Marsz na zgodę

Jarosław Gwizdak: Śląska pamięć w erze Netflixa, czyli turbo-diesel patriotyzmu

Jarosław Gwizdak: Śląska pamięć w erze Netflixa, czyli turbo-diesel patriotyzmu

autor artykułu

Jarosław Gwizdak

Dawno żadna książka nie poruszyła mnie tak jak ostatnia książka Marcina Napiórkowskiego. „Naprawić przyszłość. Dlaczego potrzebujemy lepszych opowieści, żeby ocalić świat”, mimo że z założenia jest książką popularnonaukową, wciąga jak kryminał. Od lektury trudno się oderwać. Książka o opowieściach jest sama w sobie świetną opowieścią.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, publicystą Tygodnika Powszechnego i znawcą narracji, ale też (i to chyba najlepiej świadczy o jego eksperckiej wiarygodności) autorem libretta do musicalu „1989”.

Musical „1989” to hiphopowy spektakl o bohaterach „Solidarności”. Rapuje Kuroń, rapuje Danuta Wałęsowa. Przedstawienie kupują młodzi – bo opowiada ich językiem; spektakl jednocześnie wzrusza tych starszych, bo przypomina im ważne wydarzenie w historii Polski.

Napiórkowski jest też autorem książki „Turbopatriotyzm”. Książka podsumowuje polskie podejścia do miłości ojczyzny. Jednym z nich jest „softpatriotyzm”, drugim – tytułowy turbopatriotyzm.

Softpatriota cieszy się z otwartości, wolności i przede wszystkim patrzy w przyszłość. Turbopatriota lubi łopot flag, ważna jest dla niego tożsamość i celebrowanie przeszłości. Turbopatrioci z założenia przywracają godność tym, których softpatrioci pozostawili z tyłu w marszu ku przyszłości.

Jak opowiadać Śląsk?

Profesor Napiórkowski wyposaża czytelnika w bardzo istotną wiedzę. Obie jego książki powinny stanowić lekturę obowiązkową dla tych, którzy zmagają się na przykład z opowiadaniem o tożsamości.

Nie trzeba daleko szukać – u nas na Śląsku wciąż szukamy opowieści o tożsamości. Wciąż mam wątpliwość, czy śląski rząd dusz dzierżą softpatrioci czy ich turbo oponenci.

W sobotę przeszedł z Katowic kolejny „Marsz na Zgodę”. Uczestnicy od lat upamiętniają w ten sposób ofiary Tragedii Górnośląskiej. Wspominanie tragedii (a tych na Śląsku niestety nie brakuje) to ważny element turbopatriotyzmu.

W tym samym czasie śląskie i zagłębiowskie miasta starają się opowiadać swoją tożsamość na nowo w duchu softpatriotyzmu. Moje Katowice mają na przykład rozmaite szlaki spacerowe – murali, moderny czy himalaistów. Dąbrowa Górnicza staje się miastem rekreacji, a Sosnowiec – jak głosi jego hasło reklamowe – łączy.

Władze województwa i szereg lokalnych decydentów nie zapominają jednak o elementach turbopatriotycznych, w dodatku nawiązujących do regularnie celebrowanego „powrotu Ślaska do macierzy”. Już 1 lutego 2023 r. na zamku w Toszku będziemy na przykład świętować „340 rocznicę odsieczy wiedeńskiej i pobytu Króla Jana III Sobieskiego w Gliwicach” pod patronatem marszałka województwa.

W ten sposób powstaje chyba „turbo-diesel-patriotyzm”, który wart jest zbadania przez profesora Napiórkowskiego.

Uważam, że próby wymyślenia „zawsze polskiego Śląska” nie odniosły jakiegoś gigantycznego sukcesu. Wahadło wychyla się częściej w stronę prawdziwych ludzkich historii i indywidualnej pamięci. A młodym ludziom Katowice kojarzą się głównie z festiwalami muzycznymi czy igrzyskami gier komputerowych.

Lokalny patriotyzm występuje u nas w wersjach soft i turbo. Myślę, że to dobrze. Być może znaleźliśmy w naszym miejscu na świecie złoty środek, w końcu w kopaniu mamy stulecia doświadczeń. Trzymajmy się ich i pielęgnujmy, pracując nad nową opowieścią o naszym regionie. Może taką, którą na pniu kupi Netflix?

Kawiarnia zdjęcie ulistracyjne

Może Cię zainteresować:

Jarosław Gwizdak: Katowice nie Florencja, ale powrót tu był „zielonym" oddechem. Tylko kawiarni mogłoby być więcej

Autor: Jarosław Gwizdak

13/07/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon