Wikipedia/skan z książki: 150 lat kopalni węgla kamiennego „Katowice”
GKS Katowice w 1973 roku

Andrzej Tkacz wspomina tytuł GKS Katowice z 1970 roku i mówi o współczesnym zespole. „To wciąż ta sama gra”

W 1970 roku kinową premierę miała komedia w reżyserii Briana G. Huttona „Złoto dla zuchwałych” – z Clintem Eastwoodem, Telly Savalasem i Donaldem Sutherlandem w rolach głównych. Kroniki nie wspominają, czy hokeiści GKS Katowice oglądali ten film, i czy byli zuchwali. Raczej tak, skoro wiemy, że złoto w 1970 roku jednak zdobyli. A w jednej z głównych ról – na lodzie – wystąpił wówczas bramkarz Andrzej Tkacz.

Rok 1970 przyniósł, rzecz jasna, nie tylko premierę „Złota dla zuchwałych”. Co więcej, bez tego zacząć nie możemy: w NHL, czyli najlepszej hokejowej lidze świata, zespół Boston Bruins, z Bobby Orrem i Philem Esposito w składzie, w tymże roku po raz czwarty w swojej historii sięgnął po Puchar Stanleya, wygrywając w finale z St. Louis Blues w czterech meczach (w półfinale Bruins poradzili sobie z Chicago Blackhawks również nie przegrywając meczu). A na naszym hokejowym podwórku najlepsi okazali się hokeiści GKS. Czy kibice z Katowic mogli wtedy przypuszczać, że kolejny tytuł ich zespół zdobędzie dopiero ponad pół wieku później? Przy okazji – Bruins kolejny Puchar Stanleya zdobyli już w 1972, ale na szósty też musieli długo czekać – do 2011 roku.

Wspomnienie Torkatu

Dla porządku: tytuł z roku 1970 był szóstym mistrzostwem Polski katowickiego klubu. Poprzednie wywalczone zostały w 1958, 1960, 1962, 1965 i 1968 roku. 52 lata temu w dziesięciozespołowej I lidze grały aż cztery drużyny z Katowic – oprócz GKS, także Baildon, Naprzód Janów i Górnik Murcki, co dawało pewien obraz ówczesnego układu sił na hokejowej mapie kraju. Po czterech rundach i 36 meczach GKS w wyścigu o tytuł o dwa punkty wyprzedził nowotarskie Podhale i o sześć – lokalnego rywala, Baildon. W GKS grali wówczas między innymi Andrzej Fonfara, Maksymilian Lebek, Henryk Reguła, Sylwester Wilczek czy Andrzej Tkacz, czyli człowiek, który w 1976 roku zatrzymał ZSRR. Zespół trenował radziecki szkoleniowiec, teoretyk i hokejowy sędzia – Walentin Bystrow, który w czasie pracy z GKS zdobył złoty, srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski, a także Puchar Polski. Po powrocie do Leningradu wrócił także do pracy naukowej.

Przez kilkadziesiąt lat – aż do roku 1973, kiedy to pożar zniszczył obiekt – symbolem hokejowo-łyżwiarskich (odbywały się tam nie tylko ślizgawki, ale także mistrzostwa Polski w jeździe figurowej) Katowic był Torkat. Pierwsze sztuczne lodowisko w mieście miało swój niepowtarzalny klimat, który z rozrzewnieniem wspominali zawsze dawni hokeiści klubu z Katowic. I nic dziwnego, przez lata grał tam także zespół GKS. – To była zupełnie inna atmosfera niż w późniejszych latach, w Małej Hali przy Spodku, choć przecież te dwa miejsca dzieliła niewielka odległość. Na Torkat mogło też przyjść znacznie więcej ludzi – wspomina Andrzej Tkacz, który pierwszy tytuł z GKS Katowice zdobył w 1968 roku.

Na sprzęt pieniędzy nie było

Andrzej Tkacz to prawdziwa legenda katowickiego klubu. Dwukrotny olimpijczyk – z igrzysk w 1972 roku w Sapporo i w 1976 w Innsbrucku, ośmiokrotnie uczestniczył w hokejowych turniejach o mistrzostwo świata. Tkacz, przez niektórych nazywany najlepszym bramkarzem w historii polskiego hokeja, uczestniczył w słynnym, wygranym 6:4 meczu z reprezentacją ZSRR w 1976 roku. Jak wspomina mistrzowski sezon GKS sprzed 52 lat? – Pamiętam, że mecze były bardzo wyrównane – mówi Andrzej Tkacz. – I tak jak w niedawno zakończonym, zwycięskim sezonie GKS, nie było dużych różnic między zespołami. A rozgrywki? Hokej to hokej. Czasy się zmieniają, zawodnicy też, a nawet przepisy. Zasady są jednak nadal podobne i to wciąż ta sama gra.

Były bramkarz GKS, a później także i trener katowickiego zespołu zwraca uwagę, że największe różnice widać dziś w sprzęcie. – Kiedyś sprzęt ochronny był dużo cięższy, co miało wpływ na grę – podkreśla. – Wtedy nie było tych sztucznych, lekkich materiałów, które stosuje się dzisiaj. Przykładem niech będą chociażby rękawice – dziś są dużo lżejsze. Poza tym w tamtych latach zawsze były problemy z tym sprzętem, trudno było o nowy, więc wszystko było sztukowane. Z pensjami nigdy nie było problemów, wtedy zawodnicy byli zatrudniani w kopalniach czy innych zakładach i choć może nie były to jakieś wielkie pieniądze, to nie można było narzekać – dało się z tego utrzymać. Ale ze sprzętem zwykle był problem, bo nie zawsze w klubie były na to środki.

W 1970 roku największymi rywalami GKS były Podhale Nowy Targ i Baildon Katowice. – W tamtych latach mocne były jednak nie tylko Podhale czy też Baildon, który zawsze się „stawiał”, choć nigdy nie zdobył tytułu mistrzowskiego. Liczyć się trzeba było także z Legią, niezłe były pomorskie drużyny z Bydgoszczy czy Torunia – opowiada Andrzej Tkacz.

Czekając na wychowanków

Jak mistrz Polski z 1968 i 1970 roku przyjął tytuł GKS po 52 latach? – Oczywiście cieszę się bardzo. Miałem swój udział w dwóch poprzednich tytułach, później – jako trener – zdobyłem wraz z zespołem brązowy medal – przypomina były bramkarz GKS. – „Po drodze” były też inne medale, i brązowe, i srebrne, ale tego złota ciągle nie było. Najbliżej było w pierwszych latach tego wieku, kiedy trenerem był Novotny. Wtedy były i odpowiednie warunki, i dobry zespół. Brak złotego medalu był wówczas dużym rozczarowaniem.

Dla Tkacza ważne jest, że „złoty” zespół GKS ma zarówno polskiego trenera – Jacka Płachtę, jak i dużą grupę polskich zawodników. To wbrew dzisiejszym trendom, kiedy łatwiej jest sprowadzić zawodników z zagranicy niż postawić na rodzimych graczy. W GKS jest kilku obcokrajowców, choć do ich grona trudno już jednak zaliczyć Johna Murray’a, Amerykanina z polskim paszportem, który bronił już barw naszej reprezentacji. Poza nim to Kanadyjczyk Carl Hudson, Finowie Kalle Valtola, Joona Monto, Miro-Pekka Saarelainen i Matias Lehtonen oraz Szwed Anthon Eriksson. Dla porównania, w zespole Unii Oświęcim, z którą GKS grał w finale play-offów, jest dwukrotnie więcej obcokrajowców – 8 Rosjan, 2 Kanadyjczyków i 2 Słowaków.

– Wbrew wszystkiemu, co się teraz opowiada, GKS znalazł polskich zawodników – podkreśla Andrzej Tkacz. – Oczywiście szkoda, że to nie są wychowankowie, ale wzmocnieni szóstką zagranicznych hokeistów udowodnili, że potrafią grać. Uważam, że ta duża liczba zagranicznych zawodników to dziś problem polskiego hokeja. Wielu między 16. i 20. rokiem życia rezygnuje, bo nie widzi szans na grę w sytuacji, kiedy ich klub zatrudnia hurtowo zagranicznych graczy. Kiedyś zatrudniano dwóch lub trzech obcokrajowców, którzy grali na wysokim poziomie. Od nich mogła uczyć się młodzież. Tymczasem dziś są zespoły, w których Polaków niemal w ogóle nie ma. Dobrze, że w Tychach są wychowankowie, a w Katowicach, mam nadzieję – nim doczekają się własnych zawodników – będą zatrudniać zdolnych polskich hokeistów. W tym sezonie GKS miał szóstkę polskich obrońców. I co? Dali radę.

Stabilizacja najważniejsza

Andrzej Tkacz uważa, że GKS zasłużenie wywalczył tytuł mistrzowski. – Katowice były dobrze przygotowane fizycznie i taktycznie. A drużyna była odpowiednio dobrana i ustawiona – mówi. – Pod koniec sezonu ciężar gry na siebie brał nie tylko atak Grzesia Pasiuta, ale także inne ataki – z Michalskim i Krężołkiem czy obcokrajowców. Jak są cztery dobre ataki, to nawet kiedy jeden z nich ma słaby dzień, pozostałe mogą wygrać mecz – zaznacza.

Według byłego reprezentanta Polski, ważne jest, aby GKS mógł grać w nowym miejscu. – Żeby zdobyć kibiców trzeba mieć drużynę, a żeby mieć drużynę trzeba mieć wychowanków – zaznacza. – Fajne byłoby nowe lodowisko, bo jak się zaczyna sezon „na walizkach”, a Mała Hala jest otwierana czasem we wrześniu, albo i później, to może rozbijać drużynę. Swoje lodowisko, swoja baza oznacza, że i z młodzieżą można pracować. Jak jest jedna czy dwie grupy, to jeszcze w obecnych warunkach można to jakoś pogodzić, w przypadku, kiedy pojawi się więcej – to będzie już problem. Dobrze, że jest jeszcze lodowisko w Janowie.

Czy GKS będzie teraz dominował w lidze? – Bardzo ważna jest stabilizacja w klubie. I tak jest dzisiaj w GKS. Miasto zabezpiecza środki i zawodnicy mogą myśleć tylko o trenowaniu. Nie muszą zastanawiać się, czy będzie wypłata, czy nie, czy będą kije do grania, czy nie – co, niestety, było wielkim problemem przed dziesięcioma laty – przypomina Andrzej Tkacz. – Mam nadzieję, że będzie tak nadal, że będą niewielkie wzmocnienia, i że skład również będzie stabilny. Ważne jest, żeby być cały czas w czołówce, żeby z podium nie schodzić. Dobrym przykładem niech będzie Jastrzębie, które w zeszłym sezonie zdobyło tytuł, a w tym znów ma medal – brązowy.

Hokeiści GKS Katowice zdobyli tytuł po 52 latach przerwy

Może Cię zainteresować:

Hokeiści GKS Katowice są mistrzami Polski, ale przed rokiem niewiele na to wskazywało. „Każdy nieudany sezon jest sytuacją, z której trzeba wyciągnąć wnioski. Tak zrobiliśmy w zeszłym roku”

Autor: Grzegorz Lisiecki

14/04/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon