mat. prasowe
Panteon gornoslaski

Ks. Jacek Siepsiak: Im więcej propagandy w naszej pamięci historycznej, tym gorzej

Ks. Jacek Siepsiak: Im więcej propagandy w naszej pamięci historycznej, tym gorzej

autor artykułu

Jacek Siepsiak

Każdy człowiek ma prawo do zachowania swoich wspomnień. Bez nich trudno się rozwijać i budować tożsamość. I, co jeszcze ważniejsze, przekazywać „korzenie” potomkom. Jednak nie tylko osobiste doświadczenia zapisane w pamięci składają się na dziedzictwo.

Również możemy (i chyba powinniśmy) dowiadywać się o naszej przeszłości: słuchać opowieści starszych, czytać opracowania historyczne, a także karmić się literaturą piękną oraz filmami. Bo emocje odgrywają tutaj niebagatelną rolę. Bez nich nie ma jak budować poczucia własnej wartości. A o to chodzi, byśmy mając w pamięci, żeśmy nie wypadli sroce spod ogona, nabierali odwagi do niebyle jakiego życia.

Rodzi się jednak troska o prawdę. Rozczarowanie, które pojawia się, gdy się okazuje, że karmiliśmy się zmyślonymi historiami, zbyt przerysowanymi, jednostronnymi… iż jednak było inaczej, niż sądziliśmy za młodu, sprawia, że tracimy poczucie własnej tożsamości. Nie chcemy opierać życia na fikcji. Zresztą z wiekiem coraz bardziej przekonywujemy się, że nie tylko życie, ale i historia nie jest taka czarno-biała.

Stąd im więcej propagandy w naszej pamięci historycznej, tym gorzej. Duma narodowa zbudowana na fałszu jest podejrzana, więc się chwieje i upada prędzej czy później. Rozsypuje się wtedy poczucie naszej wartości, bo było oparte o propagandę naginającą rzeczywistość.

Żyjemy w czasach walki o muzea, panteony, aleje dębowe i podręczniki do HiT-u. Narzuca się nam narracje, z którymi trudno się zgodzić i boimy się o wychowanie naszych dzieci. Po prostu nie chcemy, by ukształtowała je jednostronna wizja świata. Co robić?

Za PRL-u był drugi obieg i rozmowy z dziadkami (trochę konspiracyjne). Teraz obiegów jest wiele, trzeba je tylko udostępnić. Instytucje publiczne winny dawać taki pluralistyczny dostęp. Ale zamachy przeprowadzane na te placówki w celu ujednolicenia narracji, stawiają przed nami poważne wyzwania.

Pomocą tutaj znowu mogą być emocje. Wiem, że historia to fakty, ale nie tylko ocena tych faktów, lecz i to, że o niektórych pamiętamy a o innych nie, zależy od uczuć, jakie do nich żywimy. Lepiej zapamiętujemy to, co nas poruszyło. Propagandyści dobrze o tym wiedzą, dlatego np. filmy Eisensteina czy Riefenstahl genialnie celowały w emocje.

Jak sobie z tym poradzić? Mnie leczy obejrzenie do czasu do czasu dawnej propagandy. Np. powrót do „Czterech pancernych i psa” lub Klossa otwiera oczy na naiwność proponowanego obrazu. To leczy z dziecinnych zachwytów (Jak ja mogłem się tym fascynować?!), o ile oczywiście korzystaliśmy też z bardziej realnych opisów wojny. Potrzebujemy odporności na zbyt uproszczone wersje historii.

Pomaga świadomość własnych emocji. To trzeba ćwiczyć niestety. Wielu ludzi nie jest świadomych tego, jakie emocje wywołuje w nich dany obraz czy opowieść. A to podstawa, by zrozumieć, gdzie one chcą nas doprowadzić. A może jeszcze więcej? Bo taka czy inna narracja o historii nie tylko chce nas przekonać do jakiegoś poglądu, ale za cel bierze sobie ukształtowanie „nowego człowieka”. Ślepe emocje mają sterować decyzjami. Bez świadomości własnych uczuć będziemy bezwolni, czyli nie będziemy wolni. Dlatego obawiamy się instrumentalnej polityki.