Slask 2049 zbigniew rokita

Zbigniew Rokita: Według spisu z 2054 roku Polacy są w Polsce mniejszością, a ta rejestracja Sosnowca...

Zbigniew Rokita: Według spisu z 2054 roku Polacy są w Polsce mniejszością, a ta rejestracja Sosnowca...

autor artykułu

Zbigniew Rokita

Gdy w 2054 ogłoszono wyniki spisu i gdy okazało się, że Ślązacy są nareszcie w Polsce większością, nawet Janosz wrócił z Teneryfy. Wpadł do Korezu zobaczyć, czy dalej grają Cholonka, a Ślązacy chcąc zatrzymać go na dłużej, poprosili wszystkich laureatów Cegły Janosza o zwrot cegłówek. Oddali wszyscy poza jednym. Z tych cegłówek na powstałym nad deteeśką nasypie im. Misia i Tygryska zbudowano mu w Porembie dom, taki, w jakim mieszkał za bajtlęctwa.

Nieco zaciera mi się już w pamięci dyskusja wokół przeciągającego się ogłoszenia wyników spisu powszechnego. Na pewno pamiętam, że wtedy, w 2023 roku, sporo się na Śląsku trąbiło o tym, że władze nie chcą podawać rezultatów, bo boją się ujawnić, ilu jest Ślązaków, że Ślązaków jest tak wielu, że Polska od nich tąpnie. Guzik prawda i nie trzeba było być jakąś tam Marią Goeppert-Mayer, żeby wiedzieć, że o żadnych Ślązaków tam nie chodziło.

A gdy w końcu ogłoszono rezultaty, te pół miliona Ślązaków na nikim szczególnego wrażenia nie zrobiły. Śląskoentuzjaści odetchnęli z ulgą, że to wciąż sporo, a „pół miliona” nieźle nawet się w gębie układa, a śląskosceptycy też w zasadzie odetchnęli, bo pół miliona to jednak nie tak znowu dużo.

A ja zawsze słucham mojego opy i dlatego od początku wiedziałem, że władze nie chciały ogłosić wyników przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi nie ze względu na liczbę jakichś tam Ślązaków, ale ze względu na liczbę katolików. Ledwie 69 procent osób deklarujących wyznanie rzymskokatolickie – to ta dana Rzeczą Pospolitą zatrzęsła.

Jednak podczas ostatniego spisu, tego z 2054 roku, było już zupełnie inaczej.

Mniejszość polska

Jego wyniki zadziwiły wszystkich, a najbardziej rząd Konfederacji. Konfederaci byli wówczas zajęci przeżuwaniem resztek partnera koalicyjnego, który sam ich kilka dekad wcześniej do koalicji zaprosił, oraz zajęci zapewnianiem, że od tylu lat zwlekają z rozpisaniem wyborów, bo w demokratycznych wyborach do władzy mogłyby dojść siły niedemokratyczne, które w czasie tego ćwierćwiecza rządów Konfederacji zdążyły na prawo od niej wyrosnąć. Tak ta nasza V Rzeczpospolita na ten czas wyglądała.

Ale rezultaty spisu podali, już by tacy nie byli, żeby nie podawać. I tym razem rzeczywiście chodziło o Ślązaków.

Nie, nie stanowili większości obywateli Polski. Bez przesady. Ale okazali się najliczniejsi. Było ich 39 procent. Dalej uplasowali się Polacy (35 procent), Ukraińcy (11 procent), Rosjanie (6 procent), a dalej trochę drobnicy, głównie z nowych fal imigracyjnych – portugalskiej, greckiej i arabskiej. Fakt, po podsumowaniu wszystkich wyszło bodaj 103 procent, ale nie pamiętam już dlaczego.

Śląska awangarda

I zaczęła się kołomyja – bo jakim cudem w liczącej niespełna 32 milionów dusz Polsce jest 13 milionów Ślązaków? Niektórzy chcieli widzieć w tym happening, inni reakcje na od dawna tlący się kryzys w Ukraińskiej Republice Uralskiej, jeszcze inni błąd obliczeniowy, a nawet mające na celu skłócenie obywateli Polski działanie podliczającej spis sztucznej inteligencji.

Do myślenia dawał jednak geograficzny rozkład głosów. Było w nim wiele sensu i od dawna rysujących się tendencji: najwięcej deklaracji tożsamości śląskiej (od pojęcia „narodowość” władze stroniły, odkąd widziały na co się zanosi) poza Górnym Śląskiem było na Dolnym Śląsku i na Lubuszczyźnie, gdzieś do wysokości Słubic i Międzyrzecza. Tożsamość śląską większość deklarowała też w województwach grunwaldzkim, westerplackim, świętomarcińskim, gryfickim oraz kopernikańskim.

Nie wiem do dziś (a przecież trochę wody w Kłodnicy od tego czasu upłynęło), dlaczego Ślązakom poszło aż tak dobrze? „Dawniej Ślązacy się polonizowali, a potem Polacy się silezjanizowali” – tak twierdził opa. Ale to było wytłumaczenie zbyt proste. Wśród Ślązaków byli tacy, którzy niektórych deklarujących tożsamość śląską lubili nazywać „ukrytą opcją polską” – i może coś w tym było. Śląskość bowiem rzeczywiście stała się na przestrzeni ostatnich dekad (a zwłaszcza od lat czterdziestych) pojęciem wyjątkowo pojemnym: wśród tych kilkunastu milionów Ślązaków Ślązacy etniczni stanowili przecież mniejszość, podczas gdy zdecydowana większość była Nowymi Ślązakami, Ślązakami z wyboru, na ogół nieznającymi śląszczyzny, ludźmi o różnych korzeniach, dla których śląskość była tożsamością raczej obywatelską. W czasie, gdy z latami polskość coraz bardziej wikłała się w etniczność i politykę, śląskość od etniczności się stopniowo wyswobadzała, wymyśliła na samą siebie formułę, w ramach której Polacy czy Ukraińcy mogli pozostawać etnicznymi Polakami czy Ukraińcami, ale czuć się jednocześnie częścią większej, do pewnego stopnia pozaetnicznej wspólnoty. To była tożsamość już zupełnie inaczej skonstruowana niż tożsamość polska. I może dlatego jakimś cudem Ślązacy aż do dzisiaj nie wyginęli.

Wielu tego nie rozumiało. I mi też zajęło sporo czasu, żeby się w tym połapać. Eksperci szukali analogii – że z byciem Ślązakiem o korzeniach polskich czy łemkowskich jest tak jak z byciem Amerykaninem o korzeniach irlandzkich czy tak jak z byciem Rosjaninem o korzeniach tatarskich. Inni wyjaśniali, że tożsamość śląska stała się tożsamością taką, jaką wytwarzają czasem imperia, parasolem nad innymi tożsamościami jak tożsamość sowiecka czy niemiecka – tyle że Ślązacy żadnego imperium nie mieli. Najbardziej chyba przekonało mnie jednak wytłumaczenie, nie pamiętam już czyje, zgodnie z którym Ślązacy jako jedyni w Europie Wschodniej przedryfowali ze swoją tutejszością przez XIX, XX i połowę XXI wieku, że jako jedyni jakimś cudem byli impregnowani na szały narodowościowe i gdy wąska koncepcja narodu etnicznego z latami kompromitowała się coraz bardziej, to oni niespodziewanie okazali się w awangardzie przemian, to oni stali się atrakcyjną kontrofertą dla szalejących w pogrążonej w kryzysie klimatycznym Europie nacjonalizmów.

Ci, co tak twierdzili, dodawali jeszcze, że śląskość i polskość przestały być kategoriami wyłącznie narodowościowymi, że w tym spisie nie chodziło o żadne narody, a o deklarację światopoglądową, wyrażenie wiary w ten a nie inny system wartości. Na Ślązagu ktoś nazwał to nawet podziałem na Polskę Wiślańską oraz Polskę Odrzańską, której rdzeniem jest Polska Kłodnicka. Ale tu już chyba bądź poniosła autora ździebko fantazja, bądź chciał on po prostu na siłę redakcji wcisnąć swój tekst, a redakcja nie wyłapała tu publicystycznego zacięcia.

Wolna Republika Przedwodzia

Nieważne. Ważne, że na ulicach miast i miasteczek, od Świnoujścia po ten ładny dworzec w Wodzisławiu, dosłownie wszędzie był fajer. Jasne: część się cieszyła i to o nich tu mowa, a część się nie cieszyła lub – nauczona doświadczeniem przodków – wielkiej historii po prostu unikała przezornie zajmując się innymi, pewnie ważniejszymi sprawami. Bardziej fotogeniczne były jednak emocje tych pierwszych, fotoreporterzy je uchwycili, co za ileś dekad doprowadzi zapewne do błędnego wyobrażenia o tych dniach.

Ale tak, w 2054 po ogłoszeniu, że Ślązacy nareszcie są w Polsce większością, radość była szczera, sam pamiętam. Z Teneryfy wrócił nawet Janosz, leciwy, ale wciąż rzutki, z wąsem sumiastym i ripostą ciętą. Pierwsze co to wpadł do Korezu zobaczyć, czy dalej grają Cholonka, zresztą akurat grali, były jeszcze miejsca na schodach, siadł, a w tym czasie jakaś inteligentna redaktorka chcąc zatrzymać go tym razem na dłużej, poprosiła wszystkich laureatów Cegły Janosza o zwrot cegłówek. Oddali wszyscy poza jednym, a następnie, na powstałym nad deteeśką specjalnym nasypie im. Misia i Tygryska, w Porembie zbudowano mu z tych cegłówek dom, dokładnie taki, w jakim mieszkał za bajtlęctwa. Janosz przyszedł na otwarcie domu na nasypie, wciągnął zatęchły zapach sieni, coś tam podziękował albo nie, po czym powiedział, że chyba niewiele Ślązacy z jego Cholonka zrozumieli. I zamieszkał w tych brzydkich szklanych domach za strefą kultury, gdzie na hamaku wrócił do zmagań z samsarą.

Podczas tzw. wydarzeń zawodziańskich ktoś obwołał go nawet Pierwszym Obywatelem Wolnej Republiki Przedwodzia (tak słyszałem, bo tam mnie akurat wówczas nie było – więcej działo się na Rozbarku i w Legnicy, głównie na Kwadracie). O krótkim żywocie Przedwodzia dziś się już nie pamięta, co najwyżej ktoś w Ignasiu czy w Mocce o tym wspomni, ale to była akurat historia pouczająca. A było z tego co słyszałem tak: zebrani w barze Duet członkowie miejscowej socjety doszli do wniosku, że „Zawodzie” to nazwa postkolonialna, nazwa z czasów, gdy Zawodzie było jeszcze częścią Bogucic. Uświadomili sobie, że przecież oni mieszkają „za wodą”, za Rawą tylko z perspektywy bogucickiej, ale nie ich własnej, że z ich punktu widzenia to Bogucice są Zawodziem. Trochę żal było im ponoć zrywać ostatnie toponimiczne więzi łączące ich z Bogutkami, bo jednak Bogucice to Kukuczka i Magik z Paktofoniki, ale ich Zawodzie to z kolei Sówka więc tak, ostatecznie nazwali się Przedwodziem, co doprowadziło właśnie do tzw. wydarzeń zawodziańskich. Powstała na ten temat jednak stosunkowo sporo memów, do których odsyłam co bardziej dociekliwych czytelników. A, i jeszcze u Zalegi w Reblu do dziś można kupić magnesy z Wolną Republiką Przedwodzia, ale to akurat było do przewidzenia.

Czwarte powstanie śląskie

Zanim Ślązacy zdążyli ustosunkować się do faktu, że stanowią większość obywateli Polski, władze przeszły do kontrnatarcia.

Zaczęły od działań subtelnych: zmieniono rejestrację Sosnowca, jedynego miasta w Polsce, które nie miało należnej mu rejestracji. Sosnowcowi rejestrację otóż zmieniono z SO na SS. Nie skonfliktowało to jednak nikogo z nikim, skrót „SS” w 2054 roku mało komu już cokolwiek mówił. Udało się go rozszyfrować jedynie paru osobom, czego dowodem była burzliwa dyskusja, która przetoczyła się między profesorem Maciążkiem i profesorem Wroną w kolejnych siedmiu tomach prestiżowego periodyku „Onegdaj”. Periodyk był jednak półrocznikiem, za sprawą czego spór stracił nieco na dynamice.

A Ślązacy ze Szczecina, Zbąszynka czy Orzesza powoli formułowali swoje żądania: jedni chcieli zmiany nazwy kraju na Rzeczpospolitą Obojga Narodów, inni przeniesienia stolicy z Warszawy do Bytomia lub Wrocławia, a jeden chop z Fryny – nie zmyślam – domagał się ponownego przeliczenia głosów z tego plebiscytu, co był po I wojnie światowej.

Gdy okazało się, że zabawa w subtelności nie przynosi rezultatu, władze wytoczyły najcięższe działa. Podejrzewam jednak, że w to, co się później stało i tak nikt mi nie uwierzy. Bo czy nie brzmi absurdalnie, że czwarte powstanie śląskie rozpoczęło się nie gdzie indziej, a w barze Wunderbar Barbara na Ostropie, a wszczęli je Gruby, Młody, Łysy oraz pani Barbara?

No właśnie. A tak było. Mniej więcej.


Cieszymy się, że przeczytałeś nasz tekst do końca. Mamy nadzieję, że Ci się spodobał. Przygotowanie takich materiałów wymaga mnóstwo pracy i czasu od autorów. Chcemy, żeby zawsze były dostępne dla Was za darmo, jednak aby mogło tak pozostać, potrzebujemy Twojego wsparcia. Zostań patronem Ślązaga na Patronite.pl i dołóż swoją cegiełkę do rozwoju dobrego dziennikarstwa w regionie.

Rynek, park i zamek w Pszczynie

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Wałbrzyski spór o Daisy jest o to, czym w polskiej świadomości mają być ziemie poniemieckie

Autor: Zbigniew Rokita

10/03/2023

Cholonek

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Postawmy w Katowicach pomnik Cholonka. Symbol śląskiego humoru i zagubienia

Autor: Zbigniew Rokita

03/02/2023

Słoń a sprawa slaska

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Słoń a sprawa śląska. Większość książek, które napisano, jest przecież o Śląsku

Autor: Zbigniew Rokita

06/01/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon