Magda Kryjak/Materiały prasowe
Agata Twardoch

Agata Twardoch: Kobiety mogą zaprojektować lepsze miasto. Nie tylko dla kobiet. Dla wszystkich

18 maja ukaże się książka Agaty Twardoch, profesorki na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, architektki i urbanistki. Nosi tytuł "Architektki. Czy kobiety zaprojektują lepsze miasta". Z Agatą Twardoch rozmawiamy o tym, dlaczego złość przekuła w książkę, w jaki sposób kobiety widzą miasto i dlaczego pokazywanie architektek i urbanistek, które robią świetne rzeczy jest ważne.

Agata Twardoch to architektka i urbanistka, profesorka na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej, członkini Towarzystwa Urbanistów Polskich i Affordable Housing Forum. Współprowadzi pracownię projektową 44STO. Zajmuje się dostępnym budownictwem mieszkaniowym i alternatywnymi formami zamieszkania, prowadzi badania naukowe, otwarte wykłady popularyzatorskie i warsztaty projektowe. Pisze do czasopism branżowych. Projektuje przestrzenie publiczne, architekturę i wnętrza. Mieszka z rodziną w Pilchowicach pod Gliwicami. 18 maja nakładem wydawnictwa W.A.B. ukaże się jej nowa książka "Architektki. Czy kobiety zaprojektują lepsze miasta".

Rozmowa z Agatą Twardoch

W pierwszym zdaniu książki pisze pani, że powstała ona ze złości. Na kogo albo na co odczuwa pani złość?

Właściwie na nikogo konkretnego. Na sytuację, na świat, na społeczeństwo. Zdaję sobie sprawę, że to, co spotyka mnie, bohaterki mojej książki i moje studentki, czyli słabe żarty, pobłażanie i nieuzasadnione trudności, nie skończyło się w latach 90. czy dwutysięcznych. Te przytyki dalej się zdarzają. Myślę: już dosyć, jest trzecia dekada XXI wieku i świat powinien już wyglądać inaczej. Zezłościło mnie, że ciągle tak nie jest jak powinno być.

Architektki i urbanistki robią fantastyczne rzeczy

W roku 2022 zdarzają się sytuacje, że ludzie przestawiają na jakichś publicznych wydarzeniach, konferencjach, panią jako panią Agatę, a mężczyznę obok jako pana doktora inżyniera, o czym pisze pani w książce!?

Może w tej chwili już nie, bo w swoim środowisku nie jestem już anonimowa. Ale jeszcze kilka lat temu - tak. A jeżeli mimo wszystko coś takiego się zdarza, to nie boję się reagować. Zawsze poprawiam. Choć kilka dni temu miałam taką absurdalną sytuację, że nawet mnie zabrakło odpowiedzi. Rozmawiałam na temat mojej książki z redaktorem na antenie Radia Kraków. I ten nie dość, że na początku zaznaczył, że mojej książki nie przeczytał, to jeszcze rozmowę ze mną zakończył słowami: : „Proszę pozdrowić męża, bo on pisze takie fantastyczne powieści, leżą u mnie na stoliku”. To było lekceważące: mojego męża (Szczepana Twardocha, pisarza - przyp. red.) jednak nikt nie pyta o moje projekty i ekspertyzy. Mnie takie sytuacje wyraźnie złoszczą.

Jednak pani wkurzenie przekuło się w działanie, czego efektem jest książka „Architektki”.

Tak, ale w samej książce nie chodzi o narzekanie, jak źle jesteśmy traktowane. Bardzo często takie przytyki nie są złośliwe, tylko wynikają z zaszłości. Chodziło mi, by pokazać, że kobiety architektki i urbanistki robią fantastyczne rzeczy i warto też o nich mówić.

Dla kogo pani napisała tę książkę? Jest ona tylko dla architektek, tylko dla kobiet z branży?

Przede wszystkim to nie jest książka tylko dla kobiet. Moja książka jest też dla mężczyzn. Po pierwsze będą mogli zobaczyć świat z innej perspektywy, lepiej nas zrozumieć, ale też zobaczyć, że ich zachowanie często nie jest śmieszne – jak im się zapewne wydaje – ale krzywdzące. Jestem pewna, że profesor, który ostatecznie był powodem, dla którego ta książka powstała, nie chciał mi zrobić przykrości. No a po drugie, w książce jest dużo ciekawej wiedzy, którą dzielą się za mną rozmówczynie i która, myślę, że będzie ciekawa dla wszystkich.

Ten profesor, który popełnił dopisek dotyczący pani habilitacji poświęconej mieszkalnictwu?
Tak. Odniosłam się w niej do adaptacji zabytkowej szkoły na mieszkania słowami „jako architektce szkoda mi budynku, który z powodu dodanych balkonów stracił zabytkowy charakter, ale jako urbanistka cieszę się, że w śródmieściu będzie więcej mieszkań”. W recenzji pan profesor dopisał uwagę: „a jako kobieta boję się, że balkon trzeba będzie sprzątać”. Chciałabym, by on już nikomu takiej rzeczy nie dopisał, nie powiedział, bo to może człowiekowi podciąć skrzydła i go zdruzgotać, gdy jest mniej asertywny. Chociaż ja jemu też nic nie powiedziałam...

Architekturę można uprawiać inaczej, są także kobiece wzorce

Ale do kobiet też pani kieruje tę książkę?

Tak, do wszystkich kobiet. No i do architektek, młodszych i starszych – choć z różnych powodów. Dla młodych dlatego, że chciałabym by młode dziewczyny miały więcej tzw. role models, czyli inspiracji, wzorów zachowań w postaci właśnie bohaterek mojej książki. W świecie architektury mówi się głównie o architektach na świeczniku, nagradzanych, medialnych – zazwyczaj nadal mężczyznach. Ja chciałam pokazać, że architekturę można uprawiać inaczej i, że są także kobiece wzorce. Z kolei w pokoleniu starszym ode mnie jest sprzeciw wobec feminatywów i żeńskich końcówek i wobec mówienia o sprawach płci w kontekście profesjonalnym. Architektki starszego pokolenia często są zdania, że jeśli im się udało, to nie ma żadnego problemu. A jak się kobietom nie udaje, to dlatego, że są niewystarczająco dobre. Im chciałabym pokazać, że nie trzeba się wstydzić mówić o tych - czasami nawet drobnych rzeczach - które sprawiają, że kobietom jest trudniej. My, kobiety, wszystkie to wiemy, tzn. te kobiety, które nie przejęły męskich wzorców zachowań, ale czasami głupio nam jest przyznać, że jeśli czegoś nie zrobiłyśmy, to wynika to z potrzeby zadbania o rodzinę, zorganizowania czegoś, pomyślenia o szczepieniach dzieci, zajęcia się babcią. To też zajmuje głowę i utrudnia rozwój zawodowy. Chciałabym, żeby architektki starszego pokolenia nie wstydziły się mówić o tych sprawach.

Może to jest trochę głupie pytanie, ale pozwolę sobie je zadać. Czy architektki inaczej projektują niż architekci? Zauważają coś innego niż mężczyźni? Jest pani profesorką na Politechnice Śląskiej, więc ma kontakt ze studentkami architektury. Jak one patrzą na świat, architekturę?
Kobiety nie mają innych mózgów niż mężczyźni, ale są inaczej wychowywane, socjalizowane. Mimo że wydaje nam się, że jest równość, to zupełnie inaczej podchodzi się do małych dziewczynek i do małych chłopców, innych rzeczy się od nich wymaga. Dziewczynki są od razu uczone większej uważności. Nasze matki tak były uczone, nasze babki. Po to, by przetrwać w męskim świecie, trzeba było wcześniej te potrzeby zauważyć, zanim one były wyartykułowane. To w nas zostało, że jesteśmy bardziej uważne, empatyczne. To są oczywiście statystyczne informacje, bo są też i superuważni mężczyźni. Druga sprawa to to, że my kobiety trochę inaczej korzystamy z miasta, z różnych urządzeń, z mieszkania, z mebli, kuchni, toalet. Mamy inne doświadczenia z życia codziennego. Więc nie chodzi o to, być kobietami zastąpić mężczyzn w projektowaniu, tylko wyrównać sytuację. By można było uwzględniać w projektowaniu wszystkie potrzeby – kobiet, dzieci, osób z niepełnosprawnościami. Połowa społeczeństwa to kobiety, więc warto je włączać w proces projektowy.

Kobiety mogą zaprojektować lepsze miasta

Wspomniała pani, że kobiety inaczej korzystają z miasta niż mężczyźni. Zauważają, że krawężniki są za wysokie i trudno wjechać na chodnik wózkiem dziecięcym, że brakuje ławek, by seniorzy mogli na chwilę choć przysiąść gdy idą z zakupami ze sklepu, że pobudowano mnóstwo orlików, z których korzystają głównie chłopcy, a dla dziewczynek prawie nic nie ma. W tytule pani książki jest zdanie: „Czy kobiety zaprojektują lepsze miasta?”. Sądzi pani, że mogą?

Tak. Jeśli je włączymy w projektowanie i usłyszymy ich głos, to miasta będą bardziej przystosowane do potrzeb wszystkich osób, nie tylko kobiet. O to chodzi. Wiem, że teraz coraz więcej mężczyzn chodzi z wózkami, więc też zaczynają widzieć to, co kobiety zauważają od dawna. Ale już jeśli chodzi o np. poczucie zagrożenia w mieście, to mężczyzna nie poczuje tego tak jak kobieta. A kobieta – jak mężczyzna. Gdy popatrzymy na komunikację miejską, to od razu widać, że poruszają się nią głównie młodzi ludzie, kobiety i osoby starsze. Statystycznie dużo mniej mężczyzn jeździ komunikacją, bo jest tradycja, że jak w rodzinie jest jedno auto, to korzysta z niego mężczyzna. Dlatego komunikacja publiczna, moim zdaniem, jest tak zaniedbana. Rozmawiałam kiedyś z wtedy jeszcze przyszłym prezydentem Gliwic. Pytam go o komunikację publiczną, a on na to: „Moja żona jechała ostatnio autobusem z miejsca, gdzie mieszkamy i w tym autobusie nikogo nie było. Po co i dla kogo są te autobusy – przecież nikt nimi nie jeździ?”. Jeśli się prezentuje takie spojrzenie, to trudno by komunikacja dobrze działała.

Rozmawia pani na potrzeby książki z różnymi architektkami, urbanistkami z Polski i z zagranicy. Czy doświadczenia którejś z nich panią zaskoczyły, były zupełnie odmienne od pani własnych?

Te doświadczenia były bardzo często odmienne, bo moje rozmówczynie to osoby z różnych pokoleń, w różnym wieku. Było dużo zaskoczeń, ale pozytywnych. Dziwiłam się jakie fajne rzeczy można było robić nawet w PRLu, oraz tym jakie ciekawe rzeczy dzieją się teraz. Np. Paulina Grabowska opowiada o kuchniach z obiegiem zamkniętym i projektowaniu z wykorzystaniem upraw hydroponicznych (hydroponika to uprawa roślin bez gleby – przyp. red.). Chyba od niej pierwszej usłyszałam, że sam internet odpowiada za około 6 proc. Zużycia energii na świecie. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że to są aż tak duże wartości. Od każdej rozmówczyni czegoś się dowiadywałam, w każdej rozmowie jest dużo konkretnej wiedzy. To mnie cieszy.

W „Architektkach” jest też wywiad z pani mamą, Justyną Swoszowską, również architektką oraz badaczką i historyczką architektury XX wieku, wykładowczynią akademicką. Dlaczego zdecydowała się pani dołączyć tę, osobistą przecież, rozmowę do książki?
Wnosi ona kontekst do tej książki, do mojego zachowania, i w pewien sposób daje też odpowiedź na pytanie dlaczego zdecydowałam się na jej napisanie. To też przykład, historia życia, które zostało zdominowane przez rodzinę. W innej rozmowie prof. Ewa Kuryłowicz opowiadała mi, że jej teściowa bardzo pomagała jej w opiece nad dziećmi. Powiedziała jej: „Ja nie mogłam zostać architektką, bo musiałam zajmować się dziećmi, dlatego teraz ja ci pomogę, byś ty mogła”. Mojej mamie zabrakło takiej mamy – choć moje babcie obie były wspaniałe i obie pracowały zawodowo - nie do końca rozumiały specyfikę zawodu architektki. No a z drugiej strony moja mama przecież – mimo trudności – bardzo wiele zawodowo osiągnęła, mimo trudności. No a poza moim osobistym stosunkiem - moja mama jest po prostu ciekawą osobą, z ciekawymi doświadczeniami.

Dom Szajtrów Katowice Małeccy 5

Może Cię zainteresować:

Dom Szajtrów w Katowicach - dom jednorodzinny, którego piętro "lewituje" nad salonem. Architektura, która zapewnia intymność mieszkańcom

Autor: Katarzyna Pachelska

11/07/2022

Lodowato w Katowicach

Może Cię zainteresować:

Śląskie lodziarnie jak z bajki. Kolorowo, pomysłowo, geometrycznie. To robota trójki projektantów

Autor: Katarzyna Pachelska

09/05/2022

Dom Szajtrów Katowice Małeccy 5

Może Cię zainteresować:

Dom Szajtrów w Katowicach - dom jednorodzinny, którego piętro "lewituje" nad salonem. Architektura, która zapewnia intymność mieszkańcom

Autor: Katarzyna Pachelska

11/07/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon