Rozmowa z Andrzejem Chwilukiem
Z
górniczego związkowca na działacza Zielonych. To się
nazywa śląski transfer dekady – gratuluję sławy, a teraz
poważnie: po co to panu było?
Po pierwsze dlatego, że
byłem, jestem i do śmierci zostanę człowiekiem, który stara się
zrozumieć drugą stronę i z tą drugą stroną rozmawiać, choć
wiem, że dzisiejsze związki zawodowe jak ognia boją się rozmów z
ludźmi, którzy mają inne zdanie na jakiś temat. Po drugie, kiedy
my potrzebowaliśmy pomocy, to znaleźliśmy tę pomoc właśnie tam.
A po trzecie, świat idzie do przodu i musimy znaleźć alternatywę,
żeby ludzie nie zapłacili kolejnej daniny za przemiany, które
nas czekają.
A
w czym to wam Zieloni tak bardzo pomogli?
Kiedy
podjęto decyzję o pacyfikacji - bo tak to nazywam, gdyż nie było
ku temu żadnych ekonomicznych czy społecznych podstaw – kopalni
„Makoszowy” w Zabrzu, starałem się rozmawiać z
politykami, ale w tym najtrudniejszym dla nas okresie nie umiałem znaleźć wsparcia z żadnej strony. To był
czas, gdy zwalniano naszych górników, Jastrzębska Spółka
Węglowa z początku w ogóle nie chciała w ogóle rozmawiać o ich
przyjmowaniu, a kobietom bez prawa jazdy, które przepracowały tutaj w administracji po kilkadziesiąt lat, składano propozycję, by
podjęły pracę 30-40 kilometrów stąd. Dzisiaj już nie potrafię sobie
dokładnie przypomnieć, czy to ja szukałem kontaktów i trafiłem na panią poseł Urszulę Zielińską, czy to ona sama wyszła z
inicjatywą. W każdym bądź razie nawiązaliśmy kontakt i pani
poseł bardzo chętnie przyjechała do Zabrza i z nami porozmawiała.
Coś
konkretnego z tych spotkań wynikło?
Szukaliśmy
rozwiązań, później prowadziliśmy rozmowy z ówczesnymi
ministrami gospodarki na temat możliwości zagospodarowania
pracowników, bo o ile górnicy dołowi i pracownicy przeróbki w
dużej części znaleźli zatrudnienie na innych kopalniach, to był
problem z administracją. I tu pomoc pani poseł Zielińskiej była naprawdę ogromna. Udało nam się wprowadzić zmiany do ustawy o
możliwości skorzystania z urlopów górniczych dla pracowników
kopalni. Nie udało się tylko załatwić odpraw jednorazowych dla
administracji. I przez co najmniej trzy lata, kiedy się z tym
borykaliśmy, pani poseł była tutaj na każde nasze wezwanie. Mało
tego, we współpracy z panią poseł poproszono mnie o uczestnictwo
w różnych konwentach Zielonych. A ponieważ jestem otwarty na nowe doświadczenia, to chętnie przyjmowałem te
zaproszenia.
Górnik
jeździł na konwenty Zielonych?
Dokładnie
tak. I okazało się, przynajmniej taka jest moja subiektywna ocena,
że to właśnie partia Zielonych ma najbardziej przyjazny program
rozwiązania problemów w górnictwie.
Pan
tak serio?
Serio. W swoim życiu zawodowym, związkowym,
publicznym miałem do czynienia z różnymi opcjami politycznymi. I muszę stwierdzić, że tak naprawdę żadna nigdy nie miała pomysłu na górnictwo. Wszystko zawsze
odbywało się na zasadzie „z dziś na jutro, z jutra na pojutrze”.
Jak wygrywali nowi, to wprowadzali swoje zmiany, nie było żadnej
ciągłości. PiS zlikwidował 9 kopalni, a i tak dziś na samą
produkcję w górnictwie potrzeba dołożyć 8 miliardów zł albo i więcej. Z Koalicją
15 października próbowałem rozmawiać, ale oni w kampanii
wyborczej bardzo delikatnie ten tematu podejmowali i większych
deklaracji z ich strony nie było, a po wygranych wyborach zupełnie
ucichli i chyba czekają, co się będzie działo. W
międzyczasie pani poseł Zielińska została wiceministrem klimatu i
środowiska, co spowodowało, że poproszono mnie o uwagi do projektu
Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu, czyli dokumentu, który będzie
za chwilę procedowany.
Już
wiadomo, że zakłada on znaczące
ograniczenie ilości potrzebnego nam
węgla kamiennego, czyli w praktyce wcześniejszą
likwidację kopalń niż to przewiduje
umowa społeczna dla górnictwa.
Tu się nie zgodzę,
bo nie jest do końca tak. Rządzący podjęli decyzję o uszanowaniu
umowy społecznej, w tej chwili prowadzone są rozmowy i mam prawo
wierzyć, że jeżeli rząd zadeklarował te 8 miliardów zł,
to znaczy się, że się dogadali z Komisją Europejską o pomocy
publicznej i możliwości dosypania tych pieniędzy. A zatem umowa
społeczna, z którą się nie zgadzam...
A dlaczego
się pan nie zgadza?
Bo ona oszukuje ludzi. Jeżeli ktoś
jeszcze wierzy, że kopalnie w Polsce będą funkcjonowały do
2049 roku, to życzę mu wszystkiego dobrego. Moim zdaniem
polskie górnictwo będzie funkcjonowało jeszcze 5-7 lat. Potem albo
będzie to bardzo szczątkowy sektor albo będziemy mieli do czynienia
z sytuacją taką, jak na kopalni Makoszowy, czyli chaotyczną likwidacją, bez żadnych planów, co będzie ze szkodą
dla pracowników i dla regionu.
Skąd
takie przekonanie?
Po
prostu udział produkcji energii z węgla w ciągu 5-6,
góra
8
lat spadnie
do 40-38 proc. całego miksu i to samoczynnie, bez względu na to, co będą robić politycy. I
teraz nasuwa
się pytanie: to co ze Śląskiem, co z kopalniami, co z górnikami?
Bo
dziś
tak naprawdę nikt nie ma dla
tych ludzi propozycji.
Innymi
słowy, rząd
deklaruje, że umowa społeczna obowiązuje, ale pan
nie widzi sensu w tym, żeby toczyć walkę o dociągnięcie
górnictwa do lat 40., bo pana
zdaniem energetyka
węglowa i
tak nie
przetrwa
w zderzeniu z odnawialnymi źródłami energii?
Tak.
Z drugiej strony jednak, żeby walczyć o zachowanie jakiejś części
górnictwa, to trzeba do tego podejść racjonalnie. Trzeba wyznaczyć
złoża, które są dobrej jakości i
wyznaczyć
kopalnie, które są w stanie produkować węgiel bez dopłat,
za przyzwoite pieniądze. Jeżeli dziś nie wyznaczymy poziomów
wydobycia, które
musi być zagwarantowane,
to
skończy się tym, że chaotycznie
zniszczymy wszystkie kopalnie. Proszę
mi pokazać choćby jedną kopalnię, która na
dzisiaj jest
zbilansowana i może
powiedzieć: mamy takie złoża, takie
możliwości
wydobycia, możemy wydobywać tyle i tyle węgla, możemy to robić
jeszcze przez na tyle i tyle lat. Nic.
A
jest u
Zielonych
pomysł
na taki podział?
Mam
wrażenie, że tam dominuje
hasło
dekarbonizacji bez
miejsca na
jakieś
niuanse.
I
to
jest błąd. Ja sam
jestem
za słaby, żeby do projektu Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu wprowadzić
taki bilans. Co wcale nie znaczy, że z panią minister o tym nie
rozmawiamy i że nie jest to
brane
pod uwagę. Tylko czy to
jest moja rola? Nie. To
dzisiaj
jest
rola
związków zawodowych i menadżerów górnictwa, choć
po prawdzie w górnictwie już nie ma menadżerów, są tylko
urzędnicy wykonujący polecenia polityczne.
Z
drugiej strony,
kiedy na
prekonsultacjach tego
projektu słyszę
działaczy związkowych powtarzających
nadal slogany,
które ja sam
wygłaszałem
20 lat temu w obronie górnictwa, to widzę,
że tam się nic nie zmieniło. A dziś nie
da się w ten sposób już
dyskutować.
A
legitymację Związku Zawodowego
Górników jeszcze dalej w
kieszeni pan ma?
Nie, nie. Nasza organizacja została wyrzucona
z ZZG. Właśnie za otwartość i za próby rozmawiania. To, że
przystąpiłem do Zielonych, to trochę zasługa obecnych związków
zawodowych. Z przerażeniem patrzę na ludzi, dla których wszyscy
Zieloni to zło. Ja, kiedy jeszcze kierowałem Radą Krajową Związku
Zawodowego Górników, a było to już dwadzieścia parę lat temu,
zapraszałem do rozmów NGO-sy, rozmawiałem z ludźmi z
Greenpeace-u, z WWF-u, z Zielonej Sieci, z Zielonych. Starałem się
prowadzić dialog, mając z tyłu głowy, że jeżeli nie będzie
mnie przy stole, to nie będę miał nic do powiedzenia. Na tych
rozmowach z początku były zgrzyty, ścięcia, okopywanie się w
swoich racjach, ale po którymś z kolei spotkaniu okazywało się,
że więcej nas łączy niż dzieli.
Rozumiem
argument, że nieobecni w rozmowach nie mają racji. Tylko
czy żeby te racje wyartykułować,
trzeba mieć w ręku legitymację Zielonych? Wśród górników mają oni opinię
tych najgłośniej żądających
dekarbonizacji.
Ja nie twierdzę, że to była
łatwa decyzja. Zrobiłem to z rozdartym sercem, bo nie jest tak, że
teraz stałem się „zielony” i wszystko, co „czarne” jest "be".
Po prostu chcę wykorzystać szansę na to, żeby znaleźć się w
środowiskach, które będą decydowały o przyszłości polskiego
górnictwa. I chcę, żeby w tym środowisku głos górnika był
słyszany, a nie tylko protesty pod ministerstwem, na
których jest tysiąc ludzi. Bez jaj. Ja robiłem manifestacje na 40
tysięcy ludzi, a nie na tysiąc. Nikt mi nie może zarzucić, że
nie broniłem górnictwa. Stałem na
czele protestów, które broniły górnictwa, ustawę emerytalną
broniłem. Dziś jednak chcę inaczej bronić górników, rodzin
górniczych i regionu. Dlatego dla mnie pogodzenie zielonej i czarnej
flagi jest możliwe.
Chce pan bronić górników, ale już niekoniecznie chyba górnictwa
jako przemysłu wydobywczego?
Trzeba patrzeć
na to, co się dzieje na świecie. Dziś mamy fotowoltaikę,
wiatraki, i wiele elementów, z których korzystamy, a których
jeszcze niedawno nie było. I nikt nie przekona ludzi, by od tego
odeszli. A skoro energetyka odnawialna będzie miała coraz większy
udział w miksie energetycznym, to kto od nas kupi ten węgiel, który
będziemy wydobywać? I kto wtedy będzie pytał górnika, co
zrobić? Dopóki dokładnie nie przeczytam tych 600 stron Krajowego
Planu na rzecz Energii i Klimatu, to nie będę w stanie autorytatywnie
odpowiedzieć, czy jest on do zaakceptowania przez nasz region, czy
też nie. Zbudowałem zaufanie w Zielonych, oni wiedzą, że możemy
rozmawiać nawet na bardzo trudne tematy, ale wiedzą też, że
nie są w stanie mi czegoś narzucić i powiedzieć: robimy kolejne
„Makoszowy”, zamykamy kolejną kopalnię bez przygotowania, bo ja
się na to w życiu nie zgodzę. I będąc w Zielonych będę miał
wpływ na to, jak oni do tego podchodzą. Podkreślam, nie
mówię w tej chwili o żadnej likwidacji, ale o przygotowaniu
środowisk górniczych i regionu do transformacji.
Złośliwi by powiedzieli,
że w górnictwie nie ma transformacji bez likwidacji...
A ja zapraszam tych, którzy dzisiaj krzyczą,
że będziemy fedrować do końca świata i jeden dzień dłużej, do
Walii. Niech zobaczą, jak wygląda ten region po 30 latach od reform
Margaret Thatcher. To nie jest kwestia tego, że za rok, czy za dwa
lata będzie problem. Te problemy będą też za 5, 10, czy 15 lat
jeżeli dalej będziemy tracić czas. Już zresztą straciliśmy te lata,
kiedy trzeba było górników przygotowywać do zmiany. Od 1989
r. żadna partia polityczna nie miała konkretnego programu dla
górnictwa. Robiły to Niemcy, robili to Bułgarzy, tylko my nie
umieliśmy. Dlaczego? Bo mówi się górnikowi, że będzie fedrował dalej.
Jeżeli dzisiaj tak zwani związkowcy wierzą w to, że górnicy nie
widzą dla siebie innej przyszłości jak tylko na kopalni, to się
grubo mylą. Ludzie pracujący w górnictwie zastanawiają się jaka przyszłość ich czeka w zależności od tego, ile lat
stażu mają. Młodzi myślą tak: wziąłbym odprawę i jakoś sobie
w życiu poradzę. Pracownicy ze średnim stażem kalkulują:
dopracuję do emerytury, czy nie? A jeżeli są to górnicy, którzy
mają przed sobą perspektywę dwóch, trzech, czy pięciu lat, to
mają już głęboko w nosie, czy górnictwo będzie funkcjonować,
czy nie będzie. Trzeba więc realnie określić dla jakiej grupy
ludzi trzeba przygotować alternatywę, mając na uwadze to, że nie
da się przekwalifikować górnika w ciągu pół roku czy roku.
A
Zieloni mają taki całościowy program?
W
tej chwili jest w konsultacjach i dopiero będzie opublikowany.
Ale
to jest program dla energii i klimatu, a nie dla ludzi.
Właśnie,
że nie. Po raz pierwszy miałem okazję dyskutować na temat
programu, który obejmuje całość. To nie jest wyrywkowy program
dla górnictwa, energetyki, sieci, ale całościowy program, łącznie
z środkami finansowymi, które mają być na to przeznaczone, bo bez
pieniędzy tego nie zrobimy. To naprawdę możliwe. Dobrze znam
system niemiecki. Kiedyś specjalnie jeździłem do Niemiec, żeby
dowiedzieć się, jak u nich ta restrukturyzacja przebiega, bo
zdziwiło mnie, że w Niemczech odeszli od węgla, ale nie było
ludzi, którzy protestowali. A z drugiej strony dzisiaj wciąż mogą
wrócić do węgla, bo zagwarantowali sobie dostęp do złóż.
Tymczasem my z jednej strony mówimy o obronie górnictwa, a z
drugiej zasypujemy szyby i likwidujemy sobie możliwość powrotu do
złóż. Konia z rzędem temu, kto mi powie, co będzie za 5, 10,
15 lat. Co moje wnuki zrobią w sytuacji, kiedy będzie potrzebny
ten węgiel? Co będzie, jeżeli za jakiś czas ktoś wymyśli
zgazowanie tego węgla, a my nie będziemy mieli możliwości
dotarcia do złóż, bo w międzyczasie posprzedajemy te wszystkie
tereny prywatnym inwestorom?
We
wszystko mogę uwierzyć, ale w to, że
pan przekona koleżanki i kolegów z Zielonych do tego, że
mamy zachować dostęp do złóż węgla, bo może kiedyś jeszcze się on przyda, nie uwierzę.
Ale ja już w
zeszły piątek zgłosiłem do tego projektu wniosek o zachowanie
dostępu do złóż. To nie są moje wymysły. To są przykłady ze
świata. W Anglii wszystko zostało pozasypywane i dzisiaj Anglia
importuje węgiel. Z kolei kopalnie niemieckie zostały zalane i
wciąż można po węgiel z nich sięgnąć. No to tam można, a u
nas nie można?
Tylko
nie wiem, czy akurat Zieloni to najlepszy partner do takiego
zarządzenia górnictwem, które zakłada ewentualny powrót
do węgla w przyszłości.
No dobrze, to z
kim dzisiaj rozmawiać? To oni dzisiaj narzucają merytorykę
dyskusji. Platforma robi pół kroku do tyłu, PiS chce fedrować do
końca świata i o jeden dzień dłużej, Lewica - nie wiadomo. Poza tym nie
należy wkładać wszystkich do jednego worka - Greenpeace'u, WWF'u,
Partii Zielonych, Zielonej Sieci – bo wbrew pozorom w niektórych
sytuacjach się bardzo diametralnie różnią jeżeli chodzi o
kwestie pieniędzy na restrukturyzację i przekształcenia. Są
organizacje, które mówią: zamknąć, likwidować, niech sobie
radzą, co nas to obchodzi. A w partii Zielonych ujęło mnie to, że
człowiek jest na pierwszym miejscu i że restrukturyzacja nie może
być przeciw człowiekowi, ale mu służyć.
I
teraz to wszystko będzie pan tłumaczył
górnikom?
Bardzo chętnie, tylko problem polega na tym, że
ani tak zwani menadżerowie, ani tak zwane związki zawodowe nie chcą
dopuścić do takiej dyskusji.
Pytanie,
czy sami górnicy będą
chcieli tego słuchać.
Dlatego jeszcze raz powtarzam: będę
zapraszał. Jestem otwarty na dyskusje, na rozmowy, na argumenty, na
szukanie rozwiązań. Nikt nie może mi
zarzucić, że nie bronię i nie broniłem górnictwa. Robiłem to
przez wiele lat i będę robić to dzisiaj. Ale dla mnie górnictwo
to jest górnik, region i rodzina. Kiedy likwidowano moją kopalnię
i zwróciłem się o pomoc do górników z innych kopalń, to wie pan
ilu przyjechało? Po dwóch, trzech, po pięciu. Więc niech mi nikt
teraz nie opowiada, że dzisiaj naraz staniemy jak Rejtan, będziemy
koszulę rozdzierać i jak niepodległości bronić kopalni. Nie.
Będą ich bronić elity. Dla swoich interesów, a nie ludzi. Dzisiaj
mamy do czynienia z kopalniami, które są coraz głębsze,
niebezpieczne w pracy, wydobywany w nich węgiel to „hasie”, ale
elity uznały, że te kopalnie muszą zostać. Ja nie muszę nawet
wymieniać tych kopalń. Górnicy sami wiedzą, które już dawno powinny zostać zamknięte.
Jakie są
reakcje wśród znajomych górników na ten pański
krok? Ktoś przestał odpowiadać na „dzień
dobry”?
Zdarzają się różne sytuacje. Nawet dzisiaj
miałem taką dość trudną rozmowę, ale wychodząc z pokoju
rozmówca zatrzymał się, zastanowił i stwierdził „wiesz co, ja z tobą to nigdy nie umiałem do porządku pogadać”.
Wniosek więc z tego, że już coś się zasiało.
Ma
pan świadomość, że może być tak, iż górnicy „nie kupią”
tej opowieści i powiedzą „Chwiluk nas
wystawił”, a Zieloni powiedzą „ten Chwiluk to
jednak nie jest taki prawdziwie zielony,
bo w nim za dużo górnika siedzi”.
Wiem. Odczuwam to
u niektórych działaczy, którzy widzą, że Chwiluk nie angażuje
się jak np. gdzieś tam wycinają drzewa. Bo powiem szczerze, ja
tego nie czuję. Mnie interesuje górnictwo. Tak samo jak nie wszyscy
górnicy lubią Zielonych, tak samo w środowisku Zielonych nie
wszyscy lubią górników. Rzecz w tym, żeby umieć zdobyć taki
autorytet, który pozwoli przełamać te bariery. Dziś nikt mnie nie
nosi na rękach - ani górnicy, ani Zieloni. Podejmując tego typu
działania miałem jednak świadomość, że będę zarówno z
jednej, jak i z drugiej strony krytykowany.
Może Cię zainteresować: