Zdzislaw grudzien

Niszczyciel Decymber. Siedem grzechów głównych Zdzisława Grudnia wobec Śląska i Ślązaków

Zdzisław Grudzień, pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach w latach 1970-1980, nie pozostawił po sobie dobrej pamięci. O ile spośród komunistycznych dygnitarzy czasów PRL wielu Ślązaków nadal darzy sentymentem wojewodę Jerzego Ziętka, a i Edward Gierek wciąż jest postacią otoczoną estymą licznych mieszkańców Zagłębia, o tyle człowieka lekceważąco przezwanego "Decymbrem" nie wspomina dobrze nikt. Dlaczego? Punktujemy po kolei jego siedem grzechów głównych.

Los zrządził, że to Zdzisław Grudzień zapisał się w powszechnej świadomości jako człowiek odpowiedzialny za zniszczenie Giszowca - osiedla patronackiego będącego bezcennym z dzisiejszego punktu widzenia skarbem urbanistyki, architektury i kultury. A przecież to nie Grudzień nakazał wyburzenie domków Giszowca i postawienie w ich miejsce bloków z wielkiej płyty. Fatalną decyzję podjęto jeszcze za czasów katowickich rządów Edwarda Gierka. Grudzień ją po prostu zrealizował (na szczęście nie w stu procentach - w roku 1978 wstrzymał wyburzenia decyzje konserwator zabytków), a od siebie dołożył wytarcie Giszowca z mapy, tzn. przemianowanie go na osiedle imienia Stanisława Staszica. Okaleczenie Giszowca tak się jednak wpasowuje w inne poczynania "Decymbra" na Śląsku, że w sumie nie ma co się dziwić, że do dziś on właśnie jest twarzą niesławnej akcji.

1. Budowa Katowic Miasta Ogrodów

Inicjator raczej nie spodziewał się, że po latach taką nazwę otrzyma jego Centrum Kształcenia Ideowo-Wychowawczego Kadr Robotniczych. Tym inicjatorem był właśnie Grudzień, a Dezember Palast jest jego najbardziej widocznym wkładem w architekturę Katowic.

Chyba w 1978 bądź 1979 roku poinformowano mnie, że Grudzień stawia jakiś ogromny pałac partyjny w Katowicach. Gdy zobaczyłem mury wielkiego gmachu, pierwszy sekretarz w Katowicach powiedział mi, że wznosi nowy Ośrodek Kształcenia i Dokształcania Kadr Kierowniczych. Powiedziałem mu, że tego gmachu nie otrzyma - wspominał Edward Gierek w "Przerwanej dekadzie".

Ale Grudzień swojego dopiął. Przy budowie popełniono dwa ciężkie grzechy. Po pierwsze, bezsensownie wyburzono dotychczasową zabudowę działki, na której stanęło Centrum. Przestała istnieć stylowa willa, willa, Hurtownia Wyrobów Tytoniowych oraz mieszczańskie kamienice. To ostatnie było szczególnie bolesne dla ich mieszkańców, w pospiesznym trybie wysiedlonych (a także dla członków spółdzielni mieszkaniowych, oczekujących w kolejce po własne M, którzy musieli ustąpić miejsca przesiedleńcom). Po drugie, inwestycja pochłonęła grube miliony. Skąd je wzięto? I tu dochodzimy do kolejnego grzechu Grudnia.

2. Skok na fundusze publiczne

Jak się okazało, Decymer się przeliczył, bo nawet PZPR nie dysponowała wystarczającymi zasobami, by sfinansować budowę jego Centrum Szkolenia Kadr. Zagarnięto więc na ten cel pieniądze publiczne. Ograbiono fundusz Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku (czyżby długoletnie kłopoty finansowe WPKiW zaczęły się właśnie od tego ciosu?) oraz Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia.

3. Budowa Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej

Budowa katowickiej monumentalnej siedziby KWMO zwanej Pentagonem to kolejna sztandarowa i jeszcze bardziej kosztowna niż Dezember Palast inwestycja epoki Grudnia. Tu drobna uwaga do tego, co można przeczytać na ten temat w kapitalnym "Cysorzu" Michała Smolorza: to, że pomysł budowy narodził się, gdy powstawało już Centrum Kształcenia, to albo licentia poetica, albo pomyłka autora czy któregoś z jego informatorów. Centrum zrealizowano w latach 1977-1979, zespół KWMO został wybudowany w latach 1974-1979. Ale prawdopodobnie podczas ostatnich etapów budowy doszło do przekrętu, który opisuje Smolorz. Komendant wojewódzki milicji zwrócił się do Grudnia o przydzielenie dodatkowego sprzętu i siły roboczej. Zapewniono je kosztem innych inwestycji w województwie. I żeby tylko chodziło o hutę "Katowice"! Środki ściągnięto m.in. z pobliskiej budowy szpitala okulistycznego Katowicach, ale nie tylko.

W sumie wstrzymaliśmy kilka ważnych budów w całym województwie, by szybko wznieść ośrodek i komendę - opowiada narrator "Cysorza".

4. Ze spychaczem na działkowiczów

Przy budowie komendy nie liczono się nie tylko z kosztami, ale i z ludźmi. Zacytujmy znów Smolorza:

Lokalizację przewidziano na południowym obrzeżu miasta, po zlikwidowaniu wielkich połaci ogródków działkowych i wielkiego ośrodka rekreacyjnego z basenami kąpielowymi, których deficyt Katowice odczuwały już dawno. (...) Ogródki zniknęły błyskawicznie, zniknął ośrodek wypoczynkowy, przy okazji Kuria trochę nakrzyczała, bo pośród ogródków miała swój wielki zakład kamieniarski, przygotowujący prefabrykaty do prac budowlanych w katedrze.

Wpisywało się to w niewypowiedzianą wojnę, jaka prowadził Grudzień z Bogu ducha winnymi działkowiczami. Taka tradycyjna na Śląsku forma spędzania czasu wolnego i w ogóle sposób na swobodne, radosne i w żaden przecież sposób niezagrażające ustrojowi życie budziła w nim irracjonalny sprzeciw.

W czasach, gdy w Polsce nastał szał na tworzenie działek (połowa lat siedemdziesiątych) Grudzień bezlitośnie je tępił. Ginęły pod spychaczami razem z gołębnikami, budkami dla królików i zagonami warzyw. Co najmniej trzy czwarte z nich zniknęło całkowicie niepotrzebnie, wyłącznie jako relikt do wytępienia (dalej "Cysorz").

5. Ziętek - wróg numer 1

(...) Niedostatek rozumu nadrabiał sprytem. Brakowało mu stateczności Ziętka, jego rozwagi. Łatwo zapalał się do różnych nie przemyślanych należycie pomysłów. . Był zbyt zadufany, by słuchać cudzych rad, jeśli kolidowały z jego zamiarami. Chętnie "dawał ucho" pochlebcom. Bardzo próżny, "wyżywał się" w drobiazgowym ingerowaniu, gdzie tylko mógł. Z czasem całkowicie omotał Gierka. Współpracownicy I sekretarza bali się otworzyć mu oczy na nieobliczalne często postępowanie "pupila" - tak opisuje Grudnia prof. Jan Walczak, biograf Jerzego Ziętka.

Decymber nienawidził Jorga. Niewątpliwie stały za tym jakieś kompleksy. O ile za czasów jego poprzednika Komitet Wojewódzki i Urząd Wojewódzki współpracowały, a Gierek wspierał i dawał ochronny parasol niejednej inicjatywie wojewody, to zazdrosny o władzę Grudzień zwalczał Ziętka zawzięcie. Szczególnie widoczne to było w przestrzeni medialnej. A raczej niewidoczne, gdyż Grudzień wykorzystywał swą pozycję, by prasowe fotografie czy telewizyjne reportaże pomijały obecność Jorga na uroczystościach czy oficjalnych wydarzeniach.

Osobista zawiść Grudnia przekładała się też na jego stosunek do inwestycji powstałych dzięki Ziętkowi. O losie funduszu WPKiW była już mowa. Ponadto Decymber przerwał też realizację wielkiego projektu kompleksu sanatoryjnego w Ustroniu.

Grudzień odciął się od inwestycji, nie przyjmując żadnych argumentów. Nie chciał podpisywać się pod niczym, co powzięła ręka człowieka, którego chorobliwie nie cierpiał. A przy tym nie miał zamiaru inwestować w cokolwiek, co znajdować się będzie poza zasięgiem jego formalnej władzy - pisze Michał Smolorz.

6. Niszczenie wiarygodności mediów

W rydwan chorobliwej ambicji i narcyzmu Grudnia wciągnięto również lokalne media. I już nie chodziło o to, że prasa, rado i telewizja nie pełniły swej kontrolnej funkcji wobec poczynań pierwszego sekretarza. To z racji funkcjonowania w ramach takiego a nie innego ustroju było kompletnie niemożliwe. Jednak główny lokator "Białego Domu" przy Feliksplacu (czyli placu Feliksa Dzierżyńskiego, jak nazywał się wówczas dzisiejszy plac Sejmu Śląskiego) domagał się rytualnych, wiernopoddańczych hołdów i ukazywania jego wizerunku w jedynie słuszny i aż do przesady pochlebny sposób.

Grudzień od połowy dekady stawał się coraz trudniejszym partnerem, przede wszystkim coraz większym megalomanem. Na Śląsku zaczął uprawiać swój kult na skalę zupełnie nie spotykaną. W lokalnym programie telewizji prawie nigdy nie schodził z ekranu, w gazetach śląskich codziennie ukazywały się na pierwszych stronach jego fotografie. Do tego wszystkiego starał się pośrednio wciągnąć mnie. Chyba w 1979 roku, gdy przyjechałem do Katowic na Barbórkę, wręcz oniemiałem z irytacji. Na rynku katowickim zobaczyłem mój portret wielkości domu, zajmował całą ścianę 6-piętrowego domu. Zbeształem go przy jego współpracownikach i kazałem zdjąć ten portret natychmiast - wspominał Gierek.

Prasowe publikacje relacjonujące wydarzenia z jego udziałem Grudzień zatwierdzał osobiście, szczególną uwagę zwracając na fotografie. A że szczególnie fotogeniczny nie był i mimowolnie przybierał nieszczególnie mądre miny, fotoreporterzy mieli z nim sto pociech. Radzono z tym sobie za pomocą fotomontaży i retuszów, odreagowywano humorem, ale to było fałszowanie rzeczywistości. Podobnie postępowała telewizja, podobnie wyglądał główny nurt publikacji prasowych, któremu ton nadawała ogólnokrajowa propaganda sukcesu. Choć krytycznym zdaniem Michała Smolorza śląskie media tamtych czasów wyróżniały się swoją służalczością wobec władzy na tle innych regionów:

Trudno już w ogóle było mówić o dziennikarzach, tak usłużnego aparatu propagandowego, gotowego na każde skinienie do najbardziej smrodliwych akcji nie miał także nikt w Polsce. Warszawa i Kraków zawsze trzymały w rezerwie pewien zasób "liberałów" artystycznych i publicystycznych, których jakoś tam się hołubiło. W Katowicach żaden taki nie miał szans się uchować, zostałby skutecznie zniechęcony i zmuszony do szukania sobie pracy w innym regionie.

Było to efektem wygórowanych wymagań Grudnia.

7. Zszarganie opinii Spodka

Oddany do użytku w 1971 r. katowicki Spodek miał być halą, w której odbywać się będą przede wszystkim imprezy sportowe i kulturalne, w tym muzyczne. W latach 70., za katowickich rządów Grudnia, imprezy takie stanowiły jednak margines. Spodek stał się miejscem wielkich "Parteitagów" pod sztandarami PZPR. W każdym razie w taki sposób był postrzegany. Tak w październiku 1980 r. "Wolny Związkowiec" relacjonował spotkanie w Spodku z Lechem Wałęsą w artykule pod wymownym tytułem "Rehabilitacja Spodka":

Tego jeszcze w „Spodku" nie było. Wsławiona partyjnymi ceremoniałami katowicka hala, tym razem stała się miejscem manifestacji naszej siły. Od razu rzucało się w oczy, że wiec wyglądał inaczej - nie było zaplanowanych oklasków, choć było ich dużo i co chwila ludzie wstawali z miejsca. Co innego znaczą brawa zaprogramowane, a co innego oklaski spontaniczne.

Edward Gierek twierdził po latach, że około 1977 r. był bliski odwołania Grudnia. Ponoć nie zrobił tego z obawy o stan zdrowia Decymbra, dla którego dymisja byłaby ciężkim ciosem, grożąc mu zawałem serca. Można spekulować, czy zaoszczędziłoby to Śląskowi i Ślązakom choć części szkód wyrządzonych przez sekretarza. A ironia historii sprawiła, że Decymber i tak nie przeżył zawału, którego doznał po internowaniu go podczas stanu wojennego.

Giszowiec katowice fotopolska

Może Cię zainteresować:

Najcięższy grzech Zdzisława Grudnia? Kto i kiedy zdecydował o wyburzeniu Giszowca oraz dlaczego to nie był "Decymber"

Autor: Tomasz Borówka

22/10/2023

Spodek w czasach PRL

Może Cię zainteresować:

W Spodku zawsze grała najlepsza muzyka, a partyjniacy gwiazdorzyli na najgorszych wiecach. Taka tradycja

Autor: Tomasz Borówka

06/10/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon