Ziętek bez nazwiska!
Wznowienie powieści biograficznej „Wojewoda śląski Jorg. W kotle czarownic” Krzysztofa Lewandowskiego to okazja by przypomnieć, że książka ta od początku była czymś więcej niż tylko opowieścią o Jerzym Ziętku. Autor świadomie zdecydował, by w całym tekście – nawet w posłowiu – nie pojawiło się nazwisko bohatera.
Jak tłumaczy Lewandowski, decyzja ta była odpowiedzią na atmosferę silnej dekomunizacji, która towarzyszyła powstawaniu książki. W tamtym czasie trwała gorąca dyskusja, czy Ziętka usuwać z przestrzeni publicznej. – „Jorg zamiast Jerzego Ziętka był więc takim rodzajem protestu przeciwko temu, co się działo” – zdradza autor.
Pisanie bez użycia nazwiska nie było łatwe. – „Trzeba się było pilnować, a to cały czas gdzieś umykało” – wspomina pisarz. Ostatecznie jednak udało się stworzyć narrację, w której Ziętek istnieje jako „Jorg” – symbol, a nie nazwisko. Lewandowski przekonuje, że w ten sposób jego książka stała się manifestem sprzeciwu wobec prób wymazywania postaci ważnych dla Śląska.
– „Ponieważ jest on dekomunizowany, to ja sobie go już zdekomunizuję. Niech to będzie taki rodzaj manifestu” – podkreślał autor „Jorga” w rozmowie.
Co więcej, ten sam zabieg zastosował także wobec innych bohaterów książki. Przyjaciel Jorga występuje jako Wilim, a nie Wilhelm Szewczyk. – „To również był znak protestu przeciw takiej dekomunizacji, jaką prowadzono bez poszanowania opinii Ślązaków” – wyjaśnia Lewandowski.
Narrator i Samuel – literackie figury w „Jorgu”
W powieści Krzysztofa Lewandowskiego pojawia się także tajemniczy, anonimowy narrator. Jego obecność jest nieciągła – raz towarzyszy bohaterowi, by później zniknąć na lata i powrócić w kolejnych rozdziałach. – „Doszedłem do wniosku, że Ziętek w pewnych sferach życia jest dość nudnawy, w związku z czym trzeba go okrasić” – tłumaczy autor. Narrator pełni więc rolę literackiego uzupełnienia, dodając pikanterii tam, gdzie biografia wojewody śląskiego mogłaby wydawać się zbyt monotonna. – „Oczywiście do końca się nie dowiadujemy, kim on tak naprawdę jest i co on robi. To zabieg literacki, żeby książka była ciekawsza dla czytelnika” – mówi Lewandowski.
Drugą ważną postacią jest Żyd Samuel – bohater fikcyjny, ale osadzony w realiach wielokulturowego Śląska. – „Samuel nie jest postacią historyczną. Ale przecież trudno górnośląskiej opowieści, zwłaszcza przedwojennej, nie okrasić wątkami żydowskimi” – podkreśla pisarz. W jego opinii obecność tej postaci przypomina o roli Żydów w historii regionu, szczególnie w miastach takich jak Zabrze, gdzie przed wojną należały do nich ogromne majątki i nieruchomości.
Samuel odgrywa też kluczową rolę w powojennej części narracji. Lewandowski sugeruje, że to właśnie wpływowi żydowscy przyjaciele mogli uratować Ziętka w okresie bierutowskim, gdy groziło mu poważne postępowanie i polityczna eliminacja. – „Mój Jorg zostaje uratowany przez przyjaciół Żydów. Czy tak było naprawdę, tego raczej się nie dowiemy i pozostanie to pewnie tajemnicą na zawsze” – przyznaje autor.
Jednocześnie pisarz zaznacza, że istnieją inne hipotezy. – „Niektórzy są zdania, że chodziło o jakąś agenturę NKWD-owską, z którą mógł Ziętek mieć związek w okresie II wojny światowej. Jednak inni mówią, że być może byli to jacyś jego przyjaciele Żydzi” – wyjaśnia Lewandowski. W jego interpretacji to właśnie ta druga wersja wydaje się najbardziej przekonująca, zwłaszcza że w latach stalinizmu wielu Żydów zajmowało wysokie stanowiska w aparacie władzy.
Tajemnice kariery Jorga: gułag, Berling i… wódka?
Nie tylko lata pięćdziesiąte kryją w biografii Jerzego Ziętka wiele znaków zapytania. Równie zagadkowe pozostaje jego wojenne zesłanie do gułagu i późniejsze konsekwencje. Lewandowski zauważa, że sam fakt pobytu w łagrze nie był czymś wyjątkowym – wielu ludzi przechodziło podobne losy. – „Łagier w ZSSR to stosunkowo częsta historia. Samo w sobie to jeszcze nic nadzwyczajnego” – konstatuje autor.
Znacznie bardziej intrygujące jest to, jak Ziętek potrafił się później wybić z armii Berlinga i rozpocząć błyskotliwą karierę w PRL. – „Być może doceniono jego sprawczość, być może był potrzebny na Górnym Śląsku” – rozważa Lewandowski. I wskazuje, że wojewoda idealnie pasował do lokalnej rzeczywistości, w której komuniści usilnie starali się przeciągnąć Górnoślązaków na swoją stronę.
Autor przypuszcza, że za sukcesem Jorga stały relacje, o których dziś niewiele wiemy, albo nadzwyczajne umiejętności. Jedną z nich mogła być – jak ironicznie podkreśla – zdolność picia wódki w dużych ilościach. – „Trudno było w Rosji Radzieckiej zrobić karierę, nie umiejąc pić wódki. Zaś w tym akurat Ziętek był świetny” – śmieje się Lewandowski.
Co istotne, Ziętek nie tracił przy tym głowy. – „Umiał dużo wypić i cały czas się kontrolować. Stanowiło to ważną umiejętność, wzbudzającą szacunek wśród towarzyszy radzieckich” – wyjaśnia pisarz. W ten sposób mógł pozyskać wpływowych przyjaciół, co tłumaczy jego ustosunkowanie nawet w Moskwie. Lewandowski zauważa, że kultura picia wódki była istotnym elementem życia politycznego i towarzyskiego w ZSRR oraz w Polsce Ludowej. – „Ta kultura była ważna do późnych lat PRL, w zasadzie aż do upadku komuny” – mówi autor „Jorga”.
Jorg na stadionie – kibic, mecenas, mediator
W książce Krzysztofa Lewandowskiego sport, a zwłaszcza piłka nożna, zajmuje ważne miejsce. Autor eksponuje zaangażowanie Ziętka jako kibica i mecenasa futbolu, szczególnie Górnika Zabrze, ale także innych inicjatyw. – „Na ile Ziętek był kibicem i na ile interesował się piłką, tego oczywiście w stu procentach nie wiem. Jednak to jego wielką inicjatywą była budowa Stadionu Śląskiego” – zaznacza pisarz.
Lewandowski podkreśla, że jego książki historyczne są zarazem współczesne. – „Opisując historię, bardzo często piszę o współczesności. Zmieniają się czasy, zmieniają się ludzie, ale pewne mechanizmy pozostają cały czas te same” – tłumaczy. W jego opinii dyskusje o stadionach – czy to przedwojenny spór o obiekt w Zabrzu, czy budowa Stadionu Śląskiego – pokazują, że sportowe inwestycje zawsze budziły emocje i miały znaczenie społeczne.
Wplatając piłkę nożną w narrację, autor chciał nie tylko urozmaicić biografię Jorga, ale też ocalić od zapomnienia autentyczne historie zasłyszane w opowieściach. – „Historii, które być może umkną, jeżeli nikt ich nie przeleje na papier” – mówi. Jedną z najbardziej tajemniczych pozostaje odejście trenera Gezy Kalocsaya z Górnika Zabrze. – „Wszyscy nabrali wody w usta. Wciąż dokładnie nie wiadomo, co tam się wydarzyło” – konstatuje Lewandowski.
Choć rola Ziętka w tej sprawie nie jest znana, pisarz przypomina inne epizody, w których wojewoda odegrał istotną rolę. Najbardziej znany to powrót piłkarza Jana Banasia do Polski. – „To, co widzimy w filmie ‘Gwiazdy’, jest autentyczne” – zapewnia autor. Ziętek miał wówczas powiedzieć zawodnikowi: „Wiesz, no każdy jakieś głupoty w życiu robi, ja na przykład się ożeniłem”. W ten sposób zamienił w żart poważną sytuację, gdy Banaś po ucieczce na Zachód zdecydował się wrócić. – „Jak wiemy, w tamtych czasach takie zachowania władza nie zawsze wybaczała” – zauważa Lewandowski.
Mąż stanu z wizją – polityka i ekologia Jorga
W książce Krzysztofa Lewandowskiego Ziętek wielokrotnie jawi się jako polityk myślący na poziomie męża stanu. Autor przypomina choćby epizody, w których bohater doradza Korfantemu, by wykorzystał wpływy Kościoła w czasie plebiscytu, czy Gomułce – by szukał porozumienia z Niemcami. – „Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Ziętek mężem stanu był. Że był człowiekiem o wielkiej wizji i wielkich koncepcjach politycznych” – przekonuje Lewandowski.
Jednocześnie pisarz nie pomija ciemniejszych stron wojewody. – „Był kunktatorski, szedł na układy. A politycy o czystym charakterze na takie układy by nie szli” – zauważa autor. W jego opinii Ziętek kierował się przede wszystkim skutecznością, stawiając na osiąganie celów i poprawę warunków życia społeczeństwa, zamiast na romantyczne gesty czy barykady. – „Moim zdaniem, on jednak zawsze zastanawiał się nad skutecznością swoich działań. I tu był z pewnością inny od dużej części polskiej klasy politycznej” – dodaje Lewandowski.
Pisarz nie ukrywa, że taki pragmatyzm bywał niemoralny i budził krytykę, ale jednocześnie pozwalał Ziętkowi realizować wizje wybiegające daleko w przyszłość. Jedną z nich była świadomość ekologiczna. – „A czymże innym było utworzenie Parku Śląskiego jak nie rewitalizacją terenów poprzemysłowych?” – pyta retorycznie autor.
Lewandowski podkreśla, że Ziętek myślał o ekologii w czasach, gdy nikt nie zaprzątał sobie głowy podobnymi sprawami. – „Miał wizję i świadomość, że jeżeli nie będziemy tego robić, to na Czarnym Śląsku dojdzie do tragedii ekologicznej” – akcentuje. Co ciekawe, idea budowy parków pojawia się u Ziętka już przed wojną w Radzionkowie. – „Najprawdopodobniej nie mógł się tego od nikogo nauczyć czy dowiedzieć, musiał to chyba sam wymyślić” – konstatuje Lewandowski.
Ziętek i Uszok? Odważne porównanie
Czy można wskazać śląskiego polityka III Rzeczpospolitej, a nawet schyłkowego PRL-u, który dorównywałby Jerzemu Ziętkowi pod względem znaczenia dla regionu, prestiżu i pozostawionej spuścizny? Krzysztof Lewandowski nie ma wątpliwości, że to pytanie powraca często. – „Ziętek działał przez pół wieku na ważnych stanowiskach państwowych i samorządowych. To jest szmat czasu, dzisiaj coś takiego się nie zdarza” – zauważa autor.
I tu Krzysztof Lewandowski występuje z odważną tezą. – „Otóż powiedziałbym, że taką osobą jest Piotr Uszok” – stwierdza pisarz. I co państwo na to?
Lewandowski przypomina, że Uszok – podobnie jak Ziętek – działał bardzo długo, najpierw jako zastępca, a później jako prezydent Katowic. Jak uważa, wizja Uszoka, kontynuowana przez Marcina Krupę, doprowadziła do przeobrażenia miasta przemysłowego i górniczego w silny ośrodek kulturalny, biurowy i biznesowy. – „To, co się wydarzyło w Katowicach, stanowi przełom na niewyobrażalną skalę. Powiedziałbym, że wręcz w historii świata” – uważa Lewandowski.
Autor zauważa, że na początku lat 90. ścierały się dwie koncepcje rozwoju: gliwicka, stawiająca na przemysł i strefy ekonomiczne, oraz katowicka, odrzucająca przemysł na rzecz biurowców, kultury i handlu. – „To wtedy wydawało się szokujące. Jednak z perspektywy czasu okazało się, że jest kierunkiem słusznym” – tłumaczy Lewandowski.
W jego opinii wizja Uszoka, realizowana krok po kroku, była co najmniej na miarę Jerzego Ziętka. – „Podobnie, jak po Ziętku został Spodek, WPKiW czy piramidy, tak w Katowicach powstały NOSPR, MCK czy KTW. Absolutnie wizjonerskie i niezwykłe w swej architekturze obiekty” – przekonuje autor „Jorga”.
Jorg by się zadumał
Książka Lewandowskiego łączy biografię z beletrystyką i historię z publicystyką, przez co nasza przeszłość żywo koresponduje ze współczesnością. Lewandowski nie tylko opowiada o Ziętku, ale też prowokuje do dyskusji o pamięci, polityce i wizji Śląska. Wznowienie powieści przypomina, że literatura może być manifestem – głosem sprzeciwu, ale też zaproszeniem do refleksji nad tym, jak kształtujemy naszą regionalną tożsamość. Lektura „Jorga” skłania czytelnika, by zadumał się (autor lubi chyba to wyrażenie, gdyż powtarza się ono w książce wielokrotnie) nad współczesnością.
Może Cię zainteresować:

