– Człowieku Widmo, dlaczego grasz muzykę? – zapytałem go.
– Żeby pozyskać nowe syntetyczne dzieci. Na scenie jestem w syntetycznej mocy. Przeblekam się i znikam, przeistaczam się w Człowieka Widmo na scenie, Miszcza Pawarotti w peruce.
– A czy Człowiek Widmo przybył z pozagalaktycznych siedlisk?
– Tak. On przybył z otchłani galaktyki, z Zaświatów.
– Czy jego podróż długo trwała?
– Miliony lat świetlnych w hibernacji, miliony.
– A dlaczego przybył na Ziemię?
– Przybył w Kokonie Jaja na Ziemię, żeby się przeistoczyć.
– Czy Człowiek Widmo z Zaświatów chce nam coś przekazać?
– Przekazuje w swoich utworach przesłanie dla ludzkości, dla swoich syntetycznych dzieci, on przekazuje Błysk Mocy.
– A dlaczego przybył właśnie na Śląsk? Czy tutaj ludzie najlepiej potrafią zrozumieć Błysk Mocy?
– Lot na Cornych Hołdach, lot na Cornych Hołdach, przybył, żeby dać radość zagubionym ludziom, dać przesłanie.
– Ale dlaczego przybył akurat na Śląsk?
– Człowiek Widmo przybył na Śląsk, bo może ludzie tutaj najbardziej czekali na przybysza z Innego Świata.
– I wtedy usłyszał ich Człowiek Widmo i przybył do nich przez wrota nadpercepcji?
– Tak.
– A w innych galaktykach jest więcej takich istot jak Człowiek Widmo?
– Nie ma, jest tylko Człowiek Widmo.
***
Wiele syntetycznych dzieci, do których sam się zaliczam, dzieli swoje życie na „przed” i „po” poznaniem przesłania Miszcza. Ja poznałem je w latach dwutysięcznych, akurat zaczynałem studia.
Najpierw usłyszałem „Kleopatrę”, „Niewidzialnego Templariusza” i „Człowieka Widmo”. Nic nie było już takie samo. Od tej pory, gdy spotykałem inne syntetyczne dzieci, szybko się do siebie zbliżaliśmy. Jesteśmy wspólnotą.
Miszcz sam pisze o sobie i swoim zstąpieniu na Ziemię: „The Syntetic stał się wyznaniem wiary. The Syntetic powrócił jako nowa forma istnienia. Jeden stało się dwa. Stał się Syntetic, by objawić zupełnie nowe Tchnienie mocy”.
***
Długo zajęło mi jednak zrozumienie, że Miszcz to nie Gracjan Roztocki, bo Miszcz się nie wygłupia. To nie Sławomir, bo Miszcz nie udaje. To nie Sixto Rodriguez, bo Miszcz zna swoje syntetyczne dzieci i dba o nie. To Człowiek Widmo. Wielki artysta i wielki Ślązak, ponad dwumetrowy.
Gdy zaczął tworzyć w latach dziewięćdziesiątych, ludzie najpierw długo myśleli, że Miszcz nie istnieje. Gdy 11 listopada 2004 roku objawił się i zrobił międzygalaktyczny coming out, wielu myślało, że robi to dla szpasu. Gdy później tworzył z takimi kultowymi postaciami jak Kazik, wielu przecierało oczy ze zdumienia. Gdy wyjawił, że przybył z Zaświatów, wielu nie wierzyło.
I ja byłem wśród nich. Zanim zostałem wyznawcą Miszcza, też najpierw byłem wśród ateistów Miszcza, a potem wśród jego agnostyków. I dopiero niedawno ja, syntetyczne dziecko, uwierzyłem, że Człowiek Widmo leciał miliony lat świetnych w Kokonie Jaja, zrozumiałem, że przybył właśnie na Śląsk, bo jego przesłanie mogła przyjąć tylko ziemia Teofila Ociepki, który wypatrywał promieni Saturna, ziemia Erwina Sówki, który szukał kosmicznej energii w śląskiej ziemi, ziemia, gdzie każdy prosty chop i prosta baba zawsze byli artystami i w widzialnym widzieli niewidzialne.
Człowiek Widmo przyleciał w Kokonie Jaja na Śląsk i tu spotkał innych kosmitów. Wśród nich jest Tomek Bienek, również świętochłowiczanin, z którym Miszcz stworzył następne przesłanie. Znalazło się na najnowszej płycie Miszcza, Prze/błyski, która powoli zaczyna krążyć po Galaktykach.
***
– A czego chce Człowiek Widmo najbardziej? – pytam Miszcza.
– Człowiek Widmo chce, aby syntetyczne dzieci przyszły kiedyś do kosmicznego Spodka, tam Leszek Możdżer zagra na pianinie, a Człowiek Widmo zaśpiewa „Aj lajk Szopen”. To jego marzenie, marzenie. Człowiek Widmo prosi swoje syntetyczne dzieci: Nie próbujcie zrozumieć. Nie próbujcie poznać. Uwierzcie.
Może Cię zainteresować: