. Na początek Barania Góra. Bez schronisk i bufetów

A może wycieczka w Beskidy? Tylko że inne niż te, które znamy. Bez górskich schronisk w odległości kilku godzin (a nieraz nawet paru minut) marszu, bez bufetów, bez kolejek, a nawet bez szlaków i bez sklepów w dolinach, gdzie możemy liczyć na colę, piwo czy snikersa. Zapraszamy więc na kilka klasycznych dziś tras wycieczek górskich. Ale takich, jakie odbywali nasi pradziadkowie i praprababcie, około 100 lat temu. Na początek Barania Góra.

Barania Góra - szczyt Beskidu Śląskiego tak popularny, że wiele osób sądzi, że najwyższy. Błędnie, bo tym najwyższym jest oczywiście Skrzyczne. Ale to spod Baraniej bierze początek królowa polskich rzek i dlatego słyszał o niej każdy.

Sławna w całej Polsce rodzicielka Wisły, łukowatym grzbietem Śląsk od Galicyi rozgraniczająca, nie jest osobliwością pod żadnym względem; jest sobie najzwyczajniejszą, przeciętną górą karpacką, że jednak ma szeroki rozgłos, że imię jej znane jest nawet poczynającemu nauki dziecku, to zawdzięcza temu, że jest matką Wisły - wydziwiał nad Baranią w 1914 roku Kazimierz Sosnowski, autor pierwszego polskiego przewodnika po Beskidach Zachodnich. Nie omieszkał jednak opisać, jak się na Baranią dostać. Skorzystamy więc z jego rad. Pociąg w góry zaraz rusza, proszę do kasy biletowej...

Wisła, największa wieś

A nie, jeszcze chwila. Bo jakim i dokąd pociągiem pojedziemy? Kolei do Wisły na razie nie ma i jeszcze długo nie będzie, powstanie dopiero w latach 30. staraniem wojewody śląskiego, Michała Grażyńskiego. Hm, czy pan Sosnowski coś nam doradzi? A i owszem:

Podróż z Krakowa do Wisły jest połączona z 3-krotnym przesiadaniem, a to w Dziedzicach, Bielsku i Goleszowie, skąd prowadzi boczną ścieżką do Ustronie, fabrycznej, na wpół zgermanizowanej miejscowości, skąd do hotelu Piast w Wiśle 8 km kołowo. Wózek pocztowy odchodzi o 1/2 8 r., 1 K.

Świetnie. Jadąc z Górnego Śląska przez Pszczynę, też dojedziemy tylko do Ustronia. I musimy być tam na 7.30. Żeby zdążyć na dyliżans do Wisły. Wsi Wisły. Oto co trzeba o niej wiedzieć:

Wisła, największa wieś na Śląsku austr. rozsiana jest w dolinie Wisełki i zasilających ją potoków na powierzchni 250 km kw., liczy 33 przysiółków i oddzielnych osiedli, mieszk. liczy ok 5000, wznania gł. ewangelickiego, lecz czysto polskiej narodowości. (...) Lud wiślański jest dorodny, ciekawe typy, oryginalne budownictwo, gwara, pieśni, piękne odrębne stroje. W środku wsi stoją 2 białe kościoły, ewang. i katol., gospoda M. Rotha, tu też koncentrują się budynki stacji klimatycznej. Jako taka zyskała sobie Wisła sławę i uznanie w całym kraju, choć z powodu trudnego dostępu nie rozwinęła się tak, jak na to przez swe świetne warunki zasługuje, zwłaszcza przez prześliczne przechadzki w pobliskie doliny (Dziechcińska, Kopydło, Gościejowska, Malinka, Wisełki i in.).

Najponętniej i najtaniej? Przez góry!

Do uroczej Wisły dotrzeć jednak możemy też inną drogą. Przez góry. W tym celu musimy na początku wybrać inne połączenie kolejowe - przez Bielsko i Żywiec do Zwardonia. Tak też radzi Sosnowski:

Zwiedzanie Baraniej Góry jest od strony galic. bliższe, lecz mniej powabne, niż od str. śląskiej. Z wyjściem z Węg. Górki, z zejściem do Milówki można je wygodnie za 1 dzień obejść - radzi. Polecając wyznakowany już wtedy szlak z Węgierskiej Górki oraz warianty tras z Milówki. My, turyści korzystający z jego wskazówek, po zdobyciu Baraniej możemy jednak wybrać zejście do wsi Wisły i dobrze uchodzoną drogą, miejscami moczarowatą (czyli jak dziś) dojść na Przysłop, gdzie stoi willa myśliwska arcyks. Fryderyka i dwie schludne gajownie, w których można przenocować i przyzwoity otrzymać posiłek (ceny dość wysokie). W tym czasie schroniska PTTK na Przysłopie formalnie jeszcze nie ma (i nie ma też zresztą PTTK, choć już działa PTT - Polskie Towarzystwo Tatrzańskie). Będzie nim w przyszłości owa willa, czy raczej zameczek myśliwski. Obecne schronisko na Przysłopie stanie dopiero w latach 70. XX wieku. Stare zostanie zdemontowane i następnie zrekonstruowane w Wiśle, gdzie stanie się siedzibą Oddziału PTTK. Jest tam do dziś. Będąc w Wiśle, zajrzyjcie na ulicę Lipową, by rzucić okiem na dawne schronisko. Może poczujecie klimat Beskidów sprzed wieku?

Jeżeli jednak dojechaliśmy do Wisły z Ustronia i nasyciliśmy już płuca jej klimatycznym powietrzem, a nie mamy jeszcze za soba wycieczki na Baranią - ruszajmy czym prędzej! Z Wisły też w 1 dniu można obejść górę, doliny i źródła Wisełek okrężnie z wyjściem dolina Czarnej, z zejściem Białką lub odwrotnie (ok. 35 km do i ze środka Wisły, ok. 10 g. pieszo) - proponuje Sosnowski, zastrzegając jednak: dla przybywającego z dalsza turysty, tura ta, lubo od poprzedniej daleko piękniejsza, ma tę ujemną stronę, że da tylko 1 dzień pobytu w górach, a wymaga 2 dni podróży koleją. Dlatego też sugeruje: Odwrotny rezultat da skombinowanie wycieczki od galic. i śląskiej strony, a więc wyjście z Węg. Górki, zwiedzenie wykapów i zejście doliną Czarnej na nocleg w Czornem, drugiego dnia wyjście doliną Białki (uważać, by za Juraszką nie wyjść w lewo na Roztoczny) koło wodospadu na szczyt i zejście przez Kamesznicę do Milówki. Czyli lepiej dotrzeć do Wisły przez góry, tam przenocować i z powrotem przejść w dolinę Soły. To i dziś byłby całkiem inteligentnie ułożony plan wycieczki. A już nocleg w Wiśle sprzed lat, u stóp Baraniej, gdzie tylko szumi las i szemrzą wody obu Wisełek, ale nie ma jeszcze zgiełkliwych tłumów turystów i jazgotu samochodów ... bezcenne.

Kolejna propozycja Sosnowskiego jest już dla koneserów: Najponętniej i najtaniej wszakże dla turysty przedstawia 3 dniowa wycieczka z nast. programem: I dzień wyjście z Bielska lub Bystrej na Klimaczak, nocleg w Klementynówce; 2 dzień wędrówka szczytami na Baranią zejście doliną Białki, nocleg na Czarnem; 3 dzień wyjście doliną Czarnej na Przysłop, przejście przez wykapy na szczyt, zejście do węg. Górki lub Milówki. Tys piknie, jak mówią górole (wprawdzie nie śląscy).

Co jedzą i piją wycieczkowcy

O czym zaś powinni pamiętać wszyscy, wybierający się w góry? Tu pryncypia nie zmianiają się od wieku. Technika idzie do przodu, podąża za nią górska moda, jednak nadal chodzi o to, by turyście było wygodnie i bezpiecznie. Ciepłą odzież należy w góry brać ze sobą zawsze, nawet w czas upalny - podkreśla Sosnowski. Przedmiotem szczegółowej pieczy turysty powinno być obuwie. Ma ono być silne, wygodne i - o ile możności - nieprzemakalne. But słaby ulega rychło zniszczeniu, jednorazowy zaś nieco większy wydatek na specjalne turystyczne obuwie (ok. 30 k.) dobrze się opłaca, gdyż przetrwa ono i kilka lat. - dodaje. I kolejna całkowicie oczywista już ponad 100 lat temu sprawa: Do noszenia żywności i wszelkich przyborów powszechnie używany jest przez turystów worek alpejski (plecak, Rucksack); jest to najdogodniejszy i jedynie możliwy sposób dźwigania w górach ciężkich rzeczy. Wszelkie torby, walizki, tobołki ręczne, choćby niezbyt naładowane, poczynają po niedługim czasie nieznośnie ciężyć i utrudniają drogę, podczas gdy na plecach można z łatwością kilka do kilkunastu nawet kilogramów nosić.

Wie też autor przewodnika, że organizm pracujący w górach na zwiększonych obrotach potrzebuje energii, w którą najefektywniej zaopatrza go wyskokaloryczne produkty. Co jest dostępne w jego czasach? Batoników energetycznych jeszcze nie ma. Ale dostrzega się wartość (poza wszechobecnym w diecie mięsem, takie czasy) cukrów w różnej postaci.

Najodpowiedniejsze pożywienie dla turysty stanowią zatem wszelkie sery, jaja, mięso pieczone i smażone, wędliny, pasztety z drobiu i dziczyzny, owoce suszone i świeże, ciastka, cukry, sucharki, zwłaszcza czekolada, jako bardzo pożywna i do noszenia praktyczna.

Nie znamy też napojów izotonicznych, a przecież poza jedzeniem także i napoje powinny znaleźć się w naszych plecakach. Co byśmy do nich włożyli? Flaszkę wody ze sokiem owocowym, herbaty ocukrzonej lub mleka. Jako wytrawni turyści, mamy świadomość niebezpieczeństwa, jakie niesie spożywanie alkoholu w górach. Sosnowski generalnie przed nim przestrzega: Najczęściej biorą ze sobą wycieczkowcy napoje alkoholowe, niepomni lub nieświadomi tego, że alkohol jest wrogiem turysty. Alkohol we wszelkiej postaci czyni ociężałym, mniej wytrwałym i przytępia wrażliwość; nawet w przededniu wycieczki wystrzegać się należy picia napojów alkoholowych, zwłaszcza piwa; które oprócz wymienionych skutków ujemnych ma jeszcze i ten, że powoduje obfite wydzielanie potu; dopiero po ukończeniu wycieczki mogą amatorzy piwa uciec się do zaspokojenia nim pragnienia, w czasie zaś niej alkohol powinien tylko służyć za lekarstwo. Mała więc dawka wina, koniaku lub dobrej wódki odda przysługę w wypadkach osłabienia, braku apetytu lub po spożyciu (nie przed) tłuszczów.

Wysokie obcasy fatalną przeszkodą

Co założyliby na siebie nasi prapradziadkowie, wyruszając w góry? Sosnowski doradzał im tak: Do turystyki nadaje się najlepiej tzw. ubranie sportowe z wełnianego lodenu z krótkimi spodeńkami i z grubymi, wełnianymi pończochami. Spodnie długie łatwo się strzępią i nie są wygodne, zwłaszcza przy chodzeniu przez zarośla. (...). Najlepsze nakrycie głowy stanowi płaska sukienna czapka (...) Ochronę od zimna i deszczu może stanowić peleryna lub serdak. (...) Z lasek najpraktyczniejszą jest silna ciupaga ze stalowym toporkiem i kończystym żelaznym okuciem u dołu (...). Parasola w góry brać nie należy (...). Najlepszą ochronę od deszczu stanowi dobra peleryna z kapiszonem (...).

Osobne zaś porady kierował do płci pięknej: (…) powinny też turystki pamiętać o tym, że wysokie obcasy u obuwia są fatalną przeszkodą w chodzeniu po górach, że nie nadają się też do tego buciki płytkie, że strój powinien być zupełnie swobodny, nie krępujący ani uciskający ciała. Nie fałdzista ani niezbyt wąska spódniczka lodenowa, nie obcisła bluzka z wykładanym kołnierzykiem, wysokie sznurowane obuwie z niskim obcasem, peleryna lub pledzik, czapka sukienna lub kapelusz słomkowy czy filcowy o szerokich kresach, mocno przyszpilony - są najodpowiedniejszym strojem dla turystki.

Państwo już spakowani? Upewnijcie się, czy macie w plecaku wszystko, co niezbędne. A na sobie, jak należy.

Aczkolwiek nie przystoi turyście drobiazgowa pedanteria, to z drugiej strony nie powinien on się wybierać w góry z gorączkowym pospiechem i bez należytego przygotowania, bo czasem zapomnienie drobnostki na pozór i przeoczenie drobnej usterki w dogodności ubioru, da się dotkliwie odczuć - powiada pan Sosnowski. I ma rację. Udanej wycieczki i do zobaczenia w górach!

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon