Narodowe Archiwum Cyfrowe
Siemianowice podszybie szybu Richter III urobek na wagonikach pod ziemią 1937-1944

Dariusz Zalega: Brytyjczycy, Włosi, Francuzi... Los jeńców i robotników przymusowych to część śląskiej tragedii

Dariusz Zalega: Brytyjczycy, Włosi, Francuzi... Los jeńców i robotników przymusowych to część śląskiej tragedii

autor artykułu

Dariusz Zalega

Połowę robotników na Śląsku podczas wojny stanowili jeńcy i pracownicy przymusowi. Ich los jest jednak też elementem wojennej tragedii regionu.

Film „Filip” na podstawie książki Leopolda Tyrmanda przypomniał o losie robotników przymusowych w III Rzeszy. Sam Tyrmand po wkroczeniu Wehrmachtu dobrowolnie wyjechał na roboty do Niemiec. Liczył, że „pod latarnią najciemniej”. On akurat miał szczęście.

Powrót niewolnictwa

W latach 1939-1945 władze nazistowskie podjęły gigantyczną akcję powrotu do niewolnictwa. W krótkim czasie wywieziono do Rzeszy 20 mln ludzi z różnych krajów. Aby uświadomić sobie skalę tego przedsięwzięcia, warto przypomnieć, że w ciągu czterech wieków kolonizatorzy wywieźli z Afryki 70 mln jej mieszkańców. „Większość byłych robotników przymusowych stwierdza, iż niewolnicza praca zabrała im najlepsze lata młodości, przeżyli głód i poniżenie, wielu utraciło zdrowie” – czytamy we wstępie do pierwszego tomu wspomnień polskich robotników przymusowych i jeńców.

W marcu 1944 roku połowę spośród 632 tysięcy osób zatrudnionych w prowincji Górny Śląsk stanowili cudzoziemcy. Ich pozycja była zresztą także zróżnicowana: byli wśród nich jeńcy wojenni (69 tysięcy), „ostarbajterzy” z terenów okupowanych Związku Radzieckiego (31 tysięcy), a wreszcie robotnicy cywilni, w ogromnej większości przymusowi (217 tysięcy). Wśród jeńców inaczej traktowano Brytyjczyków, inaczej Rosjan. Wśród cywilów byli Francuzi, Belgowie, Włosi, Serbowie, Chorwaci, Czesi, Słowacy, Polacy, ale też przedstawiciele tej części ludności Górnego Śląska, którzy nie otrzymali volkslisty. W tym czasie co czwarty górnik w górnośląskich kopalniach pracował już pod przymusem.

Kto do roboty?

O tym, że gospodarce Górnego Śląska będzie brakowało rąk do pracy było wiadomo już przed wojną. Od końca XIX wieku nie słabły zjawiska Ostfluchtu, czyli ucieczki ze wschodu za lepszymi płacami oraz Landsfluchtu – ucieczki ze wsi. Co roku trzeba było ściągać głównie do prac na roli ponad 60 tysięcy robotników sezonowych, głównie z Polski, ale też ze Słowacji, Włoch i Jugosławii. Wybuch wojny zwiastował już, że kolejne mobilizacje Ślązaków do armii zapowiadają jeszcze większe problemy.

Od razu po zajęciu polskiego Śląska w 1939 roku przystąpiono do ściągania stamtąd pracowników. W ciągu pierwszych 45 dni zarejestrowało się tam aż 143 tysiące bezrobotnych – i faktycznie były to jeszcze dobrowolne zgłoszenia do pracy. Szybko jednak przyszło rozczarowanie. Wiosną 1940 roku młodzi mieszkańcy dawnego polskiego Śląska, zwolnieni wcześniej na święta, nie wrócili już do pracy – ciężkiej i słabo opłacanej.

Rezerwuarem siły roboczej stały się także obozy polskich jeńców (podoficerów i szeregowców), których mogły „zamawiać” tak indywidualne gospodarstwa chłopskie, jak i wielkie majątki ziemskie. Początkowo jeszcze nie kierowano cudzoziemców do przemysłu. Jeńcy, wywodzący się głównie ze wsi polskiej, początkowo także dość chętnie zgłaszali się do pracy – było to lepsze niż bezczynne siedzenie w stalagach (połączone z kiepskim wyżywieniem), a za zarobione parę marek otrzymywano niewielkie wypłaty w walucie obozowej. Stopniowo jednak zwalniano polskich jeńców (zwłaszcza z mniejszości narodowych), niemniej od lata 1940 roku zaczęli napływać Francuzi, Belgowie, Brytyjczycy, a potem Serbowie. Nagminnie łamano przy tym międzynarodowe konwencje tyczące jeńców. Przykładowo serbscy jeńcy pracujący w leśnictwie w majątku Schaffgotschów pracowali po 12 godzin dziennie.

Na samym dole jenieckiej hierarchii znaleźli się radzieccy jeńcy od 1941 roku. Niedożywienie, zła kondycja fizyczna powodowały, że jedna piąta z nich umierała w ciągu pierwszych trzech tygodni. Nie dziwi więc ich niska wydajność pracy.

Jesienią 1943 roku, po kapitulacji Włoch, po raz pierwszy znalazło się na Śląsku ponad 22 tysiące jeńców włoskich, wykorzystywanych głównie w rolnictwie. Ich status zmieniono na „przymusowych robotników cywilnych”.

Wyniszczani pracą

W 1941 roku w gronie przymusowych robotników obok Francuzów i Polaków (ściąganych już przy pomocy łapanek) pojawili się pierwsi ostarbeiterzy, za których uznawano mieszkańców terenów ZSRR (poza Galicją i republikami nadbałtyckimi). Zastrzeżono przy tym, aby nie werbować Azjatów oraz zbyt wielu osób znających dobrze język niemiecki.

Kluczowe było utrzymanie bariery między społecznościami. Polscy robotnicy mieli nosić naszywkę „P”, a zmarli nie mogli być nawet grzebani obok niemieckich grobów. To policja musiała wydać zgodę, aby robotnik przymusowy mógł korzystać z roweru przy dojeździe do pracy. Choć oficjalny zakaz przerywania ciąży dotyczył tylko obywatelek Rzeszy, toteż zezwalano, a nawet naciskano nań w przypadku obcych robotnic przymusowych.

Ogółem na Górnym Śląsku działało pięćset obozów zbiorowych dla pracowników – obcokrajowców. Największy, dla ponad 17 tysięcy osób, zlokalizowano w Blachowni Śląskiej. Korzystano też z darmowej pracy więźniów z podobozów obozów koncentracyjnych. Wyniszczano przez pracę – sam stalag w Łambinowicach z podobozami stał się grobem dla 40 tysięcy jeńców. Wciąż jednak panował niedobór rak do pracy – w ostatnim roku wojny stale przekraczał 40 tysięcy.

W 1942 roku Günther Falkenhahn, dyrektor generalny Pleschen Werke, zaopatrującej śląski kompleks chemiczny IG Farben, wymyślił nowy system „zachęcania” do pracy ostarbeiterów. Podzielił ich na trzy klasy: tym nie wyrabiającym normy, potrącano żywność, którą przeznaczano jako bonus dla tych przekraczających wyniki. Nie trzeba wspominać o konsekwencjach dla tych, którzy nie wyrabiali... Falkenhahn pełnił funkcję przewodniczącego Zjednoczenia Węglowego Rzeszy na Górnym Śląsku toteż w tym regionie jako pierwszym wprowadzono program „żywienie wyników”, nim rozciągnięto go na całą Rzeszę.

Memoriał Górnośląskiego Instytutu Badań Gospodarczych, w trosce o wypełnianie norm pracy – i zastrzegając przy tym, że nie chodzi o litość, postulowała poprawę zaopatrzenia najlepiej pracujących, tzw. wydajnych Polaków (Leistungspolen). To zapowiadało już przyszłe konflikty, gdy zwyciężający w wojnie ostatecznie ją przegrali.

Był jeszcze jeden aspekt wojny, który przerażał władze dbające o „czystość rasy”: poluzowanie obyczajów. Mężczyźni i kobiety zmuszeni do pracy czy służby poza domem nie dotrzymywali wierności małżonkom. „Te, kobiety które poszły na kopalnię, bo chłopów nie było tyle. No, to te chłopy, które były lekkoduchy, no to się tam pozwalali z tymi kobietami”, wspominał jeden z mieszkańców Zabrza. Gdy jednak chodziło o cudzoziemskiego robotnika, kary mogły być przytłaczające, o czym przekonała się choćby Joanna Kosmala z Bodzanowic aresztowana za „niedozwolone kontakty”.

Zachować człowieczeństwo

„Co porządni wśród Ślązaków i Niemców to wszystko poszło na wojnę – pozostali się Hitlerowcy” – wspominał Ludwik Zgraja, który jako francuski jeniec wojenny (był obywatelem Francji) pracował w kopalni „Ludwigsglück” w Zabrzu, a potem trafił do stalagu w Cieszynie. „Na przejeździe Goczałkowice cywile salutują Heil Hitler, aż mnie zimne ciarki przeszły. Nie tyle przez Heil Hitler, co obojętność przechodniów”.

Ten obraz nie był jednak tak jednoznaczny... „Na przeciwnym biegunie znaleźli się zarówno świadomi przeciwnicy faszyzmu, jak i ci, w których hitleryzm nie zdołał zabić człowieczeństwa. Tacy ludzie potrafili dostrzec w jeńcach i robotnikach przymusowych coś więcej niż tylko przedstawicieli wrogich narodów, lecz również godnych współczucia nieszczęśliwych cudzoziemców, rzuconych z dala od ojczyzny i najbliższych” – jak zauważył Stanisław Sent w pracy „Jeńcy wojenni i robotnicy przymusowi zatrudnieni w rolnictwie śląskim 1939-1945”.

Piekarz Cichutek z Grudyni za sprzedaż polskim robotnikom chleba, mydła i papierosów bez kartek otrzymał kilka tygodni aresztu. Paweł Rychlik z Popielowa za to, iż umożliwił polskiej robotnicy rolnej przeniesienie się do innej wsi, znalazł się w obozie koncentracyjnym. Karol Bunke został zadenuncjowany na policję w związku z zasiadaniem do wspólnego stołu z polskim robotnikiem rolnym i francuskim jeńcem. Na zbytnią dobroduszność uskarżał się już wiosną 1940 roku landrat (starosta) głubczycki.

Przytoczmy jeszcze fragment z cytowanego wstępu wspomnień robotników przymusowych: „Wspomnienia i relacje nie zawierają jednak elementu nienawiści, chęci zemsty czy odwetu. Przeciwnie, autorzy skrzętnie odnotowują ludzkie odruchy pracodawców, wszelkie przejawy współczucia, życzliwości i pomocy, okazywanej im zwłaszcza przez ludność rodzimą”.

Pamiętać jednak należy, że nie wiemy ile istnień ludzkich spośród jeńców i robotników przymusowych pochłonął nazistowski system na Górnym Śląsku. Jeszcze 16 lutego 1945 roku hitlerowcy w trzech stodołach w Brennej spalili żywcem 26 osób, w tym 20 włoskich jeńców pracujących w pobliskim kamieniołomie. Alojzy Jaworski wspominał: „Uwięzionym Włochom przestrzelili nogi, a następnie podpalili stodołę. Rozpaczliwy krzyk i jęki żywcem palonych ludzi słychać było daleko”. To też element górnośląskiej tragedii.

Kopalnia wegla kamiennego w Welnowcu pod Katowicami Fotografia z poczatku XX wieku

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Śląsk przed rewolucją przemysłową, czyli modlitwa, pieśni i do roboty

Autor: Dariusz Zalega

08/04/2023

Slaska arystokracja

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Śląska arystokracja zostawiła po sobie wątpliwą reputację i piękne pałace

Autor: Dariusz Zalega

31/03/2023

Adolf hitler platz

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Zanim 90 lat temu Hitler został kanclerzem Niemiec, w Bytomiu szykowano na niego zamach

Autor: Dariusz Zalega

03/02/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon