"To, co my odbieramy jako głośny huk, dla nich jest czymś nieporównywalnie silniejszym"
Sylwestrowe pokazy sztucznych ogni kojarzą się ze świętowaniem i tradycją, niestety dla wielu są źródłem cierpienia. Od parunastu lat wiele organizacji społecznych, a nawet samorządów sprzeciwia się organizacji sylwestrowych pokazów fajerwerków, które negatywnie wpływają na zwierzęta - te domowe i te dzikie.
W naszym regionie takim przykładem może być Mikołów, w którym aktualnie odbywa się kampania "Zamieniam petardy na serdeczne standardy" stworzona przez zastępczynię burmistrza Mikołowa - Anetę Esnekier - oraz wspierana przez lokalny samorząd. Miasto zachęca mieszkańców do nie strzelania w sylwestra i do pokazania, że mieszkańcom zależy na zdrowiu i bezpieczeństwie wszystkich - domowników, sąsiadów, zwierząt domowych oraz tych żyjących w swoim naturalnym środowisku.
Warto dodać, że nie chodzi jedynie o te paręnaście minut po północy 1 stycznia. Nawet jeśli my nie słyszymy huków za oknem, często możemy je zauważyć już na wiele godzin przed Nowym Rokiem po nerwowych reakcjach naszych pupili - najczęściej spowodowane jest to faktem, że rodziny organizują mniejsze pokazy fajerwerków dla małych dzieci...
- Proszę sobie wyobrazić, że siedzi pan spokojnie w domu, a nagle za oknem wybucha kilka petard. Pierwsza reakcja? Strach, dezorientacja. Człowiek wie, że to Sylwester i może się przygotować. Zwierzęta nie. Do tego ich słuch jest kilka lub kilkanaście razy bardziej wrażliwy niż ludzki. To, co my odbieramy jako głośny huk, dla nich jest czymś nieporównywalnie silniejszym. W społeczeństwie brakuje wiedzy o zachowaniu i anatomii zwierząt, o tym, jak działają ich zmysły - mówi Jacek Wąsiński, założyciel Leśnego Pogotowia w Mikołowie.
Jacek Wąsiński jest pracownikiem Nadleśnictwa Katowice, z wykształcenia jest leśnikiem oraz absolwentem Wydziału Ochrony Środowiska Uniwersytetu Opolskiego. W 1993 roku założył Ośrodek Rehabilitacyjny dla dzikich zwierząt przy Nadleśnictwie Katowice. "Leśne Pogotowie" w Mikołowie-Kamionce zajmuje się niesieniem pomocy dzikim zwierzętom - rannym w wypadkach drogowych albo wskutek innego typu zdarzeń losowych, wymagających rehabilitacji, czy odchowania po stracie rodziców. Ekspert podkreśla, dlaczego warto zaprzestać hałaśliwej sylwestrowej tradycji.
- W momencie huku pojawia się panika. Zwierzę w panice zaczyna uciekać. Ptaki uderzają w przeszkody - okna, szyby, mury, bariery dźwiękochłonne, dlatego po Sylwestrze trafiają do nas bardzo rzadko. Głównie dlatego, że większość tych zwierząt po prostu ginie. Jeśli zwierzęta kryją się w lesie, tam czują się bezpieczniej. Niestety te, które żyją w centrach miast, nie są przygotowane na Sylwestra. Gdyby dało się je uprzedzić, powiedzieć im, co się wydarzy, to przynajmniej część mogłaby się przygotować. Zwierzęta, w przeciwieństwie do ludzi, reagują na ostrzeżenia i ich nie ignorują. Niestety nie da się ich powiadomić, więc są kompletnie zaskoczone hukiem i światłem. Najgorszy jest sam hałas - podkreśla twórca Leśnego Pogotowia.
Czy da się świętować bez fajerwerków?
Dzikie zwierzęta reagują jeszcze silniej na huk fajerwerków. Ptaki mogą opuszczać gniazda w czasie lęgowym, co naraża młode na śmierć, a ssaki i ptaki nocne doświadczają silnej dezorientacji, co zaburza ich naturalne rytmy i zachowania. Badania wskazują, że duże pokazy fajerwerków mogą kolidować z migracją lub sezonem rozrodczym wielu gatunków, wywierając długoterminowy wpływ na populacje. Poza hałasem, fajerwerki emitują do atmosfery pyły zawieszone (PM2,5 i PM10) oraz toksyczne gazy, takie jak tlenki azotu i siarki, które pogarszają jakość powietrza. Zanieczyszczenie powietrza, hałas oraz chemiczne pozostałości fajerwerków to poważne koszty dla środowiska. Coraz więcej ekspertów oraz organizacji ekologicznych proponuje alternatywy, takie jak pokazy z użyciem dronów czy laserów, które mogą zapewnić efekt wizualny bez destrukcyjnego wpływu na zwierzęta i środowisko.
- Jeśli ktoś nie myśli o zwierzętach, powinien pomyśleć o innych ludziach. Zabawa nie powinna nikomu szkodzić ani fizycznie, ani psychicznie. Jest wielu dorosłych ludzi, np. osoby z autyzmem, którzy bardzo się tego boją. A mimo to są ignorowani. Zabawa nie może odbywać się kosztem innych. Może, jeśli pomyślimy o cierpieniu ludzi, zrozumiemy, że zwierzęta cierpią jeszcze bardziej, bo nie rozumieją, co się dzieje - podsumowuje Jacek Wąsiński.


