Autorstwa Krzysztof Popławski - Praca własna, CC BY 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=145883107
Brynica zima

Prof. Zbigniew Białas: Zasypywanie Brynicy nie ma sensu. Nie da się łopatami zlikwidować fantomowej, swędzącej granicy między Śląskiem i Zagłębiem

Czy mi się to podoba czy nie, od kilkunastu lat noszę łatkę arcy-Zagłębiaka. Wcale o to nie zabiegałem, nie walczyłem, ani się tego nie spodziewałem. Wręcz przeciwnie, przez wiele lat nie było mi z taką łatką po drodze.

Na anglistyce w Sosnowcu na początku lat 80. studenci dzielili się na trzy kategorie:

  1. Ślązaków,
  2. Zagłębiaków,
  3. „dalszych przyjezdnych” - z całej Polski.

Ślązacy wybrzydzali, że muszą studiować w Sosnowcu, inni przyjezdni nie wiedzieli, o co w tym wybrzydzaniu chodzi, a Zagłębiacy czasem wstydzili się, że nie są Ślązakami, nie mają rodziny w Reichu, ani tych ciężkich sztućców, które dziadkowie dostawali za Adolfa, a które wyjmowano z rzadka, na specjalne okazje.

Ja również należałem do tych, którzy ubolewali, że śląska anglistyka nie jest na Śląsku, ponieważ – mówiąc w pewnym uproszczeniu - wszyscy brali za pewnik, że Zagłębie to jest coś pośledniejszego. Jeśli jesteście Zagłębiakami w pewnym wieku, być może pamiętacie to uczucie.

Później sporo jeździłem po świecie, mogłem na kilkanaście dobrych lat oderwać się od lokalnych dylematów. W ogóle mnie nie interesowały te swary, spory i uszczypliwości, te przekomarzania i mało śmieszne dowcipy o Sosnowcu.

A jednak Zagłębie upomniało się o moją lojalność i wyciągnęło po mnie rękę. Niejako wbrew woli i wbrew własnym intencjom napisałem Korzeńca. Nikt się tym faktem nie zdziwił bardziej niż ja. Doprawdy nie zamierzałem być ani piewcą Sosnowca, ani autorem mitu założycielskiego tego miasta. W ogóle nie miałem żadnych mało-ojczyźnianych ambicji, więc musiał to być po prostu niewytłumaczalny akt mistycznej zemsty mojej trudnej, brudnej, jałowej ziemi na mnie, za hubris, za wcześniejszy wstyd, za ślepotę, mówiąc krótko.

Nadal nie rozumiem, co się wówczas działo w mojej głowie. Nie wiem, na przykład, co kazało mi napisać cały rozdział o tym, jak przez granicę w Modrzejowie w roku 1913 przemyca się ludzką głowę. Oczywiście pojmowałem polityczne znaczenie faktu, że głowa leżała w Prusach, a reszta ciała w Rosji, podobnie jak logiczne dla mnie były wysiłki władz, umundurowanych lub nie, po różnych stronach granicy, żeby „rozproszonego nieboszczyka” scalić w jedno.

Mój dobry kolega z pracy, profesor Leszek Drong, stuprocentowy Ślązak zresztą, zajmuje się w swoich badaniach studiami transgranicznymi. Są to ważne i interesujące badania, a dotyczą między innymi koncepcji „granicy fantomowej”.

Uważam, że nic nie oddaje lepiej dzisiejszej sytuacji śląsko-zagłębiowskiej, niż koncepcja takiej właśnie granicy. Jak w przypadku amputowanej ręki, którą kiedyś się miało, a teraz się jej nie ma: pomimo oczywistej nieobecności ręki, odczuwa się, że nadal swędzi i dokucza. Tyle że nie da się jej podrapać, ponieważ kiedy chce się to zrobić, trafia się w pustkę. Co za paradoks: trafia się w pustkę, a ręka i tak dokucza. W ten właśnie sposób trwa w świadomości granica fantomowa między Śląskiem i Zagłębiem.

Nie ma jej przecież od dawna, ale jeśli tak, to dlaczego wciąż swędzi miejsce, w którym istniała? Nie chodzi mi wcale o ten swoisty śmiech przez łzy, o próbę rozbrajania przykrej rzeczywistości poprzez histeryczne znaki pseudo-graniczne wywieszone na rogatkach Sosnowca, w stylu: „Paszport masz?”. Chodzi bowiem, trochę jak w przypadku obcowania z duchami, o swędzenie niematerialne, wyczuwalne, irytujące, niebędące i będące jednocześnie, a ponieważ materialnie niebędące, tym trudniejsze do wyeliminowania. W pewnym sensie nawet wampiry mają w sobie więcej materialności, niż fantomowa granica. W dodatku żadnego kołka osikowego nie da się w tę granicę wbić. Zostały nam po tamtej oderwanej ręce drzazgi nieistniejących od dawna słupów granicznych.

Chyba w nieco podobny sposób odczuwał to na drugim brzegu rzeki Kazimierz Kutz. Pod koniec trzeciego rozdziału Piątej strony świata pisze o Brynicy, nazywając ją rowem nie do przebrnięcia i nie do przeskoczenia, „skrajem niewidocznej przepaści”.

Przecież to wszystko jest już zamierzchłą przeszłością, ktoś zawoła. Nie sądzę. Mniej więcej miesiąc temu przyszła do mnie w godzinach konsultacji studentka. Kiedy podczas seminarium magisterskiego profesor Drong wspomniał o Korzeńcu, zaintrygowało ją to, co mówił, natychmiast udała się do CIM-u i kupiła ostatni egzemplarz powieści. Jak powiedziała, lektura Korzeńca oraz Pudru i pyłu była dla niej momentem przebudzenia. Ona sama jest Zagłębianką ze Strzemieszyc, ale mieszka teraz w Katowicach i nieustannie słyszy komentarze, że jest „gorolką”, pytania o to, dlaczego obchodzi imieniny, a nie urodziny, itd. Czuła się wyobcowana i miała wrażenie, że czegoś jej brakuje, ale nie wiedziała czego. Po lekturze Korzeńca zrozumiała czego. I poczuła się dumna, że pochodzi z Zagłębia.

Czas najwyższy pogodzić się z faktem, że zasypywanie Brynicy nie ma sensu. Nie da się łopatami zlikwidować fantomowej, swędzącej granicy między Śląskiem i Zagłębiem. Warto też pogodzić się z faktem, że tożsamość zagłębiowska – tak chętnie i często opisywana jako płytka w porównaniu z tożsamością śląską – ma się, wbrew pozorom, całkiem dobrze. A nawet coraz lepiej.

Dworzec kolejowy 1992943 Fotopolska Eu

Może Cię zainteresować:

Prof. dr hab. Dariusz Nawrot: Czym jest Zagłębie Dąbrowskie? Dwa filary, na których opierał się rozwój tego regionu

Autor: Dariusz Nawrot

26/01/2025

Absurdy Katowic. To może brzmieć jak żart, ale...

Może Cię zainteresować:

Jak to Sosnowiec nie leży na Śląsku, skoro trochę leży? Historyczna granica Śląska i Zagłębia nie jest oczywista

Autor: Tomasz Borówka

03/12/2023

Alicja Dorabialska

Może Cię zainteresować:

Alicja Dorabialska: pierwsza kobieta z tytułem profesora polskiej uczelni technicznej. Wychowana w Zagłębiu. I w Zagłębiu... zapomniana?

Autor: Maciej Baranowski

24/01/2025