Generał, metropolita i rodzina rabina z Katowic. Splątane losy w cieniu historii

Nazwisko Szeptycki na Śląsku i Ukrainie rozbrzmiewa w dwojaki sposób: raz jako symbol siły odrodzonego państwa polskiego w Katowicach 1922 roku, innym razem jako akt cichego bohaterstwa w czasach Zagłady. Losy rodziny Chameidesów, od zasłużonych członków katowickiej gminy żydowskiej po uchodźców w okupowanym Lwowie, ukazują zmienność granic, tożsamości oraz moralnych wyborów w czasach największej próby. Ta historia to przypowieść o zawodności potęg tego świata i sile ludzkiego ducha.

Dwa oblicza nazwiska Szeptycki

Historia XX wieku na ziemiach polskich i ukraińskich obfituje w paradoksy. Losy ludzkie splatają się tu w nieoczekiwane wzory, często pod tym samym nazwiskiem rodowym kryjąc odmienne ścieżki życia i wybory moralne. Nazwisko Szeptycki rozbrzmiewa w tej opowieści dwojako. Raz, w Katowicach roku 1922, kojarzy się z manifestacją siły odrodzonego państwa polskiego – z generałem Stanisławem Szeptyckim wprowadzającym polskie wojsko do miasta, które miało stać się perłą w koronie II Rzeczypospolitej. Dwie dekady później, w mrocznych latach Zagłady w Galicji Wschodniej, to samo nazwisko staje się symbolem cichego bohaterstwa, aktu człowieczeństwa przekraczającego narodowe i religijne podziały. Ta dychotomia w obrębie rodziny o polsko-ukraińskich korzeniach podważa uproszczone narracje narodowe. Pokazuje, że w czasach próby indywidualne sumienie i splot okoliczności mogły okazać się ważniejsze niż przypisane role narodowe czy rodzinne.

W centrum tej opowieści znajduje się inna rodzina – Chameidesowie: rabin dr Kalman Chameides, uczony i duchowy przywódca katowickiej gminy żydowskiej, jego żona Trude z domu Koenigshoeffer i ich dwaj mali synowie, Leon i Herbert. Ich losy, związane z Katowicami – miastem, którego polski charakter ugruntował się w 1922 roku przy udziale generała Szeptyckiego – potoczyły się tragicznie. Wiodły przez ucieczkę, okupację, śmierć rodziców i cudowne ocalenie synów dzięki interwencji braci generała Szeptyckiego.

Dzieje rodziny Chameidesów – od szanowanych liderów wspólnoty w nowym polskim mieście po status uchodźców – dobitnie ilustrują kruchość egzystencji i dramatyczne koleje losu w burzliwej historii regionu. Ich historia staje się pryzmatem, przez który oglądamy zmienność granic i tożsamości, złożoną mozaikę stosunków polsko-żydowsko-ukraińskich, ciężar rodzinnych dziedzictw oraz indywidualne wybory moralne podejmowane wbrew historycznym uwarunkowaniom.

Czerpiąc inspirację ze wspomnień Leona Chameidesa zawartych w książce „Strangers in Many Lands” oraz z esejów jego ojca, rabina Kalmana, wydanych pośmiertnie pod znamiennym tytułem „Na krawędzi otchłani”, staramy się uchwycić nie tylko fakty, ale i echo minionych istnień. Pragniemy oddać refleksyjny, nieco melancholijny ton, właściwy opowieściom o „”cokołach przechodnich” – o tym, co w historii wydaje się trwałe, a okazuje się ulotne, i o tym, co kruche, a jednak zdolne przetrwać.

Rabin Chameides i polskie Katowice

Kalman Chameides urodził się 5 kwietnia 1902 w niewielkim galicyjskim sztetlu Szczerzec (ukr. Щирець), około 15 kilometrów na południe od Lwowa. Jego ojciec był pobożnym chasydem, pełniącym funkcję rytualnego rzezaka i kantora. Z powodu zawieruchy I wojny światowej Kalman musiał przerwać naukę w piątej klasie, kontynuując jedynie edukację religijną. Po zakończeniu wojny, która na tych terenach płynnie przeszła w konflikt polsko-bolszewicki, osiemnastoletni wówczas zdolny młodzieniec wyjechał do Wiednia, wsparty zbiórką funduszy wśród krewnych i innych członków gminy. Tam, częściowo jako samouk, nadrobił zaległości, zdał maturę i rozpoczął studia filozoficzne na uniwersytecie oraz naukę w wiedeńskiej szkole rabinackiej.

W czasie gdy studiował, Katowice – po burzliwym okresie plebiscytu i trzech powstań – na mocy decyzji Rady Ambasadorów przeszły pod polską administrację. Wśród mieszkańców – Polaków, Niemców, Żydów – nastroje były podzielone. Dla jednych była to historyczna sprawiedliwość i spełnienie narodowych aspiracji, dla innych – bolesna utrata ojczyzny i niepewność jutra w nowym państwie.

20 czerwca 1922 roku do Katowic wkroczyły oddziały Wojska Polskiego, witane entuzjastycznie przez polską ludność. Na czele wojsk jechał generał Stanisław Szeptycki, postać znacząca w odbudowującej się polskiej armii. Jego przybycie było symbolicznym aktem objęcia w posiadanie tej ziemi przez Rzeczpospolitą i ustanowieniem nowego porządku państwowego. Parada wojskowa, oficjalne ceremonie, powiewające biało-czerwone flagi – wszystko to miało manifestować trwałość polskiej władzy w regionie kluczowym dla gospodarki młodego państwa. Dla zróżnicowanej społeczności miasta, w tym dla środowiska żydowskiego, wkroczenie polskich wojsk oznaczało konieczność adaptacji do nowych warunków.

Wybór Stanisława Szeptyckiego do tej symbolicznej roli nie był przypadkowy, lecz sam w sobie odzwierciedlał złożoność procesu formowania się polskiego aparatu państwowego po I wojnie światowej. Arystokrata o polsko-ruskich korzeniach, potomek Zachariasza Aleksandra Szeptyckiego – miecznika przemyskiego w XVII wieku, a zarazem wnuk polskiego pisarza Aleksandra Fredry, były oficer armii austro-węgierskiej, był przykładem włączania do polskiej armii oficerów wywodzących się z różnych środowisk i wcześniejszych lojalności. Jego obecność w Katowicach podkreślała nie tylko siłę militarną, ale także zdolność państwa polskiego do przyjmowania w swoje struktury postaci o skomplikowanej przeszłości.

Budowa społeczności żydowskiej w nowym państwie

W 1925 roku – nadal w uznaniu jego wybitnych zdolności przez społeczność żydowską – Kalman Chameides otrzymał, ufundowane przez zamożnego Żyda z Włoch, roczne stypendium na nowo otwartym Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Po powrocie kontynuował studia rabinackie we Wrocławiu, w seminarium założonym w 1854 roku przez Zachariasza Frankla. Uczelnia ta, łącząca ortodoksyjną praktykę z nowoczesnymi metodami badawczymi i wymogiem świeckiego wykształcenia, była prekursorem konserwatywnego judaizmu.

Jesienią 1928 roku, jeszcze przed ukończeniem studiów przez przyszłego rabina, katowicka gmina żydowska potrzebowała kogoś do poprowadzenia modlitw podczas Wielkich Świąt, bowiem dotychczasowy rabin nie mógł wypełniać swoich obowiązków. Młody student wywarł na katowickich Żydach tak dobre wrażenie, że zaproponowano mu stanowisko rabina. W Katowicach poznał Trudę, siostrzenicę przewodniczącego gminy, która przyjechała z wizytą z Fürth w Niemczech. Pobrali się 24 września 1929 roku. Doczekali się dwóch synów: urodzonego w 1935 Leona i dwa lata później Herberta.

Katowice, pruskie od 1742 roku, przyznane Polsce decyzją Ligi Narodów po I wojnie światowej, były miastem o bogatej żydowskiej historii. Pierwsi Żydzi osiedlili się tam w 1825 roku. W latach 60. XIX wieku, gdy przybyli tam pradziadkowie Leona i Herberta ze strony matki, wspólnota liczyła 624 osoby (12% mieszkańców), a mimo to w wyborach w 1866 roku Żydzi zdobyli połowę miejsc w radzie miejskiej. W 1939 roku w Katowicach mieszkało 8327 Żydów (6,2% populacji). Strategiczne położenie miasta sprawiło, że odbywały się tu ważne konferencje żydowskie.

Posługa Kalmana Chameidesa skupiała się wokół imponującej Wielkiej Synagogi, ale jego działalność wykraczała daleko poza mury świątyni. Był cenionym uczonym, błyskotliwym mówcą, aktywnie uczestniczył w życiu społecznym. W 1937 roku został mianowany rabinem wojskowym dla żydowskich żołnierzy stacjonujących w Katowicach. Tymczasowo pełnił również obowiązki rabina w Będzinie. Aktywnie angażował się w działalność społeczną i edukacyjną. Był przewodniczącym katowickiego oddziału Przyjaciół Uniwersytetu Hebrajskiego, wspierał ideę rozwoju szkolnictwa wyższego wśród Żydów. Jako członek organizacji B’nai B’rith oraz licznych stowarzyszeń syjonistycznych i ogólnożydowskich przyczyniał się do wzmacniania więzi społecznych. Wspierał działalność młodzieżową, m.in. organizacji Bene Akiwa, promując edukację i świadomość narodową. Przyczynił się do zakładania szkół żydowskich, w tym szkoły Beis Jaakow. Starał się budować mosty między tradycją a nowoczesnością, między różnymi nurtami wewnątrz społeczności żydowskiej, która sama była mozaiką wpływów niemieckich i polskich, ortodoksji i asymilacji.

W 1931 roku rabin Chameides zaczął wydawać dwujęzyczną, polsko-niemiecką gazetę gminną, kierowaną do lokalnej wspólnoty żydowskiej. Egzemplarze odnalezione po latach przez syna Leona zawierają pisane podniosłym stylem eseje rabina, poruszające kwestie etyczne i egzystencjalne, narastający antysemityzm i niosące słowa otuchy. Cytaty z literatury polskiej, niemieckiej, angielskiej, hebrajskiej, łaciny i aramejskiego świadczą o erudycji autora. Pisał o miłości do Ziemi Izraela, ale też realistycznie oceniał grozę sytuacji. Już pod koniec 1932 roku stwierdzał z goryczą:

Naród żydowski jest przytłoczony bezmiarem cierpienia [...] Nasza młodzież marnieje [...] Naszą jedyną radością jest to, co kwitnie na Wschodzie, mianowicie w Ziemi Świętej [...] oczy milionów wierzących są zwrócone ku niej [...] naszej jedynej przystani na przyszłość”. W listopadzie 1933, w 15. rocznicę polskiej niepodległości, przestrzegał: „Nie możemy pogodzić się z myślą, że oświecony XX wiek mógł zrodzić średniowiecze [...] Ale czy będziemy jedynymi ofiarami tego niebezpiecznego szaleństwa? Czyż ta megalomania nie zawiera w sobie iskry nowej, krwawej wojny światowej [...] Mamy wspólnego wroga [...] który przy pierwszej okazji nie zawaha się podnieść miecza przeciwko wolności Polski”. Analizując argumenty Hamana z Księgi Estery w marcu 1935 zauważał: „Nasi uczeni wrogowie [...] chcą nas zniesławić i zdegradować [...] najpierw ogłaszają wyrok śmierci na naszego ducha, aby potem z czystym sumieniem pogrzebać naszą fizyczną egzystencję.

Życie żydowskie w międzywojennych Katowicach charakteryzowało się względnym dobrobytem. Instytucje gminy działały prężnie, a lokalna wspólnota, choć zróżnicowana, stanowiła integralną część miejskiego krajobrazu. Jednak pod powierzchnią pozornej stabilności narastały niepokoje. Napięcia polsko-niemieckie na Śląsku rzutowały także na sytuację Żydów, często postrzeganych przez pryzmat języka czy powiązań kulturowych. Co więcej, lata trzydzieste przyniosły w całej Polsce falę antysemityzmu, zarówno społecznego, jak i politycznego, która nie ominęła Katowic. Tytuł pośmiertnie wydanych esejów rabina Chameidesa, „Na krawędzi otchłani”, zdaje się proroczo oddawać atmosferę tamtych lat – poczucie zbliżającego się kataklizmu, mimo pozorów normalności.

Rozkwit życia instytucjonalnego katowickiej gminy żydowskiej pod kierownictwem rabina Chameidesa odbywał się w ramach państwa polskiego, którego struktury na Śląsku pomagał tworzyć generał Szeptycki w 1922 roku. Ten okres względnej koegzystencji okazał się jednak kruchy. Rosnący nacjonalizm i antysemityzm podważały jej fundamenty, pokazując, że formalna przynależność państwowa nie gwarantowała bezpieczeństwa ani równouprawnienia.

Tuż przed wybuchem II wojny światowej rabin przebywał w Anglii, gdzie oferowano mu prestiżowe stanowiska rabinackie. Pomimo możliwości pozostania za granicą zdecydował się wrócić do Katowic, aby wesprzeć swoją społeczność w trudnych czasach.

Wojna, ucieczka, holokaust i dramatyczne wybory

Wrzesień 1939 roku przyniósł kres międzywojennego świata. Niemiecka inwazja na Polskę rozpoczęła II wojnę światową. Katowice, jako miasto położone tuż przy granicy, zostały szybko zajęte przez Wehrmacht, a następnie włączone bezpośrednio do III Rzeszy. Dla społeczności żydowskiej oznaczało to natychmiastowe zagrożenie. Już 4 września spłonęła podpalona przez Niemców Wielka Synagoga.

W obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa rabin Kalman Chameides wraz z żoną i małymi synami podjęli decyzję o ucieczce w jego rodzinne strony, które po 17 września znalazły się pod sowiecką okupacją. Ucieczka z wcielonych do Rzeszy Katowic do zajętego przez Sowietów Lwowa była tragicznym wyborem mniejszego zła. We Lwowie rodzina Chameidesów, jak wielu innych uchodźców, doświadczyła utraty statusu i poczucia bezpieczeństwa. Rabin, pozbawiony swojej gminy i możliwości swobodnego działania, próbował w miarę możliwości podtrzymywać życie religijne w tych niezwykle trudnych warunkach.

Jednak prawdziwa katastrofa miała dopiero nadejść. 22 czerwca 1941 roku Niemcy w ramach operacji Barbarossa zaatakowały Związek Radziecki. Wojska niemieckie wkroczyły do Lwowa 1 lipca. Wcześniej sowiecka tajna policja, NKWD, zamordowała tysiące ukraińskich więźniów politycznych. Gdy odkryto ich ciała, ludność ukraińska wyładowała swą wściekłość na Żydach. Dla Leona i Herberta był to pierwszy w życiu pogrom. Widzieli ludzi wywlekanych z domów, bitych, zmuszanych do mycia bruku szczoteczkami do zębów. Ich babcia, posiniaczona i krwawiąca, była dumna, że nie dała się wyciągnąć tłumowi z domu. Zanim Niemcy położyli kres pogromowi, zginęło około dziesięciu tysięcy Żydów z okolic Lwowa.

Chameidesowie zostali umieszczeni w getcie, gdzie Kalman został powołany do wydziału religijnego w Judenracie. Getto lwowskie, choć mniej znane niż warszawskie czy łódzkie, było miejscem niemal całkowitej zagłady. W październiku 1941 było tam około 120 tysięcy Żydów; w listopadzie 1942 – 29 tysięcy; po likwidacji getta w kwietniu 1943 – 8 tysięcy. Gdy Armia Czerwona wyzwoliła Lwów 27 lipca 1944, żywych pozostało 823 Żydów. Najstraszniejsza „akcja” miała miejsce w sierpniu 1942, gdy zamordowano 50-60 tysięcy ludzi. Wtedy rodzice Leona musieli zrozumieć, że szanse na przeżycie są znikome.

Propozycja metropolity Szeptyckiego. Akt odwagi w czasach Zagłady

Ojciec, dzięki swoim kontaktom, dotarł do metropolity Andrzeja Szeptyckiego, głowy Kościoła unickiego (greckokatolickiego), brata polskiego generała. Kościół unicki, powstały na mocy unii brzeskiej w 1596 roku, stanowił próbę pojednania Kościoła rzymskiego i bizantyjskiego. Unici zachowali wschodnie tradycje (np. możliwość zawierania małżeństw przez księży), uznając jednocześnie zwierzchnictwo papieża. Ojciec Leona spotkał się z metropolitą Szeptyckim 14 sierpnia 1942 roku. Początkowo prosił w imieniu gminy żydowskiej o przechowanie sześciuset zwojów Tory. Szeptycki zgodził się, a następnie zapytał o rodzinę rabina. Wtedy ojciec poprosił o ukrycie synów. Metropolita, po konsultacji ze swoim bratem Klemensem, zgodził się, mimo obaw związanych z łatwym rozpoznaniem żydowskich chłopców. Szacuje się, że dzięki działaniom Szeptyckich ocalało około 150 osób, choć dokładne liczby nie są znane.

Na początku września 1942 roku ojciec przyprowadził synów do pałacu metropolity przy katedrze św. Jura we Lwowie. Chłopcy znaleźli się nagle w zupełnie obcym świecie. Leonowi nadano nowe imię – Lewko Kinski, które powtarzał bez końca, by wryło mu się w pamięć. Musiał nauczyć się ukraińskiego, nowych modlitw w języku cerkiewnosłowiańskim, zapomnieć o przeszłości i ukrywać swoje pochodzenie, zwłaszcza podczas kąpieli. Kapłani, którzy go ukrywali, ryzykowali życiem – za pomoc Żydom groziła natychmiastowa śmierć. Mimo to, jak wspomina Leon Chameides, nikt z ukrywających się nie został zdradzony, a po wojnie wszystkie dzieci wróciły do społeczności żydowskiej.

Wkrótce po oddaniu synów pod opiekę Szeptyckich Kalman Chameides został aresztowany. Według niektórych relacji aresztowania dokonała ukraińska policja pomocnicza, działająca pod niemieckim nadzorem. Dokładne okoliczności jego śmierci pozostają niejasne – prawdopodobnie zginął w obozie zagłady w Bełżcu lub podczas jednej z akcji eksterminacyjnych we Lwowie bądź jego okolicach. Żona podzieliła tragiczny los męża, prawdopodobnie zamordowana w tym samym okresie.

Leon spędził następne dwa lata w sierocińcu przy klasztorze studytów we wsi Uniów (ukr. Унів), w pięknym XIV-wiecznym kompleksie u podnóża Karpat. W sierocińcu, oprócz ukraińskich dzieci, było jeszcze dwóch żydowskich chłopców: Oded Amarant, późniejszy izraelski inżynier, który urodził się w Palestynie i został u dziadków w Polsce tuż przed wojną, oraz Adam Daniel Rotfeld, późniejszy profesor prawa międzynarodowego, dyplomata i minister spraw zagranicznych Polski. W tym samym czasie, na strychu domu nauczyciela we wsi, ukrywał się inny chłopiec – Roald Hoffmann, przyszły laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii (1981), a także poeta i dramaturg.

Wiosną 1944 roku front zbliżył się do Uniowa. W klasztornej piwnicy zorganizowano prowizoryczny szpital polowy, prowadzony przez medyka Witalija Matkowskiego. Dziewięcioletni Leon został jego pomocnikiem. Do jego zadań należało zbieranie i pranie bandaży ze zmarłych lub ciężko rannych żołnierzy. Po bitwach przeszukiwał las w poszukiwaniu zabitych Niemców, by zdobyć apteczki z materiałami opatrunkowymi. Niedziele były najlepsze, bo rodziny odwiedzające rannych dzieliły się z nim jedzeniem. Nauczył się wtedy, że nieszczęście jednego może być szczęściem drugiego.

Po wojnie. Losy ocalałych i pamięć o przeszłości

Gdy wkroczyli Sowieci, rozpoczęły się represje wobec Kościoła unickiego, postrzeganego jako wrogi prawosławiu. Aresztowano księży. Kiedy zginął brat metropolity, Klemens Szeptycki, Leonowi doradzono jak najszybszą ucieczkę. Udało mu się dostać wozem do Lwowa, do pałacu Szeptyckiego. Tam, podczas porannej mszy, rozpoznał swojego brata. Razem opuścili pałac. Pozbawionych rodziny braci przygarnęła niejaka Tola Wasserman, która sama straciła wszystkich bliskich. Chłopcy chodzili do rosyjskiej szkoły, a rok później wyjechali do Polski. Bycie Żydem nie było tam bezpieczne, ale bycie unitą również. Leon znów zmienił tożsamość, stając się Lesławem Kucharzewskim, rzymskim katolikiem. W 1946 wyjechali z Tolą Wassermann do Anglii.

Herbert, nie odnajdując się w Londynie, emigrował do Palestyny, zmienił nazwisko na Zwi Barnea i po udziale w wojnie o niepodległość Izraela został nauczycielem i założył kibuc. Dołączył do Mossadu i w 1956 roku działał w Austrii, pomagając w sprowadzaniu Żydów z Węgier podczas powstania węgierskiego przeciw Rosjanom. Później uznał aktywność w Mossadzie za „nonsens” i postanowił studiować nauki przyrodnicze. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie uzyskał dyplom z fizyki, a następnie przeniósł się do Australii, gdzie zrobił karierę jako profesor fizyki na Uniwersytecie w Melbourne.

Leon Chameides w 1949 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie dzięki wsparciu HIAS i Yeshiva University podjął studia medyczne w Albert Einstein College of Medicine. W 1967 roku przeniósł się do Hartford, gdzie był założycielem i przez 30 lat kierownikiem oddziału kardiologii dziecięcej w Hartford Hospital oraz Connecticut Children’s Medical Center. Przez 10 lat był też kierownikiem oddziału pediatrii w Hartford Hospital oraz profesorem klinicznym pediatrii w University of Connecticut School of Medicine. W 1961 roku ożenił się z Jean, którą poznał w Rochester, gdzie pracowała jako sekretarka na oddziale pediatrii. Mają dwóch synów i córkę.

Leon Chameides wziął 27 czerwca 1989 udział w ceremonii odsłonięcia pomnika w Katowicach, który stanął na placu, gdzie wcześniej znajdowała się synagoga. Wraz z nim do Katowic przyjechali jego córka i zięć. Podczas ceremonii Leon odśpiewał modlitwę za zmarłych, a potem spotkał się z ocalałymi członkami gminy. Udało mu się odwiedzić cmentarz i groby swoich pradziadków. Jego syn odmówił przyjazdu do Polski.

Dzieje ich wybawców również potoczyły się różnymi torami. Metropolita Andrzej Szeptycki zmarł jeszcze w czasie wojny, w 1944 roku. Pozostaje postacią czczoną przez wielu Ukraińców, ale jego ocena w pamięci polskiej i żydowskiej jest bardziej skomplikowana, co sprawia, że mimo licznych świadectw o ratowaniu Żydów Instytut Yad Vashem do dziś nie przyznał mu tytułu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Jego brat, Klemens Szeptycki, zginął jako męczennik w 1951 roku. Jego postawa w czasie wojny i późniejsze losy sprawiły, że został beatyfikowany przez Kościół Katolicki, a Yad Vashem uhonorował go tytułem Sprawiedliwego. Generał Stanisław Szeptycki, po wojnie odsunięty od życia publicznego, zmarł w Polsce w 1950 roku, zapamiętany głównie w kontekście historii polskiej wojskowości.

Wracając do punktu wyjścia, do Katowic roku 1922: generał Stanisław Szeptycki pomógł postawić fundament pod polskie Katowice – cokół, na którym rabin Kalman Chameides budował życie swoje i swojej wspólnoty. Okazało się jednak, że był to fundament tragicznie kruchy, który runął pod naporem wojny i ludobójstwa. Gdy zawiódł porządek państwowy, który reprezentował Stanisław, ratunek nie nadszedł od struktur państwa, lecz z zupełnie innej sfery – religijnej, rodzinnej i ponadnarodowej – uosobionej przez jego braci. Cokoły władzy państwowej i porządku społecznego okazały się ulotne.

Tym, co przetrwało, była pamięć, utrwalona m.in. w świadectwie Leona Chameidesa, moralna odwaga jednostek i więzi rodzinne. Historia tych dwóch rodzin staje się przypowieścią o nieprzewidywalności losu, zawodności potęg tego świata i niegasnącej sile ludzkiego ducha, zdolnego do heroizmu nawet w najciemniejszych czasach. To właśnie te nieoczekiwane interwencje moralnej odwagi, przebijające się przez gruzy zawalonych porządków, nadają sens poszukiwaniom śladów przeszłości.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama