Niektóre imprezy mają już trzydziestoletnią tradycję, choć ja odkryłem je kilka lat temu, mieszkając w Chrzanowie. Szukałem innych koncertowych wydarzeń, kiedy upadał Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej w Wygiełzowie, a Zagłębiowski Festiwal Organowy dopiero się rodził. Długo żałowałem miejscowej imprezy, lecz z drugiej strony – gdyby tamte miały się dobrze, do dziś nie odkryłbym tych śląskich. I powiem to z pewną zazdrością – lepszych.
Jesienne festiwale muzyki organowej i kameralnej na Górnym Śląsku
Festiwali muzyki organowej oraz muzyki kameralnej przybywa w Polsce stale od lat, więc wybór jest duży. Do tego są organizowane koncerty jako osobne wydarzenia, poza wszelkimi festiwalami. Są też festiwale muzyki różnej, podczas których pojawiają się pojedyncze koncerty nieco poważniejszej muzyki. Postanowiłem jednak opisać pięć z kilkunastu, które znam dobrze oraz jeden, którego nie polecam. Kluczem wyboru jest miejsce (wschód Górnego Śląska), oraz czas (późne lato i jesień). Są też festiwale wiosenne, na których opisanie przyjdzie czas.
Wszystkie festiwale, które opisuję, to imprezy organizowane przy wsparciu samorządów, a wejście na koncerty prawie zawsze bezpłatne. To oczywiście ma zalety z punktu widzenia melomanów, ale wiąże się z pewnymi mankamentami.
I
tak – na widowni znajdują się czasem przypadkowe osoby, które nie
zawsze umieją się podczas koncertu zachować – wychodzą lub wchodzą w
trakcie trwania utworów zamiast zaczekać do przerwy, odwijają
cukierki z szeleszczących papierków (ostatnio zdarzył się pan z
bułką w papierowej torbie!), gadają lub przychodzą chorzy i kaszlą.
Zdarza się też (na
szczęście coraz rzadziej) że osoby fotografujące na zlecenie
organizatorów lub sponsorów uważają, że ich dobre zdjęcie jest
ważniejsze, niż muzyka, przez co cały czas się kręcą, nachalnie
wkraczają między muzyków a widownię i strzelają szybkimi
lustrzankami niczym z karabinu.
Obie
te nieprzyjemne okoliczności na biletowanych wydarzeniach zdarzają
się dużo rzadziej, niż na tych otwartych.
Ponieważ
jednak muzyka tutaj wykonywana bardzo często jest wspaniała i
niepowtarzalna, skoncentrujmy się na niej. A dlaczego jest
niepowtarzalna?
W przypadku organów to dość oczywiste – każdy
instrument jest inny i każde wnętrze, w którym je zainstalowany,
ma inną akustykę, zatem każde wykonanie jest jedyne w swoim
rodzaju i prawdopodobnie nigdy się już nie powtórzy.
Ale
i wykonania muzyki kameralnej są wyjątkowe. Co prawda głosy i
instrumenty muzyków te same w różnych miejscach, ale akustyka
miejsc oraz ten konkretny nastrój miejsca – to, coś, co zdarzy
się ten jeden raz.
Najlepsze pięć festiwali. Kolejność nieprzypadkowa – od bardzo dobrych do wspaniałych
Festiwal im. Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego
Wrześniowa impreza, która w tym roku świętuje jubileusz dwudziestolecia, to przede wszystkim festiwal muzyki wykonywanej przez składy kameralne, choć sporadycznie zdarzają się też w jego trakcie wykonania organowe. Koncerty odbywają się w soboty i niedziele, w różnych salach różnych miast, a lista miejsc różni się każdego roku nieznacznie. Choć są punkty żelazne, takie jak kościół pw. Św. Jacka w Bytomiu, jako że patron festiwalu – prawdopodobnie najbardziej znany polski i śląski kompozytor epoki baroku – pochodził z Rozbarku. W ostatnich latach jeden z koncertów odbywa się w Krakowie, gdzie Gorczycki tworzył.
Spotkałem się z zarzutem, że wykonawcy przez kilka lat z rzędu się w dużej części powtarzają, co akurat jest prawdą. Ale to zaleta! Krakowska „Capella Cracoviensis”, warszawska „Polska Opera Królewska” czy katowicka „Camerata Silesia” (w tym roku świętuje 35. urodziny!) to absolutnie najwyższy poziom, podobnie zresztą soliści. Jakże to mogłoby być wadą?
A czy są jakieś minusy? Coraz mniej. W ubiegłych latach zdarzały się koncerty z nagłośnieniem, co jest nie tylko degradacją muzyki, ale i zupełnie zbędne. Na szczęście chyba ktoś to zrozumiał, bo w tym roku nie trafiłem jeszcze na koncert z takim wspomaganiem. Prawdopodobnie jedynym pozostał coroczny koncert klawesynowy w pałacu w Rybnej, przez co tam nie jeżdżę, mimo świetnych solistów tam występujących. Całkowicie nieakceptowalne jest użycie elektronicznego fortepianu lub klawesynu zamiast instrumentów akustycznych, co też pamiętam i nie były to koncerty, które dobrze wspominam. Psują nastrój nagrane wcześniej hałaśliwe zapowiedzi, które odtwarza się przez głośniki. Także konferansjer (dyrektor festiwalu i Filharmonii Śląskiej w jednej osobie Adama Wesołowskiego ) nie zawsze pojawia się na scenie, zastępując swoją obecność nagranym wcześniej głosem. Tak jest i w tym, jubileuszowym w końcu roku. Szkoda.
W ogóle odnoszę wrażenie, że ostatnie dwa lata są skromniejsze, ale to wcale nie wada. Zaś największą korzyścią tych zmian jest brak nachalnych i przeszkadzających fotografów.
Tegoroczny festiwal kończy się jutro finałem w Raciborzu i jak dotąd wszystkie koncerty, na jakich byłem, czyli 6 z 12 (jutrzejszy jest 13.)– były bardzo dobre bądź wspaniałe.

Chorzowski Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej
Październikowy festiwal to jedna z młodszych imprez w regionie, lecz jej poziom jest wysoki. Jak dotąd odbył się 10 razy i nie ma jeszcze informacji, czy w tym roku także zostanie zorganizowany, ale informacja w ostatniej chwili to cecha typowa dla tego wydarzenia. Jego dyrektorem artystycznym jest pochodzący z Bierunia prof. krakowskiej Akademii Muzycznej Wacław Golonka. 4 koncerty odbywają się w różnych świątyniach Chorzowa, co jest wielką zaletą, jako że miasto pełne jest wspaniałych kościołów ze świetnymi instrumentami. Pozostaje mieć nadzieję, że te, które są w gorszym stanie i przez to nie mogą odbywać się tam koncerty, zostaną doprowadzone do stanu dobrego, bo na to zasługują. Festiwal obejmuje głównie koncerty organowe, zazwyczaj trzy oraz jeden kameralny. Poziom wykonań organowych jest prawie zawsze wybitny. Jeśli chodzi o kameralne, to pamiętam koncerty świetne oraz takie, na których wolałbym nie być. Te ostatnie to takie, które albo były z użyciem nagłośnienia (degradujące i niepotrzebne), albo wykonywane na instrumencie elektrycznym (niedopuszczalne). Dyrektor osobiście zapowiada wykonawców i przedstawia repertuar oraz rys biograficzny ich twórców. Nawet, jeśli sam jest w tym dniu wykonawcą. Publiczność jest niestety często nieliczna, a szkoda, bo koncerty są zazwyczaj wspaniałe.

Annum Festival – festiwal muzyki dawnej w Chorzowie i Tarnowskich Górach
Startował w 2014 roku pod hasłem całorocznego festiwalu muzyki dawnej na Śląsku, choć przez lata zmienił formułę. Obecnie to cykl trzech koncertów późnojesiennych, z których niektóre są zdublowane w obu miastach, w różnych kościołach i salach na ich terenie. Dyrektorem artystycznym jest Zygmunt Magiera – tenor, kierownik i dyrygent kilku zespołów, w tym zastępca dyrektora artystycznego Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Częstotliwość koncertów jest rzadsza, niż w przypadku pozostałych – są one rozciągnięte w czasie od początku października do początku grudnia i zapewniam, że czas oczekiwania tylko wzmaga apetyt na kolejne. Atmosfera tych koncertów jest wyjątkowa, także ze względu na porę roku i towarzyszący jej nastrój zadumy, z którym zazwyczaj koresponduje repertuar. Wykonawcy to zarówno znane już osoby i zespoły, jak i dopiero zdobywający rozpoznawalność muzycy. Jednak organizatorzy dbają o to, by poziom wykonawców, także tych młodych, był wysoki.
Na koncertach jest stosunkowo mało publiczności, a szkoda, bo ten festiwal zasługuje na dużo większe uznanie i zainteresowanie.

Tarnogórskie Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej
Dla odmiany ten festiwal, którego 22. edycja właśnie się rozpoczęła, to cztery koncerty w jedyny tylko miejscu – w kościele luterańskim w Tarnowskich Górach. Rozpoczyna się w połowie września i trwa do połowy października. Formuła jest dość niecodzienna – koncerty składają się poniekąd z dwóch niezależnych występów – część utworów wykonywana jest na organach, naprzemiennie z utworami wykonywanymi przez zespół kameralny. Kierownikiem artystycznym jest Urszula Jasiecka-Bury – klawesynistka z Bielska-Białej. To ona skutecznie dba o wysoki poziom artystyczny oraz o ciekawy i urozmaicony repertuar w czasie festiwalu. Konferansjerem zaś jest waltornista z Bytomia – Marek Kuc. Zapowiedzi są krótkie, treściwe i interesujące. Bardzo zaskakująca jest też świątynia, która gości festiwal. Jej wnętrze podpowiada, że akustyka, szczególnie organów, może nie być najlepsza. Tymczasem właśnie organy brzmią przyjemniej, niż w wielu lepiej znanych kościołach w regionie. Nie zdarzyło mi się trafić na słabszy koncert odkąd mam przyjemność być ich słuchaczem. Polecam jednak przychodzić wcześniej, bo słuchaczy jest dużo i często wszystkie miejsca są zajęte.

Zabrzański Festiwal Organowy
Najstarszy z opisywanych festiwali obchodzi w tym roku jubileusz 30-lecia. Mimo rocznicy odbywa się w tym roku w formie okrojonej, a to prawdopodobnie z powodu kłopotów finansowych Zabrza. Przez lata bowiem festiwal miał rozmach – koncertów było 9, każdy słuchacz dostawał szczegółowo i pięknie wydany program, a w ubiegłym roku liczba koncertów spadła do 4. W tym roku jest podobnie, ale choć zadbano o to, by słuchacze dostali skromny wydruk z programem, gdyż w ubiegłym roku nie było nawet tego. Trzeba przyznać, że pomimo znacznego ograniczenia rozmachu, wydarzenie wciąż pozostaje moim ulubionym festiwalem muzycznym w regionie. Dzieje się tak z kilku powodów. Oczywiście wykonawcami są wybitni artyści o uznanych w Polsce i poza nią nazwiskach, o co dba dyrektor artystyczny festiwalu, który sam jest organistą – Waldemar Krawiec. Konferansjerem jest od lat człowiek o najbardziej uspokajającym głosie, jaki znam – Piotr Kunce – który na co dzień jest… zastępcą burmistrza Toszka. Koncerty odbywają się na terenie całego miasta, a organizatorzy dbają, by każda świątynia, która ma organy zdatne do użycia, gościła co jakiś czas festiwalowy koncert. Poza wszystkim trzeba zauważyć, że publiczność zabrzańskiego festiwalu jest najbardziej wyrobiona, dzięki czemu rzadko zdarzają się osoby, które przeszkadzają podczas koncertów, a ponadto wie, że cyklu utworów nie należy przerywać brawami. Wszystko to sprawia, że to mój ulubiony jesienny festiwal na Śląsku, nawet w tym mocno okrojonym wydaniu.

Tam – niekoniecznie
Festiwal Jesień Organowa w Powiecie Bieruńsko-Lędzińskim
To jeden z bardziej znanych śląskich festiwali, a w tym roku odbywa się już 24. raz. Koncerty odbywają się w świątyniach i innych salach na terenie całego powiatu bieruńsko-lędzińskiego. Wiele o nim słyszałem już długo wcześniej, świetną rekomendacją była też osoba dyrektora artystycznego, ale tak się złożyło, że pierwszy raz udało mi się dotrzeć na jeden z koncertów dopiero w 2023 roku. I nie podobało mi się. Ponieważ pierwsze wrażenie jest ważne, a na koncertach to zazwyczaj słowo konferansjera – zaczęło się źle. Osoba, którą postawiono w tej roli, wyraźnie nie zna tematyki, o której ma opowiadać; wypowiedzi pełne ogólników i wytartych sloganów w rodzaju: „wspaniałe”, „wybitne”, „uczta dla uszu”, informacje mizerne, podane w sposób nieciekawy; lepiej, gdyby takich zapowiedzi nie było wcale. Niestety sam odbiór muzyki był bardzo utrudniony. Po pierwsze – bardzo niewyrobiona i nieumiejąca się zachować publiczność – całkowicie inaczej, niż ta w Zabrzu. Po drugie – fotograficy. Albo raczej – osoby robiące zdjęcia. Poruszające się po kościele z gracją słonia w składzie porcelany, kręcące się w tą i z powrotem, cykające setki zdjęć i hałasujący aparatami typu lustrzanka – tak, jakby to zdjęcia były celem tej imprezy a nie muzyka. Ponieważ jednak uznałem, że widocznie miałem pecha i nie należy skreślać festiwalu po jednym nieudanym koncercie, wybrałem się tego samego roku na koncert finałowy. I może trudno w to uwierzyć, ale był jeszcze gorszy. Zaczęło się od zdziwienia że występuje zespół kameralny – może nawet całkiem niezły, ale na festiwalu z nazwy wyłącznie organowym – raczej zaskakujący. Odbiór muzyki był jeszcze bardziej utrudniony, gdyż fotografujących wszystko setkami ujęć było… sześcioro! To, co tam się wyprawiało, wyglądało na konkurencję, które z nich bardziej przeszkodzi publiczności, ale i samym muzykom. Widziałem kilka razy w życiu równie źle zachowujące się osoby z aparatami, ale nigdy w takiej liczbie naraz. Muzycy chyba podłapali ten klimat, bo z poważnego z założenia występu występ zaczął wyglądać na chałturę, co zresztą publiczność przyjęła z dużym zadowoleniem. Nie ma słów, które potrafiłyby opisać, jak bardzo zdegustowany byłem po tych dwóch koncertach, bo to trzeba było po prostu widzieć. Ale ja nie polecam. I więcej się tam nie wybieram.

Czy to wszystko?
Są jeszcze inne wydarzenia w okolicy, na które warto się wybrać. Na przykład Bytom ma liczne koncerty organowe, w tym cykl „W blasku organów kościoła Św. Barbary”, który gorąco polecam. Nie został jednak ujęty w zestawieniu, gdyż to nie jest impreza o ścisłych ramach, ale hasło, pod którym odbywają się koncerty w różnych terminach w ciągu roku w sposób nieregularny. W innych świątyniach Bytomia, ale także innych miast, można trafić na koncert, o ile się ma dość determinacji, by śledzić informację. Bo to właśnie z informacjami o koncertach jest najtrudniej.
Są też pojedyncze koncerty na innych festiwalach. Świetnym przykładem jest gliwickie „Al Improviso” o zróżnicowanym repertuarze, gdzie melomani też mogą znaleźć coś dla siebie. Nieco dalej, bo w okolicach Wodzisławia Śląskiego, trwa właśnie dwumiesięczny festiwal muzyki religijnej, gdzie też melomani znajdą coś dla siebie – w końcu wielu dawnych twórców napisało swoje najwybitniejsze dzieła pod wpływem swojej wiary. Tam jednak jeszcze nie dotarłem, więc rekomendować nie mogę.
Jedno jest niefajne w tej obfitości wspaniałych wydarzeń. To właśnie ich urodzaj. Kiedy piszę ten tekst, biję się z myślami, czy wybrać się na koncert Daniela Strządały i wspaniałej „Cameraty Silesia” do Bytomia, czy na koncert Katarzyny Olszewskiej i kwartetu puzonowego „BigBones” do Tarnowskich Gór. Oba są w tym samym czasie i oba kuszą niezwykle. A w ubiegłym tygodniu było jeszcze gorzej, gdyż koncertów, na które chciałem iść, a były w tym samym czasie, było 4. W tym 2 w ramach jednego festiwalu (Gorczycki). Dlaczego tego nie mogą ustalić między sobą osoby, które się przecież znają – zrozumieć nie sposób. Nie mówiąc o dwóch koncertach w tym samym czasie w ramach jednego festiwalu. Co to za pomysł?
Przychodźcie na koncerty do Chorzowa i Tarnowskich Gór, zwłaszcza na te festiwale, na które przychodzi nieliczna widownia. Koncerty są świetne, podobnie jak atmosfera. Zasługują na to. No a jutro na finałowe w Zabrzu (Zabrzański Festiwal Organowy) i Raciborzu (Festiwal im. G. G. Gorczyckiego). Do zobaczenia!

Może Cię zainteresować:
20. Międzynarodowy Festiwal im. G. G. Gorczyckiego

Może Cię zainteresować:
V Międzynarodowy Festiwal im. Michała Spisaka – „Solo i tutti”

Może Cię zainteresować:
Finał 20. Międzynarodowego Festiwalu im. G. G. Gorczyckiego w Raciborskim Centrum Kultury!

Może Cię zainteresować: