Dawid jest jak filet. Same plusy, zero minusów. Dwie godziny muzycznej i wizualnej uczty podarował nam 12 listopada Dawid Podsiadło ze swoją ekipą. Koncert w ramach POSTProdukcja Tour odbył się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach. Niby był to występ promujący nową płytę Dawida, czyli "Lata dwudzieste", ale faktycznie chłopak z Dąbrowy Górniczej zagrał miks swoich największych solowych i tych z Męskiego Grania utworów, przeplatanych kawałkami z najnowszego krążka.
O tym, że ekipa Podsiadły umie w oprawę wizualną koncertów, już się przekonaliśmy m.in. w czerwcu tego roku na Stadionie Śląskim. Tu wzniosła się (i to dosłownie) jeszcze wyżej. W trakcie trzech piosenek nad głowami uczestników koncertu pływały srebrne delfiny albo latały (też srebrne) ptaki. Oczywiście Dawid nie byłby sobą, gdyby przerw między piosenkami nie wypełniał swoją konferansjerką. Niektórym się to podobało, inni krzyczeli: "Dawid, graj, a nie gadaj!". Serio.
W sumie fani Podsiadły nie wyszli zawiedzeni, zabrzmiał i "Małomiasteczkowy" - na otwarcie, i "Trójkąty i kwadraty" - na koniec bisów. Po drodze były "Nieznajomy", "Nie ma fal" (tu po raz pierwszy zobaczyliśmy latające delfiny), "Matylda", "Mori". Plus z Męskiego Grania "I ciebie też, bardzo", "Początek". Dawid ukochał sobie też cover "Nic nie może przecież wiecznie trwać" Anny Jantar i tego utworu też nie zabrakło - zresztą pochodzi on ze ścieżki dźwiękowej filmu "Johnny", którego Podsiadło nie omieszkał zareklamować.
No i na koniec, już po koncercie, niesamowity widok tysięcy ludzi zmierzających ze Strefy Kultury w stronę Rynku. Akurat tak się złożyło, że około 23 skończyły się i występ Podsiadły w MCK i koncert Legendy rocka w Spodku. Gorzej mieli ci, którzy postanowili zaparkować w Strefie Kultury samochód. Dotarli do domu pewnie dużo później niż zakładali.
Może Cię zainteresować: