Twitter/ Łączy nas piłka
Polska reprezentacja

Powtórka z rozrywki po niemal 60 latach. To był historyczny „wyczyn” naszych piłkarzy, choć najwyraźniej sami tego nie zauważyli

Powtórka z rozrywki po niemal 60 latach. To był historyczny „wyczyn” naszych piłkarzy, choć najwyraźniej sami tego nie zauważyli

autor artykułu

Grzegorz Lisiecki

Środowy mecz w Brukseli przejdzie do historii polskiego futbolu – jako jedna z najwyższych porażek w dziejach naszej reprezentacji. Do historii, wspólnie z piłkarzami, wkracza też selekcjoner Czesław Michniewicz.

Owszem, były w długiej i często bolesnej historii polskiej piłki porażki wyższe – w 1948 roku Duńczycy wygrali z nami 8:0, rok później Węgrzy – 8:2. Były dwa wyniki 1:7 (z Jugosławią w 1947 r.) i ZSRR (1960 r.), było też 3:9, z Jugosławią – ale przed wojną, w 1936 roku. Dwukrotnie polska reprezentacja przegrywała 0:6 – z Węgrami w 1951 roku i, już w XXI wieku, z Hiszpanią (2010 r.). Do większości z tych spektakularnych klęsk doszło jednak w meczach towarzyskich. W meczach o punkty po raz ostatni tak wysoko (1:6) przegraliśmy w 1965 roku z Włochami, w eliminacjach mistrzostw świata. Łatwo więc policzyć, że środowe „osiągnięcie” w Brukseli jest pierwszym takim wydarzeniem od 57 lat. I tak właśnie przechodzi się do historii.

A skoro wróciliśmy do meczu na Stade Roi Baudouin, warto – choć w jednym zdaniu – docenić gest selekcjonera belgijskiej reprezentacji Roberta Martineza, który w końcówce dokonał kilku zmian; rezerwowy Wout Faes podarował nam kilka prezentów, jednak – tradycyjnie – zabrakło nam pomysłu na to, co z nimi zrobić… A co jeśli w sobotnim meczu w Rotterdamie z reprezentacją Holandii też dostaniemy jakiś prezent? Może warto już teraz nad tym się zastanowić – przegadać, przećwiczyć? Chociaż, z drugiej strony, nie liczyłbym na to.

„Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo, nie wracajcie do domu”. Pamiętacie? A przecież wtedy, w 2006 roku, Ekwador wygrał z nami tylko 2:0. Tak, to były mistrzostwa świata, ale nadal to tylko 2:0. Dziś słynna okładka „Faktu” znów jak ulał pasuje do sytuacji. Tymczasem teraz, po 1:6, z polskiego obozu można było tylko usłyszeć coś o zbieraniu cennego doświadczenia przez młodych piłkarzy, o zmęczeniu sezonem, znakach zapytania... Czyli: nic się nie stało. Liga Narodów? Porażka jak każda inna. I jest to zaskakujące bardziej, niż konstatacja, że gdyby nie Bartłomiej Drągowski, to nasz historyczny występ w Brukseli mógł zakończyć się dwucyfrówką.

Już się nie mogę doczekać sobotniego meczu. Tego w Cardiff, gdzie Belgia zagra z Walią. Lubię oglądać dobry futbol.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon