Weronika Herzog 1

Dwa złamane kolana oraz łokieć, a w internecie hejt. Święta krowa? Nie. Ofiara wypadku

„Dali pieszym pierwszeństwo, a zabrali rozum!”, „Słuchawki w uszach, kaptur na bani i klapki na oczach”, „Święta krowa!”. Takie komentarze na swój temat czytała Weronika, leżąc w łóżku z połamanymi kolanami oraz łokciem. - Ludzie mnie osądzili, choć nie mieli bladego pojęcia o tym, co się wydarzyło - opowiada. Musiała mierzyć się z hejtem, choć to ona była ofiarą wypadku.

Pogoda tego dnia była parszywa. Promienie Słońca nie potrafiły przebić się przez gęste ciemne chmury, z których co jakiś czas siąpił deszcz. Dla Weroniki Herzog był to dzień jakich wiele. Wracała do domu z pracy. Nie spieszyła się, ponieważ do odjazdu autobusu miała jeszcze sporo czasu.

- Doszłam do pasów i zobaczyłam, że samochód, który nadjeżdżał z lewej strony, był jeszcze daleko, więc pewnym krokiem zmierzałam na drugą stronę. Byłam tuż przed wysepką, odwróciłam już głowę, żeby zobaczyć, czy coś nie jedzie z prawej i wtedy poczułam uderzenie. Ciemność - opowiada o wypadku, do którego doszło 2 lutego.

Z ustaleń śledczych wynika, że bezwładne ciało Weroniki rozbiło szybę czarnego opla astry od strony kierowcy i przeleciało na drugą stronę.

- Ocknęłam się po chwili i nogi miałam pod samochodem. Próbowałam je wyprostować, ale nie umiałam. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to uszkodzony kręgosłup, ale po chwili zaczęłam czuć ból, okropny ból.

Była w szoku, próbowała wstać i iść dalej, ale nie potrafiła. Wokół niej zbiegli się świadkowie. Zaczęło padać, więc przenieśli ją pod dach tarnogórskiej szkoły muzycznej, choć bez pewności, że z kręgosłupem jest wszystko w porządku, nie powinni tego robić.

- Pamiętam przerażoną minę tego kierowcy. Mówił, że wbiegłam mu pod samochód, a ja odruchowo zaczęłam przepraszać…

Na miejsce wypadku, do którego doszło tuż obok dworca autobusowego, zjechali się policjanci, strażacy i ratownicy medyczni, którzy zabrali Weronikę na SOR. Tam okazało się, że ma złamane oba kolana oraz łokieć.

- Zapakowali mnie w gips. Całe szczęście jedno kolano było złamane w takim miejscu, że obyło się bez niego. Myślałam, że będę musiała zostać w szpitalu, ale zostałam wypisana.

Budyń

Może Cię zainteresować:

Nie żyje Jacek "Budyń" Szymkiewicz z Pogodno. Zakochany w Śląsku muzyczny fenomen. Dlaczego zawsze powinniśmy o nim pamiętać

Autor: Marcin Zasada

13/04/2022

Hejt i bzdury w komentarzach

Za Weroniką była już pierwsza trauma związana z wypadkiem. Wróciła do domu, gdzie przez kilka dni nie wychodziła z łóżka. Ból? Silny, choć ma na tyle wysoki próg bólu, że zniosła go bez większych problemów.

W końcu chwyciła za telefon i zaczęła przeglądać media społecznościowe, gdzie pojawiły się setki komentarzy pod artykułami o tym, że „26-letnia mieszkanka powiatu tarnogórskiego została potrącona na przejściu dla pieszych”, a Komenda Powiatowa Policji w Tarnowskich Górach apeluje do kierowców o zachowanie szczególnej ostrożności. Co pisali internauci?

  • „Policja powinna się wziąć za pieszych. Nie znają podstawowych przepisów ruchu drogowego!”
  • „Piesi chodzą jak święte krowy z telefonem w ręku i nie zwracają uwagi na samochody”
  • „Dali pieszym pierwszeństwo, a zabrali rozum!”
  • „Nie do kierowców (powinni apelować mundurowi o zachowanie ostrożności - przyp. red.) tylko do debilnych przechodniów, którzy wchodzą z biegu na pasy”
  • „Tak to jest, jak się nie patrzy, tylko wbiega na drogę”
  • „To są skutki chorego prawa. Święte krowy! Słuchawki w uszach, kaptur na bani i klapki na oczach”
  • „Z relacji bezpośrednich świadków wynika, że pani nie przechodziła przez pasy, tylko na nie wbiegła. Kiedy widzę ludzi włażących bezmyślnie na pasy z telefonem przy uchu, to mam ochotę w nich wjechać z pełną prędkością”

- Bzdura. Telefon miałam schowany głęboko w kieszeni, tak samo jak słuchawki. Zawsze noszę odblask. Wbiegłam na pasy? Mam problemy z kręgosłupem, czasem ledwo chodzę, nie mówiąc nawet o bieganiu…

Najbardziej uderzyło mnie to, że wiele komentarzy było wymierzonych prosto we mnie. Czytanie tego było naprawdę trudne, kiedy leżałam i nie potrafiłam wyjść z łóżka. Ludzie mnie osądzili, choć nie mieli bladego pojęcia o tym, co się wydarzyło, ale chętnie komentowali - Weronika Herzog.

Była rozczarowana także postawą lokalnych mediów, które nie moderowały dyskusji, a w zasadzie hejtu w komentarzach.

- Kilka dni później opisałam okoliczności wypadku na Facebooku. Wytknęłam, że wszyscy gonią za wyświetleniami, a nie widzą w tym człowieka, który na końcu leży połamany w gipsie i cierpi. Sama pracowałam w mediach i choć odzew na mój wpis był naprawdę duży, dostałam sporo słów wsparcia, to koleżanki i koledzy z branży nie zareagowali. Usłyszałam od nich ciszę i to była wystarczająca odpowiedź.

„Słowa naprawdę mają duże znaczenie”

Po dwóch tygodniach od wypadku Weronika wybrała się do kontroli. Lekarz ocenił, że powinna nastawić się na osiem kolejnych w gipsie. Nie dawała jednak za wygraną i postanowiła, że do końca marca samodzielnie, bez pomocy kul ortopedycznych, stanie na nogach.

- Co robić, kiedy człowiek leży i nie może się ruszyć? - pytam.

- Oddałam się swojej pasji… Kiedy nie mogłam się ruszyć, oglądałam kilka filmów dziennie.

Minął miesiąc i przyszedł czas na kolejną kontrolę. Lekarz był w szoku, że kolana się zrosły. Stwierdził, że nie ma sensu, aby znów pakować je w gips. Kilka dni później Weronika była już na pierwszym spacerze. Z tym, że będzie chodzić do końca marca, grubo się myliła. Chodziła już w połowie.

Wtedy też zaczęła intensywną rehabilitację. W powrocie do zdrowia pomógł jej względny powrót do normalności, czyli możliwość wyjścia z domu, spotkania się ze znajomymi, a także mnóstwo ciepłych słów, jakie otrzymała.

- Odzew, który dostałam po opublikowaniu posta na Facebooku, przerósł moje oczekiwania. Otrzymałam ogromne wsparcie i przekonałam się, że słowa naprawdę mają duże znaczenie. Często rzucamy je na wiatr, bezsensownie, nieraz kogoś raniąc, a może z z nich wyniknąć coś naprawdę pozytywnego.

Wciąż lekko utyka, łokieć jeszcze nie zgina jej się do końca, ale stopniowo dochodzi do siebie. Cieszy się, że wróciła do pracy. L4 skończyła na początku kwietnia. Do feralnego przejścia dla pieszych, jak i wszystkich innych, zbliża jednak ze sporą ostrożnością.

- Nie została we mnie jakaś gigantyczna trauma, ale na pewno jeszcze bardziej poważnie traktuję zasadę ograniczonego zaufania.

Robert Talarczyk

Może Cię zainteresować:

"Mnie tępe Ślonzoki wkur… najmocniej. Że godajom ino po ślonsku i nie chcą się uczyć" - Robert Talarczyk o "Byku", dumie i Śląsku

Autor: Marcin Zasada

15/04/2022

Święta krowa? Nie. Ofiara wypadku

Przypomnijmy, że według obowiązujących przepisów kierowca ma obowiązek udzielić pierwszeństwa pieszym, którzy znajdują się na przejściu lub na nie wchodzą. W praktyce oznacza to, że powinien zwolnić i zachować szczególną ostrożność za każdym razem, kiedy zbliża się do „zebry”.

Formalnie Prokuratura Rejonowa w Tarnowskich Górach przekazała sprawę wypadku, do którego doszło w rejonie dworca autobusowego, tutejszemu Sądowi Rejonowemu. Co należy podkreślić, Weronika ma status pokrzywdzonej. Z kolei 28-letni kierowca został oskarżony o naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i spowodowanie wypadku. Najsurowsza kara, jaką przewiduje w tym przypadku kodeks karny, to trzy lata pozbawienia wolności.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon