Jerzy Buzek: Zależność od ropy, gazu i węgla pcha nas na skraj klimatycznej zagłady, finansąc wojenną machinę Putina

Za 25-30 lat będą prawdopodobnie tylko dwa nośniki energii: prąd i wodór, który ma szansę być kołem zamachowym nowej zielonej rewolucji przemysłowej i obniżania emisji CO2 w wielu gałęziach gospodarki - mówi Jerzy Buzek, śląski europoseł PO, były premier, komentując sytuację na rynku surowców, górnictwa i przyszłości gospodarki Śląska w obliczu skutków rosyjskiej agresji na Ukrainie.

Jerzy Buzek

Jak dotkliwy, w obliczu wojny w Ukrainie, czeka nas kryzys energetyczny w Europie?
W trakcie niedawnego pożegnania profesora Mariana Zembali powiedziałem, że rozbłyski rakiet i bomb Putina, które szósty tydzień spadają na Ukrainę, są jak elektrowstrząsy dla naszych serc: budzą z uśpienia, niemocy, bezruchu i nakazują działać. To porównanie dobrze pasuje również do odpowiedzi na pana pytanie. Eskalacja agresji Rosji wywołała bowiem u wielu przebudzenie czy olśnienie co do prawdziwych przyczyn kryzysu energetycznego w Unii. Zrozumiano, że Rosjanie to część problemu, a nie część jego rozwiązania.

Trzeba było olśnienia, by pojąć, do czego prowadzi Nord Stream 2?
Po kolei. Od jesieni mamy choćby rekordowo drogi gaz. To w dużej mierze wina rosyjskiego Gazpromu, który nie napełnił przed zimą swoich magazynów na terenie UE, po czym nie zwiększał dostaw i to mimo wysokich cen gazu. Zamiast zarabiać, wolał wymuszać uruchomienie Nord Stream 2, nowego rurociągu do Niemiec. Przypomnę, że musiał on najpierw - zgodnie ze znowelizowaną dyrektywą gazową, za przygotowanie której odpowiadałem - uzyskać certyfikat, że jest zgodny z prawem Unii i nie zagraża jej bezpieczeństwu energetycznemu. Sami promotorzy NS2 od początku poddawali w wątpliwość czy będą w stanie spełnić te warunki. Ostatecznie rząd niemiecki wstrzymał certyfikację, jeszcze przed inwazją Rosji na Ukrainę, w reakcji na uznanie przez Putina niepodległości samozwańczych „republik” Ługańskiej i Donieckiej. Dzisiaj projekt Nord Stream 2 jest martwy.

Mówi pan: „w Europie zrozumiano, że Rosja to problem”. Jest pan pewien, że zrozumiano?
Tak. Rosyjska wojna sprawiła też, że przed kolejną zimą jest otwartość państw członkowskich na wspólne zakupy energii z krajów trzecich. To cieszy, bo to powrót do pomysłu, który - przewodnicząc Parlamentowi Europejskiemu - przedstawiłem wraz z Jacquesem Delorsem w ramach Europejskiej Wspólnoty Energetycznej 12 lat temu. Od początku mocno popierał to PE i Komisja Europejska, ale blokowały rządy państw UE w Radzie - często z inspiracji swoich tzw. czempionów energetycznych. Na szczęście - to już wydaje się być przeszłością.

Zależność od rosyjskich surowców pcha nas do zagłady

Czy agresywna polityka Rosji i rozpętana wojna powinny zrewidować europejskie myślenie o Zielonym Ładzie i odchodzeniu od węgla?
Spójrzmy prawdzie w oczy: wspomniane już pociski i bomby, którymi wojsko Putina od tygodni barbarzyńsko ostrzeliwuje Ukraińców, ich domy, szpitale dziecięce czy przytułki, finansowane są także - niestety - z naszych pieniędzy za surowce energetyczne. Unia Europejska sprowadza z Rosji 46 proc. węgla, 40 proc. gazu i 27 proc. ropy naftowej - środki za to trafiają do rosyjskiego budżetu, przede wszystkim militarnego. Jeżeli możemy więc zareagować w jakiś naprawdę mądry i znaczący, a przy tym przyzwoity sposób na zbrodnie dokonywane przez Rosjan w Ukrainie, to tylko przyśpieszając - a nie opóźniając - naszą transformację energetyczną! Pamiętajmy: jej efektem ma być docelowo rezygnacja z gazu, ropy i węgla w ogóle. Tylko to skutecznie odetnie Kreml od naszych pieniędzy. To nie przypadek, że Putin był zawsze największym wrogiem Europejskiego Zielonego Ładu.

Na Śląsku już mówi się o renesansie górnictwa.
Używanie agresji Rosji na Ukrainę do atakowania - dla doraźnych celów wyborczych - polityki klimatycznej Unii jest żenujące, a jednocześnie - skrajnie szkodliwe i nieodpowiedzialne. Przypomina mi to identyczne próby, podejmowane 2 lata temu, w reakcji na wybuch pandemii koronawirusa. Paradoks polega na tym, że zarówno ten kryzys epidemiologiczny, jak i trwająca wojna są właśnie potwierdzeniem czemu polityka ta jest absolutnie potrzebna. COVID-19 pokazał jak złudne poczucie kontroli sytuacji przez ludzi może zamienić się nagle w dramatyczną bezradność wobec zagrożenia zewnętrznego - nie tylko globalnego ocieplenia. A rosyjska inwazja unaocznia to, o czym już mówiłem: zależność od ropy, gazu i węgla pcha nas na skraj klimatycznej zagłady, po drodze finansując wojenną machinę Putina. Dlatego uważam, że główne założenia Zielonego Ładu - cele redukcji emisji CO2 na 2030 i 2050 rok nie zmienią się. I na jedno, i na drugie zgodziły się zresztą na szczytach Rady Europejskiej w 2019 i 2020 r. rządy wszystkich krajów członkowskich, w tym Polska; jest to ponadto zapisane w Europejskim Prawie o Klimacie.

Wtedy jeszcze nikt nie wyobrażał sobie wojny.
Dlatego, choć strategia powinna pozostać bez zmian, pewnym modyfikacjom może ulec sposób jej realizacji.

Jakim modyfikacjom?
Pojawia się sporo pytań. Po pierwsze o większą rolę dla energetyki nuklearnej, nawet jeśli 20 proc. uranu UE importuje z Rosji. Swoją drogą, ten import należy przerwać. Po drugie o to, jak godzić szybsze odchodzenie od węgla - choćby w ciepłownictwie systemowym, tak kluczowym dla walki ze smogiem w naszych miastach – z ograniczaniem importu rosyjskiego gazu. Po trzecie czy rozszerzać unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS) na sektor budynków i transportu - sprawa ważna również dla Polski. Z czwartej - mamy pytania o wyższe cele dla odnawialnych źródeł energii czy efektywności energetycznej na 2030 rok.

Timmermans w kwietniu w Katowicach

To wszystko gigantyczne koszty, przy których - zwłaszcza dziś - pojawiają się wątpliwości gospodarcze czy nawet bytowe, zwłaszcza w Polsce, zwłaszcza na Śląsku.
Podkreślę tylko, że istotne jest nie samo ustalanie coraz ambitniejszych celów, ale - pełna determinacja w ich rzetelnym wypełnianiu. To wszystko, również to, o co pan pyta, będzie tematem naszego XIV Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach już za niecały miesiąc. Na moje zaproszenie udział weźmie w nim trzech wiceprzewodniczących Komisji Europejskiej - Frans Timmermans, Valdis Dombrovskis i Maroš Šefčovič oraz Komisarz ds. Energii, Kadri Simson. Będziemy wspólnie zastanawiać się jak pilnie zmniejszać zależność od surowców energetycznych z Rosji tak, by nie ucierpiała na tym konkurencyjność i wzrost naszej gospodarki, by nie uderzać w odbiorców indywidualnych i gospodarstwa domowe oraz nie zwiększać zjawiska ubóstwa energetycznego.

Opublikowany w marcu przez Komisję Europejską plan „REPower EU” zakłada odejście od rosyjskich paliw kopalnych na długo przed 2030 r. i jeszcze w tym roku zmniejszenie importu gazu z Rosji o dwie trzecie. Czy to w ogóle realne? I jak to się ma do Pakietu Wodorowo-Gazowego, którego sprawozdawcą jest Pan w Parlamencie Europejskim?
Oczywiście, że realne. A pakiet ma zapewnić konkretne rozwiązania prawne, które przybliżą nas m.in. do realizacji planu „REPower EU”. Podam konkretny przykład: mniej rosyjskiego gazu oznacza zapotrzebowanie na większe ilości płynnego gazu LNG, chociażby ze Stanów Zjednoczonych lub Kataru. Rośnie więc strategiczne znacznie terminali LNG - takich jak nasz w Świnoujściu czy za parę lat w Zatoce Gdańskiej. Ważne zatem, by utrzymać dla nich niższe stawki taryf przesyłowych. To brzmi może odrobinę technicznie, ale sprowadza się do jednego: by koszt odchodzenia od energii z Rosji był możliwie jak najmniej odczuwalny w portfelach Polek i Polaków czy dla naszych przedsiębiorców - zwłaszcza tych małych i średnich. Kolejny przykład - wspólne zakupy gazu przez UE, o których rozmawialiśmy na początku. Jeszcze jeden: uznanie magazynów gazu za infrastrukturę krytyczną i przyjrzenie się ich strukturze właścicielskiej. Operatorzy rosyjscy, na czele z Gazpromem, nie powinni mieć kontroli nad żadną, absolutnie żadną tego typu infrastrukturą energetyczną w Unii. To będzie na pewno jeden z priorytetów moich prac nad tym pakietem.
Do tego dochodzi sprawa bardziej długoterminowa: zapewnienie warunków rozwoju dla gazów niskoemisyjnych - biogazu, biometanu, wodoru. W tym celu niezbędne jest stworzenie jasnych ram prawnych i rozwiązań sprzyjających produkcji takich gazów w Unii, rozwojowi odpowiedniej infrastruktury i sieci. Jak pan widzi - tych „klocków” jest niemało. Jeśli się je jednak umiejętnie poskłada, to wierzę - wracając do pana pytania - że nasze szybkie uniezależnienie od gazu z Rosji jest na wyciągnięcie ręki.

Komisja Europejska opublikowała już projekt rozporządzenia w sprawie magazynów gazu. Jak one mają działać w praktyce?
Magazyny dostarczają 25-30 proc. gazu wykorzystywanego zimą - im więcej zapasów, tym mniejsze ryzyko przerw w dostawach czy manipulacji obliczonych na windowanie cen. W obecnych, niepewnych czasach, to zasoby na wagę złota. Dlatego musimy zdążyć przygotować stosowne rozwiązania przed następną zimą. Dziś wydaje się to może odległą perspektywą, jednak aby wszystkie magazyny w UE były wypełnione w 80 proc. przed 1 listopada (a taką właśnie polisę ubezpieczeniową proponuje KE; w kolejnych latach ma to być nawet 90 proc.), gaz do nich należałoby zacząć zatłaczać w zasadzie od zaraz. Stąd szybka ścieżka legislacyjna - z ramienia Parlamentu Europejskiego kieruję pracami nad ostatecznym kształtem tych przepisów. Zrobię wszystko, by zostały one przyjęte w najbliższych tygodniach.

Ceny uprawnień do emisji CO2 w dół

Takie kwestie jak wykorzystanie wodoru czy zgazowanie węgla krążą po rządowych programach dla Śląska od lat i zupełnie nic z tego nie wynika.
Za 25-30 lat będą prawdopodobnie tylko dwa nośniki energii: prąd i właśnie wodór, który ma szansę być kołem zamachowym nowej zielonej rewolucji przemysłowej i obniżania emisji CO2 w wielu gałęziach gospodarki. Myślę tu na przykład o przemyśle energochłonnym - branży stalowej czy chemicznej. W tym sensie wodór może stać się istotnym elementem dobrze pomyślanej i zaplanowanej strategii efektywnej i sprawiedliwej transformacji Śląska i Zagłębia; gwarantem zrównoważonego rozwoju całego regionu oraz atrakcyjnych i trwałych miejsc pracy. Czy tak się stanie? W dużej mierze zależy to od nas, to decyduje się „tutaj i teraz”. Trzeba jednak jak najszybciej wyjść poza zaklęty krąg rządowych programów i obietnic - nie tędy droga.

A jest jeszcze, postulowana np. przez związki, droga pośrednia? To znaczy: wykorzystanie węgla, ale w czystych technologiach energetycznych?
Myślę, że dążenie do uniezależnienia się od rosyjskich paliw kopalnych - o czym już mówiliśmy – sprawia poniekąd, że każda technologia, która nas ku temu przybliża, jest warta rozważenia. Sam mówię: „wszystkie ręce na pokład”. Z drugiej strony, 24 lutego - wraz z rosyjską inwazją na Ukrainę - czas prezentacji w Excelu czy Power Poin definitywnie się skończył; nadszedł czas działania. Jestem wielkim zwolennikiem czystych technologii węglowych - promuję je od lat. Dzisiaj pytanie podstawowe brzmi jednak: czy mamy na to węgiel? Na razie główną bolączką rządu wydaje się być odcięcie od dostaw tego surowca z Rosji - stanowi on do 70 proc. węgla, który kupujemy zagranicą. Odrębną kwestią jest cena uprawnień do emisji CO2.

Czy wojna powinna zdecydowanie przyspieszyć procesy reformy ETS?
Gdy wybuchła wojna Rosji przeciw Ukrainie i pojawiły się pierwsze sygnały o odchodzeniu od rosyjskiego gazu - nawet kosztem dłuższego pozostawania przy bardziej emisyjnym węglu - ceny uprawnień na rynku ETS powinny były naturalnie podskoczyć do góry. A co się stało? Niespodziewanie spadły! Pojawiły się głosy, że to w wyniku działań rosyjskich podmiotów, które - w obawie przed unijnymi sankcjami - uciekały z systemu. Trudno to ocenić - myślę jednak, że cała sytuacja pokazała dobitnie, że rynek ETS jest dziś skrajnie nieprzewidywalny; i że naprawdę potrzebuje reformy w tym zakresie.

Chodzi o obniżenie cen tych uprawnień, czy raczej uregulowanie rynku?
Złożyłem taką poprawkę, z grupą europosłów z różnych krajów członkowskich. Chodzi o ograniczenie dostępu do systemu ETS tylko do podmiotów, które kupują uprawnienia do emisji CO2 na własny użytek - lub w ich imieniu. Mam nadzieję, że ostatecznie uda się przekonać do tego większość moich koleżanek i kolegów w komisji ITRE (Komisja Przemysłu, Badań Naukowych i Energii Parlamentu Europejskiego).

Co to oznacza dla Śląska?
Dopóki większość energii elektrycznej nadal wytwarzać będziemy z węgla, jest istotne, by zbyt wysokie ceny uprawnień ETS nie uderzały w konkurencyjność naszej gospodarki czy konsumentów indywidualnych.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon