Arek Gola
Zbigniew rokita fot arek gola 01

"Odrzania" Zbigniewa Rokity. "Tu szwy, którymi Polski pozszywano, a które na złość zszywającym nie chciały się wchłonąć"

Zbigniew Rokita, Ślązak z Gliwic i Katowic, laureat podwójnej Nagrody Nike za reportaż "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku", w swojej najnowszej książce "Odrzania" eksploruje tereny zwane Ziemiami Odzyskanymi". Publikujemy pierwsze dwa rozdziały książki naszego felietonisty.

Zbigniew Rokita, „Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych”, wyd. Znak Litera Nova, Kraków 2023

1.

Jest poniedziałek, początek maja, a ja stoję na peronie katowickiego dworca. Za późno wyszedłem i od Teatralnej musiałem już przyśpieszyć kroku, ale ostatecznie zdążyłem. Pociągu jeszcze nie ma, zaraz przyjedzie, a ja ruszę do tej dziwnej krainy, którą po 1945 roku nazwano Ziemiami Odzyskanymi*. Ja poniemieckie ziemie przyłączone do Polski po wojnie rzadziej nazywam Ziemiami Odzyskanymi, a częściej Polską odrzańską czy Odrzanią – nawet jeśli miasta takie jak Olsztyn czy Gdańsk wcale nad żadną Odrą nie leżą.

Do Polski odrzańskiej ciągnęło mnie, odkąd pamiętam. Pokochałem ją ja, kundel Ziem Odzyskanych, w którego żyłach płynie krew i autochtonów, i osadników. Będąc w niej, cieszyłem się jak wówczas, gdy w podstawówce drogę ze szkoły do domu, która zimą zajmowała dziesięć minut, wiosną pokonywaliśmy w minut trzydzieści. Gdy byłem w Polsce odrzańskiej, świat kręcił się dla mnie szybciej, było mnie więcej, tylko tam * „Ziemie Odzyskane” to termin propagandowy, spopularyzowany po wojnie. Ma sugerować, że Polska ziem poniemieckich nie odebrała, ale je odzyskała. Wiele spośród tych ziem nie należało jednak do Polski od wieluset lat, stąd trudno mówić o ich odzyskaniu. Dlatego w tej książce terminu „Ziemie Odzyskane” używam, ale umieszczam go w jednym wielkim cudzysłowie. Lepszy byłby pewnie termin „Ziemie Wyzyskane” czy „Uzyskane”. 10 nieustannie czułem na sobie czyjś wzrok, jakby ktoś chciał mi coś powiedzieć, jakby rozsypywał okruszki, które miały ułożyć się w drogę. Czasem je znajdowałem, szedłem po tej ścieżce i wtedy zauważałem też swój własny, śląski świat – raz jego strzępy, raz całe połacie. Okruszkami były bluźniercza przeszłość tych ziem, poniemieckie napisy pod kruszejącym tynkiem, cegły o barwie wściekłej krwi, z których budowano tu szkoły i poczty, uliczne tabliczki upstrzone piastowskimi książętami, wyzierające zewsząd blizny apokalipsy roku czterdziestego piątego. Spotykałem też ludzi, którzy wahali się, czy już są stąd, czy jeszcze znikąd. To tu Polacy z pokolenia na pokolenie coraz rzadziej jeździli w listopadzie na groby do odległych województw, tracili przedniojęzykowe „l” i spokojnie wrastali. Niektórzy zaczęli nawet dalej snuć opowieść, którą ktoś ileś tam lat temu przerwał martwym już mieszkańcom ich kamienic, choć na opowieści te nie starczało miejsca w szkolnych podręcznikach.

To tu miało miejsce jedno z najbardziej spektakularnych wydarzeń w XX‑wiecznej historii Europy – zajęcie Ziem Odzyskanych i przemienienie Niemiec w Polskę. To tu – między Świnoujściem a Ełkiem, Szczecinem a Jelenią Górą – Polska stanęła przed jednym z największych wyzwań cywilizacyjnych w swojej najnowszej historii. To tu doszło też do jednego z największych eksperymentów demograficznych w dziejach ludzkości. I dlatego dziwię się, że nagłe zniknięcie stąd milionów Niemców i pojawienie się milionów Polaków uznaliśmy za najzwyklejszą rzecz pod słońcem, dziwię się, że zajęcie Odrzanii zajmuje w polskiej pamięci tak niewiele miejsca, że całych Ziem Odzyskanych nie ogłoszono ósmym cudem świata.

Urodziłem się w Gliwicach, na samym skraju Ziem Odzyskanych, ale pokochałem je całe. Latami jeździłem po nich i cieszyłem się jak głupi. To tu najłatwiej zauważałem szwy, którymi Polski pozszywano, a które na złość zszywającym nie chciały się wchłonąć. Wyłaziły france. Z tymi Odzyskanymi to była dziwna historia. Gdy tak jeździłem, to z jednej strony wszystko wskazywało na to, że po wojnie Rzeczpospolita, przyłączywszy do siebie niemieckie ziemie, rzeczywiście przetrawiła tak ogromny kęs Niemiec, że się nim nie udławiła, że na Polsce bruzdy nowych granic naprawdę goją się jak na psie. Ale z drugiej strony nie mogłem dać wiary, że przeszczep Ziem Odzyskanych do reszty Polski przyjął się ot tak łatwo, że cały kraj, w którym żyję, jest taki sam. Tę resztę Polski – tę Polskę‑Polskę – czasem nazywałem Polską wiślańską, a czasem Wiślanią. Wiślanią nazwałem Płock, Kraków, Poznań, wszystkie ziemie, które leżały w Polsce co najmniej od początku świata i leżą w niej do dzisiaj.

O, jest, pociąg wjeżdża na peron. Zarzucam plecak i gramolę się do środka. Dziś zaczynam pisać tę książkę. Ruszam w długą podróż po Odrzanii. Chcę się dowiedzieć, jakie były losy milionów osadników, którzy przyjechali do tej krainy, przyjechali do tych, którzy już tu byli, do ludzi takich jak moi przodkowie – Else i Hans Hajokowie. Chcę się też dowiedzieć, czy Odrzania rzeczywiście istnieje.

2.

Nie wiem, czy ktoś we współczesnej historii był tak bardzo pokonany, jak w czterdziestym piątym pokonani są Niemcy. Ich Führer najpierw ogłasza te swoje festungi, potem ogłasza Festung Deutschland, a w głodującym Berlinie krąży dowcip, że „wojna się skończy, gdy Göring wejdzie w spodnie Goebbelsa”. Wreszcie nawet Hitler ma tego wszystkiego po dziurki w nosie, postanawia, że Rzesza poradzi sobie jakoś bez niego, życie odbiera sobie on i jego świeżo upieczona żona Eva. Na podróż poślubną państwo Hitlerowie jadą do piekła, Hitler woli schronić się w śmierci, w śmierci jest najbezpieczniej, a każdy kolejny dzień wprowadzania w życie jego Mein Kampf wzmaga nienawiść do Niemców. A ja, nie powiem, nie raz, nie dwa wyobrażałem sobie, co zrobiliby z Hitlerem Sowieci, gdyby wpadł w ich ręce żywy. Hitler pewnie też to sobie wyobrażał.

Hitler umiera i wszystko staje się możliwe. W XX‑wiecznej Europie są trzy momenty, gdy marzy się więcej niż zazwyczaj. To jedne z tych rzadkich chwil, gdy fantaści stają się strategami, filozofowie prezydentami, a szaleńcy generałami. Chwile te trwają krótko i następują po trzech największych wojnach stulecia: po I wojnie, II wojnie oraz wojnie zimnej.

W roku 1945 Europa nabiera kształtów po kolejnym już samobójstwie, które w ostatnim czasie popełniła. Żaden inny zakątek świata nie jest tak zniszczony przez II wojnę światową jak ona. Zwycięzcy puszczają wodze fantazji i opowiadają sobie, co poczną z przegranymi. Współcześni chcą poradzić coś na to, że przez ostatnich kilkadziesiąt lat według kolejnych wywoływanych przez Niemcy wojen mogli regulować zegarki. Padają najrozmaitsze pomysły. Jedni proponują pozbawienie Niemiec przemysłu i zamienienie ich w wielką ziemię orną. Inni chcą reslawizacji Niemiec – nie wiem, co to oznacza, ale raczej nie wróży Niemcom niczego dobrego. Są i tacy, którzy chcieliby zetrzeć Niemcy z powierzchni ziemi, ale ich sny się nie ziszczają i do dziś nie powstała granica polsko‑francuska. Wielu życzy sobie rozpadu Niemiec na kilka, kilkadziesiąt mniejszych państewek. Być może zauważają prawidłowość, że jedne wielkie Niemcy częściej podpalają świat niż wiele małych niemieckich kraików. Dziś pomysł likwidacji niemieckiej państwowości wydaje się absurdalny, ale wówczas taki wydawać się wcale nie musiał. Niemcy w 1945 roku wciąż są tworem młodym. Jako jedno państwo nie istniały od niepamiętnych czasów, może nigdy takiego państwa nie było, aż w 1871 roku Prusy ostatecznie wygrały z Austrią walkę o to, kto zjednoczy Niemcy. W czterdziestym piątym Niemcy mają więc ledwie siedemdziesiąt cztery lata i gołąbkowi staruszkowie dobrze pamiętają świat bez zjednoczonych Niemiec. Siedemdziesiąt cztery lata nie gwarantują wieczności, siedemdziesiąt cztery lata to tyle, ile upłynęło od rewolucji bolszewickiej do upadku Związku Sowieckiego.

Na razie ogryzek, który zostaje z nazistowskiego imperium, alianci dzielą na cztery strefy okupacyjne: francuską, brytyjską, amerykańską i sowiecką. Ta ostatnia już niebawem zmieni się w NRD, a pozostałe w RFN. Austrię alianci też dzielą, ale dziesięć lat później w zamian za trwającą do dziś wieczystą neutralność odzyska ona niepodległość, a sowieccy żołnierze zrobią tam coś, co w historii robili stosunkowo rzadko – dobrowolnie wyniosą się z jej terytorium. Alianci Austrię uznają – bardziej lub mniej słusznie – za pierwszą ofiarę nazizmu. Takie szczęście mogło przydarzyć się tylko narodowi, który zdołał wmówić światu, że Niemiec Beethoven był Austriakiem, a Austriak Hitler Niemcem.

Książkę można kupić na: Księgarnia Wydawnictwa Znak

Swiety graal zbigniew rokita

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Do mówienia o tożsamości Śląska, nie trzeba Świętego Graala: języka śląskiego czy mniejszości

Autor: Zbigniew Rokita

12/11/2023

Opole w 1973 roku

Może Cię zainteresować:

Opole z lat 70. XX wieku - sentymentalna podróż w czasie... Uliczny handel, zdjęcia rynku, ratusza, motoryzacja i nie tylko

Autor: Grzegorz Lisiecki

02/04/2023

Browar w Bytomiu

Może Cię zainteresować:

Knajfeld, Kleinfeld czy Małe Pole? Nieważne. Po prostu podziwiajcie zapomniany urok Bytomia

Autor: Patryk Osadnik

08/10/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon