„Czy jestem Niemcem?” Nowa książka prof. Ryszarda Kaczmarka o migracjach z Polski do Niemiec

W latach 1950-1991 z Polski do Niemiec wyjechało prawie półtora miliona osób. Kim byli? Polakami czy Niemcami? Jaka była ich motywacja do opuszczenia rodzinnych stron? O tym opowiada najnowsza książka prof. Ryszarda Kaczmarka, uznanego historyka z Uniwersytetu Śląskiego, „Czy jestem Niemcem? Przesiedleńcy z Polski do RFN i NRD w latach 1950-1991”, która ukazała się 28 maja 2025 r. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego prezentujemy jej fragment.

Wysiedlency z polski do niemiec 1951

Prof. Ryszard Kaczmarek jako młody mieszkaniec Górnego Śląska obserwował migracje z polskich województw zachodnich, by po latach zająć się tym tematem jako uznany historyk. Praca „Czy jestem Niemcem? Przesiedleńcy z Polski do RFN i NRD w latach 1950-1991” domyka niejako jego wcześniejsze publikacje poświęcone skomplikowanym losom mieszkańców kresów zachodnich Rzeczypospolitej w XX wieku, takich jak „Polacy w Wehrmachcie”, „Polacy w armii kajzera” czy „Powstania śląskie 1919–1920–1921. Nieznana wojna polsko-niemiecka”. Prezentujemy fragment II rozdziału książki zatytułowanego „Rząd polski kieruje się względami humanitarnymi 1950–1959”

Prof. Ryszard Kaczmarek (fot. Uniwersytet Śląski)
Prof. Ryszard Kaczmarek (fot. Uniwersytet Śląski)

„ŁĄCZENIE RODZIN” W LATACH PIĘĆDZIESIĄTYCH XX WIEKU

Polska uznała problem wysiedlenia Niemców za zakończony wraz z przyjęciem ustawy o obywatelstwie w styczniu 1951 roku. Kilka miesięcy później, 22 października, opublikowano dekret, na podstawie którego zaczęto wydawać polskie dowody osobiste i wprowadzono obowiązek ich posiadania przez każdego obywatela powyżej osiemnastego roku życia. Działania te, nazywane później w województwach zachodnich „paszportyzacją”, stały się powodem do niepokoju, szczególnie wśród ludności rodzimej, która potraktowała je jako drugą fazę weryfikacji i rehabilitacji, mającą tym razem na celu wymuszenie złożenia deklaracji narodowościowej. Wprawdzie w dokumencie tożsamości nie było rubryki „narodowość”, ale takie pytanie znalazło się w ankiecie, którą należało wypełnić.

„Paszportyzacja” odbywała się w momencie, kiedy od 1949 roku pojawiła się szansa na wyjazdy pozostałych jeszcze w Polsce Niemców do istniejących już dwóch państw niemieckich. Tymczasowe porozumienie dotyczące indywidualnych zgód na takie wyjazdy do sowieckiej strefy okupacyjnej istniało już na mocy podpisanego porozumienia z 22 marca 1949 roku. Zwalnianie ludzi z na pół niewolniczej pracy w obozach pracy odbywało się w takich przypadkach za wcześniejszym potwierdzeniem zgód na przyjazd, wystawianych przez gminy w NRD (Zuzug genehmigung). Żeby móc wyjechać do stref zachodnich (do Trizonii, potem do RFN), od 1 marca 1949 roku trzeba było uzyskać wizę wjazdową wydawaną przez British Military Permit Office w Warszawie, nawet jeżeli wcześniej władze polskie wyraziły już zgodę. Potem, kiedy wydawanie tych potwierdzeń przejęła ambasada Stanów Zjednoczonych w Warszawie (Allied Military Permit Office), także przy braku stosunków dyplomatycznych między Polską a Niemcami Zachodnimi wydawała ona wizy wjazdowe do RFN, a to pozwolenie na wjazd stało się wtedy powszechnie znane wśród przesiedlanych jako „PO” (od ang. Permit Office). Po 1970 roku było ono szczególnie cenne, ponieważ jego posiada nie pozwalało na wjazd do Niemiec Zachodnich bez konieczności posiadania wizy.

Kilkaset pozwoleń na wyjazdy do NRD i RFN wydanych do 1950 roku, motywowanych łączeniem rodzin, nie rozwiązywało problemu, który nadal dotyczył dziesiątek tysięcy ludzi w Polsce. Sytuację zmieniło dopiero podpisanie 6 lipca 1950 roku przez Polskę i NRD układu zgorzeleckiego o wytyczeniu polsko-niemieckiej granicy państwowej. W układzie nie znajdowały się żadne ustalenia dotyczące repatriacji pozostałych jeszcze w Polsce Niemców, ale w Warszawie doskonale rozumiano, że również ta sprawa wymaga szybkiej regulacji. Jak pisze Stanisław Jankowiak, który szczegółowo badał późniejsze porozumienie między oby dwoma krajami, szef Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie Jakub Prawin dostrzegał taką potrzebę już pod koniec 1949 roku, sugerując Warszawie wyrażenie zgody na wyjazd Niemców z Polski. Dopóki ich przetrzymywanie nie stwarzało trudności w stosunkach międzynarodowych, władze polskie nie były zainteresowane szybkim transferem, chociażby ze względu na chęć jak najdłuższego zatrzymania w Polsce ludzi często o wysokich i unikalnych kwalifikacjach zawodowych, szczególnie w górnictwie i rolnictwie. Uznanie NRD za państwo niemieckie należące do grona sojuszników w bloku państw komunistycznych zmusiło władze polskie do zmiany swojego stanowiska. Rokowania z rządem NRD dawały duże szanse na ostateczne rozwiązanie problemu zgodnie z polskim interesem, ponieważ nowy partner uzależniony od ZSRR nie podejmował decyzji suwerennie i wiedziano, że nie będzie podnosił kwestii wyjazdów ludności autochtonicznej, nawet jeżeli takie były poglądy przywódców wschodnioniemieckich. Nie mógł ponadto odwoływać się ani do rewizji granic, ani do praw uciekinierów i wypędzonych, którzy w NRD oficjalnie nie istnieli. Podobnie jak w Polsce używano wobec nich terminu przesiedleniec (Umsiedler). NRD na początku lat pięćdziesiątych była ważna w polskiej polityce zagranicznej również dlatego, że miała być rodzajem przedmurza przed rewanżyzmem rodzącym się w RFN. Do końca istnienia PRL „rewizjonizm zachodnioniemiecki” zagrażający polskiej granicy zachodniej stanowił kluczowe hasło w propagandzie komunistycznej, które większość społeczeństwa uznawała za wiarygodne. Jak pisze Sebastian Rosenbaum:

[Propaganda rewizjonistyczna] adresowana do narodu doświadczonego traumatycznymi przeżyciami okupacyjnymi, wygrywała resentymenty antyniemieckie, stanowiące poręczny instrument mobilizowania pewnej części społeczeństwa wokół władzy. Służyła więc z jednej strony legitymizacji reżimu, z drugiej — integracji społecznej.

Kiedy rząd NRD wyraził gotowość do przyjęcia Niemców z Polski w zorganizowanych transportach, do 7 tysięcy osób miesięcznie, a nawet umożliwienia części z nich, których rodziny przebywały w RFN, transferu do Niemiec Zachodnich, to ta inicjatywa spotkała się z pozytywną reakcją Warszawy. Umowę dwustronną podpisano 2 stycznia 1950 roku, ogłaszając ją po przygotowaniu wcześniej wspólnej deklaracji obydwu partii komunistycznych: PZPR i SED (Sozialistische Einheitspartei Deutschlands — Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec). Powołana do realizacji tego zadania komisja polsko-wschodnioniemiecka rozpoczęła pracę w Berlinie 21 stycznia 1950 roku. Ze strony niemieckiej oczekiwano zwolnienia wszystkich jeńców niemieckich. Strona polska proponowała objęcie procedurą wysiedlenia także osób nadal legitymujących się obywatelstwem niemieckim i deklarujących już przed rokiem 1939 narodowość niemiecką. Zgadzano się ponadto na rozpoczęcie łączenia rodzin, informując jednocześnie, że w polskich szpitalach przebywa około 5 tysięcy starców i kilkaset osób chorych umysłowo, które również powinny zostać przesiedlone. NRD zgodziła się ich przyjąć w odrębnych transportach kierowanych do szpitala w Wittstock w Brandenburgii.

Obydwie strony zgodziły się też co do tego, że pierwszeństwo wyjazdów będą miały rodziny z NRD, a potem dopiero organizowane będą wyjazdy do RFN. Na końcu miały wyjechać ewentualnie inne osoby, które nie mogły wykazać bliskiego pokrewieństwa, ale uzyskały mimo to zgodę na wyjazd. Przesiedlani mieli prawo do zabrania ze sobą rzeczy osobistych oraz narzędzi, które były niezbędne do wykonywania przez nich pracy zawodowej. NRD chciała wykorzystać całą akcję do zaprezentowania się jako państwo niemieckie dbające o wszystkich Niemców, w odróżnieniu od RFN. Polska mogła z kolei propagandowo pokazać humanitarne podejście do zagadnienia łączenia rozdzielonych na skutek wojny rodzin.

Stanisław Jankowiak opisał szczegółowo dość specyficzny sposób kwalifikacji do wyjazdów w pierwszej połowie lat pięć dziesiątych. Najpierw delegat do spraw repatriacji reprezentujący MZO, na podstawie spisów przekazanych z NRD, układał listy wysyłane do urzędów wojewódzkich, które były zobowiązane do ich weryfikacji. Brano pod uwagę: aktualne obywatelstwo, udokumentowane posiadanie rodziny w Niemczech, przydatność dla funkcjonowania gospodarki w Polsce i opinie urzędów bezpieczeństwa. Po uzyskaniu zgody przekazywano do miejsc przebywania przesiedleńców decyzję i informację o czasie i miejscu zgłoszenia się w punkcie zbornym. Stamtąd transportami kolejowymi organizowanymi przez Państwowy Urząd Repatriacyjny przesiedleńcy docierali do granicy z NRD.

Porozumienie realizowano od lutego 1950 do kwietnia 1951 roku. Do Frankfurtu nad Odrą transporty kolejowe wyjeżdżały z obozów przesiedleńczych w Gdyni (Grabówek), we Wrocławiu i w Głubczycach. Po przekroczeniu granicy (później do wyjazdów do RFN wykorzystywano też przejście we Forst) część wyjeżdżająca do RFN była przekierowywana do strefy brytyjskiej i przechodziła przez obóz przejściowy w Heiligenstadt. Ci, którzy wybrali NRD, nie zawsze zostawali na stałe w Niemczech Wschodnich. Prawie połowa z nich przedostała się później do RFN.

Cała akcja nie została ogłoszona w Polsce oficjalnie. Listy osób do wyjazdów przygotowywały tylko urzędy administracji państwowej. Nie było możliwości zgłaszania indywidualnych wniosków wyjazdowych. Nie brano pod uwagę możliwości wyjazdu autochtonów.

W 1950 roku w 79 transportach zorganizowanych od lutego do grudnia wyjechało z Polski 61 tys. osób, z tego do NRD 47 700, a do RFN 13 300. Według danych z kwietnia 1951 roku łącznie w 97 transportach wyjechało 75 900 osób.

Ponieważ transporty zorganizowane w latach 1950–1951 oczywiście nie rozwiązały problemu, po dodatkowych rozmowach przeprowadzonych na początku 1952 roku w Warszawie z delegacją rządową NRD Polska zgodziła się na kontynuację akcji, nadal uzasadniając to względami humanitarnymi. Dalsze wyjazdy miały być jednak już ograniczone i dotyczyć wyłącznie rozdzielonych rodzin. Brano pod uwagę pokrewieństwo w pierwszym stopniu (rozdzieleni współmałżonkowie lub rodzice i dzieci), ale w wypadku, gdyby chodziło już o obywateli polskich po weryfikacji i rehabilitacji, takie zgody mogły być tylko indywidualne. Wyjazd był w takich przypadkach organizowany za pośrednictwem Biura Podróży „Orbis”. Wyjeżdżający otrzymywali bezpłatny bilet kolejowy do Szczecina i tam w punkcie przyjęcia odbierali dokumenty wyjazdowe. Do NRD przyjeżdżali w specjalnych wagonach doczepianych do kursowego pociągu Szczecin–Rzepin–Frankfurt nad Odrą–Berlin. Pierwsze transporty na podstawie tych nowych ustaleń rozpoczęły się 12 lutego 1952 roku. Akcja prowadzona była do końca 1954 roku. Ogółem było to 41 transportów, w których wyjechało 10 425 osób. Według polskich danych należały one do trzech grup: Niemców (4799), autochtonów (4855) i byłych volksdeutschów (771). Tryb wyjazdów pojedynczych wszczynano tym razem po złożeniu indywidualnego wniosku o przesiedlenie w prezydium wojewódzkiej rady narodowej. Po akceptacji przez organy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego uzyskiwano zezwolenie na wyjazd. Do połowy 1952 roku spłynęło około 25 tysięcy takich wniosków.

Liczba wyjazdów do RFN w porównaniu z latami 1950–1951 była znacznie niższa. W 1952 roku Polskę opuściły już tylko 194 osoby, a w 1953 roku — 147 osób. Dopiero kiedy doszło do rozmów czerwonokrzyskich, rząd polski zgodził się na ponowne zwiększenie wyjazdów indywidualnych do Niemiec Zachodnich: w 1954 roku — 662, a w 1955 roku — 86016. Stosunkowo niewielka liczba wyjazdów w latach pięćdziesiątych dla władz polskich miała być pretekstem do ogłoszenia zakończenia wysiedleń i repolonizacji Ziem Odzyskanych. Stanisław Jankowiak słusznie zauważył tę chybioną prognozę władz polskich, które informowały, że dodatkowe wyjazdy po 1952 roku: „rozwiąza[ły] problem przesiedlenia ludności niemieckiej z Polski, [chociaż] już najbliższe lata miały pokazać, że ocena ta była przedwczesna”.

Uznanie przez Polskę racji humanitarnych i zgoda na łączenie rodzin przyniosły nie rozwiązanie, lecz zaostrzenie problemu, ponieważ ludzi rozdzielonych granicą było znacznie więcej, także tych należących do ludności autochtonicznej, która nie została wzięta pod uwagę przy porozumieniu z NRD. Władze polskie nie chciały uznać ich za Niemców, jeżeli przeszli weryfikację. W ekspertyzach partyjnych podejmowanie kwestii ludności rodzimej interpretowano jako próbę osłabienia międzynarodowego ruchu komunistycznego i jednej z jego kardynalnych zasad - czyli internacjonalizmu. Z tego punktu widzenia łączenie rodzin obejmujące obywateli NRD było w pełni akceptowalne, ale wyjazd do RFN, posługując się językiem tamtej epoki, sprzyjał by „rozszczepieni[u] międzynarodowego obozu socjalistycznego, wbici[u] klina w zwartość tego obozu”.

Zmiana w stanowisku Polski nastąpiła dopiero po śmierci Józefa Stalina i ustaleniu się nowej władzy w Moskwie. Brak stosunków dyplomatycznych PRL z RFN spowodował, że porozumienie uzyskano za pośrednictwem Czerwonego Krzyża. Już w 1952 roku na XVIII Międzynarodowej Konferencji Czerwonego Krzyża w Toronto obydwa państwa podpisały i później ratyfikowały Rezolucję nr 30 przyjętą na tym spotkaniu, określającą zasady humanitarne, którymi sygnatariusze porozumienia mieli się kierować, żeby umożliwić powrót do ojczyzny osobom zatrzymanym po drugiej wojnie światowej. Zalecała ona:

organizacjom narodowym […] ze względu na skutki drugiej woj ny światowej i jej późniejsze następstwa powodujące, iż duża ilość osób dorosłych i dzieci jest jeszcze wstrzymywana od powrotu do swojej ojczyzny: by jako naturalni łącznicy do swoich rządów w rokowaniach uwzględnili ułatwienie uwolnienia tych osób w rozmiarach największych, ustalali dane o losie takich osób i ułatwiali udzielanie im pomocy materialnej.

Do momentu rozpoczęcia odwilży w ZSRR nie było możliwości wdrożenia tych zasad, mimo podejmowanych z Bonn sondaży w tej sprawie. Rezolucja była wyłącznie apelem o przestrzeganie zasad humanitarnych, jej realizację pozostawiano suwerennym decyzjom rządów. Kiedy w czasie sesji Ligi Czerwonego Krzyża w Oslo w 1954 roku NCK przekazał w tej sprawie memoriał, w którym przypominano raz jeszcze ustalenia z Toronto, Międzynarodowy Czerwony Krzyż wyraził gotowość pośredniczenia w rozmowach z Polską. NCK powtórzył swoją propozycję rozmów na konferencji w Genewie w listopadzie 1954 roku i jednocześnie za pośrednictwem delegacji handlowej RFN, przebywającej 21–22 lutego 1955 roku w Warszawie, przekazano PCK memorandum NCK dotyczące łączenia rodzin. Już wtedy w Bonn zdawano sobie sprawę, że zmienia się nastawienie Warszawy do rozmów. Świadczył o tym gest dobrej woli, jaki wykonał rząd polski. Wykorzystując metodę zastosowaną przy transportach do NRD, w grudniu 1954 roku zgodzono się na wyjazd niewielkiej liczby Niemców ze Szczecina do RFN, a potem w ograniczonym zakresie akcję kontynuowano w 1955 roku, co pozwoliło wyjechać kolejnym kilkuset osobom.

Kiedy kanclerz Konrad Adenauer uzyskał we wrześniu 1955 roku zgodę na powrót z obozów jenieckich w ZSRR byłych żołnierzy Wehrmachtu (nazwanych „późno powracającymi do ojczyzny” — Spätheimkehrer), rząd polski także zgodził się na rozmowy między polskim i niemieckim Czerwonym Krzyżem oraz przyjazd do Warszawy ówczesnego przewodniczącego NCK, chadeckiego polityka z Nadrenii Północnej-Westfalii Heinricha Weitza. W rządzie kanclerza Adenauera odpowiadał on za zakończone sukcesem porozumienie z ZSRR w sprawie powrotu jeńców niemieckich. Jego oficjalnym partnerem podczas rozmów w Polsce była nowa od października 1955 roku prezes PCK Irena Domańska, działaczka komunistyczna, ale dobrze znająca stosunki na zachodzie Europy. Miała za sobą studia medyczne w Paryżu, a po wojnie była delegatem PCK we Francji i działaczką Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Jej powołanie na stanowisko przewodniczącej PCK zbiegło się ze zmianą nastawienia do rozmów z RFN w sprawie łączenia rodzin.

Jedna z ostatnich grup Niemców wyjeżdżających z Ziem Odzyskanych, 1951 r
Jedna z ostatnich grup Niemców wyjeżdżających z Ziem Odzyskanych, 1951 r

W ekspertyzach tworzonych na użytek kierownictwa PZPR przyznawano, iż triumfalnie ogłoszone pod koniec lat czterdziestych stworzenie „państwa jednolitego pod względem narodowościowym” nie odpowiadało rzeczywistości. Szacowano, że w PRL nadal liczba osób należących do różnych mniejszości narodowych może przekraczać nawet około pół miliona ludzi. Szacunki dotyczące liczebności Niemców w Polsce były wyraźnie zaniżone. Zaliczono do tej grupy tylko osoby z przedwojennym obywatelstwem niemieckim. W partyjnej analizie stosunków narodowościowych przyznawano jednak, że:

Mamy mniejszość niemiecką, skupioną w przeważającej masie na terytorium województwa wrocławskiego, szczególnie w powiecie wałbrzyskim i w mieście Wałbrzychu, a także województwa koszalińskiego w PGR, a w mniejszej ilości na terenach województwa szczecińskiego, zielonogórskiego, gdańskiego i olsztyńskiego. Ilość ludności niemieckiej w naszym kraju oceniamy orientacyjnie na 60–65 tys. osób.

Jest charakterystyczne, że nie wspomniano nawet o województwie opolskim, które już niedługo stanie się głównym miejscem składania wniosków o wyjazd na stałe do RFN. Wynikało to z nadal podtrzymywanej opinii o sukcesie repolonizacji autochtonów. Nie wspominano też o osobach, które nabyły obywatelstwo niemieckie w czasie drugiej wojny światowej lub deklarowały narodowość niemiecką. To „życzeniowe” myślenie spowodowało później błędy w realnym oszacowaniu skali migracji, jaka mogła się pojawić po zawarciu porozumienia między PCK i NCK.

Rząd polski, godząc się na rozmowy, zalecił PCK, by podstawą porozumienia były wspomniane już ustalenia konferencji w Toronto. Zgodnie z nimi organizacje narodowe Czerwonego Krzyża miały występować tylko w roli pośredników w rokowaniach swoich rządów, które potem były odpowiedzialne za realizację ugody. Zapewniało to rządowi polskiemu kontrolę nad całą akcją. PCK miał się nie wikłać w spory ideologiczne, a skupić się jedynie na łączeniu rodzin, przez co rozumiano udział w poszukiwaniu takich osób i udzielanie im pomocy materialnej, „aby zrealizować humanitarne zadania obopólnej pomocy, stanowiące właściwy cel i sens istnienia Czerwonego Krzyża”.

Formuła nieuczestniczenia bezpośrednio rządów obydwu państw w rozmowach była wygodna dla Polski również dlatego, że dalej nie utrzymywano stosunków dyplomatycznych z RFN. Krótki okres ocieplenia w kontaktach dwustronnych, jaki nastał po gestach dobrej woli na początku 1955 roku, a potem po przyjęciu przez Radę Państwa 18 lutego 1945 roku uchwały o zakończeniu wojny z Niemcami, mijał. Wstąpienie w maju 1955 roku RFN do NATO i w odpowiedzi na to utworzenie Układu Warszawskiego odsuwały możliwość dyplomatycznego porozumienia polsko-zachodnioniemieckiego na bliżej nieokreśloną przyszłość. W wytycznych kierownictwa PZPR dla PCK przed rozmowami w Warszawie w grudniu 1955 roku zalecano osiągnięcie porozumienia, ale pod warunkiem rezygnacji przez Niemców z nacisku na sposoby kwalifikacji wyjeżdżających. Nie zgadzano się na wyjazdy masowe. Sprawy miały być rozpatrywane wyłącznie z perspektywy humanitarnej, indywidualnie, a nie na podstawie szerszych uzgodnień związanych z definiowaniem statusu prawnego przesiedleńców. W Warszawie podkreślano wyjątkowość i ograniczony zakres rozwiązania, nie godząc się np. na wyjazdy dorosłych już dzieci rozdzielonych ze swoimi rodzicami i opiekunami po 1945 roku. W przyjętej w tej sprawie uchwale KC PZPR w grudniu 1955 roku pisano o maksymalnie 65 tysiącach Niemców w Polsce, przebywających w Zagłębiu Wałbrzyskim i w województwie koszalińskim, w stosunku do których należało „zobowiązać MSW do opracowania i przeprowadzenia akcji łączenia rodzin niemieckich” i do umożliwienia „związanych z tym wyjazdów do obu części Niemiec”.

Finalne rozmowy PCK i NCK przeprowadzono w Warszawie od 2 do 5 grudnia 1955 roku. Decyzja polityczna, która już zapadła, pozwoliła uzyskać porozumienie stosunkowo szybko, na podstawie rezolucji czerwonokrzyskiej. Obydwie strony starały się unikać stwarzania dodatkowych problemów, które mogły uniemożliwić osiągnięcie kompromisu. Akcja łączenia rodzin miała być dobrowolna i objąć rozdzielonych wojną współmałżonków, dzieci przed uzyskaniem pełnoletności, które chciały połączyć się z rodzicami, osoby starsze i niemające stałych źródeł utrzymania, by mogły zostać oddane pod opiekę swoich krewnych lub państwa zachodnioniemieckiego. Do tej listy uprawnionych dołączono, na wniosek niemiecki, stwierdzenie, że wyjątkowo będą mogły być rozpatrywane wnioski indywidualne osób niespełniających tych kryteriów. PCK przyjął na siebie wykonanie transferu w Polsce. Był odpowiedzialny za prowadzenie kontroli higienicznej, zabezpieczenie podstawowej opieki medycznej, przeprowadzenie przed wyjazdem szczepień ochronnych przeciwko durowi brzusznemu i zorganizowanie transportu medycznego dla osób ciężko chorych.

W czasie rozmów strona polska ograniczyła maksymalną liczbę wyjeżdżających do 70–80 tysięcy. NCK oceniał liczbę chętnych znacznie wyżej, nawet na jakieś 180 tysięcy.

Ryszard Kaczmarek, „Czy jestem Niemcem? Przesiedleńcy z Polski do RFN i NRD w latach 1950-1991”, Wydawnictwo Literackie
Z czego cieszono się na Górnym Śląsku 11 listopada 1918 roku? Rozmowa z prof. Ryszardem Kaczmarkiem, historykiem z Uniwersytetu Śląskiego

Może Cię zainteresować:

Z czego cieszono się na Górnym Śląsku 11 listopada 1918 roku? Rozmowa z prof. Ryszardem Kaczmarkiem, historykiem z Uniwersytetu Śląskiego

Autor: Maciej Poloczek

11/11/2024

Katowice, Rynek w latach międzywojennych

Może Cię zainteresować:

Górny Śląsk w II Rzeczpospolitej był najbogatszy, bardzo polski i źle traktował kobiety

Autor: Teresa Semik

05/08/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama