Nie żyje Pele. Król futbolu z Brazylii miał 82 lata. Gdy przyjechał na Śląsk, oglądało go 130 tys. widzów!

Nie żyje Pele. Brazylijski król futbolu miał 82 lata. Od dłuższego czasu zmagał się z nowotworem jelita grubego. Edson Arantes de Nascimento trzykrotnie zdobywał mistrzostwo świata. W całej piłkarskiej karierze strzelił ponad tysiąc goli. Co ciekawe dwa strzelił też... na Stadionie Śląskim. A oglądało je (naprawdę, trudno w to uwierzyć) 130 tysięcy widzów!

Pele stadion

Świat futbolu żegna dziś Pelego. Brazylijski piłkarz zmarł dzisiaj, 29 grudnia w w Sao Paolo. Od wielu tygodniu zmagał się z rakiem jelita grubego. Miał 82 lata.

Brazylijczyk był niekwestionowanym królem tej dyscypliny sportu, niedoścignionym wzorem kilku piłkarskich pokoleń. Edson Arantes de Nascimento po raz pierwszy świat zachwycił na Mundialu w Szwecji w 1958 roku. 18-latek poprowadził swoją reprezentację do końcowego triumfu. Tak zaczęła się jego wielka kariera, która trwała przez wiele lat i zbudowała legendę, pomnik, futbolową opokę. Jako jedyny piłkarz w historii aż trzykrotnie wznosił do góry Puchar Świata. Przez całą karierę w oficjalnych meczach Brazylijczykowi policzono 694 bramki. Ale tak naprawdę strzelił ich ponad tysiąc.

Pele: "Bomba nie z tej murawy"

Dwie na Stadionie Śląskim. W roku 1960. 25 maja w Chorzowie wielki Pele zagrał w sparingowym meczu w barwach FC Santos. Po drugiej stronie - reprezentacja Polski, grająca pod szyldem Kadra PZPN. Wynik 5:2 dla Brazylijczyków. Mogło być znacznie wyżej, ale w polskiej bramce heroicznie uwijał się Edward Szymkowiak. Bramkarz Polonii Bytom mówił po zakończeniu spotkania:

- Dawno się już nie napracowałem tak, jak w tym meczu. Brazylijczycy okazali się nie tylko skończonymi technikami, ale też niezwykle groźnymi bombardierami. Niemal wszystkie piłki strzelali fałszem. Nie wiedziałem dosłownie, jak bronić: czy chwytać, czy odbijać. Tak właśnie zawiniłem jedną bramkę. Myślę, że przy pozostałych byłem już bez winy - Szymkowiak nie fantazjował. Obok Pelego, w FC Santos grały największe gwiazdy Canarinhos: Zito, Coutinho, Mauro czy Pepe.

„Brazylijska kolia pereł i brylantów olśniła Chorzów” – pisały gazety. Gole dla gości strzelali: Sormani, potem dwa razy Coutinho i dwukrotnie Pele. „Santos mógł sobie pozwolić na popisy świadczące o najwyższym kunszcie technicznym, i to niemal wszystkich zawodników, dla których przyjęcie piłki zarówno udem, stopą czy głową nie było problemem, tak jak nie istniały trudności z przekazywaniem jej sobie na różne odległości w różnych sytuacjach” – pisano w sportowej prasie. Oczywiście, Brazylijczycy potrafili nie tylko atakować, ale i w razie potrzeby świetnie bronić. „Zawodnikiem nr 1 w bloku zaporowym był Mauro” – dodawali dziennikarze. Jeszcze sprawozdawca, oczywiście o Pelem: "Trzeba przyznać, że jest to fenomenalny zawodnik. Barczysty, doskonale zbudowany Murzyn dysponuje olśniewającym zestawem tricków, techniką wyśrubowaną do szczytu perfekcji, kondycją, szybkością i bombą nie z tej murawy".

Ryszard Grzegorczyk i Jan Liberda z Polonii Bytom przed występem przeciwko Pelemu.
Ryszard Grzegorczyk i Jan Liberda z Polonii Bytom przed występem przeciwko Pelemu.

Piłka kleiła się do nóg

- Często się zdarza, że reklama poprzedzająca jakiś występ znajduje następnie jedynie połowiczne potwierdzenie, bywa niekiedy i tak, że w ogóle się nie sprawdza. W wypadku piłkarzy Santosu – i Pelégo, Pelégo! – znalazła pokrycie w stu procentach. Co rzucało się najbardziej w oczy, to niewiarygodna jedność, jaką tworzył z piłką każdy zawodnik Santosu, ale przede wszystkim Pelé. Piłka kleiła się do nóg, była niewolniczo posłuszna, wędrowała „jak na sznurku”. Brazylijczycy grali w piłkę, nasi z piłką walczyli - wspominał Zbigniew Dutkowski w książce „Gwiazdy, bramki, emocje Stadionu Śląskiego”.

Dutkowski, wówczas pierwszoplanowy dziennikarz sportowy w Polsce (debiutował w katowickim "Sporcie") opowiadał także o tym, jak następnego dnia spotkał w pociągu działacza PZPN. - Był załamany i formalnie płakał: „My nigdy nie będziemy grali tak jak Brazylijczycy! Przecież to wstyd, żeby reprezentacja przegrała tak wysoko z klubowym zespołem!” - opowiadał.

Ten klubowy zespół ograłby większość reprezentacji narodowych. Zresztą, w gazetach podkreślano, że tej klasy drużyna nigdy wcześniej nie przyjechała do Polski. Zainteresowanie? Ogromne. Pod dworcem PKP w Katowicach (jeszcze tym starym) Pelego witały tłumy. Brazylijczycy z trudem dotarli do autobusu, który zawiózł ich do hotelu Polonia. Ale to i tak nic w porównaniu do rzeszy, która dzień później, 25 maja 1960 roku zjawiła się na Stadionie Śląskim. Trudno uwierzyć, ale mecz Pelego miało oglądać z trybun 130 tysięcy widzów! Możliwe? Oczywiście. Oficjalnie Śląski mógł pomieścić wówczas niespełna 90 tys. ludzi, ale wiele razy przyjmował dużo więcej gości, stąd zresztą legendarne już miano "stutysięcznika". 13 lat po meczu z Santosem 130 tys. widzów zanotowano podczas mistrzostw świata na żużlu. Więc tak, możliwe.

Pele zniósł "Szymka" na rękach

- Santos można było porównać do dzisiejszej Barcelony. To była najlepsza klubowa drużyna na świecie, która posiadała największych geniuszów futbolu. To było niesamowite wydarzenie. Większość moich kolegów z drużyny po raz pierwszy widziała zawodników o ciemnej karnacji skóry. Nigdy wcześniej nie widziałem piłkarzy, którzy byli tak znakomicie wyszkoleni technicznie. Zanim doszliśmy do siebie, straciliśmy kilka bramek i było już po meczu. Podobał mi się Pelé, bo strzelił dwa gole. Ale słowa uznania należą się Edwardowi Szymkowiakowi. Wprawdzie bramkarz Polonii Bytom wpuścił aż pięć goli, jednak gdyby nie on, wynik byłby dwucyfrowy - opowiadał po latach Eugeniusz Lerch, znakomity napastnik Ruchu Chorzów.
- Pele dwukrotnie oszukał mnie w okrutny sposób - opowiadał w Gazecie Wyborczej Edmund Zientara. - Najpierw, stojąc do mnie plecami, podbił szybko toczącą się po trawie piłkę nie tylko nad swoją, ale i nad moją głową. Zrobił obrót i... tyle go widziałem. Później przyjął ją jakby pod siebie i piętą zagrał do przodu, do skrzydłowego na jakieś 40 metrów. Nie miałem pojęcia, jak się zachować i później nie podejmowałem bezpośredniej walki...

Warto dodać, że przeciwko Pelemu w polskich barwach zagrało w 1960 aż dziewięciu Ślązaków i reprezentantów śląskich klubów. Gole dla kadry strzelili w końcówce Eugeniusz Faber z Ruchu Chorzów i Jan Liberda z Polonii Bytom. Bramek mogło być więcej, ale Gdyby nie zabrakło Ernesta Pohla z Górnika Zabrze. W legendarnym meczu wystąpili też Roman Lentner i Jan Kowalski z Górnika Zabrze, Eugeniusz Lerch z Ruchu Chorzów, Bernard Blaut z Odry Opole, Lucjan Brychczy (z Nowego Bytomia, wtedy już Legia Warszawa) oraz Ryszard Grzegorczyk i Edward Szymkowiak z Polonii Bytom. Ten ostatni, został doceniony przez Brazylijczyków w szczególny sposób: Pele z kolegami... zniósł Szymkowiaka do szatni na rękach.

Messi ze złotym medalem w Katarze

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Kto wygrał mistrzostwa świata i po co był Katarowi ten cały wystawny spektakl?

Autor: Zbigniew Rokita

20/12/2022

Jan Benigier

Może Cię zainteresować:

Legenda Ruchu Chorzów wspomina mecz z Argentyną na Stadionie Śląskim. „Robili co chcieli, a kibice klaskali"

Autor: Arkadiusz Nauka

30/11/2022

Przed meczem Polska-Portugalia na Stadionie Śląskim.

Może Cię zainteresować:

10 najważniejszych meczów piłkarskiej reprezentacji Polski na Stadionie Śląskim

Autor: Maciej Poloczek

29/03/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon