W 2026 roku minie 55 lat od śmierci tego niezwykle wszechstronnego człowieka – górnika, rzeźbiarza, fotografa i społecznika. Choć niemal całe życie związany był z Ligotą, przyszedł na świat w Brynowie w 1878 roku. Rodzinny dom stał w pobliżu dzisiejszej ul. Janusza Przyklinga. Już jako „bajtel” był ciekawy wszystkiego wokół. W wieku sześciu lat, podczas odpustu w Bogucicach, zachwycił się konikami na karuzeli – być może właśnie wtedy objawiło się jego przyszłe zamiłowanie do rzeźbienia. Pasąc kozy, dłubał scyzorykiem w kawałkach drewna, a z czasem, by usprawnić pracę, przerobił ojcowskie stare kosy na własne narzędzia. Spryt miał od dzieciństwa – gdy podejrzał w folwarku maszynę parową, nie tylko postanowił skonstruować podobną, lecz wykonał dwie. Jedną sprzedał za 15 marek, a za zarobione pieniądze kupił narzędzia ślusarskie.
Siódmy górnik na „Wujku”
Naturalną drogą, po ojcu, został górnikiem. W 1893 roku podjął pracę najpierw w kopalni „Ferdynand”, a później w nowo uruchomionej „Oheimgrube” (dzisiejszej „Wujek”), gdzie zgłosił się jako siódmy pracownik i przez wiele lat pracował jako maszynista wyciągowy. Praca po 12, a nieraz i 14 godzin dziennie nie sprzyjała twórczości – wspominał po latach z żalem. Mimo to nie zniechęcił się: rzeźbił po nocach, a nawet w drodze do kopalni. Znajomi żartowali, że po wiórkach lipowych leżących na ścieżce można było poznać, , iż Pyka wracał z narzędziem w kieszeni. Rzeźbił także podczas przerw w pracy i w chorobie, leżąc w łóżku. Odkrył walory węgla tłustego (grafitowego) – twardego, lecz łatwego w obróbce i niebrudzącego. Jednorazowo wykupił około tony tego surowca, z którego korzystał przez wiele lat. Według rodzinnych przekazów w ciągu życia zużył około 90 furmanek drewna lipowego i blisko 10 ton węgla. Około 1900 roku ożenił się z Pauliną Mizerą. Kilka lat później, w 1905 lub 1906, oboje osiedli w familoku przy ul. Filarowej w Ligocie. Pyka stawał się coraz bardziej rozpoznawalnym rzeźbiarzem i „złotą rączką”, dlatego aktywnie włączył się w powstawanie kościoła i klasztoru w Panewnikach. Wykonywał elementy drewniane – m.in. rzeźbienia organowe – oraz kute żyrandole.
Ludwik Pyka czuł się Ślązakiem o polskich korzeniach – takie poczucie tożsamości wyniósł z domu rodzinnego oraz środowiska, w którym dorastał. Jak sam wspominał, jeszcze w młodości potajemnie prenumerował zakazane przez władze pruskie czasopismo o profilu socjalistycznym i niepodległościowym „Robotnik”, a treść przeczytanych artykułów przekazywał rówieśnikom. W powstaniach śląskich nie brał czynnego udziału z powodu choroby kręgosłupa, pomagał jednak powstańcom jako rusznikarz, zajmując się konserwacją i naprawą broni. W 1923 roku w Ligocie przy ul. Hetmańskiej odsłonięto Pomnik Powstańców, którego zwieńczeniem był orzeł wyrzeźbiony przez Ludwika Pykę.
Fotograf codzienności
Równolegle do pracy górniczej i działalności rzeźbiarskiej rozwijał pasję fotograficzną. To właśnie ona pozostawiła po nim jeden z najcenniejszych wizualnych zapisów dziejów Ligoty. Zachowane fotografie pokazują miejscowość taką, jaka była na co dzień – jako przestrzeń pracy, spotkań i intensywnego życia społecznego mieszkańców.
Najwięcej jest zdjęć wydarzeń publicznych: pochodów, uroczystości i zgromadzeń. Widać orkiestry dęte, poczty sztandarowe oraz tłumy ludzi idących ulicami, groblami i nasypami wśród przemysłowego krajobrazu Ligoty. Dzięki Pyce utrwalone zostało także samo otoczenie, w którym toczyło się codzienne życie – ulice, domy oraz zakłady przemysłowe. W zbiorze pojawiają się także fotografie sportowe. Możemy zobaczyć stadion drużyny piłkarskiej „Ligocianka”, jej zawodników stojących przed meczem w wyjściowym składzie, a także ujęcia z gry – piłkarzy goniących za futbolówką na ligockim boisku. Część zbioru stanowią zdjęcia dokumentujące działalność lokalnych organizacji, stowarzyszeń i zespołów muzycznych działających w dwudziestoleciu międzywojennym, między innymi „Sokoła”, Związku Powstańców Śląskich, Stowarzyszenia Matek Polek, Sodalicji Mariańskiej, Zespołu Mandolinistów oraz Chóru „Lutnia”.
Wyjątkową wartość mają fotografie o charakterze kameralnym, wykonywane w domach i warsztatach pracy. Utrwalają one Ligocian w czasie codziennych zajęć, muzykowania oraz spotkań rodzinnych i świątecznych. Ważne miejsce zajmują także portrety mieszkańców – dzieci, dorosłych i osób starszych, a także fotografie zmarłych, utrwalanych w trumnach, zgodnie z ówczesnym obyczajem.
Razem zbiór Ludwika Pyki obejmuje zarówno wydarzenia publiczne, jak i prywatne sceny z życia ligockich rodzin. Wiele z utrwalonych na fotografiach domów i zabudowań, a także wszystkie zakłady przemysłowe funkcjonujące w Ligocie w tamtym czasie, dziś już nie istnieją, co nadaje tym obrazom szczególną wartość dokumentalną. Dla współczesnych mieszkańców katowickiej dzielnicy zdjęcia te są także źródłem pamięci rodzinnej – pozwalają rozpoznać bliskich, odnaleźć twarze krewnych i fragmenty świata, który zniknął z krajobrazu dzielnicy, lecz przetrwał w fotograficznych kadrach Pyki.
Lata 20. i 30. przyniosły pełny rozkwit jego twórczości rzeźbiarskiej i fotograficznej. Opracował technikę fotomontażu, a po przejściu na emeryturę – związanym z budową własnego domu przy ul. Zgody w 1933 roku – działał artystycznie jeszcze intensywniej. Wykonywał ołtarze, krucyfiksy, rzeźby figuralne, świątki, obudowy zegarów, kałamarze, szkatułki i świeczniki. Jego prace trafiały do wielu krajów Europy, a jedna z wykonanych z węgla tłustego szkatułek została przekazana w Rzymie papieżowi Piusowi XI. W 1937 roku część jego rzeźb trafiła do Muzeum Etnograficznego w Krakowie. W czasie II wojny światowej pozostał w Ligocie. Pomnik Powstańców został zniszczony, jednak odbudowano go w 1963 roku – ponownie z orłem jego autorstwa. Wojna dotknęła także jego rodzinę: syn Józef został przymusowo wcielony do Wehrmachtu, lecz szczęśliwie nie trafił na front. Służył w formacji ratownictwa morskiego jako telegrafista.
Po 1945 roku Pyka z wyraźnym dystansem odnosił się do nowego ustroju. Jak wspominał jego wnuk, Michał Pyka, żartobliwie tłumaczył słowo „komunizm” jako połączenie „komuś” i „niszczyć” – bo „komunista to ten, co zabiera i niszczy”. Jednocześnie pozostawał człowiekiem niezwykle gospodarnym i szanującym cudzą własność. Nigdy nie palił, uważając, że pieniądze nie powinny „iść z dymem”. W jego pracowni panował twórczy rozgardiasz – pełno było starych przedmiotów, które „mogły się jeszcze przydać” i najczęściej rzeczywiście się przydawały. Mieszkańcy Ligoty przynosili mu rozmaite sprzęty do naprawy, wierząc, że „po pykowsku” da się je uratować.
Szczególne miejsce zajmowały lalki – naprawił ich kilka tysięcy, stając się lokalnym „specjalistą od dziecięcych cudów”. Dzieci chętnie odwiedzały jego warsztat: nie tylko przysłuchiwały się rozmowom i pomagały przy drobnych pracach, lecz także uczyły się tam podstaw rzeźbienia. Później często razem z nim odmawiały różaniec w ogrodzie. Pyka był człowiekiem głęboko religijnym. Jeszcze w bardzo podeszłym wieku codziennie pieszo wędrował na poranne Msze św. do klasztoru franciszkanów w Panewnikach, spędzając w kościele po kilka godzin. Gdy w 1967 roku dziennikarka „Trybuny Robotniczej” Zofia Zaremba odwiedziła wystawę jego rzeźb w katowickiej Ligocie, największe wrażenie zrobił na niej nie tylko dorobek artystyczny, lecz sam 89-letni autor – pogodny, żwawy i wciąż twórczo aktywny. Zapytany o sekret swojej energii, odpowiedział prosto: „Przeczytałem kiedyś w gazecie, żeby nie odpychać dobrych myśli. Więc nie odpychałem…”.
Ludwik Pyka zmarł w lipcu 1971 roku, mając niemal 94 lata. Spoczywa na panewnickim cmentarzu.
Grzegorz Płonka
Inne propozycje tytułu:
Ludwik Pyka
.
.
Może Cię zainteresować:
"Ciecze woda bez Ligota" oficjalnym hymnem dzielnicy. Radni podjęli historyczną uchwałę
Może Cię zainteresować:
