Narciarz w Beskidach bał się, że w Słowacji zapłaci za akcję ratunkową. Mógł przez to zginąć

Narciarz skiturowy utknął w masywie Pilska. Nie chciał pomocy od słowackich służb, ponieważ nie wykupił ubezpieczenia i bał się, że będzie musiał zapłacić za akcję ratunkową. - Decyzja ta mogła kosztować go życie - podkreśla Grupa Beskidzka GOPR. Ratownicy dotarli do niego po wielu godzinach. Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany. Wiatr wiał z prędkością do 80 km/h, a widoczność była ograniczona do kilku metrów. To jedna z najtrudniejszy akcji ostatnich lat.

Grupa Beskidzka GOPR
Akcja ratunkowa GOPR

Warunki w Beskidach są w ostatnich dniach bardzo, a czasem nawet ekstremalnie trudne. Szlaki zostały zasypane podczas intensywnych opadów śniegu, przez co poruszanie się po nich wymaga dużo większego wysiłku i zajmuje dużo więcej czasu.

W piątek, 3 lutego, przekonał się o tym narciarz skiturowy, który utknął w masywie Pilska i około godz. 16.00 skontaktował się z Grupą Beskidzką GOPR. Miał problemy techniczne ze sprzętem i nie był w stanie poruszać się w głębokim śniegu.

Sam szczyt Pilska (1557 metrów) i duża część jego masywu znajduje się jednak po stronie słowackiej. W związku z tym GOPR musiał przekazać wezwanie tamtejszym służbom. Wówczas kontakt z turystą się urwał.

- Z informacji pozyskanych przez ratowników na jednej z grup w mediach społecznościowych wynikało, że mężczyzna wcześniej szukał pomocy wśród społeczności narciarzy i tam za pośrednictwem kolegi udostępnił swoją aktualną lokalizację oraz informację o tym, że bateria w jego tel. jest na wyczerpaniu. Mężczyzna obawiał się kosztów akcji ratunkowej po stronie słowackiej, gdyż nie wykupił ubezpieczenia od takich działań. W wyniku braku kontaktu telefonicznego zaniepokojeni znajomi zgłosili problemy kolegi ratownikom Grupy Beskidzkiej GOPR - informuje Grupa Beskidzka GOPR.

Skuter uległ awarii w trudnym terenie

Ostatecznie akcję poszukiwawczą rozpoczęła Horská Záchranná Služba, ale o godz. 19.15 o wsparcie poproszono GOPR. Pierwszy zastęp ratowników ruszył z Hali Miziowej, gdzie docierały kolejne i były dysponowane w rejon poszukiwań.

- Działania ratunkowe były prowadzone w ekstremalnych warunkach pogodowych - wiatr do 80 km/h, intensywny opad śniegu, widoczność ograniczona do kilku metrów, głębokie zaspy, miejscowe zagrożenie lawinowe. W terenie działało 49 ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR, którzy przeczesywali wyznaczone sektory na nartach skiturowych i w miejscach, gdzie teren na to pozwalał - na skuterach śnieżnych - wskazuje GOPR.

- Jako jeden z dwóch zespołów mieliśmy za zadanie zbadać wschodnie i zachodnie zbocza Pilska od szczytu. Zjeżdżając powoli w dół nawoływaliśmy. W pewnym momencie usłyszeliśmy desperacką odpowiedź i po pewnym czasie dojrzeliśmy słaby błysk czołówki. Była 2.30 w nocy. Zobaczyliśmy mężczyznę stojącego w zagłębieniu terenu, w śniegu do połowy uda. Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany torowaniem w głębokim śniegu przez ponad 10 godzin - relacjonuje jeden z ratowników.

Ratownicy użyli pakietów grzewczych i specjalnego namiotu ratunkowego. Na miejsce po pewnym czasie dotarły skutery śnieżne, ale niestety jeden z nich uległ awarii w trudnym terenie. Nie było też możliwości transportu poszkodowanego w akii za drugim skuterem, więc trzeba to było zrobić siłą mięśni. Na Halę Miziową cała grupa dotarła o godz. 4.10. Stamtąd narciarz został przetransportowany do Korbielowa i przekazany zespołowi ratownictwa medycznego.

Ostatni zastęp GOPR wrócił na Halę Miziową o godz. 6.30, ale na tym działania się nie skończyły. Ratownicy musieli wrócić po zostawiony w wyższych partiach masywu sprzęt etc.

- Wyprawa była jedną z trudniejszych, którą przyszło nam prowadzić w ostatnich latach na terenie Grupy Beskidzkiej GOPR. Kilku ratowników doznało mniejszych lub większych urazów, każdy z uczestników poświęcił w niej ogrom sił - ocenia GOPR.

Akcja GOPR

Może Cię zainteresować:

68 ratowników GOPR szukało zaginionej kobiety, która... wróciła do domu i nikogo nie powiadomiła

Autor: Patryk Osadnik

25/01/2023

GOPR: Decyzja ta mogła kosztować go życie

Jak wskazują ratownicy GOPR, gdyby narciarz nie był sam, miał naładowany telefon i wysłał zgłoszenie przez aplikację Ratunek, która pomaga w zlokalizowaniu zgłaszającego, pomoc dotarłaby do niego w ciągu kilku godzin.

- Jak można przypuszczać, obawa przed kosztami akcji spowodowała trudną do zrozumienia decyzję mężczyzny o torowaniu w głębokim śniegu pod górę i próbę powrotu na szczyt Pilska, z którym rozminął się kilkaset metrów, zapuszczając się coraz głębiej w bardzo trudno dostępny teren. Decyzja ta mogła kosztować go życie - podkreśla Grupa Beskidzka GOPR.

Ratownicy apelują o rozwagę i przestrzeganie podstawowych zasad zimowej turystyki górskiej. Podkreślają również, że masyw Pilska od strony słowackiej jest rezerwatem przyrody o najwyższym stopniu ochrony, gdzie poruszanie się na nartach jest zabronione i karane.

Rysianka (Beskid Żywiecki). Panorama

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Najsłynniejszy śląski zbójnik i górale, którzy dziś przypominają goroli. O Beskidach słów kilka

Autor: Dariusz Zalega

13/01/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon