„Cholonek” w Korezie. Spektakl, który na nowo opowiedział historię Ślązaków, i to po śląsku

Fragmenty książki Krystiana Węgrzynka „Czy Melpomena mówi już po śląsku?”, w której autor analizuje przełomowe znaczenie wystawienia „Cholonka” w Teatrze Korez w 2004 roku. To właśnie ten spektakl stał się cezurą w śląskim teatrze – początkiem jego scenicznej opowieści tożsamościowej. Obok analizy prezentujemy także fragment rozmowy z Mirosławem Neinertem, dyrektorem i aktorem Korezu, współtwórcą tej teatralnej rewolucji.

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego „Śląsk”.

teatrkorez.pl
Cholonek Teatru Korez

Bez wątpienia najważniejszą cezurą w śląskim teatrze ostatnich stu lat stało się wystawienie Cholonka w Teatrze Korez. Był to, mimo wszystkich opisanych do tej pory prób, projekt odważny. Nie wytworzył się przecież jeszcze kod teatralny, poprzez który artysta trafiłby do lokalnej publiczności, bo śląskość kojarzyła się niemal wyłącznie z serialem, komedią, kabaretem109. W tym kontekście sięgnięcie po groteskowy, sarkastyczny tekst powieści Janoscha zapowiadało się jako kulminacja tego komediowego nurtu. Tymczasem przedstawienie Mirosława Neinerta i Roberta Talarczyka stało się nowym początkiem scenicznej opowieści tożsamościowej w śląskim teatrze. Bohaterami tej sztuki byli Ślązacy, których publiczność potraktowała jako postacie z krwi i kości. Tak jakby Robert Talarczyk i Mirosław Neinert, chcieli pójść drogą Eurypidesa i pokazywać swoich bohaterów, jakimi są.

Czas akcji powieści pokrywa się mniej więcej z pierwszym etapem życia Horsta Eckerta, urodzonego w Zabrzu w 1931 roku, a wysiedlonego stamtąd w 1945 roku, i z okresem panowania nazistów w tej części Górnego Śląska, która po 1922 roku pozostała w Niemczech. Żywiołem Janoschowej narracji – wynikającej i z pogodniejszych wspomnień „kraju lat dziecinnych”, i z traum wywołanych jego utratą – jest specyficzna gawędowość: „W tych z pozoru naiwnych, szpaśnych opowieściach kryje się być może jakaś materia autobio­graficzna, kreująca Górny Śląsk jako «krainę skazu», jednak jest ona stworzona przede wszystkim przez literaturę. Jest «przeczytana» przez Janoscha, i to nie tylko w tematycznym ograniczeniu do górnośląskiego skrawka Ziemi”. Dla Horsta Eckerta wydobycie tej autobiograficznej historii z zablokowanej pamięci było – jak dla wielu Górnoślązaków – bolesnym doświadczeniem, ale koniecznym doświadczeniem terapeutycznym.

Dzieciństwo było najgorszym okresem w moim życiu. Musiałem te swoje przeżycia i cały ten magazyn w głowie zagłuszyć alkoholem, usunąć, by pozo­stałe komórki w głowie przejęły myślenie. Potrzebowałem dużo czasu, aby to zrozumieć. (…) To, co się potem samo zapisało na mojej maszynie do pisania, było książką. Myślę, że jakiś duch albo Bóg pisał moje książki za mnie.

W scenicznej adaptacji nie zrezygnowano z sowizdrzalskich opowieści, ale osadzono je w lirycznych ramach – kpiarski ton nie odbierał opisywanemu światu tragizmu. Te trafnie wyważone estetyczne proporcje, brawurowa gra aktorska, a przede wszystkim pokazanie pełnej historii Ślązaków w XX wieku legły u podstaw niesłychanej popularności tej inscenizacji granej nieprzerwanie od 2004 roku. Zachwycała się Inga Niedzielska:

„Cholonek” jest zbudowany prostymi, a jednocześnie wzruszającymi środkami, bo składają się na niego ocalone z zapomnienia i jednocześnie pielęgnowane w pamięci „składniki” Śląska. Mamy więc gwarę, którą aktorzy posługują się biegle, charakterystycznie akcentując „Jezuuuu”, czy wyrazy niedowierzania i podziwu. […] Nawet scenografia ze stołem, krzesłami, kredensem, który odwracany, obracany, rozsuwany, spełnia wszelkie funkcje, służą utrzymaniu wrażenia prostoty i czytelności świata, który odszedł.

Treść sztuki – losy śląskiej rodziny na tle ważnych społeczno-politycznych przemian, charakterystyczna scenografia przywodząca na myśl wyposażenie familokowej izby, swojskie przyśpiewki, tragikomiczna konwencja opowiadania i oczywiście wypowiadane po śląsku kwestie – stały się kamieniem węgielnym, na którym budowano późniejsze realizacje.

Przedstawienie Talarczyka, choć wywodzi się z prozy Janoscha, szuka nowych językowych trajektorii. Pokażmy to na jednym tylko przykładzie. W spektaklu wybrzmiewa, nieomal refrenicznie: Jo sie to wszystko wyforsztelowoł. W powieści nie pojawia się jednak to zdanie, które znają teatralni widzowie. Nie zostało ono także użyte w tekście adaptacji – a powstało w czasie prób do spektaklu i stało się jego swoistym leitmotivem, życiowym mottem Cholonka. Wynika ono jednak z ducha tekstu Horsta Eckerta, gdzie podobne zdanie brzmi jednak bardziej złowieszczo: „Ich hab schon so schlau kalkuliert (…)”. To przełomowe przedstawienie nie jest bynajmniej bezkrytyczną pochwałą śląskiej tożsamości – nie tylko bawi i wzrusza, ale i bywa bardzo dotkliwe. Odbiorca tego przekazu zanurzył się jednak w żywiole komediowym i w aurze „prostoty i czytelności świata, który odszedł”. Czyżby obie strony – wykonawcy i publiczność – nie były w dalszym ciągu gotowe na wysłuchanie tej trudnej śląskiej spowiedzi, jaką Janosch w Cholonku zawarł? Gdyby tak było, to serię następujących po tej pre­mierze spektakli należałoby uznać za przejawy przymusu, czy wręcz natręctwa powtarzania tych samych wypieranych motywów: współpracy z hitlerowcami, wzbogacania się kosztem eksterminowanych Żydów, ambiwalentnej postawy wobec Sowietów czy szerzej: pijaństwa, bigoterii, soroństwa…

O, Jezu! Ja też bym chciał Cholonka!

Rozmowa z Mirosławem Neinertem, dyrektorem Teatru Korez

Przecież przed pre­mierą Cholonka (2004) Korez był teatrem Schaefferowskim i nagle pojawia się Janosch. To jednak był inny teatralny klimat…
Jak Schaeffer, Mrożek i Ionesco, to potem i Cholonek Janoscha. Zdecydowanie groteskowy.132

No tak… Do tej klasyki śląska porcja groteski…
Jednak jakby się zgadzało, prawda? A poza tym ja uważałem, że teatr powinien dla nas być przede wszystkim zabawą. Dopóki mi to sprawia frajdę, to chętnie próbuję różnych gatunków teatralnych. Robiliśmy przecież dwa spektakle śpiewane w teatrze, wystawiliśmy komedię kryminalną, więc to daje taki faj­ny flow. I pewnego razu pomyśleliśmy z Robertem Talarczykiem o Cholonku i powiedzieliśmy: „Tak. Zróbmy to!”.

Właśnie o to chcę zapytać. Bo kiedy się śledzi historię powstawania śląskich spektakli, to się widzi, że Cholonek powstał w okresie, gdy się nie opowiadało naszych historii w teatrze. Wówczas jedynym kontekstem był chyba tylko serial Święta wojna, historia, która wówczas pokazywała Ślązaków w skali ponadregionalnej.
To opowieść wprawdzie trochę tandetna, ale nie odbierajmy jej tego, co wte­dy wnosiła, bo przecież nie można jej potępić zupełnie – ludzie różne mają upodobania.

Ale przygotowywaliście Cholonka tak, by był odpowiedzią na losy Bercika?
Nie… Może trochę, gdzieś na trzecim planie.

Bo tak mówili Grażyna Bułka i Robert Talarczyk.
Oczywiście, bo nas irytowało, że ta opowieść jest taka krupniokowa. Ale to się wzięło i z egoizmu. Zapytaliśmy się z Robertem, co chcielibyśmy teraz na scenie pokazać. On mówi: „Ja bym chciał Cholonka”, a ja mu na to „O, Jezu! Ja też bym chciał Cholonka”. To była dla nas zaczytana książka. Umierałem ze śmiechu, ile razy to czytałem… No i powiedzieliśmy sobie, że to robimy. Ale w teatrze – tak jak w innej dziedzinie – najpierw mówi się, że robimy, a potem odkłada się to w jakieś bliżej nieokreślone miejsce. I nagle się dowiedzieliśmy, że mają to robić w Teatrze Śląskim. W dodatku adaptację miał robić sam Henryk Waniek. Od razu wzięliśmy się ostro do roboty, zrobiliśmy casting, próbę, powiadomiliśmy prasę… Nie wiadomo, jakby to u nich wyszło, ale dla nas był to przyspieszacz zdecydowany. Myśmy wykonali te ruchy przed wakacjami, bo premiera była w październiku. A jesz­cze ze Scenariuszem Schaeffera wyjechaliśmy do Stanów i tam siedzieliśmy chyba ze trzy tygodnie… I zaraz po powrocie robiliśmy próby, codziennie; bardzo sprawnie to szło. Choć ciągle dręczyła nas myśl, że Ślązacy są tutaj odrażający, brudni i źli. I na początku były takie głosy: Nie, Ślonzoki takie nie są. Tukej wszyjscy majom czyste łokna. Zawsze wszystko jest wypucowane. A kożdy dzień czytajom…

…poezja Eichendorffa!
(śmiech) I koniecznie przy kachloku! Ale jak Kutz to zobaczył i zapiał z za­chwytu, to już poszło na całego. I wtedy wszyscy chcieli, żeby to u nich grać – jeździliśmy z tym po całym Śląsku. Taki był ten początek.

Początek, ale nie koniec! Godne podziwu jest to, że w repertuarze prywat­nego Teatru Korez znajdują się w tej chwili aż trzy śląskie spektakle. Oprócz Cholonka, Mianujom mie Hanka i Weltmajstry. A przecież nie zdominowały one całej oferty teatru.
Masz rację. Gramy po śląsku, ale nie chcemy też stać się jakimś zakątkiem muzealnym, gdzie się gra tylko śląskie sztuki i wspomina, jak to pierwyj było. Zresztą Weltmajstry są odpowiedzią na to, że się nie zamykamy w takim get­cie śląskim. My jesteśmy teatrem, który sam się utrzymuje, bo nie dostajemy żadnych pieniędzy. Musimy zarabiać, więc gramy rzeczy komediowe. Staramy się, żeby to nie było tylko farsowe, ale żeby i w tym było jakieś przesłanie. A ponieważ aktorzy są świetni, więc jakoś się nam to udaje.

Udaje się też znaleźć dobry tekst.
Tak. Już ci kiedyś mówiłem, że ja tej Hanki szukałem bardzo długo. Bo jak byśmy zrobili bez Cholonka, coś, co jest poniżej poziomu Cholonka, to pewnie i tak zebralibyśmy pochwały. Ale sami sobie ustawiliśmy poprzeczkę…

Na 2,38?
Na 2,38. I potem zastanawialiśmy się, jak to przeskoczyć. Hanka pozwoliła się odpowiednio wybić i to przeskoczyć.

Czy Melpomena godo po śląsku? Premiera książki Krystiana Węgrzynka w Teatrze Śląskim

Może Cię zainteresować:

Melpomena godo po śląsku! Premiera książki Krystiana Węgrzynka o śląskim teatrze, czyli od „Cholonka” do „Hamleta”

Autor: Tomasz Borówka

08/10/2025

Cholonek

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Postawmy w Katowicach pomnik Cholonka. Symbol śląskiego humoru i zagubienia

Autor: Zbigniew Rokita

03/02/2023

Grazyna bulka Hanka

Może Cię zainteresować:

Grażyna Bułka w "Mianujom mie Hanka". Ślązaczka z igłą. Kobieca perspektywa historii Śląska

Autor: Henryka Wach-Malicka

24/01/2025

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama