Narodowe Archiwum Cyfrowe
Primabalerina

Pierwsza dama warszawskiego baletu Bożena Kociołkowska: Bytom to kolebka młodej sztuki tańca w Polsce

Działająca w Bytomiu Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa im. L. Różyckiego od 2005 roku w styczniu organizuje Międzynarodowy Konkurs Choreograficzny Uczniów Szkół Baletowych, a od 2018 konkurs nosi on imię Bożeny Kociołkowskej. W tegorocznej odsłonie wydarzenia uczestniczyło aż 135 choreografów z 15 ośrodków, a jury oceniające młodych artystów zobaczyło 115 choreografii. O tańcu, życiu i konkursie rozmawiamy z Bożeną Kociołkowską, pierwszą solistką (primabaleriną) Państwowej Opery Warszawskiej oraz Teatru Wielkiego w Warszawie, a także choreografką, pedagogiem, prezeską Fundacji na rzecz Sztuki Tańca i inicjatorką wielu tanecznych projektów.

Magdalena Mikrut-Majeranek: Taniec od zawsze był pani pasją i marzeniem?
Bożena Kociołkowska:
Można powiedzieć że od zawsze. Od piątego roku życia tańczyłam, improwizując taniec, oczywiście własną techniką. W wieku 10 lat poszłam do profesjonalnej szkoły baletowej, ale Warszawa była jeszcze w powojennych gruzach. Szkoła baletowa dawała tak wiele wrażeń artystycznych, że prawie przysłoniło mi to zburzoną stolicę, w której się urodziłam. W wieku 19 lat zatańczyłam jedną z najtrudniejszych ról w balecie klasycznym Odettę-Odylię w balecie „Jezioro łabędzie”.

Całe życie poświęciła pani działalności artystycznej, czym jest więc dla pani sztuka?
Sztuka dla mnie to dystans do rzeczywistości, lekarstwo na codzienność. Pozwala odkrywać inne obrazy rzeczywistości, pokazuje zjawiska z innej perspektywy, ujawnia nowe formy refleksji intelektualnej czy estetycznej, bo przecież akt myśli człowieka też jest aktem sztuki. Sztuka ma przynosić dobro i piękno, a kultura człowieka ma być jego prawdą. Trzeba mieć marzenia, ale nie wystarczy je mieć, trzeba o nie walczyć. Zawsze mówię, że życie nie jest czymś, co znajdujesz, ale czymś co tworzysz. XX wiek zmienił świat tańca

W jakim sensie?
Powstały nowe zjawiska taneczne i baletowe, nowe techniki tańca i nowe rodzaje widowisk jak teatr tańca oraz nowe trendy w sztuce tańca. Nie chcę być Kasandrą, ale nie wolno nam zgubić osiągnięć poprzednich wieków, chroniąc je wzorem malarstwa czy muzyki. Taniec klasyczny to kilka wieków historii, piękny dorobek europejskiej kultury. Należy go pielęgnować jak inne dzieła sztuka. Zostawił nam niepowtarzalne przedstawienia jako obraz epoki, technikę tańca, wspaniałe baleriny wyniesione na piedestał i tancerzy zapisanych w historii baletu. Ten rodzaj tańca wymaga dużego kunsztu wykonawczego, aparycji, techniki, talentu oraz ogromnej precyzji i ciężkiej pracy jak muzyka Mozarta, Bacha, Chopina, Beethovena czy Czajkowskiego. Taniec klasyczny w powojennej Polsce przeżywał czasy świetności w latach 70. i 80., kiedy tańczyli wybitni tancerze, tworzyli uznani choreografowie. Obecnie taniec klasyczny nie przystaje do naszej rzeczywistości, ponieważ jest w nim harmonia, ład, piękno w równowadze ze spokojem. Czy młode pokolenie uratuje ten 400-letni dorobek artystyczny? Ten nasz kod kulturowy?

A jak wygląda sytuacja tańca współczesnego?
Myślę, że taniec współczesny zapisze się na kartach historii tańca jako zjawisko XX i XXI wieku, które przyniosło ze sobą nowe możliwości ciała ludzkiego i intelektu człowieka. Twórczyni tańca współczesnego Amerykanka Martha Graham powiedziała, że jeśli taniec przestanie się rozwijać, to umrze. Nic takiego się nie stanie, ponieważ taniec współczesny doskonale się rozwija i ma wielu zwolenników. Zmieniły się oczekiwania dzisiejszego widza.

Co chce oglądać współczesny widz?
Współczesna sztuka uważa, że widza trzeba niepokoić, szokować, irytować, a nawet atakować. Ona po prostu odzwierciedla otaczający nas świat. Ale ja osobiście wolę, żeby sztuka mnie dowartościowała, a nie poniżała. Muszę jeszcze dodać, że moim zdaniem sztuka nie powinna być klasyfikowana według partii, wiary, orientacji seksualnej, powinna być czysta i wolna bez granic.
Sztuka sama w sobie jest piękna. Jednak trzeba uczciwie powiedzieć, że sztuka tańca jest wyjątkowo zaborcza.

Dlaczego?
Trzeba poświęcić temu zawodowi dzieciństwo i młodość, a karierę kończy się mając 40-42 lata. Wtedy stajemy przed problemem co dalej? Jak wypełnić następne lata życia. Uważam, że taniec w Polsce jest niedoceniony. Choć to piękna sztuka, muszę też wspomnieć o pewnej zadrze, ranie, która powstała kiedy w 2010 roku profesjonalnym artystom sztuki tańca odebrano przyznane w 1973 roku wcześniejsze emerytury. Wiek emerytalny mężczyzn podniesiono z 45 do 67 lat, a u kobiet z 40 do 67 lat. To jest niewyobrażalna utrata chętnych ludzi do uprawiania tego zawodu. Polscy tancerze nie otrzymali wystarczającej pomocy od instytucji do tego powołanych. Ale cóż… trzeba mieć marzenia i trzeba o nie walczyć.

Występowała pani na największych polskich scenach operowych. Była pani primabaleriną Państwowej Opery Warszawskiej i Teatru Wielkiego w Warszawie. W sumie zatańczyła pani 45 ról.
To prawda, zatańczyłam wiele pięknych, głównych ról – zarówno w repertuarze baletu klasycznego, jak i współczesnego. Współpracowałam oprócz polskich choreografów z gwiazdami współczesnej choreografii takimi jak: Birgit Cullberg, Alicja Alonso, Serge Lifar, Alfredo Rodrigues, Natalia Konus i wielu innych.

A która z ról była pani ulubioną?
Każda następna, którą przygotowywałam była ulubiona. Stawiała nowe wyzwania, a przy tym była to okazja do pracy z nowymi choreografami, z innymi technikami tańca. Nie oglądam się za siebie. Dla mnie ważne było to, co przede mną.

Rozmawiamy w Bytomiu, mieście o długich tradycjach tanecznych. Czy można powiedzieć, że to miasto tańca?
Zaraz po zakończeniu II wojny światowej to właśnie tu, na Górnym Śląsku, odżyło życie i operowe, i baletowe. Ma on naprawdę olbrzymi wkład w ożywienie życia kulturalnego po 1945 roku. Nadal dzieje się tu wiele ciekawych rzeczy. Myślę, że można to nazwać kolebką młodej sztuki tańca w Polsce.
Bytom, to miasto, w którym tuż po wojnie Adam Didur założył Operę Śląską. To tu zjeżdżali wszyscy artyści, którzy przeżyli wojnę. Swoją karierę rozpoczynały tu wspaniałe głosy, wspaniali tancerze i choreografowie. Bytom do dziś zajmuje znaczące miejsce na mapie sztuki muzycznej i baletowej w Polsce

Na czym, według pani, polega fenomen Bytomia?
Fenomen miasta polega na tym, że działa tu nie tylko opera, która odegrała znaczącą rolę w ożywieniu życia kulturalnego w powojennej Polsce, ale jest też Teatr Tańca i Ruchu „Rozbark”, Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa im. L. Różyckiego, Wydział Teatru Tańca Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, niedaleko swoją siedzibę ma Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”, a dekadę temu ważne miejsce zajmował Śląski Teatr Tańca, którego działalność emanowała na całą Polskę jeśli chodzi o zorganizowaną sztukę tańca współczesnego. Jacek Łumiński był pionierem. Dlaczego jego teatr został zlikwidowany? Tu stawiam trzy znaki zapytania. Nawet jeśli dyrekcja coś nabroiła, to dlaczego zamknięto teatr? Dlaczego Bytom pozbył się tylu wspaniałych inicjatyw związanych ze współczesną sztuką tańca? Tego nie mogę do dziś zrozumieć.

Zasadniczo można mówić o dwóch przełomowych momentach w dziejach tańca w Bytomiu. Pierwszy to ożywienie życia artystycznego po II wojnie światowej, w tym klasycznego baletu, a drugi miał miejsce po transformacji ustrojowej, na początku lat 90., kiedy obserwowaliśmy zwrot ku tańcu współczesnego wraz z powstaniem Śląskiego Teatru Tańca.
Nie rozgraniczałabym tego tak. Sięgnijmy po przykład dotyczący sztuk pięknych. Ja uwielbiam renesans, ale po nim powstało wiele pięknych technik jak impresjonizm czy konceptualizm. Sztuka musi się rozwijać, a to co nam się podoba i to, co przetrwa kolejne pokolenia, to już zupełnie inna sprawa. Tak samo jest z tańcem. Martha Graham, która skodyfikowała metodykę nauczania tańca współczesnego i założyła pierwszą szkołę tańca współczesnego, powiedziała, że taniec nie może umrzeć, musi się rozwijać. Uważam, że musimy się rozwijać, śledzić nowe trendy, ponieważ one płyną ze zmieniającego się życia. To, co nas otacza wpływa także na taniec. Życie wchodzi na scenę, a artyści i choreografowie chcą o tym opowiadać. Świat się zmienia i my także. Musimy uczyć się nowości. Jeżeli nie będziemy się tego uczyli, przestaniemy rozumieć to, co współczesny artysta ma nam do powiedzenia. Sztuka to sprawa gustu, ale trzeba śledzić jej przemiany.

A jak rozpoczęła się pani przygoda z Bytomiem?
Zawód artysty baletu jest zawodem, który można wykonywać krótko. Tancerz nie może poprzestać na tym, co dzieje się dziś, musi myśleć równie realnie o tym, co może się wydarzyć jutro. Tak więc ukończyłam pedagogikę tańca w Akademii Muzycznej, w Warszawie, potem Podyplomowe Studium Obrotu Dziełami Sztuki Profesjonalnej na wydziale Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Można powiedzieć, że solidnie przygotowałam się do drugiej części mojego życia, czyli do promowania sztuki tańca w wielu jej aspektach. W 1981 roku przeżyłam nawet śmierć kliniczną. Pan Bóg przesunął mnie z pierwszego na ostanie miejsce na swojej liście. Stwierdziłam, że z jakiegoś powodu zostawił mnie na tym świecie, dlatego też zdecydowałam się działać. Zorganizowałam między innymi: Festiwal„ Dance of the World” w 1991 roku w Gdańsku, a w 1996 roku w Warszawie, I Światowy Kongres Tańca w San Francisco w 1993 roku a także I Ogólnopolski Konkurs „Perły tańca” w 2019 roku i wiele innych, pięknych projektów. Współpracowałam z wieloma szkołami baletowymi i teatrami. Byłam też inicjatorką powstania rzeźby „W hołdzie polskim artystom baletu”, którą posadowiono w 2016 przed gmachem Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie. Obecnie statuetka rzeźby stała się nagrodą Fundacji na rzecz Sztuki Tańca, przyznawaną wybitnym polskim artystom za całokształt pracy artystycznej. Ale odpowiadając pani na pytanie o przygodę z Bytomiem, pracowałam wtedy w Teatro dell’ Opera w Rzymie. Po przyjeździe na urlop do Polski otrzymałam telefon z Bytomia, dyrekcja bytomskiej szkoły baletowej zaczęła mnie namawiać, żebym przeniosła się do Bytomia.

Zdecydowała się pani przenieść do Bytomia?
Pomyślałam sobie wówczas, że dlaczego nie? Przecież przez wiele lat przekazywałam swoją wiedzę cudzoziemcom. Przyszedł czas, żeby podzielić się nią z uczniami z Polski. Zgodziłam się.
Oceniając okres mojej pracy w Bytomiu z perspektywy czasu, uważam, że udało mi się zrobić wiele ciekawych rzeczy, które zostały zauważone i docenione przez środowisko, jednak dla mnie najważniejsze jest to, że niektóre projekty są kontynuowane, w tym już XIII Międzynarodowy Konkurs Choreograficzny Uczniów Szkół Baletowych. Uważam, że kontakt z rówieśnikami z zagranicy jest najlepszym nauczycielem.

Dlaczego pani tak uważa?
Kiedy pracowałam w Bytomiu, podjęliśmy współpracę z 10 europejskimi szkołami baletowymi, które regularnie do nas przyjeżdżały, a my do nich. Gdy obserwowałam naszych uczniów, widziałam, że są wśród nich tacy, którzy są zdolni, ale nie mają odpowiedniej motywacji. Jednakże po pobycie w partnerskiej, zagranicznej szkole, przyjeżdżali odmienieni, zmotywowani. Pracowałam w bytomskiej szkole baletowej niemal 10 lat, a w tym czasie wielu absolwentów naszej szkoły zdobywało nagrody – także na europejskich konkursach – co zawsze dawało nam olbrzymią radość. Po powrocie do Warszawy, w 2008 roku, założyłam fundację, a od pięciu lat zajmuję się pisaniem o sztuce tańca, publikując na łamach różnych czasopism m.in. „Ostoja” czy „Kultura i biznes”.

Rozmawiamy przy okazji XIII edycji konkurs choreograficznego, którego jest pani patronką. Jakie ma on znaczenie dla wschodzących talentów choreograficznych?
Międzynarodowy Konkurs Choreograficzny Uczniów Szkół Baletowych powołałam do życia w 2005 roku, będąc dyrektorem artystycznym bytomskiej szkoły baletowej. To konkurs, dzięki któremu mamy możliwość odnajdywania twórczych inspiracji młodego pokolenia - przyszłych tancerzy, a może i przyszłych choreografów. Konkurs ten tworzy możliwość poszukiwania nowych rozwiązań choreograficznych, odkrywania oryginalnych wizji choreograficznych oraz obcowania z kunsztem wykonawczym młodego pokolenia przyszłych artystów sztuki tańca. To doskonała okazja dla adeptów tańca do zaprezentowanie swoich choreografii, inspiracji i wymiany poglądów ze swoimi rówieśnikami, a my możemy w ten sposób odkryć prawdzie skarby, a może przyszłych twórczych choreografów.
Konkurs cieszy się popularnością.

Ile osób uczestniczyło w nim w tym roku?
15 ośrodków i 135 choreografów, którzy zaprezentowali 115 choreografii (w dwóch kategoriach – młodszej i starszej). Bytom ma potencjał. Może się stać bardzo atrakcyjnym ośrodkiem kultury. Dzieje się tu wiele wartościowych wydarzeń. Warto w to inwestować, kształcić kadrę i zachęcać młodych ludzi do tego, aby chcieli uprawiać tę dziedzinę sztuki. Przypomnijmy, że w niewielkim Wuppertalu dzięki Pinie Bausch powstało zjawisko artystyczne, którym zachwycił się cały świat. Cieszę się, że konkurs zyskał uznanie nowej dyrekcji, która podejmuje wiele trudu, aby konkurs ten mógł się odbywać co dwa lata w Bytomiu. Pani dyrektor Elżbiecie Mendakiewicz oraz wszystkim nauczycielom OSB w Bytomiu bardzo dziękuję, że w ten sposób możemy wspomagać rozwój sztuki tańca w Polsce. Przyjeżdżam tu, ponieważ chciałam się przyczynić do nagradzania piękna.

W Polsce brakuje choreografów?
W przeszłości w Polsce bardzo zaniedbano choreografię. Najpierw byliśmy pod zaborami, potem pod okupacją, następnie nadszedł okres Polski Ludowej… Po wojnie obficie korzystaliśmy z rosyjskiej przyjaźni, którą nam narzucono, także w dziedzinie sztuki tańca. Gdy opadł wojenny kurz, ci, którzy przeżyli, zaczęli organizować życie kulturalne. Na gruzach tworzyli szkoły baletowe, ogniska baletowe. Za żelazną kurtyną świat był zakazany. O Zachodzie nikt nie mówił. Zachwycano się wówczas baletem rosyjskim, który jest bardzo dobry, a wśród pedagogów uczących polskich tancerzy znajdowali się niemal sami Rosjanie. Kształcono tylko wykonawców, a kompletnie zaniedbano choreografię. Choreografowie, których znamy to samorodne talenty. Szkoda, że nie zadbano o edukację w tej dziedzinie. Sytuacja zaczęła się zmieniać w latach 80., kiedy zaczęto utrzymywać kontakty z Anglią, Francją. Powoli i estetyka choreografii zaczęła się zmieniać. Wspomaganie rozwoju choreografii w Polsce jest bardzo ważne. Trzeba zadbać o edukację choreografów także na poziomie uniwersyteckim. To jednak długi proces. Wierzę w młode pokolenie, że polska choreografia będzie kiedyś liczyła się na świecie.

Taniec nadal traktowany jest nieco po macoszemu. Kiedyś funkcjonowało wiele pism, portali, które pisały o tańcu, publikowały recenzje. Obecnie recenzji spektakli baletowych czy tanecznych próżno szukać w największych polskich dziennikach, a kiedyś recenzenci chętnie oceniali spektakle baletowe i operowe.
Żeby pisać o muzyce, sztuce teatralnej, balecie, malarstwie, rzeźbie trzeba się na tym znać Widać w Polsce mamy w z tym kłopot. To też wielka sztuka. Często zapominamy że akt twórczy to wytwór intelektu człowieka zaprezentowany w różnych postaciach ludziom. Tak pięknie o tańcu piszą Włosi, Francuzi, Anglicy (to nie znaczy że nie są krytyczni.) Kiedy pracowałam w Operze w Rzymie, spotkałam fantastycznych dziennikarzy, Jeden z nich Enzo Biagi recenzował spektakle baletowe odbywające się w ramach Festivalu dei Due Mondi w Spoleto. Pisał recenzje dla gazety „Corriere della Sera”. Po latach zebrał je i opublikował książkę, która świadczy o jego kunszcie i wiedzy zawodowej. Ale póki co cieszmy się, że w grudniu 2023 roku polski taniec polonez został wpisany na Światową Listę Dziedzictwa Niematerialnego UNESCO. Polonez to nie tylko taniec narodowy, ale nasza tożsamość, nasze korzenie. To one pozwalają nam pamiętać o tym, kim jesteśmy i skąd pochodzimy.

* Więcej historii z życia Bożeny Kociołkowskiej można przeczytać w jej biografii zatytułowanej „Pierwsza dama warszawskiego baletu”.

Szkola muzyczna bytom 05

Może Cię zainteresować:

Szkoła Muzyczna w Bytomiu. Jej aula to neogotycki klejnot architektury. I te kolory! Zieleń, złoto, niebieskie i czerwone akcenty. Zobaczcie zdjęcia

Autor: Katarzyna Pachelska

13/01/2024

Gala otwarcia sceny Opery Śląskiej w Bytomiu

Może Cię zainteresować:

Opera Śląska wróciła do domu. Artyści wystąpili na scenie w Bytomiu po dwóch latach przerwy

Autor: Patryk Osadnik

13/11/2023

Silesia incognita 2024 laureaci

Może Cię zainteresować:

Ósma edycja konkursu „Silesia Incognita” rozstrzygnięta. W Tychach najlepsi byli uczniowie z Mędzyrzecza. „Z każdą kolejną edycją nasi uczestnicy znajdują coraz bardziej oryginalne tematy”

Autor: Redakcja

25/02/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon