POPŚLĄZAG: Bob Marley i Józef Skrzek

POPŚLĄZAG: Jak Bob Marley i Józef Skrzek spotkali się na jednej scenie w Roskilde. "Aż sie na rzici usiodłech"

Bob Marley. Pionier i król reggae. Znamy? No raczej. I Józef Skrzek. Nasz mistrz z Michałkowic. Znamy tym bardziej. Ale Marley i Skrzek na jednej scenie? Jak sądzicie, czym Marley poczęstował Skrzeka, gdy doszło do tego spotkania? To drugi odcinek naszego cyklu „POPŚLĄZAG”, którym opowiadamy naprawdę dobre historie z udziałem artystów rodem ze Śląska i Zagłębia.

Po pierwsze, Józef Skrzek. Nasz człowiek, Ślonzok od pokoleń. Muzyczny geniusz, multiinstrumentalista, który w innej rzeczywistości niż ta zgrzebnego PRL, byłby stawiany na równi z liderami Genesis, Pink Floyd czy Yes. Pardon, Józek Skrzek był stawiany na równi z tymi wymienionymi (swego czasu Skrzek miał nawet dostać propozycja dołączenia do Yes), bo w czasach największej świetności śląskie SBB należało do absolutnej ekstraklasy sceny rocka progresywnego w Europie. To jeden z zagranicznych krytyków, oczarowany występami kapeli podczas jednej ze swoich zachodnich tras, określił ją „najlepszym rockowym trio od czasu Jimi Hendix Experience oraz Cream”. Hendrix, Clapton i Skrzek. Grubo.

SBB
SBB w czasach świetności: Jerzy Piotrowski, Józef Skrzek i Apostolis Anthimos.

O Bobie Marleyu nie napiszę, dlaczego ważny i niezapomniany, bo każde dziecko to wie. W 1978 roku Marley był główną gwiazdą słynnego festiwalu Roskilde. On oraz m.in. Elvis Costello oraz Rory Galagher. Był 2 lipca 1978 roku. Występ Jamajczyka był oczywiście wydarzeniem wieczoru. Po nim na scenie zjawiło się SBB.

- Ameryka miała Woodstock, Europa miała Roskilde. To była najważniejsza scena festiwalowa na kontynencie – opowiadał mi kiedyś Józef Skrzek. - Graliśmy po Marleyu, było grubo po północy, więc nikt nie spodziewał się, że ktoś będzie jeszcze w stanie porwać publiczność. A nam się udało.

40 tys. widzów. Ktoś policzył, że żaden polski zespół nie zagrał jeszcze wtedy przed tak liczną widownią. A więc Marley kończy swój koncert, do wyjścia na scenę przygotowuje się śląski tercet. Jaka data? 2 lipca 1978 r. Gdzieś pomiędzy bisami król reggae dowiaduje się za kulisami, że Skrzek akurat tego dnia ma urodziny. Trzydzieste. Wraca na scenę, na której uroczyście odśpiewuje Józkowi „Happy Birthday”. Ale Marley miał coś jeszcze dla Józka.

To nie był cygaret

- Wraca za kulisy, uśmiecha się do mnie od ucha do ucha i zza pazuchy wyjmuje największego cygareta, jakiego w życiu żem widzioł – wspomina Skrzek.

Płyta SBB
Płyta SBB "Live in Roskilde 1978"

Nie, mili Państwo, to nie był cygaret. To nie był nawet papieros. To była ulubiona substancja Marleya, święte zioło poznania, gandzia.

- Zapalił, podał mi żebym się sztachnął. No dobra, to żech się stachnął, tak od serca. We łbie mi się zakręciło tak, że aż sie na rzici usiodłech. Ja zielony na twarzy, Marley się śmieje, a mnie chłopaki cucą, bo za 10 minut wychodzimy na scenę – opowiada Skrzek.

Śp. Wojtek Zamorski mówił mi kiedyś, jak podczas podróży autostopem po Europie, trafił przypadkiem na koncert SBB w Niemczech. On, głodny i strudzony, ląduje w garderobie zaprzyjaźnionej kapeli. Czym częstuje go Józek? Chlebem wiezionym z Michałkowic i domowym smalcem. „Największa wtedy polska kapela jedzie na koncerty do Europy i co ze sobą zabiera w trasę? Chleb z Siemianowic i krauzę z tustym!” - śmiał się Zamorski.

Skrzek nie pamięta, czy przed koncertem przypadkiem nie cucono go ślunsko klapsznitą, ale na scenę wyszedł. Ten występ po latach możemy usłyszeć na płycie „Live in Roskilde”. Królestwo oddamy za zdjęcia zza kulis.

Ciekawe, prawda? Za tydzień opowieść o tym, jak Wojciech Kilar dostał propozycję napisania muzyki do „Władcy pierścieni”.

Majewski

POPŚLĄZAG: "Batman", ten najsłynniejszy. Jack Nicholson jako Joker pali gangstera uściskiem dłoni. Obok siedzi kto? Nasz Lech Majewski