Jarosław Gwizdak
Tbilisi, Gruzja

Jarosław Gwizdak i podwójny kac w Tbilisi. Mieszanka Europy i Azji, podlana sowieckim sosem

Jarosław Gwizdak i podwójny kac w Tbilisi. Mieszanka Europy i Azji, podlana sowieckim sosem

autor artykułu

Jarosław Gwizdak

Mój telewizyjny idol – kucharz, pisarz, celebryta – Anthony Bourdain, potrafił zjeść i wypić wszystko. Każda jego telewizyjna obecność była afirmacją życia, pochwałą ucztowania, ale i źródłem informacji o miejscu, w którym biesiadował.

Odcinek Bourdaina o Gruzji pokazuje Tbilisi takim, jakie ono jest. Mieszanka Europy i Azji, podlana przy okazji sowieckim sosem. Architektura bardzo stara (tradycja miasta sięga 5 w. n.e.), komunistyczny brutalizm (wciąż wybieram się do siedziby narodowego banku Gruzji) i strzeliste wieżowce-biurowce. Wszystko na wyciągniecie ręki.

W Tbilisi wszystkiego jest dużo, ale najwięcej jest jedzenia. Porcje w knajpach należą do tych bardzo sporych. Nawet modne i nowoczesne restauracje opierają się trendom kuchni molekularnej, czy podawania mikroporcji. Wciąż łapię się na tym, że wystarczy zamówić jedno danie, które z reguły ma wymiar podwójnej polskiej porcji.

Anthony ustalił w Gruzji, że cała tutejsza kuchnia ma jeden podstawowy cel: ma zwalczać syndrom dnia następnego. Dania są przyrządzane po to, żeby pokonać kaca. Zawiesiste zupy, pełne wszelkich dobroci zapewne uratowały niejednego. Mnie też.

„Putin to zbrodniarz, Rosja to agresor”

Według oficjalnych danych, od 24 lutego 2022 r. do Gruzji przyjechało około 60 000 obywateli Rosji i około 20 000 obywateli Ukrainy. Za ofiary agresji chcą tu głównie uchodzić ci pierwsi, którzy nie mogą prowadzić swoich interesów w Rosji lub grozi im służba wojskowa (jak twierdzą).

Mam wielki problem, słysząc język rosyjski na tbiliskiej ulicy. Przed oczami stają mi obrazy z Buczy czy Mikołajowa. Pamiętam, co opowiadali o wojnie nasi katowiccy współlokatorzy spod Kijowa.

Wiem, że kto inny odpowiada za bezprecedensową agresję. Równocześnie mam świadomość, że 20 % terytorium Gruzji jest wciąż pod rosyjską okupacją, ale rosyjski jest rodzajem lingua franca tego kawałka świata.

Wybieram jednak takie miejsca w Tbilisi, gdzie na drzwiach lub w witrynach napisane jest, kto to Putin i co ma robić ruski okręt wojenny. Na szczęście mam w czym wybierać. Chociażby bar „Deda Ena” – z nazwą sieci wi-fi dosadnie określającą Putina czy restauracja „Czarny Lew”, drukującą na każdym rachunku dla klientów informację o rosyjskiej okupacji Gruzji.

We wtorek odwiedziłem bar „Deda Ena”. Od słowa do słowa, barman dość szybko dowiedział się skąd jestem. Postanowił przypieczętować nasze spotkanie kilkoma (o ile pamiętam) kieliszkami czaczy. Lokalny samogon, o nieustalonej mocy dość szybko wprowadził mnie w euforyczny nastrój.

Na syndrom dnia następnego najlepsza zupa

W środę w pracy było znacznie gorzej. Kolega zza biurka obok spoglądał z dużym zrozumieniem i zalecił, zupełnie jak Anthony B., miskę pożywnej zupy.

W czasie lunchu powlokłem się do pierwszej z brzegu restauracji z lokalną kuchnią. Miska zabielanego żółtkami rosołu z kurczaka (chikhirtma), do której szczodrze wrzucono jego ćwiartkę, posypana obficie świeżą kolendrą, zwróciła mi życie.

Z jednym kacem sobie poradziłem. Z tym drugim, językowym – powoli również sobie radzę. Pomogła mi w tym rozmowa z gruzińską ekspedientką. „Dlaczego mówisz do mnie po rosyjsku?” – spytałem. „Gdybym mówiła po gruzińsku, nie zrozumiałbyś przecież, a angielskiego nie znam” – odparła, wzruszając ramionami. Logiczne. Dlatego uczę się gruzińskiego.

Kawiarnia zdjęcie ulistracyjne

Może Cię zainteresować:

Jarosław Gwizdak: Katowice nie Florencja, ale powrót tu był „zielonym" oddechem. Tylko kawiarni mogłoby być więcej

Autor: Jarosław Gwizdak

13/07/2022

Mata

Może Cię zainteresować:

Jarosław Gwizdak: Raper na prezydenta! Jak nie w Polsce, to w Gruzji

Autor: Jarosław Gwizdak

28/07/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon