Wielkanoc na Śląsku, czyli żadnego żurku, prezenty od Hazoka. A święcenie koszyczka? „Zwyczaj... obcy i szkodliwy”

Żaden żurek, bo ani w święta, ani w ogóle. Śląski to może być żur. Wielkanocne zwyczaje na Śląsku spolonizowały się w ostatnich latach, a część zniknęła, lecz jeśli dobrze poszukać, to znajdziemy przepis na ortodoksyjną Wielkanoc w wykonaniu śląskim.

Slaskie tradycje wielkanocne

Tradycyjna, czyli powiedzmy, że sprzed tych stu lat, Wielkanoc na Śląsku była naturalnie obchodzona przez dwa wyznania chrześcijańskie (ewangelickie i katolickie) i co ciekawe były to obchody dość zbliżone formą do siebie. Przynajmniej bardziej niż dziś. Jednakże wychodzi na to, że nigdy nie było jednego zestawu obrzędów wielkanocnych na Górnym Śląsku. O ile święta Bożego Narodzenia nie były aż tak spolaryzowane to tu mamy konkretne różnice między wiejskimi-chopskimi, a miejskimi-pańskimi świętami.

Śląska Wielkanoc zarówno pod względem kulinarnym jak i obyczajowym zmieniła się na przestrzeni lat. Do tego stopnia, że o część z nich musiałem się pytać najstarszych członków rodziny i znajomych. A odpowiedzi, które słyszałem brzmiały najczęściej “no za bajtla to to bōło, nale som tego niy robiłech”. Duszony królik wielkanocny po śląsku to danie raczej pamiętane, choć dziś mało popularne. Oczywiście co dom to był inny przepis (jak zawsze), Ale może zacznijmy od początku Wielkiego Tygodnia, a nie od jedzenia.

Szczoda żurowo

Środa przed świętami na Śląsku tradycyjne nazywa się Środą Żurową. Co ciekawe Ślązacy obu wyznań chrześcijańskich praktykowali post w tygodniu poprzedzającym Wielkanoc, co nie jest aktualnie powszechne wśród ewangelików. Środa Żurowa ma w zasadzie dwojakie wyjaśnienie nazwy. Starsze - związane ze wsiami i nowsze - miejskie. Na wsiach palono w wielkich ogniskach słomę i miotły, a do ognia dorzucano naczynia z żurem, tzw. palenie żuru. W miastach odnajdujemy za to zwyczaj gotowania postnego żuru, czyli bez wywaru na bazie boczku i bez dodawania sporej ilości wusztu. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że śląski żur nie jest bynajmniej daniem świątecznym. To typowa zupa na beztydziyń (dni powszednie) i w dodatku konkretna bomba węglowodanowa i białkowa. Nic co byłoby blisko polskiego żurku, o czym miał już okazję pisać redaktor Marcin Zasada. Na Śląsku środa mijała więc postnie, lecz zamiast żuru mogły pojawić się na przykład śledzie w zalewie, co było w moim domu praktykowane.

Wspominałem już o zwyczaju wielkiego ogniska i tu warto tu zaznaczyć skąd ten zwyczaj. Jest to dość ciekawe połączenie praktyk żydowskich i słowiańsko-celtyckich w ramach katolickiego święta. Tradycja porządków świątecznych i pozbywania się wszystkiego, co niepotrzebne (hamozi) to nic innego jak żydowskie pesachowe porządki, gdy pobożny żyd ma obowiązek wysprzątać swój dom na święta i pozbyć się rzeczy niepotrzebnych, tzw. chamecu. Podobnie to brzmi, pra? Jehoszua z Nazaretu został z kolei ukrzyżowany w paschę, więc te święta zawsze się przenikały. Ogniska wielkanocne to natomiast pozostałość po pogańskich świętach przesilenia wiosennego. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)

Piątek, panta rhei

Wielki Piątek przynosi nam dość ciekawy chopski zwyczaj obmycia nóg (bądź całego siebie) w płynącej rzece. Zwyczaj znowu chyba bardziej pogański niż chrześcijański, chociaż w tym całym zalewie tradycji i przenikania trudno wyabstrahować, co jest czyje. W każdym razie piątek przynosi nam jeszcze zwyczaj gonienia Judosza, gdy mieszkańcy wsi (a w czasach nowożytnych i wcześniejszych miast) gonią kukłę Judasza, aby go złapać. Komentować chyba nie trzeba. Ponadto piątek to ważny dzień dla ewangelików, gdyż wtedy mają jedno z ważniejszych nabożeństw w roku, podczas gdy katolicy nie odprawiają wtedy mszy.

Sobota, nie ma święcenia!

O ile dotychczasowe zwyczaje różniły się raczej detalem niż ogółem, a podobne zwyczaje odnajdujemy po sąsiedzku w Polsce tak sobota i niedziela zaczynają nam się już różnić. Nie ma więc sobotniego święcenia pokarmów i koszyczka. To zwyczaj typowo polski i na Śląsku zakorzenił się dopiero w latach 60. XX wieku. Nie składano więc koszyczka, ani go nie święcono. Pamiętam też, że parę lat temu wpadła mi prasa z dwudziestolecia międzywojennego, która donosiła, że raciborski proboszcz wyklina wręcz święcenie pokarmów jako... obcy zwyczaj i nader szkodliwy.

A skoro już przy koszyczku to warto wspomnieć o rzeczy w nim obowiązkowej, czyli o jajcach. Zwyczaj ozdabiania jajek był znany na Śląsku na lata przed powstaniem państwa Mieszka I. Na terenie Opola znaleziono pozostałości po pisankach z połowy X wieku (najstarsze na obecnych ziemiach państwa polskiego). Były one ozdabiane za pomocą wosku i barwione na brązowo za pomocą łubin cebuli. I choć brzmi to dość abstrakcyjne to 50 pokoleń matek i babci przekazywało sobie cały czas tę wiedzę i co roku barwiło jajka. I dziś, 50xprawnucząt później, dalej farbujemy jajka używając do tego łubin cebuli. Ich ozdabianie będzie na Śląsku wiązało się albo z wykorzystaniem wspomnianego wosku, albo skrobania wzorów za pomocą kozika. Malowanie jajek odnajdujemy za to po sąsiedzku, pomiędzy Śląskiem a Saksonią, na Łużycach. I śmiało można określić, że tam każde jajko to dzieło sztuki.

Niedziela z Hazokiem

Niedziela rano, dzieci szukają po izbach lub w ogródku prezentów, które zostawił Hazok lub jak kto woli, zajączek. Dość znajomy widok. I wiecie co? To zwyczaj tak jakby śląski. Znaczy, nie jest to coś oczywistego wszędzie w Polsce. Po przepytaniu znajomych i sprawdzeniu ankiet przeprowadzonych przez PayPo wychodzi na to, że zwyczaj ten jest najmocniej kultywowany na Pomorzu, Górnym Śląsku czy Prusach Królewskich. Dla ziem dawnej Kongresówki i Galicji to zwyczaj dość egzotyczny i rzadko kultywowany. Szczerze powiedziawszy chciałbym pokusić się o jakieś konkretne wnioski, lecz przyznam się, że nie jestem ekspertem od tradycji obdarowania się prezentami w Europie. Mogę za to powiedzieć, że z całą pewnością jest to najbardziej popularne na ziemiach, gdzie był silny wpływ kultury niemieckiej.

Jednym z ważniejszych elementów Wielkanocy jest oczywiście niedzielne śniadanie. A co na stole? Potrawy bez dymu, czyli spożywane na zimno i przygotowane co najmniej dzień wcześniej. Królować będą więc wędliny i chyba z tym najbardziej kojarzą mi się święta Wielkiej Nocy, z jedzeniem wędlin i kiełbas. Obyczaj przewidział jednak pewien wyjątek. Można było zaparzyć bonkawę (prawdziwą z kolonii, a nie ze zboża) oraz ewentualnie podgrzać kiełbaski. Do tego oczywiście król śląskich stołów - chrzan, w wydaniu pasty ze śmietaną, która służy jako sos do wędlin. Podobnie jak musztardy. Ponadto warto wspomnieć o dość ciekawej potrawie, jaką jest cieszyński murzin lub święcelnik z okolic Opola. W skrócie to rodzaj chleba z dodatkiem roztopionej słoniny w cieście i dodatkiem pokrojonych kiełbas do masy. Brzmi dziwnie, ale raczej smacznie, choć nie próbowałem nigdy.

Święcelnik z Opola.
Święcelnik z Opola.

To w końcu królik czy zając

Obiad wielkanocny na Śląsku jeszcze te sto lat temu trzymał dość się spójnie wspólnego podejścia. Na stole musiał znaleźć się duszony królik z kartoflami. Mięso dość popularne jeszcze sto lat temu, gdyż powszechnie hodowano króliki w chlywikach w miastach czy na wsiach przy domach. Zwierzę dość kompaktowe, łatwe w utrzymaniu i ze smacznym mięsem. Zwyczaj hodowania zanikł jednak na Śląsku, a niedzielny posiłek został wyparty przez poniedziałkowe rolady czy kaczkę. Ponadto cena mięsa króliczego poszła dość mocno w górę i wypatroszona tuszka królika może osiągać cenę do 80 złotych za kilogram, co jest kiepskim interesem na święta.

Trzeba jednak zaznaczyć, że poza królikiem nie było w zasadzie określone nic więcej. A o żadnym żurku czy nawet śląskim żurze nie ma miejsca. Żur nigdy nie był daniem świątecznym, a jeśli już miała być zupa w wielkanocną niedzielę, to był to albo świeży rosół lub barszcz kiszony. Co kto lubi i taka w zasadzie jest dewiza Wielkanocy na Śląsku

Poniedziałek, czyli wojna wsi z miastem

Drugi dzień świat to od strony kulinarnej dojadanie dań niedzielnych oraz nowy posiłek na ciepło. Albo klasyczne rolady z kluskami (nie tylko gumiklyjzami, bo na Śląsku kulano kilka rodzajów klusek) i modrom kapustą, lub (jak u mnie) kaczka pieczona z jabłkami. Znowu, kto co lubi. Obyczaj nie nakazywał wąskich ram kulinarnych.

Co ciekawe w drugi dzień świąt już częściowo podejmowano pracę. Niektóre zakłady wznawiały działalność, a w niektórych sektorach (kolej) za lepszy geldtag można było się zgłosić do pracy. Śląsk też ożywał w poniedziałek i wychodziło się z domu chętniej niż w na Boże Narodzenie (co umożliwiają warunki pogodowe). I tu też wkracza nam bardzo ciekawy konflikt.

O antagonizmach między śląską wsią a miastem będę jeszcze pisał, ale Poniedziałek Wielkanocny to ich kwintesencja. Lany poniedziałek, zwany po śląsku śmirgusem to zwyczaj typowo chopski i zarezerwowany dla mężczyzn, którzy mieli w ten dziwaczny sposób okazywać swoje zaloty. Jednakże w miastach nie było to obchodzone, a wręcz znienawidzone. Widziano w tym potencjalne zniszczenie ubioru i fryzury (coś, co jest sporą wartością w mieście) i przede wszystkim miasta wyzbywały się wielu zwyczajów chopskich. Nie spotkałem się też z potwierdzeniem wielkanocnej tradycji zakopywania krzyży przez mieszczan. Co ciekawe śmirgus był zjawiskiem, które było wspólne dla wsi ducha słowiańskiego i germańskiego, a był znienawidzony przez mieszczan o różnej orientacji etniczno-politycznej.

Wielkanoc na Górnym Śląsku to dziś dość spolonizowane święto w ortodoksyjnym rozumieniu tradycji. Przyszła święconka i zdarza się, że gdzie przygotowuje się polski "żurek". Jednak wydaje się, że było to do przewidzenia. Śląska Wielkanoc nie miała nigdy sztywnych ram i pozostawiała wiele dowolności, a co dom potrafiło być naprawdę inaczej. Mam wrażenie, że mottem było: świętuj po swojemu. Dlatego święto te tak łatwo pochłonęło zewnętrzne zwyczaje i wyrzekło się swoich (mało kto ma dziś siły na hodowanie królików w domu). Jednak to, co nie przyjęło się i nigdy nie przyjmie się w śląskim domu to żurek, bo kto raz żuru posmakował, temu już polski żurek nie będzie smakować.

Fakle w Stanicy 01

Może Cię zainteresować:

Wyjątkowy śląski obrzęd wielkanocny. Fakle w Stanicy nie przestają frapować etnografów [ZDJĘCIA]

Autor: Redakcja

07/04/2023

Wielkanoc skansen 13

Może Cię zainteresować:

Co poświęcone, musiało być zjedzone. Tradycje wielkanocne na Górnym Śląsku

Autor: Redakcja

08/04/2023

Wisła, wiadukt w Łabajowie

Może Cię zainteresować:

„Szwajcarskie klimaty” w Beskidach pod specjalną ochroną. Słynny wiadukt ma zostać wpisany do rejestru zabytków

Autor: Grzegorz Lisiecki

29/03/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon