Przypomnijmy, że zdarzenie miało miejsce w nocy, 19 października 2025 roku na stacji paliw w centrum Będzina – w rejonie ulic 11 Listopada i Ignacego Krasickiego. Była już niedziela, kiedy około godziny 01:30 Mirosław Kozłowski przyjechał tam zatankować samochód. Przebywając na terenie stacji, kierowca poruszał się chwiejnym krokiem oraz wykonywał nieskoordynowane, chaotyczne i nerwowe ruchy. Zaniepokoiło to świadków zdarzenia, z których jeden postanowił interweniować poprzez rozmowę z kierowcą Forda, a drugi – pracownik stacji – powiedział o sytuacji przebywającym tam trzem znanym mu mężczyznom. Jak się okazało, byli to policjanci w czasie wolnym od służby, którzy „podjęli dynamiczne ujęcie mężczyzny, aby nie odjechał i zabezpieczyli kluczyki”. Przy okazji – powalając na ziemię jednego ze wspomnianych już świadków.
Interwencja policjantów względem kierowcy z chorobą Parkinsona na stacji paliw w Będzinie
Komunikat na temat zdarzenia opublikowała Komenda Powiatowa Policji w Będzinie 8 listopada. W tym samym dniu opisywaliśmy zdarzenie w naszej publikacji nadmieniając, iż prawda była inna, niż się z pozoru mogło wydawać. Wkrótce te słowa miały się okazać dwójnasób trafne. 13 listopada w programie „Uwaga” telewizji «TVN» wyemitowano reportaż ukazujący wydarzenia znacznie szerzej, zawierający między innymi fragmenty nagrania z monitoringu, które utrwaliły przebieg interwencji. Materiał wywołał olbrzymi odzew ze strony odbiorców, a w komentarzach przeważały głosy oburzenia na zachowanie policjantów.
Na fragmentach nagrań monitoringu widać zdecydowaną interwencję względem kierowcy Forda oraz powalenie na ziemię innego mężczyzny. Okazało się, że tym ostatnim jest świadek, który zwrócił się do policjantów o interwencję podejrzewając, że kierowca był pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających. Najprawdopodobniej zorientował się później w sytuacji i uznał, że działania podejmowane przez funkcjonariuszy są nieadekwatne do sytuacji. Próbował odciągnąć jednego z interweniujących za koszulkę, rozrywając ją. Wówczas został rzucony na ziemię i obezwładniony.
Z relacji Mirosława Kozłowskiego wynika, że jego nietypowe zachowanie w feralnym dniu to efekt samoczynnych ruchów ciała, które występują w chorobie Parkinsona na skutek podania zbyt dużej dawki leku przez pompę. Taką sytuację należy przeczekać i taki był jego zamiar. Twierdzi też, że chciał po prostu odjechać spod dystrybutora kilka metrów i tam poczekać, aż się wszystko uspokoi, kiedy zapobiegli temu interweniujący mężczyźni. Dopiero po czasie dotarło do nich, że kierowca może być naprawdę chory i wtedy wezwali policyjny patrol oraz pogotowie ratunkowe.
Mirosław Kozłowski twierdzi, że mężczyźni nie reagowali na jego oświadczenia, że jest chory i go pobili, uszkadzając niezbędną do normalnego funkcjonowania aparaturę medyczną – pompę, która samoczynnie podaje choremu lek. Bezpośrednio po zdarzeniu udał się na wykonanie obdukcji lekarskiej, z której protokół stwierdza między innymi „Fioletowy siniec, zaczerwienienie skóry, otarcia naskórka. Znacznie napięty, bolesny obrzęk tkanki podskórnej.”. To okolice ciała, gdzie wszczepiony jest stymulator mózgu, umożliwiający choremu niemal normalne funkcjonowanie. Mirosław Kozłowski dzięki niemu może grać na instrumentach, malować, uprawiać sport oraz także prowadzić samochód.

Tylko prawda jest ciekawa. Na razie jednak trudno powiedzieć, co nią jest
Dziś, to jest 19 listopada 2025 roku – dokładnie miesiąc od tamtych wydarzeń – Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach wydała w tej sprawie oświadczenie, w którym czytamy między innymi:
„Nietypowe zachowanie, nieskoordynowane ruchy i pobudzenie zrodziły przypuszczenie, że (kierowca – przyp. red.) może znajdować się pod wpływem środków odurzających. W obawie, że prowadząc auto w takim stanie, mógłby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, zareagowali (…) też policjanci, którzy byli tam w czasie wolnym. Mężczyzna stawiał opór podczas próby wyciągnięcia go z pojazdu i odebrania kluczyków, co było konieczne, by uniemożliwić mu dalszą jazdę.
Czynności dotyczące uniemożliwienia kierowcy odjazdu są przedmiotem postępowania prokuratorskiego i zostaną poddane ocenie specjalistów. Równolegle też, zgodnie z procedurą, prowadzone jest postępowanie wewnętrzne — w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach i powiatowej w Będzinie. (…) Dalsze kroki będą uzależnione od wyników tych postępowań. Na tym etapie nikt nie usłyszał zarzutów. Postępowanie prokuratorskie oraz wewnętrzne prowadzone przez Policję, trwają. Jeżeli postępowanie wykaże nieprawidłowości w zachowaniu funkcjonariuszy, zostaną wyciągnięte wobec nich konsekwencje. (…) Policja na tym etapie nie rozstrzyga, czy podczas interwencji doszło do nadużycia uprawnień — tę kwestię w całości wyjaśniają organy procesowe oraz równoległe postępowanie wewnętrzne. Dalsze kroki będą uzależnione od wyników tych postępowań. (…)
Prowadzone w sprawie postępowania nie stoją jednak w sprzeczności z faktem, że reakcja świadków na stan kierowcy forda, wskazujący w tamtej chwili na jego niedyspozycję do kierowania, była prawidłowa. Jej celem było bowiem powstrzymanie od dalszej jazdy kierowcy, który w tamtym momencie ewidentnie nie powinien prowadzić pojazdu. Potwierdzili to również medycy, którzy po przeprowadzeniu wstępnych badań przyznali, że jego zachowanie może mieć związek ze stanem chorobowym, jednak nie stwierdzili konieczności hospotalizacji (pisownia oryginalna – przyp. red.) mężczyzny, nie odnotowali widocznych obrażeń ciała oraz zaznaczyli, że ze względu na aktualny stan nie powinien kontynuować dalszej jazdy. Ze zrozumieniem odnosimy się do trudności, z jakimi zmagają się na co dzień osoby chore, jednak w tamtym konkretnym czasie objawy choroby były u mężczyzny zdecydowanie nasilone i znacznie bardziej wyraźne, niż w materiale nagranym później przez ekipę telewizyjną i opublikowanym w programie interwencyjnym.”
Policja także wskazuje na to, iż tego samego wieczora, około godziny 18:45, Mirosław Kozłowski był już zatrzymany, kiedy kierował innym pojazdem i także był w złym stanie psychofizycznym. Funkcjonariusze wówczas zakazali mu dalszej jazdy, a ten zwrócił się o pomoc do znajomego, który zjawił się na miejscu i usiadł za kierownicą Audi Mirosława Kozłowskiego.
„Nie kwestionujemy, że mężczyzna ten posiada zgodę lekarza na kierowanie pojazdami. Wskazaliśmy jedynie, że w tym czasie ewidentnie kierować nie powinien i właśnie te nasilone problemy z koordynacją ruchową, zaobserwowane zostały przez kilka różnych osób, co potwierdzają przeprowadzone w odstępie zaledwie kilku godzin dwie policyjne interwencje zainicjowane przez świadków. Policjanci skierowali wobec powyższego kierowcę na ponowne badania lekarskie w celu oceny, czy może nadal posiadać uprawnienia do kierowania pojazdami.”
Mirosław Kozłowski podnosił też, że interweniującym mężczyznom pozwolono po zdarzeniu odejść i że odniósł wrażenie, że przybyli na miejsce policjanci dobrze ich znają. Do tego także odnosi się wydane dziś oświadczenie Policji Śląskiej:
„W odniesieniu do sugestii, że funkcjonariusze będący poza służbą nie zostali zatrzymani ani przebadani na zawartość alkoholu, należy podkreślić, że ustalenia interweniującego patrolu nie dały podstaw do podjęcia takich czynności i pozbawienia kogokolwiek wolności. ”
Największe jednak wzburzenie opinii publicznej zdaje się wzbudził fakt, że w materiale opublikowanym w komunikacie policyjnym nie znalazły się fragmenty pokazujące interwencję funkcjonariuszy, a sama treść była sformułowana tak, by ten aspekt sprawy pominąć. KWP w Katowicach także się do tego ustosunkowuje:
„W odniesieniu do zarzutów o próbę manipulacji filmem ze stacji paliw informujemy, że zaprezentowany w komunikacie z dnia 8 listopada br. fragment nagrania z monitoringu przedstawiał kluczowy dla przekazu moment zachowania kierowcy w kontekście zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Został on wybrany, ponieważ ilustrował istotę komunikatu (z dnia 08.11. br.) i nie był modyfikowany. Jego celem było podkreślenie, że każda niedyspozycja, także ta wynikająca ze złego stanu zdrowia, może stwarzać realne ryzyko dla kierowcy i innych uczestników ruchu, a reakcja świadków jest w takich przypadkach niezwykle ważna. Podkreślamy, że nasz komunikat z dnia 8 listopada br. nie dotyczył i nie oceniał sposobu odebrania kluczyków ani samego przebiegu interwencji na stacji paliw. Jeszcze raz zaznaczamy, że kwestia ewentualnych nieprawidłowości zostanie ustalona w toku trwającego postępowania. Na obecnym etapie nikt nie usłyszał zarzutów, a śledztwo oraz czynności wydziału kontroli Policji nadal trwają.”
Wiadomo już, że interweniujący wówczas funkcjonariusze spotkali się później z Mirosławem Kozłowskim celem załagodzenia sprawy. Ten jednak zdecydował się zawiadomić prokuraturę o możliwości popełnienia przez nich przestępstwa w trakcie zajścia mimo prób pojednania. Tymczasem Policja twierdzi, że kontakty te zaowocowały żądaniem od funkcjonariuszy znaczącej kwoty:
„Po zdarzeniu jeden z policjantów, będących wówczas poza służbą, skontaktował się z kierującym, aby zapytać o zdrowie i przeprosić, że w tamtej chwili fujkcjonariusze (pisownia oryginalna – przyp. red.) źle ocenili przyczynę jego złego stanu psychofizycznego. Na prośbę samego mężczyzny, kolejnego dnia wszyscy trzej funkcjonariusze spotkali się z nim ponownie. W trakcie rozmowy zadeklarowali gotowość pokrycia kosztów ewentualnych badań. Jak się później okazało, spotkanie było nagrywane przez kierującego i jego partnerkę bez wiedzy funkcjonariuszy. Następnego dnia partnerka mężczyzny ponownie poprosiła o kontakt z jednym z policjantów i zaproponowała, by policjanci przekazali im kwotę 100 tys. zł tytułem zadośćuczynienia. Funkcjonariusze odmówili i przekazali sprawę przełożonym. Materiały w tej sprawie trafiły do prokuratury.”

Jak widać, sytuacja eskaluje, a obie strony wysuwają wobec siebie coraz poważniejsze oskarżenia. Po lekturze wszystkich dotychczas opublikowanych materiałów zapewne każdy będzie miał swoją opinie wobec całej sprawy. Część zapewne uzna, że Mirosław Kozłowski mógł przyjąć pojednawcze gesty policjantów i nie zawiadamiać o sprawie prokuratury. Ktoś inny pewnie uzna, że powinien złożyć zawiadomienie, by winnych nieadekwatnej reakcji ukarać, a ich pojednawcze gesty określi jako wynikające z obaw poniesienia konsekwencji prawnych. Żądanie 100 tysięcy złotych – gdyby się to potwierdziło – też zapewne podzieli opinię publiczną. Zwłaszcza, że policjanci zapewne nie działali w złej wierze – stan kierowcy mógł bowiem budzić poważne obawy o bezpieczeństwo, także innych uczestników ruchu. Pewnie szkoda, że chwilę wcześniej nie przyszło im do głowy, że kierowca może jednak być chory i nieco bardziej uważać, lecz któż nie popełnia błędów?
Tyle tylko, że błąd błędem, ale trzeba jednak mieć na uwadze fakt, że Policja sama sobie tego piwa jednak nawarzyła – przez pierwszy z wydanych komunikatów, pomijający bardzo istotne fakty z tamtej nocy. Gdyby bowiem udostępniono całość istotnych materiałów, nie zrodziłyby się u odbiorców podejrzenia o próby zatajenia części faktów przez Policję. W takiej sytuacji byłoby jej łatwiej przekonać opinię publiczną do swoich wyjaśnień. Może to jest dobra nauczka na przyszłość.


