Stranger

Dlaczego Stranger Things nie wydarzyłoby się na Śląsku? Bo Lata 80. na śląskich placach to inna bajka

Dziś (1 lipca 2022 r.) premierę ma druga część czwartego sezonu „Stranger Things”. To serial, który bije rekordy popularności na platformie Netflix. Jego akcja dzieje się w latach 80. ubiegłego wieku, a najnowszy sezon, to rok 1986. Bohaterami są nastolatkowie z prowincjonalnego miasteczka Hawkins w USA. Fanom serialu nie trzeba tłumaczyć jego fabuły, postanowiliśmy się więc przenieść do roku 1986 na naszych śląskich placach.

Mamy 1 lipca 1986 roku. Zanim zajrzymy na śląskie place, przypomnijmy sobie co się wtedy działo. Numerem jeden na Liście Przebojów Trójki jest kawałek „Why Can't This Be Love” zespołu Van Halen. Od kliku dni można już oglądać Teleexpress, pierwszy w Polsce program informacyjny o tak lekkiej formule, a od stycznia w Telewizji Polskiej emitowany jest serial „Siedem życzeń”. Pamiętacie?

Już za trzy miesiące telewizja wyemituje pierwszy odcinek innego kultowego serialu – „Alternatywy 4” w reżyserii Stanisława Barei. We wrześniu będzie miała także premierę komedia „C.K. Dezerterzy”, a w grudniu film animowany „Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie”. Rok 1986 to także premiera filmu „Top Gun” z Tomem Cruisem, którego sequel możemy właśnie oglądać w kinach. Z tego roku są także takie klasyki, jak: „Pluton”, „Wzgórze złamanych serc”, „Nieśmiertelny”, „Cobra”, „Obcy – decydujące starcie” czy „Wielka draka w chińskiej dzielnicy”, oglądane przede wszystkim na kasetach VHS.

Rok 1986 to schyłek PRL-u, a w polityce wiele się działo. W styczniu zatrzymano Bogdana Borusewicza, a w maju Zbigniewa Bujaka – działaczy „Solidarności”, którzy ukrywali się od początku stanu wojennego. Także w maju ówczesny rzecznik rządu, Jerzy Urban, zapowiedział wysłanie 5 tys. koców i śpiworów dla bezdomnych w Nowym Jorku. W lipcu I sekretarzem KC PZPR ponownie został gen. Wojciech Jaruzelski, a we wrześniu jawną działalność wznowiła „Solidarność”.

Nie można także zapomnieć o katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu. Dzieci i młodzież w szkołach dostały wtedy do wypicia płyn Lugola, który miał chronić tarczycę. Ktoś pamięta jeszcze jego smak?

„Trzeba było iść do kolejki i stać kilka godzin za czymś”

To zajrzyjmy teraz na Górnym Śląsk. O to, jak w latach 80. ubiegłego wieku wyglądało życie nastolatków w naszych miastach i miasteczkach, zapytaliśmy Roberta Talarczyka – aktora, reżysera i dyrektora Teatru Śląskiego w Katowicach (rocznik 1968) oraz śląskiego architekta Roberta Koniecznego (rocznik 1969).

Jak wspomina Robert Talarczyk życie nastolatków na Górnym Śląsku wyglądało wtedy podobnie, jak w każdym większym czy mniejszym mieście w tym kraju. - Śląsk, przez swoje uwarunkowania historyczne, miał oczywiście trochę szerszą perspektywę z powodu bardzo rozwiniętego przemysłu, czy powiązań z rodzinami w RFN. Ale nastolatkowie w całej Polsce mieli podobne fascynacje i sposoby spędzania czasu – mówi.

- Wiadomo, to była komuna. Trzeba było dzielić czas na przyjemności z tym, że trzeba było iść do kolejki i stać kilka godzin za czymś. To było straszne – dodaje Robert Konieczny.

Muzyka? Lady Pank, Perfect, Dżem i punkowe kapele

W serialu „Stranger Things” w klimat lat 80. XX wieku doskonale wprowadza ścieżka dźwiękowa. Z najnowszego sezonu przebiła się piosenka "Running Up That Hill" Kate Bush z 1987 r., która znów podbija listy przebojów. Wcześniej nowe życie dostał kawałek „Should I stay or Should I go” zespołu The Clash. W serialu można usłyszeć także m.in. „Time After Time” Cyndi Lauper, „Rock You Like a Hurricane” Scorpions czy „Africa” zespołu TOTO. A czego w latach 80. słuchała młodzież ze śląskich miast?

- Przede wszystkim Lady Pank. Wiadomo, słuchało się też m.in. Republiki, ale bardziej Lady Pank. Wspaniałe teksty, których wtedy do końca nie rozumiałem. Pamiętam jak byliśmy na pierwszym koncercie w Spodku. To był w ogóle mój pierwszy koncert w życiu – mówi Robert Konieczny.

Dyrektor Teatru Śląskiego także wspomina koncerty Lady Pank, Perfectu, Lombardu, Oddziału Zamkniętego czy Dżemu, ale też kapel punkowych - Dezertera czy Śmierci Klinicznej. - No i Lista Przebojów Programu III z Markiem Niedzwieckim. Nagrywałem na „kaseciaka” piosenki z listy, a potem zapisywałem teksty w zeszycie i śpiewaliśmy na dużej przerwie, a zamiast „Chcemy być sobą”: „Chcemy bić ZOMO”! - podkreśla Robert Talarczyk.

„Było siermiężnie, ale kolorowo”

Robert Konieczny wspomina, że chodziło się z włosami postawionymi na cukier. Podobnie robił Robert Talarczyk, który do kurtki przypinał też ćwieki i nosił pieszczochę – skórzaną, szeroką bransoletę na rękę.

- Jeszcze t-shirty farbowane domowymi sposobami i symbol anarchii ręcznie pisany z przodu. Byli też popersi z grzywkami i skórzanymi krawatami, skinheadzi już się pojawili. Było siermiężnie, ale kolorowo – dodaje dyrektor Teatru Śląskiego.

Katowicki architekt wspomina, że wszyscy byli wpatrzeni w Zachód. Do tego stopnia, że ustawiało się na meblościankach puszki po zachodnich piwach czy innych napojach oraz paczki po zachodnich papierosach. - Nie wiem jak zareagowaliby nastolatkowie stamtąd, gdy to zobaczyli – dodaje.

Rządziły salony gier

W „Stranger Things” pojawiają się salony gier. Takich nie brakowało także u nas. Robert Talarczyk wspomina, że na początku lat 80. rządziły salony gier i gra „Gwiezdne Wojny” na automaty. - I inne gry na automaty, na żetony albo bilon. Strzelanki i bijatyki. Flipery oczywiście też. Straszna kasa szła na te automaty. I jeszcze szaberplac na Mickiewicza. Tam się kupowało komiksy z zachodu i Bravo z plakatami topowych kapel, jak AC/DC czy KISS – dodaje.

Także Robert Konieczny spędzał wtedy wiele czasu w salonach gier. Wspomina nawet niemiłą sytuację, gdy grał w takim salonie w Bogucicach i przegoniła go stamtąd grupka większych od niego chłopców, która grała później na jego koszt.

Serial Netflixa to także wiele nawiązań do kina lat 80. Co się wtedy u nas oglądało? - Pamiętam „Wejście smoka”, „Godzillę” i inny film japoński „Ebirah, potwór z głębin”. No i oczywiście „Gwiezdne wojny” i część najfajniejsza czyli „Imperium kontraatakuje” – wymienia Robert Talarczyk. Robert Konieczny dodaje do tego „E.T.” czy „Szczęki”, choć – jak podkreśla – ten ostatni film jest jeszcze z lat 70.

Czarna Wołga i Czarnobyl

„Stranger Things” to m.in. tajne laboratoria i dziwne nadprzyrodzone zjawiska. Śląska młodzież w latach 80. opowiadała o czarnej Wołdze, która ponoć jeździła po mieście i porywała dzieci, żeby pozbawić je krwi – wspomina Robert Talarczyk. Przekazywano sobie także, żeby nie jeść końcówek bananów, bo tam żmije zostawiają jad.

- I Czarnobyl. Ale to już nie było śmieszne, bo wtedy musieliśmy iść ze szkoły na pochód pierwszomajowy. I potem niektórzy myśleli, że mają chorobę popromienną, co się charakteryzowało telekinezą i telepatią. Przynajmniej części tak się wydawało. Robiliśmy różne doświadczenia z odczytywaniem cyferek na kartkach i próbowaliśmy przesuwać przedmioty na odległość… Niestety z marnym skutkiem – dodaje.

Marzenia? Wyjechać do „Efu”

O czym marzyli nastolatkowie czterdzieści lat temu? - Niektórzy chcieli wyjechać do „Efu” na stałe, a inni stać się gwiazdą rocka i grać koncert u boku Kory czy Hołdysa. Albo polecieć w kosmos, jak Hermaszewski – mówi Robert Talarczyk.

O zostaniu gwiazdą rocka marzył m.in. dzisiejszy architekt, choć – jak wspomina – najpierw zajmował się sportem. Trenował m.in. piłkę nożną i chciał grać w polskiej kadrze. Gdy okazało się, że nie może dalej trenować, zajął się muzyką.

- Grałem na basie, na gitarze i na perkusji przygrywałem. Założyliśmy nawet kapelę. Mieliśmy nawet grać na juwenaliach przed Dżemem. Wtedy się grupa rozpadła, bo wszyscy się tego przestraszyli – mówi Robert Konieczny.

Dyrektor Teatru Śląskiego dodaje, że patrzyli wtedy przez symboliczną brudną szybę na Zachód i marzyli, żeby żyć tak, jak oni.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon