Książki

Zbigniew Rokita: Postanowiłem zrobić dla innych to, co lubię, gdy inni w porze letniej robią dla mnie – podzielić się lekturowymi inspiracjami

Zbigniew Rokita: Postanowiłem zrobić dla innych to, co lubię, gdy inni w porze letniej robią dla mnie – podzielić się lekturowymi inspiracjami

autor artykułu

Zbigniew Rokita

Wyjeżdżam na urlop, a gdy wyjeżdżam, to rokrocznie największy problem mam z doborem lektur – żeby nie za mądre, żeby nie za głupie, żeby nie za długie, żeby nie za krótkie. Stąd postanowiłem zrobić dla innych to, co lubię, gdy inni w porze letniej robią dla mnie – podzielić się lekturowymi inspiracjami.

Robię to w trzech kategoriach. Pierwsza z nich to Wschód, moja wielka miłość

Sięgnijcie po „Dwanaście krzeseł” odeskich satyryków Ilji Ilfa i Jewgienija Pietrowa (przeł. Jan Brzechwa i Tadeusz Żeromski). To napisana w 1928 roku znakomita powieść o czasach leninowskiego NEP i przygodach Ostapa Bendera. Bender w Odessie jest postacią tak samo kultową jak Szwejk w Pradze. To drobny kanciarz, który poszukuje wielkiego skarbu. A komu będzie za mało Dwunastu krzeseł może sięgnąć po drugą część, „Złote cielę”. Lub żałować, że „Dwunastu krzeseł” nie grają już w Teatrze Śląskim. Bo grali.

Każdego porwie też książka „Orientalista. Życie fałszywego księcia: od rewolucji bolszewickiej do faszystowskich Włoch” (przeł. Dorota Kozińska) Toma Reissa – reportaż historyczny, erudycyjna próba rozwikłania zagadki, kim był autor najważniejszej XX-wiecznej powieści kaukaskiej, Ali i Nino, historii miłości muzułmanina Alego i chrześcijanki Nino. A gdy już zanurzycie się w świat schyłkowego Imperium Rosyjskiego, Republiki Weimarskiej i Włoch Mussoliniego, na pewno sięgniecie również po samo „Ali i Nino” (przeł. Agnieszka Gadzała).

Książką, do której sam wrócę tego lata jest najwybitniejsza moim zdaniem proza, jaka powstała. To „Wykop” (w innych tłumaczeniach: „Dół”) Andrieja Płatonowa. Nie tylko ja tak twierdzę, mógłbym zarzucić czytelników nazwiskami pisarzy i pisarek, które również uważają, że jest to książka książek. To niewielka powieść o absurdach sowieckiego totalitaryzmu, pokazanych na przykładzie próby wybudowania domu dla proletariuszy na prowincji. Stalin osobiście zakazał wydania tej napisanej w 1931 roku antyutopijnej karykatury sowieckości. Potrafię czytać ją tak jak „Dzienniki” Sándora Máraia – po kilka stron naraz. Zachwyca mądrością oraz językiem rozciągniętym do granic między metafizycznością i dotkliwą fizycznością. Andrzej Stasiuk we wstępie do najnowszego wydania Wydawnictwa Czarne w arcydzielnym przekładzie Adama Pomorskiego napisał: „Nie napisano w XX wieku piękniejszej, straszniejszej i mądrzejszej książki o totalitaryzmie i utopii. Nie napisano niczego, co by dorównywało siłą wyrazu ani grozą „Dołowi” Andrieja Płatonowa. Apokalipsa dzieje się tu na wszystkich poziomach. Na poziomie obrazu, filozofii i języka. Słowa pękają, rozrywają się, ponieważ wypowiadane są w absolutnej próżni”.

Z kolei najlepszą książką do zrozumienia, czym był Donbas w przededniu roku 2014 i wojny rosyjsko-ukraińskiej, jest najlepsza moim zdaniem powieść Serhija Żadana „Woroszyłowgrad” (przeł. Michał Petryk). To humorystyczna i przerażająca powieść o prowincji Obwodu Łuhańskiego, pograniczu rosyjsko-ukraińskim, z którego pochodzi sam Żadan (to kwestia czasu, kiedy otrzyma Nobla). Nie wiem, dlaczego Wydawnictwo Czarne nie wznowiło tej powieści, jest trudno dostępna. Kto przeczytał kilkanaście lat temu „Woroszyłowgrad”, tego nie zdziwił łańcuch wydarzeń na wschodzie Ukrainy ostatnich kilkunastu lat. Literatura piękna często lepiej dokumentuje rzeczywistość niż literatura faktu.

Na koniec poleciłbym jeszcze Marci Shore, amerykańską badaczkę oraz jej najciekawszą przełożoną na polski książkę „Kawior i popiół” (przeł. Marcin Szuster). To wciągająca historia polskich pisarzy, którzy doświadczyli ukąszenia marksizmem, a byli to m.in. Tuwim, Słonimski, Broniewski, Wat, Ważyk czy Jasieński (swoją drogą na biografię tego ostatniego czekam jak na nic innego). Studium ludzkich naiwności i marzeń zanurzonych w kilkudziesięciu latach polskiej historii.

Polecę też parę pozycji o Śląsku – choć nie zawsze mówiących o nim wprost

Świetna, choć niełatwa, jest książka Caspera Erichsena i Davida Olusogi „Zbrodnia Kajzera” (przeł. Piotr Tarczyński; oryginalny tytuł jest bardziej dosadny, w przekładzie z angielskiego brzmi: Holokaust Kajzera). Opowiada o pierwszym ludobójstwie XX wieku, masakrze dokonanej przez wojska cesarskie na namibijskich ludach Nama i Herero oraz o niemieckim kolonializmie w Afryce południowej. To również część śląskiej historii. Ostatnimi czasy Ślązacy po raz kolejny po stu latach trafiają zresztą w te rejony. Znakomity materiał w „Raporcie o stanie świata” przygotowała ze swojej podróży do Namibii Anna Dudzińska, także Szczepan Twardoch poświęcił jej dużo miejsca w książce „Powiedzmy, że Piontek”.

Lżejszą, a nie mniej istotną pozycją jest „Rausz. Niemcy między wojnami” Haralda Jähnera (przeł. Monika Kilis), opowieść o niemieckiej kulturze, codzienności, modach i plotkach z lat 1918-1933. Jähnera ktoś może znać również z jego drugiej przełożonej na polski książki, „Czas wilka. Powojenne losy Niemców” (przeł. Arkadiusz Żychliński), czyli portrecie pierwszych powojennych 10 lat Niemców po 1945 roku. „Rausz” przyjmuje perspektywę głównie berlińską, mniej będzie tu Górnego Śląska, ale wszak Berlin był wówczas centrum, które oddziaływało na Gleiwitz, Oppeln czy Hindenburg. Jedyną trudnością w lekturze jest oparcie się pokusie, aby w trakcie nie włączyć serialu Babilon Berlin i nie zobaczyć jak obrazy z książki Jähnera ożywają.

Lubię również oglądać nasze śląskie losy odbijające się w zwierciadle innych mniejszości. Dobrze nadają się do tego dwa znakomite reportaże wydane w ostatnim czasie: „Welewetka” Kaszubki Stasi Budzisz oraz „Kamienie musiały polecieć. Wymazywana historia Podlasia” podlaskiej Białorusinki Anety Prymaki-Oniszk – jedyne nowości w tym zestawieniu. Jak wiele analogii widać w losach kaszubskich i białoruskich na ziemiach polskich po 1918 roku, jak bardzo owe losy pomagają złapać dystans do losów śląskich oraz spojrzeć na nie z innej perspektywy. Czasem nawet w dziejach Kaszubów i Białorusinów można dojrzeć historię alternatywną Ślązaków. Budzisz i Prymaka-Oniszk nadają pojęciom nowe znaczenia, dla nich co innego niż dla Warszawy oznacza niepodległość, Armia Krajowa czy Związek Radziecki.

I wreszcie książki, których sam jeszcze nie czytałem, a które zabieram ze sobą na urlop

Na pewno wezmę „Nazwiska dawno niesłyszane. Jak złoty wiek węgierskiej piłki ukształtował współczesny futbol” (przeł. Michał Okoński) Jonathana Wilsona, znakomitego historyka futbolu, znanego polskim czytelnikom m.in. z książek o piłce argentyńskiej, o Barcelonie, Liverpoolu czy dziejach piłkarskiej taktyki. Wilson w najnowszej książce pokazuje jak istotna dla rozwoju światowego futbolu była piłka środkowoeuropejska, a zwłaszcza węgierska. Sami również Węgrzy przeżywali chwile chwały: jak podczas finału mundialu w 1954 roku, gdy wielu Ślązaków kibicowało Zachodnim Niemcom, którzy niespodziewanie pokonali drużynę Ferenca Puskása. Wilson potrafi pisać o piłce nie w sposób interesujący tylko dla fanów, ale pokazywać jak ważny fakt społeczny stanowi i jak pomaga zrozumieć świat.

Do plecaka zabiorę też „Jezioro” (przeł. Anna Radwan-Żbikowska) Bianci Bellove. Gdy spytałem znanego na Śląsku z Sudetenlandu czy Opadu Leoša Kyšę (wcześniej wydawał w Silesii Progress jako František Kotleta) o to, kogo ceni ze współczesnej literatury czeskiej, wskazał Bellovą. A gdy dopytałem o książkę, wskazał właśnie „Jezioro”. A ja sam cenię współczesną prozę czeską, lubię sięgać po serię Stehlik Mariusza Szczygła z Dowodów na istnienie, po czeskie nowości wydawnictw Książkowe Klimaty czy Afera. Zwłaszcza te dwa ostatnie wydawnictwa pełnią dziś tę rolę co dawniej Czarne, przybliżając literaturę środkowoeuropejską i bałkańską polskim czytelnikom. A to nie byle co móc czytać bośniackie, słowackie czy węgierskie powieści, nie w każdym kraju ludzie mają taki przywilej.

Wrzucę też do plecaka (choć ów plecak to oczywiście z mojej strony bufoniada, gdyż większość książek wezmę na czytniku) „Marsz Radetzky'ego” Josepha Rotha (przeł. Wanda Kragen), powieść o schyłku monarchii austro-węgierskiej oraz Noc szpilek Santiago Roncagliolo (przeł. Tomasz Pindel), o której Łukasz Orbitowski pisze: „Mocna, szczera i wciągająca opowieść o żarcie, który wymknął się spod kontroli”. Art Rage to zresztą arcyciekawe zjawisko na polskiej scenie wydawniczej, „konglomerat wydawniczy”, który zjawił się przebojem udowadniając, że można wydawać literaturę wysoką, atrakcyjną, niszową i nie umrzeć z głodu. A perłą w koronie Art Rage jest Jon Fosse, którego Nobla założyciele wydawnictwa przewidzieli i wydali jego książki. Warto je obserwować.

Może sięgnę jeszcze po coś z fantastyki Dmitrija Głuchowskiego lub prozy Jaume Cabré’a. I może te moje polecajki komuś z czytelników przyniosą odrobinę pociechy i radości.

Dom pamieci zydow gornoslaskich gliwice

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Górnośląskich Żydów spotkało coś znacznie gorszego od kłamstwa – milczenie

Autor: Zbigniew Rokita

14/05/2023

Słoń a sprawa slaska

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Słoń a sprawa śląska. Większość książek, które napisano, jest przecież o Śląsku

Autor: Zbigniew Rokita

06/01/2023

Cholonek

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Postawmy w Katowicach pomnik Cholonka. Symbol śląskiego humoru i zagubienia

Autor: Zbigniew Rokita

03/02/2023