Dokładnie 63 lata temu na Stadionie Śląskim zagrał słynny Pele. Na trybunach było 130 tysięcy ludzi

Dokładnie 25 maja 1960 roku król futbolu Pele pierwszy i ostatni raz zagrał na polskiej ziemi. Było to na Stadionie Śląskim. Kadra PZPN mierzyła się z drużyną Santosu. Przybysze z Brazylii wygrali ten mecz 5:2, a ich wirtuozerską grę podziwiało aż 130 tysięcy (!) widzów.

Śląski Park Kultury z 1963
Mecz Kadra PZPN - Santos na Stadionie Śląskim w 1960 roku

Te słoneczne majowe popołudnie na zawsze zapisało się w historii polskiego i śląskiego futbolu. 25 maja 1960 roku na Stadionie Śląskim zmierzyły się ze sobą: Kadra PZPN i drużyna Santosu. Brazylijczycy w swoim składzie mieli takich zawodników jak Pelé, Zito, Coutinho i Pepe. Brazylijskie gwiazdy strzelały gola za golem. Pele trafił dwukrotnie. Dwa razy drogę do siatki znalazł też Coutinho, a raz Angelo Sormani. Dla polskiej drużyny, już pod koniec spotkania, trafiali: Eugeniusz Faber z Ruchu Chorzów i Jan Liberda z Polonii Bytom. A to wszystko przy blisko 130 tysięcznej widowni Stadionu Śląskiego. Do dziś nie wiadomo jak tyle ludzi zmieściło się jednocześnie na tym obiekcie. Była to największa w historii liczba widzów na trybunach obserwujących towarzyski mecz reprezentacji przeciwko drużynie klubowej.

„Brazylijska kolia pereł i brylantów olśniła Chorzów”

Mecz na Stadionie Śląskim był wyjątkowy. Edson Arantes de Nascimento, czyli legendarny Pele już w tym czasie był futbolową gwiazdą światowego formatu, mistrzem świata, który po raz pierwszy i jak się okazało ostatni w karierze zagrał na polskiej ziemi. Król futbolu wraz z kolegami dał popis technicznego kunsztu. Sportowa prasa już po meczu pisała, że „brazylijska kolia pereł i brylantów olśniła Chorzów.

- Santos mógł sobie pozwolić na popisy świadczące o najwyższym kunszcie technicznym, i to niemal wszystkich zawodników, dla których przyjęcie piłki zarówno udem, stopą czy głową nie było problemem, tak jak nie istniały trudności z przekazywaniem jej sobie na różne odległości w różnych sytuacjach” – pisano w sportowej prasie

Zawodnicy polskiej kadry mieli niewiele do powiedzenia w starciu z rewelacyjnymi Brazylijczykami. Dodajmy, że wówczas trzon drużyny tworzyli piłkarze ze śląskich klubów, tacy jak Edward Szymkowiak, Roman Grzegorczyk i Jan Liberda z Polonii Bytom. Był też Roman Lentner z Górnika Zabrze oraz Eugeniusz Faber i Eugeniusz Lerch (obaj Ruch Chorzów). W tym meczu grał także urodzony w Nowym Bytomiu legendarny piłkarz warszawskiej Legii Lucjan Brychczy.

„Nie wiedziałem czy chwytać, czy odbijać"

Jedną z ważnych postaci tego legendarnego meczu był bramkarz Polonii Bytom Edward Szymkowiak, który chociaż wpuścił aż 5 goli, to wielokrotnie ratował polski zespół przed utratą kolejnych bramek po strzałach Pelego, Coutinho czy Zito.

- Dawno się już nie napracowałem tak, jak w tym meczu. Brazylijczycy okazali się nie tylko skończonymi technikami, ale też niezwykle groźnymi bombardierami. Niemal wszystkie piłki strzelali fałszem. Nie wiedziałem dosłownie, jak bronić: czy chwytać, czy odbijać. Tak właśnie zawiniłem jedną bramkę. Myślę, że przy pozostałych byłem już bez winy - powiedział po meczu Edward Szymkowiak.

- Santos można było porównać do dzisiejszej Barcelony. To była najlepsza klubowa drużyna na świecie, która posiadała największych geniuszów futbolu. To było niesamowite wydarzenie. Większość moich kolegów z drużyny po raz pierwszy widziała zawodników o ciemnej karnacji skóry. Nigdy wcześniej nie widziałem piłkarzy, którzy byli tak znakomicie wyszkoleni technicznie. Zanim doszliśmy do siebie, straciliśmy kilka bramek i było już po meczu. Podobał mi się Pelé, bo strzelił dwa gole. Ale słowa uznania należą się Edwardowi Szymkowiakowi. Wprawdzie bramkarz Polonii Bytom wpuścił aż pięć goli, jednak gdyby nie on, wynik byłby dwucyfrowy - wspominał po latach inny uczestnik tego meczu, czyli Eugeniusz Lerch.

Podobno wyczyny Szymkowiaka zaimponowały samemu Pelemu, który po meczu wraz z kolegami zniósł bramkarza Polonii na rękach do szatni.

Publiczność na Stadionie Śląskim podczas meczu Kadra PZPN - Santos
Publiczność na Stadionie Śląskim podczas meczu Kadra PZPN - Santos

Murzyn i „bomba nie z tej murawy"

Dla tutejszych sprawozdawców sportowych wizyta czarnoskórych magików futbolu była przeżyciem niesamowitym.

- Co rzucało się najbardziej w oczy, to niewiarygodna jedność, jaką tworzył z piłką każdy zawodnik Santosu, ale przede wszystkim Pelé. Piłka kleiła się do nóg, była niewolniczo posłuszna, wędrowała „jak na sznurku”. Brazylijczycy grali w piłkę, nasi z piłką walczyli - wspominał Zbigniew Dutkowski w książce „Gwiazdy, bramki, emocje Stadionu Śląskiego”.

Z kolei obecny na meczu sprawozdawca napisał o Pele, że to „fenomenalny zawodnik. Barczysty, doskonale zbudowany Murzyn dysponuje olśniewającym zestawem tricków, techniką wyśrubowaną do szczytu perfekcji, kondycją, szybkością i bombą nie z tej murawy". Trudno się nie zgodzić, bo podobne wrażenia z tego meczu wyniósł Edmund Zientara, który podczas spotkania kilka razy został wręcz ośmieszony przez króla futbolu.

- Dwukrotnie oszukał mnie w okropny sposób - wspominał po latach były piłkarz Legii Warszawa w rozmowie z „Gazetą Wyborczą" - Najpierw, stojąc do mnie plecami, podbił szybko toczącą się po trawie piłkę nie tylko nad swoją, ale i nad moją głową. Zrobił obrót i... tyle go widziałem. Później przyjął ją jakby pod siebie i piętą zagrał do przodu, do skrzydłowego na jakieś 40 metrów. Nie miałem pojęcia, jak się zachować i później nie podejmowałem bezpośredniej walki...

Jak padały bramki?

Ponad 130 tysięcy ludzi na żywo mogło obserwować na Stadionie Śląskim brazylijskich wirtuozów futbolu, a mecz transmitowany był wówczas przez OTV Katowice na antenę regionalną. Zachowało się nawet kilka archiwalnych nagrań z tego spotkania, które można zobaczyć w bibliotece Polskiego Związku Piłki Nożnej. Choć były to lata 60. to na zachowanych filmach jak na dłoni widać nienaganną technikę brazylijskich piłkarzy, prowadzenie piłki, balans ciała, mikroruchy. Słowem: wszystko to, co charakteryzuje piłkarza najwyższej klasy.

Na szczęście na starych filmach można zobaczyć w jaki sposób w tym słynnym meczu padały bramki. Pierwszą strzelił już w 5 minucie gry Angelo Soriani. Brazylijczyk dobił piłkę odbitą przez Edwarda Szymkowiaka po strzale głową Pelego.

Kolejne bramki padły już w drugiej połowie. Dwa gole w ciągu 6 minut zdobył dla Santosu Antonio Honorio Coutinho. Brazylijczyk najpierw pewnie wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem, a chwilę później świetnie zachował się w polu karnym, posyłając w dogodnej sytuację piłkę w krótki róg Edwarda Szymkowiaka. Było już 3:0.

W 75 i 78 minucie gry do protokołu meczowego wpisywał się już sam Pele. Legendarny Brazylijczyk pierwszą bramkę strzelił wykorzystując znakomite dośrodkowanie z prawej strony boiska. Jego drugie trafienie to z kolei znakomite wejście w pole karne i uderzenie „fałszem" tuż obok bezradnie interweniującego Edwarda Szymkowiaka. W tym momencie Santos wygrywał już 5:0 z kadrą PZPN.

Honor polskiego zespołu uratowali Eugeniusz Faber z Ruchu Chorzów i Jan Liberda z Polonii Bytom. Ten pierwszy w 83 minucie spotkania zdobył bramkę w sposób charakterystyczny dla polskiej piłki ligowej. Futbolówka wpadła bowiem do siatki po... dośrodkowaniu. To był prawdopodobnie jeden z pierwszych „centrostrzałów" wykonanych na polskiej ziemi. Ostatnim akcentem meczu była wzorowa kontra Polaków, którą wykończył Jan Liberda. Wynik końcowy: 5:2 dla Santosu.

Ernest Wilimowski

Może Cię zainteresować:

Polska „11” wszech czasów według AI bez Roberta Lewandowskiego. Atak z Górnego Śląska z Wilimowskim

Autor: Patryk Osadnik

08/04/2023

Lukas podolski stadion gornik zabrze

Może Cię zainteresować:

Lukas Podolski: Po pierwsze, jestem Ślązakiem. Muszę kochać te podwórka i familoki, bo one są moje

Autor: Marcin Zasada

10/03/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon