Święty Mikołaj urodził się w Patarze w Licji (Azja Mniejsza, obecnie to Anatolia w Turcji) około 270 roku. Pochodził z greckojęzycznej rodziny. Został biskupem, który odziedziczył duży majątek i rozdał go potrzebującym. Zmarł prawdopodobnie w 343 roku w Mirze (także Licja), 6 grudnia. Stąd właśnie w tej dacie kościoły wspominają św. Mikołaja, choć w kalendarzu wschodnim (juliańskim) i zachodnim (gregoriańskim) dzień przypada kiedy indziej. W prawosławiu czczony jest jako cudotwórca i jeden z najważniejszych świętych. Jest patronem dzieci, podróżnych, żeglarzy i wielu miast oraz świątyń, szczególnie obrządku wschodniego.
Święty Mikołaj Cudotwórca patronował również największej cerkwi w Zagłębiu Dąbrowskim. O tym, dlaczego świątynię zburzono, niełatwych losach prawosławia oraz o kościele dziś rozmawiamy z księdzem Mikołajem Dziewiatowskim – proboszczem parafii pod wezwaniem świętych Wiery, Nadziei, Luby i ich matki Zofii w Sosnowcu.

Akcja wymierzona w prawosławie – po 107 latach rosyjskiego zaboru na ziemiach Zagłębia
Rozmowa z księdzem Mikołajem Dziewiatowskim.
Imię
Mikołaj dla syna prawosławnego duchownego to dość oczywisty
wybór. A czy droga życiowa także?
Nie.
Jako młody chłopak się przed tym wzbraniałem. Ukończyłem
socjologię, pracowałem w biznesie. Chyba Bóg miał inny plan, bo
poczułem jednak powołanie. Myślałem, że przy ojcu (Sergiuszu –
proboszcz parafii w Sosnowcu od 1979 do 2018 roku – przyp. red.)
będzie łatwiej, ale mam wrażenie, że było właśnie trudniej.
Święcenia przyjąłem 16 marca 2014 roku, a nieco ponad 4 lata
później zostałem proboszczem, kiedy tata odszedł w stan
spoczynku. Zmarł 3 lata później, w wieku 75 lat.
Rok
święcenia, czyli 2014, to jednocześnie początek konfliktu w
Ukrainie. Czy przybyło wówczas wiernych?
Tak,
wtedy była pierwsza fala napływu ludności z Ukrainy. Wzrost liczby
wiernych trudno dokładnie oszacować, bo parafia jest rozległa –
obejmuje środkowy pas województwa, od granic z województwem
świętokrzyskim na wschodzie, po opolskie na zachodzie. Przyjeżdżają do nas też wierni z sąsiednich
parafii, na przykład z powiatu chrzanowskiego, bo mają bliżej, niż
do Krakowa. Także z północy województwa (parafia w Częstochowie) i południa (parafia w Bielsku-Białej). Powiedziałbym jednak, że szacunkowo liczba wiernych w naszej
parafii podwoiła się od pierwszej fazy konfliktu na wschodzie.

A
jak to wygląda po wybuchu wojny pełnoskalowej?
Powiedziałbym,
że przybyło jeszcze raz tyle wiernych, co podczas pierwszej fali.
Sporo.
Czyli w parafii są głównie Ukraińcy?
Jest
ich najwięcej, ale przed wojną tak nie było. Trzeba pamiętać, że
w Polsce mamy też około 350 tysięcy Białorusinów, do tego około
150 tysięcy Gruzinów, nieco mniej Mołdawian, a także Serbów czy Greków.
No i w dalszym ciągu sporą grupę stanowią miejscowi prawosławni
– Polacy, Łemkowie, a nawet Ślązacy. To ma przełożenie także
na naszą parafię.
Skąd
w Sosnowcu czy w Zagłębiu Dąbrowskim prawosławni, po odzyskaniu
niepodległości w 1918 roku a wcześniej po wybuchu I wojny
światowej w 1914 roku, kiedy rozpoczęła się tu okupacja
niemiecka?
Faktycznie
wiernych nie było u nas wówczas dużo. Prawosławni w Polsce to
przede wszystkim ściana wschodnia. Kiedy rozpoczęły się tu wielkie
inwestycje w przemysł w latach 70. XX wieku, do Zagłębia i okolic
przybyły setki tysięcy osób. Oczywiście najwięcej z bliskiej nam
Kielecczyzny i okolic Częstochowy, ale przyjeżdżali ludzie też z
daleka. Wśród przyjezdnych z Podlasia, Polesia czy Chełmszczyzny byli
także prawosławni. Mój ojciec także przybył tu pełnić posługę
z Podlasia (wieś Ploski). Wówczas życie religijne w regionie
ożyło, było więcej ślubów, chrzcin, no a potem – także
pogrzebów.

Czyli
można powiedzieć, że były trzy fale renesansu prawosławia w
regionie po II wojnie światowej – lata 70. XX wieku, potem od 2014
roku i ostatnia od 2022 roku. A jak to wyglądało wcześniej?
Inaczej.
Wiernymi byli przede wszystkim urzędnicy, wojskowi i inni
pracownicy, którzy przyjechali do Sosnowca z głębi Rosji służbowo.
Pierwsza cerkiew – pod wezwaniem Aleksandra Newskiego – powstała
w Maczkach (wówczas wieś Granica na granicy rosyjsko-austriackiej –
przyp. red.), z datków wiernych. Następnie wspólnota otrzymała
teren od Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, gdzie zbudowano istniejącą
do dziś cerkiew pod wezwaniem św. Wiery, Nadziei, Luby i ich matki
Zofii, wraz z plebanią, szkołą parafialną i innymi zabudowaniami.
Gdy liczba wiernych w ówczesnym powiecie będzińskim (obejmującym wówczas tereny obecnych Sosnowca i Dąbrowy Górniczej – przyp. red.) zbliżyła
się do 3 tysięcy, padł pomysł, by rozbudować tę właśnie cerkiew. Jednak
ostatecznie zdecydowano o budowie nowej, pod wezwaniem św. Mikołaja
Cudotwórcy. Ufundowali ją przemysłowcy, a budowa trwała od 1901
roku. Gotową poświęcono w 1906 roku.
Zaledwie
8 lat później rozpoczęła się I wojna światowa.
Okupacja
niemiecka sprawiła, że znaczna liczba wiernych opuściła Zagłębie,
gdyż byli to rosyjscy urzędnicy, wojskowi i inni pracownicy. Lecz spora grupa ludzi pozostała – ci, dla których Sosnowiec i okolice stały
się domem – nie czuli potrzeby wyjazdu. Paradoksalnie – dla
prawosławnych trudniejsze czasy nastały w momencie odrodzenia się
Polski.
Prawosławie
kojarzyło się z imperializmem niedawnego zaborcy…
Tak,
był to czas najtrudniejszy. W sumie około 500 świątyń prawosławnych w Polsce przestało istnieć. Albo zostały przekazane na
kościoły katolickie, albo odebrane i niszczały lub zostały
przerobione na inne cele albo zostały zburzone, jak wielka cerkiew w Sosnowcu. Warto przy okazji sprostować
pewien błąd, który jest dość powszechnie powielany. Cerkiew w
Sosnowcu nie była przekazana kościołowi katolickiemu, jak w
Częstochowie, Kielcach czy Radomiu, które dzięki temu ocalały.
Mieliśmy mniej szczęścia.

Właśnie.
Premier Sławoj Felicjan Składkowski działał w sprawie likwidacji
cerkwi szczególnie intensywnie i akurat w Sosnowcu, z którym był
związany, dopiął najgorszego z możliwych wariantów…
Jeszcze długo przed nim zlikwidowano naszą parafię, włączając ją do
piotrkowskiej. Odebrano nam cerkiew, szkołę i wszystkie budynki
przy obecnej ulicy Kilińskiego, które następnie latami niszczały.
Wierni z Zagłębia, których było około 2 tysięcy, korzystali nadal z
cerkwi św. Mikołaja Cudotwórcy. Lecz w roku 1938 podjęto decyzję
o jej rozbiórce, tłumacząc to troską o bezpieczeństwo
wiernych. To oczywiście była tylko wymówka. Władze starały się
niszczyć wszystko, co prawosławne. Po uchwale Rady Miasta,
zainspirowanej przez premiera Składkowskiego, wierni dostali nakaz
rozpoczęcia rozbiórki w ciągu 24 godzin. Żadnego zagrożenia
budynek nie stwarzał. Dość powiedzieć, że do rozbiórki
niezbędne było użycie materiałów wybuchowych.
Cerkiew
służyła wiernym zaledwie 32 lata.
Tak,
najmłodsza świątynia pierwsza runęła. Prawosławni zostali bez swojego miejsca. Tutaj ładnym gestem wykazali się luteranie, użyczając kościoła przy ul. Żeromskiego, który od tamtej pory obie
wspólnoty wiernych współdzieliły. Gdy
rozpoczęła się II wojna światowa, a następnie okupacja
niemiecka, dzięki inicjatywie prawosławnego Niemca, wiernym zwrócono
cerkiew przy ul. Kilińskiego. Zdewastowaną, ale udało się ją
wysiłkiem parafian nieco wyremontować zimą. Część wyposażenia
pochodziła ze zburzonej cerkwi, które przechowali wierni. Okupant, akurat w stosunku do prawosławnych, zachował neutralność do końca wojny.

Czy
„wyzwolenie” przez Armię Czerwoną, czyli żołnierzy
wywodzących się często z rodzin prawosławnych, przyniosło zmiany na
lepsze?
Przeciwnie. Niemal wszystkich
parafian potraktowano jako wrogów Związku Radzieckiego, wielu z nich postawiono zarzut prowadzenia w czasie wojny działalności
antysowieckiej, co dla wielu zakończyło się aresztami i wywózkami.
Pozostali nieliczni. W latach 50. przyszedł kolejny cios –
zburzono cerkiew w Maczkach. Zaś część nieruchomości przy ul.
Kilińskiego przejęło PKP. Teren po cerkwi św. Mikołaja także
prawosławnym odebrano – powstał tam budynek Urzędu Stanu
Cywilnego, dziś to restauracja.
A
dalej historię znamy, bo zaczęliśmy rozmowę nieco od końca.
Dziś wspólnota wiernych jest stosunkowo liczna, najliczniejsza od
dawna. Ale oszacowanie, ile to osób, jest trudne. Wielu nie
uczęszcza regularnie na liturgię – ujawniają się przy okazji
ślubów, chrzcin, pogrzebów, świąt. Czasem jeżdżę na koniec
województwa na pogrzeb człowieka, którego nigdy wcześniej nie spotkałem.
Ale są też wierni, którzy przychodzą regularnie, co tydzień. I
jest ich sporo. Szkoda tylko, że ich liczba zwiększyła się z
powodu tak przykrych okoliczności.
Czy
zdarzają się jakieś nieprzyjemne sytuacje ze strony Polaków?
Kiedyś
tak, dziś prawie nie. Chyba większość z nas już wie, że
prawosławny nie oznacza Rosjanina. W zasadzie Rosjan jest stosunkowo
mało, zdecydowanie najwięcej jest Ukraińców, a zaraz po nich
Białorusinów. Też coraz mniej nas dziwi, że najczęściej używają
rosyjskiego języka. To zresztą bez znaczenia. Wrogości nie ma –
w końcu do świątyni przychodzą głównie ludzie dobrzy.

Więcej fotografii zburzonej cerkwi św. Mikołaja Cudotwórcy oraz krótki opis jej dziejów znajdziecie tutaj.
Zaś o człowieku, który najprawdopodobniej doprowadził do jej zburzenia, poczytacie tutaj.
Może Cię zainteresować:
Zburzona cerkiew w Sosnowcu. Komu przeszkadzał św. Mikołaj Cudotwórca?
Może Cię zainteresować:
