Narodowe Archiwum Cyfrowe
Gauleiter Wagner zapowiadał że zniknie ze Śląska wszystko co polskie

Wymazać śląską historię. Zanim przyszli polonizatorzy, była brunatna germanizacja

Pisząc o bezmyślnej nieraz, przeprowadzanej bez oglądania się na historyczne i lokalne tradycje polonizacji śląskich nazw miejscowych po II wojnie światowej, wspominaliśmy o równie bezsensownej germanizacji, praktykowanej na Śląsku w okresie III Rzeszy.

I nie chodzi tu nawet o lata 1939-1945, kiedy po aneksji województwa śląskiego II Rzeczpospolitej do Rzeszy, przywrócono na tych terenach poprzednie, skądinąd w niektórych wypadkach pierwotne nazewnictwo. Czyli, że - przykładowo - Katowice stały się Kattowitz, ich dzielnica Ligota - Idaweiche, a Chorzów Königshütte. Chodzi o to, co nazistowska partia i administracja wyczyniały z nazwami miejscowymi jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Ekstremalne tego przejawy bywały już nawet nie złe - a najzwyczajniej w świecie głupie.

Wszystko co polskie musi zniknąć

III Rzesza Adolfa Hitlera była czymś więcej niż państwem narodowym. Była państwem nacjonalistycznym, ba - ultranacjonalistycznym, w którym może i było miejsce dla narodowości innych niż niemiecka, jednak co najwyżej poślednie. Prawo o obywatelstwie Rzeszy z 1935 r. rozróżniało wprawdzie obywateli Rzeszy a tzw. "przynależnych do państwa". Jednak oblicze tego państwa i całego kraju miało być jednolicie niemieckie.

Już w 1933 roku rozpoczęto także akcję usuwania śladów polskości na Śląsku - pisze prof. Ryszard Kaczmarek w "Historii Górnego Śląska". - Objęła ona nazwy miejscowości, polskie napisy na pomnikach, krzyżach przydrożnych, szyldach sklepów i firm, wreszcie polskie nazwiska.

Teoretycznie następowało to w wyniku inicjatywy oddolnej. Wniosek o zmianę nazwy zgłaszała rada gminy. Nie dopuszczano jednak, by zasiadali w niej ludzie nieodpowiedni z punktu widzenia reżimu. A już sołtysi nawet nie byli wybieralni, tylko nominowani przez władzę wyższego szczebla. Nie do zlekceważenia była rola, odgrywana przez organizację BDO - Bund Deutschen Osten, czyli Związek Niemieckiego Wschodu.

Postaram się o to, aby wszystkie polskie nazwiska i nazwy miejscowości zniknęły bez śladu z tej ziemi. Musi zniknąć stąd wszystko to, co wskazuje na cokolwiek polskiego. W ciągu 10 lat stanie się nasz Śląsk rdzennie niemiecką ziemią, a za 30 lat nikt nie będzie tu wiedział nic o polskości – zapowiadał gauleiter Josef Wagner.

Zmasowana akcja

Germanizacja nazw miejscowych na Śląsku rozwijała się dynamicznie, zmiany nazw szły w setki. Po niewiele więcej niż dwóch latach od dojścia nazistów do władzy, w rejencji opolskiej (czyli niemieckiej części Górnego Śląska) dokonano ich ponad 600. Od roku 1936 akcja nabrała rozpędu. Do 1937 r. lista zmienionych nazw miejscowych na Górnym Śląsku liczyła już 1280 pozycji. Na Dolnym Śląsku w latach 1936-1938 zmieniono 359 nazw w rejencji wrocławskiej oraz 176 w legnickiej.

Przy czym do 1935 roku praktykowano jeszcze taktykę - nazwijmy to tak - "soft", co do zasady używając dwóch metod. Pierwsza polegała na tym, że, zmieniano tylko brzmienie dotychczasowej nazwy na niemieckie - i tak np. Adamowice stały się Adamowitz, Tarnowice - Tarnowitz, Groszowice - Groschowitz, Budkowice - Alft Baudenhof, a Wióry - Wioren. Druga była taka, że oryginalną nazwę tłumaczono zachowując jej sens, co w jakiś tam sposób korespondowało jeszcze z jej genezą - np. Boguszyce/Boguschütz na Gottesdorf, Złotnik na Goldenau, Kuźnica/Kuznista na Schmieden, Psie Pole na Hundsfeld.

Jednak od 1936 roku metody zbrutalizowały się i sprymitywizowały. Teraz wprowadzano już nazwy czysto niemieckie, nieraz kompletnie odbiegające brzmieniem i znaczeniem od tradycyjnych. Bolkowice czy Polkwitz? O, nie, będzie Heerwegen! Żadna tam Chociamyśl ani Katzenmueschel, tylko Dammfeld. Nie Powidzko ani Powitzko, tylko Urdorf. Nie Kąty ani Konty, a Oderhof. A zamiast Żarowni i Okrzeszyc będą Blüchertal i Bismarckfeld.

Z bezgraniczną i jakże krótkowzroczną tępotą - bo jak inaczej to nazwać - postępowali przedstawiciele totalitarnego ustroju ze śląską tradycją o wielokulturowych korzeniach. Nazistowskie aparatczyki mimowolnie ukształtowały wzorzec, który równie bezmyślnie zastosowano później na Śląsku wobec nazw niemieckich, w tym i tych pierwotnych, istniejących już od XIII-wiecznej kolonizacji, stanowiących część historycznej spuścizny Śląska. Historia miała się zemścić jeszcze przed upływem dekady.

Na ogólną ilość około 4000 pozostało tylko około 80 nazw o brzmieniu polskim - pisała w 1939 r. polska prasa. - Akcja niemczenia objęła nie tylko nazwy większych osiedli, ale również zupełnie drobnych np. osad młyńskich, gajówek, leśniczówek (1-2 domy), rzek do małych potoczków włącznie.

Strona polska postępowała analogicznie, zmieniając np. Królewską Hutę na Chorzów, jednak z racji stosunkowo niewielkiego obszaru województwa śląskiego ze znacznie mniejszym rozmachem. Zakrojona na szeroką skalę akcja polonizacji nazw miejscowych - w niejednym przypadku podobnie bezsensowna i chwilami groteskowa, co tamta nazistowska - miała nastąpić dopiero po II wojnie światowej.

Konigshutte Fotopolska Eu

Może Cię zainteresować:

Nadgorliwa polonizacja: bezmyślnie i bez sensu. Najbardziej niefortunne zmiany śląskich nazw

Autor: Tomasz Borówka

23/09/2022

Władysław Gomułka w 1945 roku

Może Cię zainteresować:

Ministerstwo Ziem Odzyskanych zarządzało większością Śląska po 1945 roku. Czym się zajmowało?

Autor: Tomasz Borówka

27/01/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon