Kota z Japonii i Weronika z Sosnowca mieszkają w Katowicach. W Bytomiu otworzyli japoński bar mleczny. A w kuchni pomaga im Białorusinka

Precz z ramenem za 5 dych i sushi za 3 stówy. - Kuchnia japońska nie musi być droga - przekonują Weronika i Kota Koike, polsko-japońskie małżeństwo, które właśnie otworzyło w Bytomiu japoński bar mleczny pod nazwą Oh, Bento-Ya.

W menu japońskiego baru mlecznego Oh, Bento-Ya w Bytomiu jest niedużo pozycji. Trzy potrawy bento - Karaage, Curry Rice, Yaki Shake, zupa miso, trzy rodzaje onigiri i herbata matcha na ciepło albo na zimno. Lokal też jest skromny, położony przy odchodzącej od Rynku uliczce Podgórnej, między sklepem z warzywami i kwiatkami na balkon a dawnym budynkiem straży pożarnej. Nawet nie ma szyldu, ale na szybie wita nas naklejka z przynoszącym szczęście japońskim kotem maneki-neko z uniesioną prawą łapą, a przed wejściem - potykacz z napisem open po angielsku i japońsku.

Smacznie, świeżo i szybko, jak w barze mlecznym

- Tak ma być, skromnie, bez zadęcia, smacznie, szybko, świeżo i domowo. Jak u mamy, tylko że japońskiej, Taki comfort food po japońsku - mówi Weronika Koike, 22-latka, która z mężem, 36-letnim kucharzem Kotą, otworzyła Oh, Bento-Ya. - Chcemy pokazać, że nie trzeba wydać trzech stów na japoński obiad - dodaje.

Weronika pochodzi z Sosnowca, jej mąż z Kawaguchi, miasta niedaleko Tokio. Mieszkają teraz w Katowicach, a swój pierwszy biznes gastronomiczny postanowili otworzyć w Bytomiu. Aha, i w kuchni pomaga im Anastazja, z Białorusi.

    - W Katowicach jest już dużo różnych lokali, i japońskich, i koreańskich. A w Bytomiu - nie ma. Poza tym napotkaliśmy tu na samych życzliwych ludzi. Zdecydowaliśmy się więc na Bytom - tłumaczy Weronika. Ona zajmuje się sprawami organizacyjnymi i obsługą gości, on króluje w kuchni.

    Bento, czyli japońska porcja

    Gdy rozmawiamy, co chwilę ktoś przychodzi i zamawia coś z menu. W środku nie ma za dużo miejsc, więc sporo osób bierze dania na wynos. Albo wpada tylko po matchę. Ceny są zachęcające - zupa miso, podawana tak jak w Japonii - z ziemniakami, marchewką i cebulą (to nie jest spolszczona wersja tej zupy) kosztuje 9 zł. Potrawy bento - tak nazywa się w Japonii dania w formie jednej porcji - od 25 zł za Curry Rice - aromatyczne japońskie curry, podawane z ryżem, wieprzowiną i marynowanymi warzywami Fukujinzuke, przez 26 zł za Karaage - marynowanego kurczaka smażonego na głębokim oleju, podawanego z ryżem, sosem teriyaki oraz majonezem shichimi, po 33 zł za Yaki Sake - grillowanego łososia podawanego z ryżem oraz warzywami. Sztuka (dość duża) sushi onigiri kosztuje od 6 do 8 zł - do wyboru z grillowanym łososiem, kompozycją z wodorostów morskich lub japońską marynowaną śliwką umeboshi "o wyrazistym i bogatym smaku" - jak czytamy w menu.

    - To menu na początek - zastrzega Kota. - Mam już plan, by było więcej dań - mówi. Na razie klienci szczególnie upodobali sobie Karaage, bo kurczak w panierce jest bezpiecznym wyborem na początek przygody z japońskim barem mlecznym. Najmniej popularne jest onigiri z wodorostami.

    Porzucił Australię dla Polski. Bo chciał mieszkać "w zimnym kraju"

    Kota od wielu lat jest kucharzem. Pracował 6 lat w Japonii, przez kilka lat w Australii. A potem przeniósł się do Polski. Dlaczego porzucił piękną Australię? - Potrzebowałem zmian, to po pierwsze. Po drugie - chciałem zamieszkać w zimnym kraju - mówi ze śmiertelną powagą, trochę po polsku, trochę po angielsku. Wylądował w Polsce, w Poznaniu. Tam zaczął pracę w restauracji z kuchnią... polską. - Z polskich dań najbardziej smakuje mi gulasz - wyznaje. - I flaczki, kapuśniak - dorzuca Weronika. - I zupa w chlebie, bardzo fajne - dodaje Kota.

    Z Weroniką poznali się przez randkową aplikację. Znajomość szybko zrobiła się na tyle poważna, że dziewczyna zdecydowała się przenieść z Będzina, gdzie mieszkała, do Poznania, do Koty. Tam pracowała w gastronomii, zaczynając od zmywaka, przez kuchnię, pracę baristki i barmanki.

    - Rozkochał mnie w sobie przy pomocy jedzenia - śmieje się Weronika. - Kota do dzisiaj, gdy ma czas, w domu, przyrządza pyszne jedzenie. - Mój mąż jest bardzo europejski - mówi Weronika, pytana o to, czy nie było między nimi różnic kulturowych. - Widać było tę różnicę, gdy byliśmy razem w Japonii. Jego rodzina i znajomi byli bardzo mili, ale jednak było czuć dystans. Z Kotą jest zupełnie inaczej, on jest taki "nasz" - tłumaczy jego żona. - Jest też bardzo zorganizowany, jeśli chodzi o pieniądze, gotowanie. Cieszę się, bo mnie tego uczy - dodaje.

    Japońska kuchnia domowa w Bytomiu

    Informacja o ciąży Weroniki przyspieszyła ich decyzję o ślubie. - Stwierdziliśmy, że skoro mamy być rodziną, to dobrze by było uregulować nasz związek - opowiada Weronika. Pobrali się w Urzędzie Stanu Cywilnego na poznańskim Rynku, w środku pandemii. Rodzice Koty nie mogli przyjechać na ślub. - W sumie to oboje nie za wiele pamiętamy z tej uroczystości - śmieje się Weronika. - Stres nas zeżarł. Ja byłam tydzień przed terminem porodu. Kota niewiele rozumiał z tego, co powtarzał po polsku, pani kierowniczka urzędu się śmiała, inni też. Więc było wesoło - dodaje Weronika.

    W Japonii, w odwiedzinach u rodziców Koty, którzy prowadzą sklep mięsny, państwo Koike, byli przez dwa miesiące. Z 10-miesięcznym wtedy (dziś ma prawie 2 lata) synem Kaito Januszem (po dziadku Weroniki). - Japonia jest piękna, bardzo górzysta. Jedliśmy w wielu restauracjach. Ludzie myślą, że w Japonii jedzenie w restauracjach jest drogie, a można tam zjeść dobrze i tanio. Japończycy oprócz swojej kuchni, uwielbiają też włoską i amerykańską. I my chcemy w Polsce, w Bytomiu oddać hołd domowemu japońskiemu gotowaniu - dodaje Weronika.

    Subskrybuj ślązag.pl

    google news icon