Abp skworc wawa

Dlaczego abp Skworc powinien ustąpić ze stanowiska metropolity katowickiego?

Dlaczego abp Skworc powinien ustąpić ze stanowiska metropolity katowickiego?

autor artykułu

Teresa Semik

Przeszłość dopadła abp. Wiktora Skworca, jeśli nawet starał się o niej zapomnieć. Obok wikłania się w agenturalność, mamy nie do końca ocenioną sprawę pedofilii w diecezji tarnowskiej, gdzie abp Wiktor Skworc był metropolitą. Na co dzień manifestuje stronniczość Kościoła i przychylność obecnie rządzącej partii. Za parę miesięcy wywoła kolejną burzę, gdy otworzy "Panteon Górnośląski", bo już podzielił wokół niego Ślązaków - pisze Teresa Semik.

„Szanujemy rządzących, ale z definicji jesteśmy krytyczni wobec nich” - to słowa abp. Wiktora Skworca, metropolity katowickiego, które przywołuje ks. prof. Arkadiusz Wuwer w książce „Relacje kościół-państwo na Górnym Śląsku w latach 1945-1989. Konflikt ideologiczny”, pod redakcją prof. Adama Dziuroka.

Tak jednoznacznie arcybiskup mówił w 2017 roku. I dodał: „Każdy biskup czy kapłan, kiedy głosi homilie, musi mieć świadomość, że zwiastuje Słowo Boże, a w kościele są osoby należące do różnych partii i opcji politycznych. Nam zaś nie wolno dzielić poprzez opowiadanie się po jednej ze stron. Powinniśmy zapraszać i łączyć”. Ale to tylko słowa.

Poprzedni metropolita katowicki, abp Damian Zimoń niewątpliwie był człowiekiem dialogu, otwartym na różne środowiska. Bo Kościół jest wspólnotą uniwersalną, łączącą. Tymczasem obecny ordynariusz wciąż wchodzi w konflikt z wiernymi, choć wydawało się, że w 2011 roku przyszedł na Śląsk jako sprzymierzeniec. Rok później Ślązak Kazimierz Kutz, reżyser pisał o nim: „Wstyd mi za Ekscelencję”.

Zrozumieć Śląsk

Wiktor Skworc, rocznik 1948, pochodzi z Rudy Śląskiej-Bielszowic. Sam przypominał, że jego rodzina po podziale Górnego Śląska w 1922 roku przeniosła się z niemieckiego Zabrza do polskiej Rudy Śląskiej. „Podstawową opcją wyniesioną z domu była opcja polska. Dla nas to był powrót do macierzy” – mówił na łamach „Dziennika Zachodniego”, gdy w 2011 roku obejmował katowicką diecezję. I dodał: „Żyjemy na Śląsku, ale jesteśmy Polakami”.

Te słowa oburzyły przede wszystkim tych, którzy swoją śląskość stawiają tu w opozycji do polskości. Zrozumieli, że Kościół na Śląsku odwraca się od nich i skomplikowanej historii, że nie mają już swojego arcypasterza.

Metropolita katowicki nawet nie próbował łagodzić swojego stanowiska. Rok później, w 90. rocznicę przyłączenia części Górnego Śląska do Polski, przypomniał, że ten powrót był przede wszystkim skutkiem samodzielnego, propolskiego ruchu Ślązaków.

„Wstyd mi za Ekscelencję”

Oddolny ruch miał pierwszego sojusznika w śląskiej rodzinie, która przez wieki przechowywała słowiańską kulturę, pielęgnowała język serca, którym dla większości Ślązaków był język polski, często w gwarowej formie – dodał metropolita.

Przeciwstawiał się próbom antagonizowania mieszkańców regionu, dzielenia ich na prawdziwych i nieprawdziwych Ślązaków, odżegnywaniu się od polskich korzeni.

Szczególnie mocno wybrzmiał jego sprzeciw wobec tworzenia „śląskiego narodu” i „śląskiego języka”. Reżyser Kazimierz Kutz napisał w jednym ze swoich felietonów: „Słowo Ekscelencji woła o pomstę do nieba! Wstyd mi za Ekscelencję”.

Metropolita katowicki przysporzył sobie kolejnych wrogów wśród tych, którzy powstania śląskie uważali za zło, jakie miało spaść na Ślązaków z powodu bratobójczej walki. A także tych, którzy domagali się nadania Ślązakom statusu grupy etnicznej i uznania gwary śląskiej za język regionalny. Poczuli się wykluczeni i arcybiskup zostawił ich z tym problemem.

Dwie wieże: kościoła i kopalni

Studiował w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie i w roku akademickim 1970-1971 odbył obowiązkowy, roczny staż pracy w kopalni „Walenty-Wawel”. Biskup katowicki Herbert Bednorz kilka lat wcześniej wprowadził w śląskim seminarium obowiązek pracy fizycznej tak, by alumni lepiej poznali, w jakich warunkach żyje i pracuje współczesny człowiek, bo to doświadczenie pomoże im w przyszłej pracy duszpasterskiej.

Wiktor Skworc pracował pod ziemią.

Najpierw dźwigałem ciężkie elementy do budowy chodników, ale w końcu awansowałem na pomocnika metaniarza – wspominał.

Dlaczego wybrał dla siebie tę najniebezpieczniejszą pracę, w kopalni?

Rytm naszego życia i pracy porządkowały dwie wieże: kościoła i kopalni – wyjaśniał. – Wieża kopalniana wyznaczała czas wyjścia ojca do pracy i jego powrót z kopalni, a wieża kościelna – nasze wychodzenie do kościoła. W ich cieniu wyrosłem. Wybrałem pracę w kopalni, gdyż mój ojciec przepracował jako cieśla górniczy 40 lat. Pomyślałem, że ja, jego syn, przez rok muszę tam wytrzymać.

TW „Dąbrowski” i „Wiktor”

Wiktor Skworc był sekretarzem biskupa katowickiego Herberta Bednorza, gdy w 1979 roku zaczął dogadywać się ze Służbą Bezpieczeństwa. Jakiekolwiek tłumaczenia duchownego, w świetle dokumentów IPN, nie są dla mnie wiarygodne. Nawet zakładając, że bezpieka miała wiele powodów, by kłamać w swoich sprawozdaniach. Dokumenty te przywołuje w książce „Księża wobec bezpieki” ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Po tzw. rozmowie werbunkowej, w październiku 1979 roku kpt. Jerzy Wach z Wydziału IV SB w Katowicach napisał, że ksiądz Skworc: „z racji zajmowanego stanowiska ma możliwość przekazywania wielu informacji dotyczących działalności ordynariusza, sufraganów i innych wpływowych kurialistów”. Kapitan Wach zanotował także: „Zobowiązania pisemnego od TW nie pobierałem. Uzgodniono jedynie, że będzie posługiwał się w kontaktach ze mną pseudonimem <<Dąbrowski>>”.

Pod koniec lat 80., obok pseudonimu: „Dąbrowski” pojawia się nowy – „Wiktor”.

Spotkania z oficerem prowadzącym, na życzenie Skworca, odbywały głównie poza miastem, w aucie esbeka. Z raportów wynika, że Skworc informował go m.in. o planach wyjazdowych bp Bednorza, w tym do Rzymu, o wizytacjach parafialnych, a nawet o przebiegu kolędy. W wyznaczonych przez SB zadaniach dla TW „Dąbrowskiego” były także zalecenia wymierzone przeciwko opozycjoniście Kazimierzowi Świtoniowi. Esbecja naciskała, by uniemożliwiał Świtoniowi aktywność polityczną w obiektach sakralnych. Z dokumentów wynika, że Skworc donosił, np. w jakich spotkaniach Świtoń brał udział.

Za przekazywane informacje nie przyjmował wynagrodzenia. „Zgodził się” tylko dwukrotnie przyjąć tzw. paczki delikatesowe, na urodziny.

„Zabrakło odwagi”

To fakty dość powszechnie znane, choć wątpliwości jest wiele. Zadziwia sam werbunek. W 1979 roku ks. Wiktor Skworc został zatrzymany w drodze z Ustki do Katowic. W bagażniku auta, którym podróżował, patrol milicyjny zauważył ekskluzywne, jak na tamten czas, produkty, m.in. puszki szynki, polędwicy w ilości „większej niż na potrzeby jednego konsumenta”. Ksiądz przestraszył się, że może zostać oskarżony o spekulację, więc wolał zostać wieloletnim donosicielem. Naprawdę?

Ks. Isakowicz-Zaleski przed opublikowaniem książki „Księża wobec bezpieki” w 2006 roku pisemnie poprosił Wiktora Skworca o opinię. Odpowiedzi nie otrzymał, ale wkrótce na łamach „Gościa Niedzielnego” ukazały się wyjaśnienia arcybiskupa sprowadzające się do tego, że „unikał rozmów na tematy personalne”, ale z kontaktów z SB wychodził „mało radykalnie”, wprawdzie zabrakło mu wówczas odwagi, przeprasza, niemniej może „wszystkim nadal patrzeć w oczy”.

Wierni o tamtej przeszłości swojego arcybiskupa nie zapomnieli. Nie wszyscy machnęli na nią ręką.

Piekarska ambona

Nawet pielgrzymowanie Ślązaków do sanktuarium w Piekarach Śląskich zachwiało poczucie świętości i jedności – za sprawą arcybiskupa właśnie. A Ślązacy od wieków chodzą do Piekarskiej Pani ze swoją codziennością i pobożnością. Idą tam słuchać o sprawach boskich i ziemskich. Nie bez powodów zwykło się mówić, że sanktuarium piekarskie jest najważniejszą amboną na Górnym Śląsku, bo to niekończący się dialog z każdą władzą. Stąd wołano o poszanowanie praw politycznych i społecznych. Stąd domagano się budowy świątyń i wolnych od pracy niedziel.

Po raz pierwszy wokół dorocznej pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców rozgorzała burza w 2019 roku. Metropolita katowicki abp Wiktor Skworc skłócił wiernych zapraszając do wygłoszenia homilii abp. Marka Jędraszewskiego, znanego z agresywnych wypowiedzi i ze straszenia współczesnym światem. Na znak protestu wielu Górnoślązaków publicznie zapowiadało, że tym razem do Piekar nie ruszą. Najmocniej wybrzmiały słowa Aleksandra Lubiny, pedagoga, który w portalu: Wachtyrz.eu napisał: „W pielgrzymce do Piekar Śląskich chodziłem już jako dziecko z moim ojcem. To była nasza manifestacja niechęci wobec tego, co wtedy działo się na Górnym Śląsku. Mój ojciec nie zgadzał się na kłamstwa, poniżanie i odbieranie mu wiary. Z tych samych powodów ja nie pójdę na tegoroczną pielgrzymkę do Piekar. Nie zgadzam się na kłamstwa, poniżanie i osłabianie mi wiary”.

Nie pomogło tłumaczenie, że jest to nawiązanie do tradycji udziału arcybiskupów krakowskich w piekarskiej pielgrzymce i głoszenia przez nich słowa Bożego. Abp Jędraszewski nie przestawał bulwersować, gdy zasadę „zero tolerancji” wobec księży-pedofilów uznał za nazistowską i bolszewicką. Skazanie australijskiego księdza na sześć lat więzienia za molestowanie chłopców nazwał prześladowaniem chrześcijan. Był biskupem pomocniczym, kiedy abp Juliusz Paetz został oskarżony o molestowanie kleryków. Abp Jędraszewski publicznie go bronił.

Mimo protestów metropolita krakowski wystąpił w Piekarach Śląskich, ale tym razem ważył słowa.

Abp Skworc mówił wówczas, że „Do Matki Boskiej Piekarskiej przybywają pielgrzymi, którzy wiedzą, że to nie wiec i mają głęboko religijną motywację”. Znów były to tylko słowa.

Stalinogród zamienił się w Katowice

Może Cię zainteresować:

69 lat temu Katowice zmieniły się w Stalinogród. Obłąkany wymysł obłąkanej epoki

Autor: Tomasz Borówka

08/03/2022

Wojna z mediami

Wkrótce tej „religijnej motywacji” zabrakło właśnie abp. Skworcowi. Po raz kolejny wszedł w konflikt z wiernymi w maju 2021 roku właśnie w Piekarach Śląskich, także podczas dorocznej pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców, kiedy to chwalił przejęcie części rynku prasowego. Mówił: – Dziękujemy PKN Orlen za wykupienie od kapitału niemieckiego polskiej prasy lokalnej, a dostrzegamy tę zmianę w naszym „Dzienniku Zachodnim”.

Co chciał powiedzieć rządzącej partii, a co społeczeństwu?

– To była dziwna wypowiedzieć w kontekście mszy świętej i tej ważnej pielgrzymki – komentował ksiądz Isakowicz-Zaleski. – Arcybiskup w ogóle nie powinien zabierać głosu na tematy polityczne. To, czy właścicielem tej lub inne gazety jest polski albo niemiecki kapitał, nie jest sprawą arcybiskupa.

Sporo było w tej wypowiedzi triumfalizmu. Wreszcie udało się przejąć choć niektóre gazety krytykujące Kościół i teraz to będą nasze media? Opublikują teksty, które się arcybiskupowi podobają?

Samorządowiec i działacz regionalny Joachim Otte nie miał wątpliwości, że arcybiskup Skworc opowiedział się tylko po jednej stronie jakieś sprawy. – Pochwalił władzę za to, że przejęła wolną prasę – komentował.

„Kościół utracił moralny mandat”

Piotr Polmański, były działacz opozycyjny i poseł jest surowszych w swych ocenach: – Arcybiskup pokazał tendencyjność i stronniczość Kościoła, przychylność obecnie rządzącej partii. – Nie jest normalne, kiedy Kościół aspiruje do kontrolowania politycznej władzy na różnych jej szczeblach, ale niezwykle groźna dla demokratycznego państwa jest sytuacja, w której władza ma swój Kościół. Odnoszę wrażenie, że właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia, a wypowiedź abp. Skworca jest tego dowodem. Kościół, zwłaszcza hierarchiczny, utracił dziś moralny mandat, by odgrywać rolę duchowego nauczyciela.

Sanktuarium piekarskie nigdy nie było wolne od polityki i bieżących problemów. Jednak tamta wypowiedź arcybiskupa Skworca szczególnie zabolała dziennikarzy, bo wkrótce wielu z nich straciło pracę. Co to za kapłan, który pochwala pozbawianie ich środków do życia tylko dlatego, że dotąd starali się dobrze wykonywać swój zawód?

Abp Wiktor Skworc od początku swojej posługi w Katowicach często gościł w lokalnych mediach, nigdy nie odmawiał im współpracy. W pierwszych latach urzędowania organizował nawet dla wybranych dziennikarzy wielkanocne śniadania. Potem jednak takich spotkań unikał.

„Doszło do zaniedbań”

Przeszłość dopadła abp. Wiktora Skworca, jeśli nawet starał się o niej zapomnieć. Obok wikłania się w agenturalność, co wciąż kładzie się cieniem na jego życiorysie, mamy nie do końca ocenioną sprawę pedofilii w diecezji tarnowskiej, gdzie abp Wiktor Skworc był metropolitą w latach 1998–2011. Stolica Apostolska wszczęła przeciwko niemu postępowanie dotyczące wykorzystywania seksualnego małoletnich przez dwóch kapłanów kierowanej przez niego diecezji. Arcybiskup wiedział o molestowaniu dzieci, w jednym wypadku powiadomili go nawet o tym rodzice i dyrektor szkoły. Zamiast księży ukarać, przenosił ich w inne miejsca. Jednego z nich do innej parafii, a drugiego do pracy na Ukrainie, gdzie także dopuścił się molestowania. Mamy więc teraz także skandal międzynarodowy.

Abp Skworc nie powiadomił Watykanu o tej sytuacji, wbrew przepisom Jana Pawła II, co też jest poważnym zarzutem pod jego adresem. Co z odpowiedzialnością karną? Prokuratura w Tarnowie prowadzi śledztwo, wciąż in rem czyli w sprawie. Nikomu zarzutów nie przedstawiła. Śledztwo monitoruje Państwowa Komisja ds. Pedofilii, jest stroną w tym postępowaniu.

Abp Skworc próbował najpierw umniejszać swoją rolę, że być może źle ocenił kapłana, że sprawa wymaga wyjaśnień... Jakby bezmiar cierpienia skrzywdzonych dzieci nie poruszył jego sumienia. W połowie 2021 roku już bez owijania w bawełnę przyznał, że doszło z jego strony „do zaniedbań”, zwraca się „ze szczerą i pokorną prośbą o przebaczenie”.

Z funkcji rezygnować nie zamierza

Nadal jednak próbuje minimalizować swoje straty, zabezpiecza tyły. Gdy wykorzystywaniem seksualnym dzieci przez podległy mu kler zajęła się Stolica Apostolska, złożył rezygnację z członkostwa w Radzie Stałej Konferencji Episkopatu Polski i z funkcji przewodniczącego Komisji ds. Duszpasterstwa KEP. Wniósł do papieża o wyznaczenie arcybiskupa koadiutora czyli swojego następcy. Zobowiązał się też wesprzeć finansowo – z prywatnych środków – wydatki diecezji tarnowskiej związane ze sprawami wykorzystania seksualnego.

Abp Skworc, zrzekł się także tytułu honorowego obywatela Tarnowa, gdzie był ordynariuszem diecezji ponad 13 lat. Od tamtego czasu po Tarnowie krąży dowcip o jego szczególnych zasługach w rozmodleniu wiernych. Modlili się gorąco, by... odszedł z ich diecezji.

Z funkcji metropolity katowickiego abp Wiktor Skworc rezygnować nie zamierza. Nadal więc żył będzie w pałacu.

Decyzją papieża Franciszka, w grudniu 2021 roku arcybiskupem koadiutorem archidiecezji katowickiej został abp Adrian Galbas, rodem z Bytomia. Po zakończeniu posługi przez abp Wiktora Skworca, zostanie jego następcą. Kiedy? Może w maju 2023 roku, gdy abp Skworc przejdzie na emeryturę w wieku 75 lat?

Jakie spadną obowiązki na arcybiskupa koadiutora po 5 lutym 2022 roku, gdy liturgicznie rozpocznie posługę w Katowicach? Podobnie, jak pozostali biskupi pomocniczy, będzie wspierał ordynariusza w bieżących działaniach duszpasterskich. W archidiecezji katowickiej jest już trzech biskupów pomocniczych. Do tego metropolita i arcybiskup senior, a teraz także arcybiskup koadiutor.

Przypodobać się władzy

Abp Skworc na kartach książki „Relacje kościół-państwo na Górnym Śląsku w latach 1945-1989. Konflikt ideologiczny” deklaruje także: „Kościół nie może utożsamiać się z jakąś konkretną siłą polityczną czy partią”, choć „może nam być z konkretnym ugrupowaniem politycznym bardziej lub mniej po drodze”. Na co dzień jednak manifestuje stronniczość Kościoła, przychylność obecnie rządzącej partii – Prawu i Sprawiedliwości.

Metropolita katowicki ma za co być wdzięczny władzy PiS. Otrzymał od rządu Mateusza Morawieckiego 40 mln zł na remont piwnic katowickiej katedry i urządzenie tam „jakiegoś” Panteonu Górnośląskiego. Za parę miesięcy wywoła więc kolejną burzę, gdy otworzy tę wystawę, bo już podzielił wokół niej Ślązaków. Obiecał dwa lata temu publiczną dyskusję na temat tego, kto powinien zostać upamiętniony w takim miejscu i, jak dotąd, słowa nie dotrzymał. Sam napisał listę wyróżnionych Ślązaków.

Nie przestaje zadziwiać, na przykład, niefortunnym listem do rodziców na rozpoczęcie roku szkolnego 2019 roku. Apelował w nim o czujność, bo niektóre samorządy chcą wprowadzić zajęcia z „edukacji seksualnej i tzw. edukacji antydyskryminacyjnej”, które mogą prowadzić „do deprawacji młodego pokolenia i podania w wątpliwość ich tożsamości” Co może być złego w edukacji antydyskryminacyjnej?

Dyskusje, które do niczego nie prowadzą

Po 1989 roku Kościół nie musi zabierać głosu nasyconego sprawami bieżącymi, chyba że dotyczą sfery moralnej.

– Ludziom żyje się ciężko, zwłaszcza w tych pandemicznych czasach. Są zagubieni, woleliby pewnie posłuchać czegoś ku pokrzepieniu serc, o Bogu Miłosiernym, a nie o codziennych sporach – mówi Grzegorz Franki, prezes Związku Górnośląskiego.

Tymczasem metropolita katowicki wciąga wiernych w dyskusje, które do niczego krzepiącego nie prowadzą. Dotyczy to także polityki kadrowej. Od miesięcy w Parafii NSJ i św. Jana Bosko w Katowicach ludzie nie przestają pytać, dlaczego arcybiskup zabrał im światłego proboszcza, który pokazywał Kościół nowoczesny i przyjazny?

Z ubiegłorocznych badań CBOS-u wynika, że w grupie trzydziestolatków niegdyś regularnie brało udział we mszy świętej 62 proc., a dziś jedynie 26 proc. Natomiast regularnie praktykujących osiemnastolatków doliczono się ledwie 23 proc. To skutek także tego, że hierarchowie, chronili kościelne skandale, że sprzyjają jednej władzy, co dziś zarzuca się również abp. Skworcowi. I przez to Kościół przestaje być wspólnotą uniwersalną, łączącą.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon