Prezydent Katowic po włączeniu syren przez wojewodę: "Szkoda mi czasu na nierozsądnych polityków, kierujących się tylko interesem partii"

Dla Ukraińców, których blisko 30 tysięcy gościmy w Katowicach, syreny alarmowe oznaczają jedno – nadlatujące rosyjskie rakiety, które niosą śmierć i zniszczenie. Znajomi, którzy u siebie w domach goszczą ukraińskie dzieci mówią, że gdy bawią się na podwórku i tylko usłyszą dźwięk przelatującego samolotu, to uciekają przerażone do domu - Marcin Krupa, prezydent Katowic, tłumaczy sprzeciw wobec uruchamiania syren alarmowych w niedzielę, 10 kwietnia. Decyzję o włączeniu syren podjął wojewoda Jarosław Wieczorek.

ARC
Marcin Krupa

Minister Michał Wójcik chciałby innego prezydenta w Katowicach. Może pan ma jakieś życzenia wobec ministra?
Każdy czegoś chce. Ale ja nie muszę tego komentować – zrobili to za mnie mieszkańcy Katowic.

A decyzję wojewody w sprawie uruchomienia syren w niedzielę, 10 kwietnia?
Rządzący biorą odpowiedzialność za decyzje, które podejmują. Decyzja w sprawie uruchomienia syren była błędna – bo była niepotrzebną traumą dla tysięcy Ukraińców, którzy w Katowicach znaleźli bezpieczne schronienie. Ale nawet jeśli wspomnianą decyzję ktoś ocenia inaczej, to przecież można było powiadomić samorządy z odpowiednim wyprzedzeniem – np. kilka dni wcześniej. Tymczasem dostaliśmy w tej sprawie maila w sobotę o 1 w nocy.

O 1 w nocy.

Dokładnie o 1.14. Oczywiście o sprawie dowiedzieliśmy się w sobotę z samego rana po przebudzeniu. Wtedy szybko podjąłem decyzję, że w Katowicach syren nie będziemy uruchamiać.

Czasu zostało za mało, czy zły był sam pomysł wykorzystania syren?

Jedno i drugie. Z prawnego punktu widzenia, a nie wspominam o dobrym obyczaju, o próbnym alarmie powinniśmy poinformować mieszkańców z co najmniej 24-godzinnym wyprzedzeniem. Wtedy mamy pewność, że wszyscy wiedzą, że nie trzeba się bać, ani uciekać.

Trochę takich syren w życiu słyszeliśmy. I świat nadal istnieje.
Ale teraz mamy zupełnie inny kontekst. 300 km od Katowic spadły już bomby. Trwa wojna, podczas której mordowani są ludzie. Poza tym dla Ukraińców, których blisko 30 tysięcy gościmy w Katowicach, syreny alarmowe oznaczają jedno – nadlatujące rosyjskie rakiety, które niosą śmierć i zniszczenie. Znajomi, którzy u siebie w domach goszczą ukraińskie dzieci mówią, że gdy maluszki bawią się na podwórku i tylko usłyszą dźwięk przelatującego samolotu, to uciekają przerażone do domu. W przedszkolu mojej siostry ktoś na widok samolotu w książce powiedział, że boi się, że kiedyś taki samolot na nich spadnie. Jako samorząd jesteśmy blisko ludzi – dlatego rozumiemy, jakie konsekwencje może przynieść nieprzemyślane działanie.

Tłumaczyliście to wojewodzie?

Nie było czasu na rozmowy – a takie same pisma dostali prezydenci miast w całej Polsce. Dlatego od razu zapowiedziałem, że syren nie włączymy i cieszę się, że tak wielu samorządowców przyłączyło się do tego apelu. Nasze syreny nie wyły, niestety kilka – które nie są w zarządzie miasta - zostało włączonych, bo nie mamy wpływu na obiekty należące do państwowych instytucji.

Co będzie dalej z pańską koalicją z PiS w Katowicach?
W Katowicach współpracujemy z każdym, kto chce działać na rzecz miasta – mam wiceprezydenta z PiS i wiceprezydenta z SLD. Żadnych zmian nie przewiduję. Nie przeszkadzają mi etykiety partyjne, dopóki wspólnie działamy na rzecz naszych mieszkańców. Ale przeszkadzają mi ludzie, z którymi trudno dogadać się w najprostszych i oczywistych sprawach. Potrafię rozmawiać ponad podziałami z rozsądnymi politykami. Na tych nierozsądnych, kierujących się wyłącznie interesem partyjnej centrali, coraz bardziej szkoda mi czasu.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon