David Bowie obchodziłby dziś 76. urodziny. 50 lat temu spotkał Śląsk i... coś sobie od niego pożyczył

David Bowie nigdy nie przyjechał do Katowic. Jeszcze trudniej uwierzyć w to, że jego jedyny koncert w Polsce (Gdańsk 1997) został odwołany, bo... sprzedano tylko tysiąc biletów. Więc o czym ta historia? O tym jak pożyczył utwór z repertuaru Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Tak, Bowie. Tak się złożyło, że dziś rocznica jego urodzin (8 stycznia 1947). Gdyby żył, miałby dziś 76 lat. Pojutrze rocznica jego śmierci, już siódma. A więc?

David Bowie

Po pierwsze, dla wszystkich, którzy znają i (zwłaszcza) dla wszystkich, którzy nie znają: film "Moonage Daydream". Zeszłoroczny dokument, w którym można zobaczyć m.in. niepublikowane nagrania z prywatnych archiwów Davida Bowiego, fragmenty jego wywiadów i występów na żywo. Jest też kawałek, w którym gra i śpiewa na koncercie pewien utwór. Tytuł: "Warszawa". Gdyby żył Stanisław Hadyna (ten z Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk), dziś być może procesowałby się z Bowiem o prawa autorskie.

Bowie, Hadyna i… Śląsk? O co tu chodzi? W 1977 roku Bowie nie był już krzykliwym Ziggiem Stardustem. Fatałaszki porzucił na rzecz awangardowych brzmień, które słychać na moim ulubionym albumie „Low”. Na drugiej stronie płyty (tak, płyty miały kiedyś dwie strony) wspomniany utwór „Warszawa”. A w nim Bowie śpiewa coś jakby „Maryjo”. Przecież gdzieś to na Śląsku słyszeliśmy.

Najpierw legenda warszawska. 50 lat temu, dokładnie w maju 1973 roku Bowie zatrzymał się na kilka godzin w Warszawie. Wracał z Moskwy, jechał do Paryża. Miał lecieć samolotem, ale podczas ostatniej nocy w Rosji przyśniło mu się, że ginie w katastrofie lotniczej, więc nie samolot, a jednak pociąg – Ost-West Express relacji Moskwa-Paryż. Ekspres zawsze zatrzymywał się na przerwę techniczną w Warszawie Gdańskiej (nie było jeszcze Centralnego), dzięki czemu Bowie ruszył w miasto i na placu Komuny Paryskiej (dziś Wilsona) znalazł księgarnię, w której kupił płyt z miejscową, jak wydawało mu się, muzyką. Jednym z winyli, które zdjął z półki był… pewien album Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Najpewniej „Śląsk. The Polish Song and Dance Ensemble vol. 2”.

Wrażenia Bowiego z Warszawy? Żonie miał wyznać, że „nigdy wcześniej się tak cholernie nie bał”. Z okna pociągu widział wciąż niezagojone ślady wojny: budynki podziurawione przez pociski, zniszczone przez bomby. Historia miasta zrównanego z ziemią, jego ponura atmosfera, zainspirowała artystę do napisania wzmiankowanej „Warszawy”. W roku 1976, podczas sesji nagraniowej z producentem Tonym Viscontim i Brianem Eno. Ten drugi napisał muzykę do utworu. Bowie stworzył i nagrał partie wokalne. No właśnie.

„Helo, Helo, Helenko! Jakoż Ci się pasie? Mnie się dobrze pasie. Ciebie nie wiem jako. Boś jest tak daleko” – śpiewał zespół Śląsk w utworze „Helokanie”. Helokanie to śpiewne nawoływanie w górach, rodzaj przyśpiewki pasterskiej, która kiedyś odbijała się echem na zboczach Czantorii i Równicy. Bowie okazał się wnikliwym słuchaczem Stanisława Hadyny. W „Warszawie” zawodzi w wymyślonym języku, który jednak pobrzmiewa dla nas dość swojsko. Kawałek tekstu spisanego ze słuchu: „Sola mi delenko. Chcieli wenko deho. Maryjo”. Chóralne zaśpiewy sir Davida to niemal kalka z Hadyny i jego Śląska.

Bowie nie wiedział dokładnie z czym ma do czynienia. Melodie Śląska odpowiadały jego wyobrażeniom twórczości ludowej uciskanego narodu polskiego, tymczasem była to zunifikowana odpowiedź Hadyny na regionalny folklor. „Próbowałem wyrazić w tym utworze uczucia, jakie towarzyszą ludziom, gdy pragną wolności, czują jej zapach, leżąc w trawie, ale nie mogą po nią sięgnąć” – tłumaczył po latach swoje intencje podczas pisania „Warszawy”. Zdradzał też, że dzięki pieśniom Hadyny zdał sobie sprawę, jak wielkie znaczenie w muzyce ma samo brzmienie słów, gdy nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć, a jedynie odczuwać ładunek emocjonalny płynący z melodii, jaką tworzą.

Już w latach 70. zagraniczna prasa uznała „Warszawę” z fragmentem utworu „Helokanie” za najbardziej poruszający fragment albumu. Dzieło obrosło kultem nawet w środowiskach punkowych, a potem tzw. nowej fali. Grupa Joy Division u progu swojej kariery, nosiła nazwę Warsaw, właśnie na cześć omawianej piosenki Bowiego. „Warszawa” była też wielokrotnie interpretowana na nowo przez innych artystów – kompozytora Philipa Glassa czy Scotta Walkera. A gdy lata później Red Hot Chili Peppers grali koncert w Polsce, jednym z coverów, jakie usłyszeliśmy ze sceny była epicka pieśń ze śląskim wątkiem.

Jednego tylko wypada żałować. Że w latach 70. Bowie nie wpadł, choćby na godzinę, do Katowic. Cała ta jego kosmiczna odyseja z Ziggym Stardustem, majorem Tomem ze "Space Oddity" i "Ashes To Ashes", rozważaniami pokroju "Life On Mars" czy "Starman" miała podobną genezę. Podobną do czego? Do fascynacji podbojem kosmosu, która w dużej mierze zdecydowała o wyglądzie powojennych Katowic.

Koncert kosmicznego Bowiego w kosmicznym Spodku to jedna z tych rzeczy, która powinna była się wydarzyć. Zamiast np. nieszczęsnego i niedoszłego występu w Gdańsku w 1997 roku, na który ponoć sprzedano zaledwie tysiąc biletów.

David Bowie urodził się 8 stycznia 1947 roku. Zmarł 10 stycznia 2016 roku. Dobra okazja, by posłuchać, prawda? Wybierzcie swój utwór.

Śląskie miasta w stylu noir

Może Cię zainteresować:

Jedna noc z neonami i władzą ludową na śląskich ulicach. Klimat jak z kina noir i obrazów Edwarda Hoppera

Autor: Marcin Zasada

21/09/2023

Słoń a sprawa slaska

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Słoń a sprawa śląska. Większość książek, które napisano, jest przecież o Śląsku

Autor: Zbigniew Rokita

06/01/2023

Mirosław Hermaszewski

Może Cię zainteresować:

Hermaszewski a Śląsk. Polski kosmonauta pozostaje naszym symbolem ery kosmicznej

Autor: Tomasz Borówka

12/12/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon