"Zawsze wiedział, co powiedzieć". Rozmawiamy z Dariuszem Kortką, współautorem książki o Mirosławie Hermaszewskim

Czy Mirosław Hermaszewski, zmarły 12 grudnia 2022 pierwszy polski kosmonauta, rzeczywiście cenił Górny Śląsk? Chcielibyśmy, bo lubimy jak nas chwalą, a tu chwalił nie byle kto. Ale Dariusz Kortko wątpi w to. Rozmawiamy ze współautorem książki "Ciężar nieważkości. Kulisy lotu Polaka w kosmos".

Bogdan Kułakowski
Mirosław Hermaszewski z górnikami kopalni "Lenin", 500 metrów pod ziemią

Czy Mirosław Hermaszewski naprawdę miał w estymie Górny Śląsk? Tak by wynikało z jego wypowiedzi.

Ale nie sądzę, by tak było. Hermaszewski potrafił wypowiadać się na potrzebę chwili, począwszy od tego, co usłyszeli od niego górnicy kopalni "Lenin" w Mysłowicach-Wesołej podczas wizyty w 1978 roku.

Mówił do ich wtedy: "Rozległa wiedza i praktyka, dyscyplina i dokładność w wykonywaniu zadań, koleżeńskość i zgranie kolektywu to cechy nas wyróżniające". Te słowa, w których pobrzmiewa uznanie i familiaryzm jakiś, sugestia wspólnoty zawodów górnika i kosmonauty, nie były szczere i spontaniczne?

Hermaszewski został wyselekcjonowany i wyszkolony również pod kątem takich sytuacji. Miał zresztą do tego naturalne predyspozycje. Jako polskich kandydatów do lotu w Kosmos dobrano najlepszych pilotów, jakich Polska wtedy miała. Ci ludzie fizycznie, wytrzymałościowo i jeśli chodzi o umiejętności, praktycznie niczym się między sobą nie różnili. A już sam Hermaszewski i jego ostateczny, bezpośredni konkurent, czyli Zenon Jankowski, naprawdę szli łeb w łeb. Czynnikiem, który przesądził o wyborze Hermaszewskiego do lotu kosmicznego, była jego zdolność do "pokazywania się". Był bardziej niż Jankowski ekstrawertyczny, bardziej przystępny, lepiej mówił, lepiej wypadał w telewizji, zawsze potrafił się odnaleźć w sytuacjach publicznych. To właśnie sprawiło, że Rosjanie go wybrali. Dzięki temu Hermaszewski zawsze wiedział, co powiedzieć. Był też przygotowywany i szkolony z tego, co jak ma mówić. Zatem będąc na Śląsku, musiał powiedzieć, że kocha Śląsk i Ślązaków, a górnicy są jak kosmonauci.

Z hutnikami analogicznie? Sławetny proporczyk Huty "Katowice" na pokładzie Sojuza 30, eksperymenty metalurgiczne na orbicie...

... które nie miały większego znaczenia. Podczas lotu Sojuza 30 nie prowadzono żadnych wielkich badań naukowych, w zamierzeniu miał on być wykorzystywany praktycznie tylko propagandowo. I tak też się stało. Hermaszewski był obwożony po całym kraju, także po śląskich zakładach, w tym hutach, miał tu otwarte spotkania z pracownikami i mieszkańcami - ale to był tylko jeden z regionów Polski, w których to wszystko się działo. Jeden z wielu przystanków. Nie wyobrażam sobie, by człowiek pochodzący z Wołynia, a zamieszkały na Dolnym Śląsku i bez żadnych związków ze Śląskiem Górnym, nagle mówi spontanicznie, że całe życie marzył o tym, by się spotkać z hutnikami i z górnikami, bo oni są tacy sami jak on, równie wytrzymali i wspaniali. Nie sądzę więc, by Hermaszewski miał tutaj jakieś szczególne sentymenty. Może nawet wręcz przeciwnie.

Wręcz przeciwnie?

W wyborach 4 czerwca 1989 roku Hermaszewski startował do Senatu. Kandydując z listy PZPR, nie dostał się oczywiście, bo przepadła ona w całości. Ale wcześniej miał na Śląsku przedwyborcze spotkanie z robotnikami, podczas którego padło pytanie o coś, czego on nienawidził - czyli o stan wojenny i jego uczestnictwo w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego. Jeden z robotników zapytał wtedy Hermaszewskiego, czy uważa, że powinien przeprosić za to, że był WRON-ie. I wtedy Hermaszewski publicznie to zrobił. Właśnie na Śląsku. Powiedział: "Tak, przepraszam za to, że brałem w tym udział". Nie było to miłe dla niego i nie mogło pozostać miłym wspomnieniem. Z własnego doświadczenia wiem, że nawet po wielu latach ciężko reagował na pytania o swój udział we WRON-ie.

Mirosław Hermaszewski

Może Cię zainteresować:

Hermaszewski a Śląsk. Polski kosmonauta pozostaje naszym symbolem ery kosmicznej

Autor: Tomasz Borówka

12/12/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon