Universal
Oppenheimer film

Świt ery atomowej na Śląsku. Co wiedzieliśmy w 1945 r. o bombie atomowej, Projekcie Manhattan i Robercie Oppenheimerze?

W sierpniu 1945 roku mieszkańcy Śląska po raz pierwszy przeczytali o istnieniu bomby atomowej. Prasa informowała o atakach nuklearnych na Japonię i opisała poprzedzający je test nowej broni w USA. Ale o jej konstrukcji i twórcach, z Robertem Oppenheimerem włącznie, wiedziano tyle co nic. Co warto wiedzieć o tych czasach, zanim się pójdzie do kina na "Oppenheimera"? Wyjaśniamy.

Pierwsza bomba atomowa nie wybuchła nad Hiroszimą. Pierwsza w historii eksplozja nuklearna była testem jednego z wariantów tej superbroni, przeprowadzonym przez Amerykanów 16 lipca 1945 na pustyni Jornada del Muerto w stanie Nowy Meksyk. Próba była tajna - o tyle, o ile da się utrzymać w tajemnicy eksplozję o sile wybuchu 25 tysięcy ton TNT. Ale Amerykanie publicznie nie pochwalili się tym przed światem. Podczas trwającej właśnie wtedy konferencji w Poczdamie, 24 lipca prezydent Harry Truman nieoficjalnie poinformował Józefa Stalina o tym, że Stany dysponują nową broną o niezwykłej sile niszczącej. Ale ani radio ani prasa nie doniosły o tym historycznym fakcie. Milczeć musieli też ojcowie i matki bomby atomowej - zaangażowani w Projekt Manhattan (taki kryptonim nosił amerykański programu nuklearny) wybitni fizycy z Robertem Oppenheimerem i Enrico Fermim na czele.

O "Trinity" - tak z kolei brzmiał kryptonim testu z 16 lipca - Amerykanie oficjalnie poinformowali dopiero po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę. Atak nuklearny na to japońskie miasto zmiótł je z powierzchni ziemi 6 sierpnia 1945, zabijając kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Gdy nad Hiroszimą rozbłysło atomowe słońce, w Japonii była godzina 8.15, a na Śląsku jeszcze noc. Ślązacy usłyszeli więc o tym jeszcze tego samego dnia w radiu. Nazajutrz zaś przeczytali na pierwszych stronach gazet.

W chwili obecnej bomba będzie miała zastosowanie jedynie w wojnie, jednakże fakt oddzielenia energii atomowej będzie miał ogromne znaczenie w życiu pokojowym - zapewniał Truman, cytowany przez "Trybunę Robotniczą".

Do słów prezydenta nawiązywał też komentator amerykańskiego radia:

Może być, że dzień dzisiejszy będzie dniem przełomowym w gospodarce światowej, dniem oznaczającym i szybkie zakończenie wojny. Problem, nad którym głowiły się najtęższe głowy świata, został rozwiązany. Dokonano rozbicia atomu i wyzwolono energię przewyższającą energię uzyskaną z węgla, wody itp. Wyzwolono siły, z których składa się energia pierwotna.

Śląski węgiel na atomy

Redakcja "Dziennika Zachodniego" - co trzeba przyznać - wykazała się dociekliwością. Aczkolwiek już nie wiedzą z dziedziny fizyki jądrowej. Redaktorów zaintrygowało, czy można będzie rozbijać na atomy... śląski węgiel. Zapytano o to specjalistę:

(...) redakcja nasza zwróciła się do jednego z czołowych śląskich inżynierów p. Emanuela Sukiennika z Katowic, z prośbą o udzielenie kilku fachowych szczegółów na temat nowego epokowego wynalazku. Inż. Sukiennik oświadczył: "Uczeni całego świata od bardzo dawna pracowali nad problemem rozbicia jądra atomu. Nie małą była w tym zasługa uczonych polskich. M. in. już słynny prof. Wróblewski z Uniwersytetu Jagiellońskiego osiągnął pewne rezultaty w tym kierunku. Teoretycznie problem rozbicia atomu został jut dość dawno rozwiązany. Kiedyś więc musiało dojść do tego, że znajdzie on również praktyczne zastosowanie. W tej chwili trudno jeszcze ocenić praktyczne znaczenie wynalazku, ale niewątpliwie będzie ono ogromne, W przybliżeniu można określić, że w wypadku wykorzystania tego doniosłego wynalazku, pokłady węgla śląskiego, które obliczone są na lat dwieście eksploatacji, będą mogły wystarczyć chyba na milion lat".

Bądźmy wyrozumiali dla pana inżyniera, fizyka nuklearna była wtedy nauką dość egzotyczną. Warto jednak wiedzieć, że mimo iż śląskiemu węglowi nie dane było trafić do jądrowych reaktorów (w każdym razie w roli materiału rozszczepialnego), to na Śląsku - tyle że tym Dolnym - już wkrótce miano podjąć eksploatację tamtejszych rud uranu. Ich eksploatacja odbywała się pod ścisłą kontrolą Sowietów, a całe wydobycie szło na potrzeby ich programu nuklearnego, jednak wśród górników kopalń uranu byli także Górnoślązacy. Przede wszystkim żołnierze LWP, świadczący tam niewolniczą de facto pracę.

W 1950 r. CIA oceniała, że 45 procent radzieckiego uranu pochodziło z Niemiec Wschodnich, 33 procent ze Związku Radzieckiego i 3 procent z Polski - - stwierdza amerykański historyk David Holloway.

Trzy procenty wydają się ilością niewielką, jednak w związku z ogromem całości produkcji było to całkiem dużo. Chodziło o setki tysięcy rudy uranu, z której uzyskano kilkaset ton czystego uranu. To wystarczało na wyprodukowanie w sowieckich reaktorach plutonu dla nie mniej niż stu kilkudziesięciu bomb nuklearnych - więcej, niż zawierają ich obecnie nuklearne arsenały niejednego atomowego mocarstwa. A że cenny pluton ze starych, wycofywanych z uzbrojenia głowic atomowych się odzyskuje, prawdopodobnie chociaż część plutonu wytworzonego ze śląskiego uranu nadal jest wykorzystywana w rosyjskiej broni nuklearnej.

Ślązacy a Projekt Manhatttan

Wróćmy jednak do roku 1945. 8 sierpnia czytelnicy śląskich gazet dowiedzieli się o "Trinity" i to całkiem sporo. Tak o teście amerykańskiej bomby atomowej pisała "Trybuna Robotnicza":

Międzynarodowa prasa szeroko omawia szczegóły dotyczące nowej bomby atomowej. Agencja amerykańska opisuje eksplozję bomby, podczas specjalnej próby 16 lipca br. w Nowym Meksyku. Bomba została umieszczona na specjalnie wybudowanej wieży, gdzie znajdowały się przyrządy, kontrolujące. W czasie wybuchu, który nastąpił równo o godz. 6.35 światło w promieniu 18 km. wszystkich oślepiło. Niezwykle donośna eksplozja. Fale powietrzne przewróciły dwie osoby, znajdujące się w odległości 16 km od miejsca wybuchu. Słup dymu wzniósł się na 13 km wzwyż aż do stratosfery. Podczas próby współpracownicy znajdujący się w odległości 12 km otrzymali rozkaz położenia się na ziemię tyłem do kierunku wybuchu. Głównymi składnikami materiału wybuchowego są blenda cynkowa i uran IX. Pokłady blendy cynkowej znajdują się w Wielkiej Brytanii, Norwegii, Austrii, Czechosłowacji, Rosji, Kongo belg. i Australii.

Na razie o właściwościach uranu mało kto wiedział poza naukowcami, zaś o samym istnieniu sztucznie wytworzonego plutonu nie wszyscy z nich (to on był materiałem rozszczepialnym w "Trinity" oraz bombie, która 9 sierpnia 1945 spadła na Nagasaki; tylko na Hiroszimę Amerykanie zrzucili bombę uranową). Nazwiska najważniejszych naukowców zatrudnionych w Manhattan Project były znane - chodziło wszak po większej części o światowej sławy fizyków, nierzadko noblistów) - jednak ze względu na pilnie strzeżoną tajemnicę wojskową charakter ich pracy był ściśle tajny.

Byli jednak Ślązacy, którzy na zasadach działania bromy atomowej znali się cokolwiek lepiej niż inżynier Sukiennik. Jak uczestnicząca w Manhattan Project Maria Goeppert-Mayer z z Katowic (później, w 1963 r., laureatka Nagrody Nobla) czy urodzony w Żorach Otto Stern, noblista z 1943 roku, a wcześniej asystent samego Alberta Einsteina. Dzięki Sternowi bezpiecznie opuściło nazistowskie Niemcy i trafiło do USA wielu zaangażowanych później przy konstruowaniu bomby atomowej naukowców podobnie jak on żydowskiego pochodzenia. On też zainspirował Ernesta Lawrence'a do skonstruowania akceleratora cząstek zwanego cyklotronem. Ponadto naukowiec ze Śląska wniósł osobisty wkład w amerykańskie wysiłki, które uczyniły z USA mocarstwo nuklearne.

Stern został przydzielony do tzw. Metallurgical Laboratory (Laboratorium Metalurgiczne), utajnionej jednostki organizacyjnej utworzonej przy uniwersytecie w Chicago, w którym 2 grudnia 1942 r. zbudowano i uruchomiono pod kierownictwem Enrico Fermiego pierwszy stos atomowy. Poza tym w swoim macierzystym instytucie w Pittsburghu realizował inne prace badawcze nad bombą atomową - pisze jego biograf, prof. Piotr Greiner.

Ze względu na swoją zażyłość z Einsteinem, właśnie Stern informował najsławniejszego fizyka XX wieku o postępach prac nad bombą atomową.

Na wiosnę 1944 r. poinformowany przez Sterna o stanie prac Einstein przeraził się nie tyle użyciem bomb w toczącej się, ale kończącej się jednak wojnie, ale wpływem, jaki ten nowy, straszliwy rodzaj broni może wywrzeć na dalsze losy ludzkości. W dyskusjach toczonych ze Sternem pojawiły się kwestie odpowiedzialności uczonych za bombę i potrzebę podjęcia jakichś działań, które mogłyby powstrzymać potencjalny wyścig atomowy. 11 listopada 1944 r. Stern odwiedził po raz kolejny Einsteina - jeszcze raz dyskutowali o broni atomowej. Tym razem Einstein wydawał się nad wyraz zaniepokojony. Efektem tego było podjęcie przez niego, wspólnie z N. Bohrem, do którego zwrócił się o radę i pomoc, działań mających przygotować memorandum ostrzegające uczonych przed skutkami rozwoju broni nuklearnej (list Bohra-Einsteina) - dodaje historyk.

Naukowcy i bomba

Potencjalnie niszcząca potęga Wszechświata, zaklęta w tworzących go cząstkach elementarnych, budziła lęk nie tylko w fizykach.

Ludzkość otrzymała z rąk uczonych instrument, który sprawiedliwie i mądrze pokierowany, może i powinien ją uszczęśliwić, ale ten instrument nakłada na nią odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, ba, nawet za istnienie całej kuli ziemskiej, bo zarówno twórcza, jak i niszczycielska siła nowego wynalazku, jest na miarę kosmiczną - dzielił się refleksjami redaktor Bogdan Czesak z "Dziennika Zachodniego".

Moralne skrupuły na tym tle miały stać się udziałem niejednego fizyka. Również i samego Roberta Oppenheimera, dyrektora naukowego Projektu Manhattan i Los Alamos National Laboratory. Zostały zresztą cynicznie wykorzystane przez bezpardonowo dążących do skonstruowania broni nuklearnej Sowietów. Wywiad i propaganda ZSRR nie wahały się używać najbrudniejszych sztuczek, by wpłynąć na postawy idealistycznych często naukowców Zachodu. Ale wtedy, w sierpniu 1945, Oppenheimer który przeszedł do historii jako "ojciec bomby atomowej", z którą jest w oczach potomnych nieodłącznie kojarzony, nie był jeszcze postacią powszechnie znaną. Także na Śląsku. Na łamach tutejszej prasy pojawił się bodaj dopiero w 1946 r. Podkreślano przy tym jego krytyczny stosunek do dalszych amerykańskich prób atomowych i badań nad bronią nuklearną, który doprowadził do odsunięcia go od nich i odejścia z Los Alamos. Ze szczególną satysfakcją opisywali prasowi propagandyści szykany, jakie spotkały Oppenheimera w USA w latach 50. Naturalnie nie roztrząsano, jaki byłby los naukowca, który wykazałby się podobnej natury postawą w realiach bliku sowieckiego. W każdym razie o Oppenheimerze wolno było pisać, w odróżnieniu od jego sowieckiego odpowiednika, Igora Kurczatowa. Nazwisko kierownika sowieckiego zespołu zaangażowanego przy programie nuklearnym okrywała ścisła tajemnica. Kiedy w końcu zaczęło pojawiać się na łamach prasy - czyli w zasadzie już za czasów Chruszczowa, bodaj dopiero w 1956 r. - wymieniano je w subtelnie innym kontekście, bo jedynie pokojowego wykorzystania energii jądrowej.

Historię "ojca bomby atomowej" przypomina w swoim nowym filmie reżyser Christopher Nolan, twórca m.in. obrazów "Mroczny Rycerz", "Interstellar", "Incepcja", "Dunkierka", "Tenet". Polska premiera - już 21 lipca. W roli naukowca występuje Cillian Murphy.

Wybuch amerykańskiej bomby wodorowej

Może Cię zainteresować:

Jak Śląsk miał zginąć. Ujawnione plany wojny nuklearnej

Autor: Tomasz Borówka

11/03/2022

Doktor Vincenz Priessnitz

Może Cię zainteresować:

Bierzesz prysznic - myśl o Śląsku. Wynalazca prysznica Vincenz Priessnitz to dobroczyńca ludzkości

Autor: Tomasz Borówka

02/02/2024

Gerhard Malik (z lewej) zginął w 1941 roku jako niemiecki lotnik

Może Cię zainteresować:

Ślązak z Wehrmachtu w 1940 roku napisał do rodziców. Minęły 83 lata, nim jego list dotarł dotarł pod właściwy adres

Autor: Redakcja

04/05/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon