Cukiernię „Bajaderka”, w wąskiej bramie przy ulicy Modrzejowskiej 8 w centrum Sosnowca, otworzyła osiem lat temu pani Renata Szopa. Lokal jest maleńki, toteż nie zawsze chętni znajdą miejsce, by usiąść przy stoliku i napić się herbaty lub kawy do zakupionego ciastka. Jednak klientów jest dużo. To głównie stali bywalcy, którzy skosztowali kiedyś któregoś z tamtejszych rodzajów drożdżówek i przychodzą po nie nawet codziennie. Choć są też tacy, którzy wpadają na ciastko lub zamówić okolicznościowy tort.

„Przepis na ciasto drożdżowe jest autorski. Powstawał lata wcześniej, zanim otworzyłam ‘Bajaderkę’, kiedy po prostu piekłam dla rodziny i znajomych. Okazało się, że jest bardzo uniwersalny. Robię z niego wszystkie drożdżówki, w tym jagodzianki, a także pączki. Niedawno powstała wersja ‘wytrawna’, czyli sama bułeczka, bez nadzienia, nadająca się także na kanapki. Nasi klienci bardzo chwalą, co daje mi dużo satysfakcji.” — mówi pani Renata.
Ciasto faktycznie wygląda na autorskie, ponieważ jest barwy nieco bardziej żółtej, niż gdziekolwiek indziej. Drożdżówki są też bardziej chrupiące, niż zazwyczaj można kupić w cukierniach i sklepach, a co szczególnie istotne dla piszącego te słowa – praktycznie nie jest wyczuwalny od nich zapach tłuszczu. No i nadzienia jest uczciwa ilość.

Jagodzianki dobre cały rok, ale w sezonie na jagody – najlepsze
„W sezonie na jagody jagodzianki są najlepsze, bo ze świeżych owoców. Ale pieczemy je cały rok, dzięki mrożeniu owoców – klientom także smakują. Kieruję się zasadą, żeby gotowy produkt był taki, jaki sama chciałabym dostać. Dlatego składniki są świeże i dokładnie te, które były w moim przepisie od początku, a nie pojawiły się tam jako tańszy zamiennik czegoś. Jeśli na przykład w porcji sernika ma być 10 jaj, to będzie tam dokładnie 10 jaj – i to świeżych.
Robię też inne ciasta, które można u nas zjeść w porcjach, ale też przyjmuję zamówienia na ciasta na wynos. Ostatnio muszę sobie sama radzić z ozdabianiem, choć według mnie córce wychodziły ładniejsze torty”. – opowiada skromnie właścicielka.

W cukierni można też napić się kawy, z którą wiąże się pewna historia. Otóż lata zanim powstała „Bajaderka”, jej właścicielka była z córką na konkursie skrzypcowym w Wieliczce. Tam zamówiła kawę, która bardzo jej posmakowała. Zanim sama otworzyła cukiernię, wysłała dzieci do Wieliczki, by dowiedziały się, jaka to była za kawa sprzed lat, gdyż pani Renata nie wyobrażała sobie, by serwować inną.
„To bardziej hobby było na początku, niż sposób na utrzymanie się. Prawdę mówiąc – zbyt dużo dochodu z tego nie ma, ale cieszę się, że robię to, co sprawia mi przyjemność i czego owoce dają przyjemność innym. Kiedy dzieci wyrosły i nie wymagały już tyle mojego zaangażowania w sprawy domowe, postanowiłam dotychczasowe hobby zamienić w zawód. Co prawda ukończyłam socjologię, ale pieczenia uczyłam się dużo wcześniej, będąc dziewczynką. Jako sześciolatka stałam za ladą w piekarni dziadka.” – mówi dalej właścicielka „Bajaderki”.

Mama właścicielki pochodzi z Małogoszcza na Kielecczyźnie, gdzie jej rodzice mieli piekarnię. Tam wypatrzył ją za ladą tata pani Renaty, który co prawda urodził się już w Sosnowcu, ale jak duża część Sosnowiczan – ma korzenie w tamtych stronach i je odwiedzał. Młodzi, kiedy zostali parą, osiedlili się w Sosnowcu i tu założyli rodzinę. Żadne z nich nie pracowało w pokrewnej branży zawodowo, ale dziś, jako emeryci – wspierają swą córkę, właścicielkę cukierenki. Przede wszystkim duchowo.
„O cukierni marzyła starsza z moich sióstr i mama otworzyła ‘Bajaderkę’ trochę wychodząc naprzeciw tym marzeniom. Ale wyszło tak, że pracuję w niej akurat ja. Wcześniej i tak zawsze wpadałem na coś pysznego, ponieważ mieszkamy tuż nad lokalem.” — mówi 31-letni syn pani Renaty – Stefan.

Cztery pokolenia licznej rodziny na podwórzu
Na wąskim podwórzu w bramie przy głównej ulicy Sosnowca często przebywa sporo osób i jest bardzo prawdopodobne, że to akurat rodzina cukierniczki.
„Można u nas spotkać cztery pokolenia. Ja z mężem, nasza córka, która całymi dniami piecze oraz jej czwórka dzieci – dwóch synów (34 i 31 lat) oraz dwie córki (30 i 21 lat) z rodzinami. Oni mają już swoje dzieci – tych prawnuków mamy siedem. Na razie!” – mówi spotkana przed lokalem mama właścicielki.
Wpadnijcie do „Bajaderki” na jagodziankę szczególnie teraz, kiedy jeszcze są świeże owoce – przed krótkim, sierpniowym urlopem pani Renaty.
