Akordeoniści z Zespołu Akordeonistów im. Edwarda Huloka z Rudy Śląskiej grają nieprzerwanie od 77 lat. I nie zamierzają przestać, choć młodych coraz mniej

Działają nieprzerwanie od 77 lat. Zespół Akordeonistów im. Edwarda Huloka z Rudy Śląskiej. I choć średnia wieku muzyków to około 55 lat, nie tracą werwy ani chęci do wspólnego, rodzinnego wręcz, grania. To jedyny zespół akordeonistów w Polsce.

Latka lecą. I to nie tylko historii zespołu, ale również jego członków. Średnia wieku w Zespole Akordeonistów im. Edwarda Huloka z Rudy Śląskiej to 55 lat, a młody narybek nie garnie się do grania na tym wymagającym instrumencie. Choć są wyjątki.

- Jest tego coraz mniej, bo jednak dzieci wolą telefony. Młodzieży zasila nas bardzo mało. Więc chwała rodzicom tych nielicznych, że ich wspierają. Mamy obecnie kilku młodych, którzy zaczynają grać, ale to już nie jest to, co 30-40 lat temu. Wtedy wśród młodych akordeonistów była selekcja. Tylko najlepszy z grupy jechał na koncert. Dziś nie można już tak robić - wszyscy muszą jeździć. Czasem jedziemy tylko dwoma autami - mówi Marcin Siwica.

Kiedyś zespół był liczniejszy. Jeszcze w 2008 roku wspólnie grało nawet 30-40 osób. Ale te czasy już minęły.

- To było w czasach, gdy żył jeszcze Edward Hulok. Od tamtego czasu zespół prowadzi Robert Kier, absolwent Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach. Drugą ostoją zespołu był Zenon Działa, który opiekował się nami z ramienia Domu Kultur w Szombierkach. Ale niedawno się pożegnaliśmy i teraz staramy się to ciągnąć z Robertem. I nie popuścić, bo to jest perełka.

Na próby przychodzi około 12-15 osób. W różnym wieku - od chłopaków ze szkoły podstawowej, po emerytów. Czesław Kuś, znany rudzki wędliniarz, też jest członkiem zespołu.

- Rozstrzał wiekowy jest ogromny. Ale zawsze, co koncert, tworzymy taki kolektyw, zawsze się mobilizujemy. Jak graliśmy koncert w Domu Kultury w Bielszowicach, z Sidorem, to nas tam grało 21. Jest więc motywacja.

Czasy wszechobecnego akordeonu minęły

Kiedyś słyszało się go wszędzie. Muzyka akordeonowa rozbrzmiewała w familokach, grali dziadkowie, czasem nawet babcie, instrument towarzyszył na urodzinach, spotkaniach, imprezach.

- Dziś to wymierający instrument. W czasach popularności nasz zespół jeździł z koncertami po całym świecie - Dania, Szwecja, Ukraina, Czechy. Dziś na dwutygodniowe tournée trudno przede wszystkim zebrać pieniądze. Kiedyś były z urzędu, z kopalni, dziś gramy w 99,9 procenta za darmo. Robert ma pieniądze jako nauczyciel, ja gram za darmo. Jeśli na Zespole Akordeonistów przez te wszystkie lata zarobiłem 500 złotych, to wszystko.

Szkoły muzyczne kształcą akordeonistów, ale ta młodzież gra już inny rodzaj muzyki. I zwykle kończąc II stopień - kończą przygodę z akordeonem.

- Akordeon uważany jest za obciachowy instrument. To nie jest gitara, ten instrument trzeba kochać. My staramy się grać rozrywkowo, dla ucha, by zadowolić każdego. W zespole mamy też sekcję rytmiczną - ja gram na gitarze basowej, kolega na perkusji - żeby to brzmiało razem i było urozmaicenie - mówi Marcin Siwica.

Co ciekawe - sukcesy Marcina Wyrostka nie wypromowały samego akordeonu.

- Niestety, to nam nie pomogło. Może dlatego, że instrumenty są drogie. Naszym uczniom zawsze staramy się dać na próby jakiś używany akordeon, nawet do domu, do ćwiczeń. Takie używane kosztują 1000-2000 złotych. Ale już taki, na którym gra Marcin Wyrostek, to jest koszt 60-70 tysięcy, a nawet lepiej. Kogo dziś na to stać? Kiedyś bardzo nas wspomagała kopalnia, która kupowała nam sprzęt, bo byliśmy zespołem górniczym, graliśmy w mundurach. Dziś dla młodzieży to siara, więc ubieramy się "klasycznie" - na biało-czarno.

Gra na akordeonie to trudna sztuka. Szczególnie jeśli chodzi o "te małe knefliki", czyli basy.

- Największym wyzwaniem są oczywiście basy. Akordeony są 80-basowe, 96-basowe, 120-basowe i zawsze liczymy te basy po lewej stronie, nie klawisze. Ale czy ktoś gra na wszystkich? Do niektórych utworów wystarczą cztery - śmieje się Marcin.

Oprócz organizowanych od czasu do czasu koncertów Zespół Akordeonistów im. Edwarda Huloka dziś już nie gra tyle, co dawniej.

- Gdyby było więcej pieniędzy, to na pewno byśmy więcej grali. Dostaliśmy zaproszenie na festiwal zespołów akordeonowych do Macedonii. Ale oczywiście na własny koszt, więc pewnie nam to nie wypali. Co roku dostajemy też zaproszenie na Międzynarodowy Festiwal Zespołów Akordeonowych do Koszalina i robimy tam furorę grając nasz repertuar. Ale z racji starzejącego się zespołu takie wyjazdy też coraz trudniej zorganizować - dodaje. - Często gramy w Domu pomocy Społecznej w Orzegowie, gdzie tylko nam zadzwonią - tam gramy, bo robimy to z miłości - podkreśla Marcin Siwica.

Zespoły akordeonowe praktycznie zniknęły ze sceny muzycznej. Ile ich zostało w Polsce?

- Kiedyś działał jeden przy kopalni Kleofas. Ale jeżeli już nie istnieje, to został jeden zespół w Polsce - my - smutno konstatuje Siwica.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon