Maciej Fliegel
Wyburzenie taśmociągu KWK Wieczorek

Znikający Śląsk i Zagłębie. "Nadal wstydzimy się swojej poprzemysłowej historii"

O mój Śląsku, umierasz mi w biały dzień - śpiewał Jan „Kyks” Skrzek. Maciej Fliegel i Szymon Pender szacują, że każdego roku z krajobrazu Śląska i Zagłębia znika około 20-30 obiektów poprzemysłowych. Od kilkunastu lat fotografują przewracane szyby i rozbierane budynki. Nam opowiadają o emocjach, które towarzyszą im podczas robienia zdjęć, wskazują, które obiekty koniecznie trzeba uratować i tłumaczą, dlaczego Czesi radzą sobie lepiej z rewitalizacją.

Nazwa Zakaz Fotografowania wzięła się od tabliczek i słynnego hasła każdego stróża, który zwykle wołał: „Tu nie można robić zdjęć!”. Mieliście jakieś problemy z zakazem fotografowania?
Szymon Pender (SzP): Podejście jest ciągle z czasów słusznie minionych. Ochroniarze żyją w starym systemie i gdzie nie pojawimy się z aparatem, tam nas przeganiają, choć nie wchodzimy na teren zakładów, tylko robimy zdjęcia z dróg publicznych. Cały czas powtarzają hasła o zakazie fotografowania, usuwaniu zdjęć, wzywaniu policji… Choć to nigdy nam się nie przydarzyło.

Maciej Fliegel (MF): Z tym kojarzą mi się przede wszystkim pierwsze lata naszego fotografowania: „Zakaz fotografowania! Proszę się oddalić!”, ale czasem zdarzają się też sytuacje, w których ochroniarze sami wpuszczają nas za bramę, żebyśmy mogli złapać lepszy kadr.

SzP: Obecnie te „zakazy” są dość śmieszne, bo w internecie możemy wszystko zobaczyć z takiej perspektywy satelitarnej, że poznajemy praktycznie całe zakłady bez wychodzenia z domu.

MF: Pamiętam taki absurd, że legalnie robiliśmy zdjęcia na terenie zakładu, a kiedy wyszliśmy i zaczęliśmy kręcić się za ogrodzeniem, podbiegł ochroniarz i krzyczał, że jest zakaz.

Jakiś wyjazd szczególnie zapadł wam w pamięć?
SzP: Byliśmy kiedyś na wysadzeniu zakładu przeróbczego kopalni Śląsk. Zebrała się cała masa ludzi, rodzin z dziećmi, a firma nie chciała, żeby ktokolwiek to obserwował. Próbowali nas przegonić, przekonywali, że żadnego wyburzania nie będzie… Było.

MF: Kiedyś przypadkowo przyjechaliśmy zrobić zdjęcia kopalni Kazimierz w Sosnowcu. Wiedzieliśmy, że zbliża się obalenie wieży szybowej, a na miejscu okazało się, że lina jest już przypięta do koparki, robotnicy podcinają zastrzały itd. Podeszliśmy do ochroniarza, żeby o to zapytać i się upewnić, ale ten zaprzeczał. Przyszedł nawet ktoś z zarządu i przekonywał, że nic się nie dzieje, aż w końcu stwierdził: „Ahh, no dobra! Burzymy, ale nikomu nie mówcie”.

Ilu obiektów, którym robiliście zdjęcia, już nie ma?
SzP: Pod koniec każdego roku robimy podsumowanie tego, co zniknęło ze śląskiego krajobrazu i zawsze jest to około 20-30 obiektów. Mowa o wieżach szybowych, kominach, zakładach przeróbczych itd. Zbieramy wszystkie wyburzenia.

Z tego materiału można by było zrobić kilka katastroficznych wystaw.
MF: Tak, zwłaszcza że najczęściej celujemy w moment najbardziej spektakularny, czyli właśnie w moment wyburzenia. Staramy się uchwycić tę krótką zmianę, która trwale odbija się w krajobrazie. Bardzo chciałem sfotografować wyburzenie charakterystycznej wieży szybu Sas w Mysłowicach. Z resztą cała KWK Mysłowice była unikatowa w swojej ceglanej architekturze. Długo liczono, że przetrwa jako zabytek, ale jej stan był katastrofalny. Była nawet inicjatywa, żeby sam szyb pociąć i przenieść w inne miejsce. Nie udało się.

SzP: Niestety nie mieliśmy szans, aby dojechać, bo termin był dla nas dość niefortunny. Z samych rozbiórek zebralibyśmy niezły album, ale fotografujemy nie tylko to. Staramy się pokazywać, że Śląsk również jest piękny, że wokół kopalń toczy się życie. Mamy w portfolio kilka przyjemnych kadrów.

MF: Chcemy opowiadać historie, które znamy, których się uczymy i które lubimy. Ludzie są tego ciekawi, chcą wiedzieć, co znika na ich oczach.

Wiecie, że na Śląsku i w Zagłębiu można robić piękne zdjęcia nowoczesnych obiektów. Dlaczego najczęściej kierujecie obiektyw w stronę tego, co stare, zniszczone, w trakcie rozbiórki etc.?
MF: Jestem miłośnikiem współczesnej architektury, śledzę to, co pojawia się w Katowicach i innych miastach. Budynki biurowe, mieszkaniowe, logistyczne…

SzP: Ale to, co powstaje, powstaje w całej Polsce i niedługo nie będziemy się już niczym wyróżniać. To przemysł sprawiał, że byliśmy i jesteśmy wyjątkowi, inni niż reszta Polski. Biurowce są wszędzie, a my za chwilę stracimy coś, co tworzy naszą tożsamość. Mówi się, że to czarny, brudny Śląsk, ale to tylko stereotyp.

MF: Kraków ma Wawel, a my mamy wieże szybowe. Architektura przemysłowa sprzed 100 lat jest fenomenalna i imponująca. Inna sprawa, że niesamowicie zapuszczona. Elektrociepłownia Szombierki to dzieło sztuki. Dziś nie do pomyślenia jest, żeby tak utylitarny obiekt, jak elektrociepłownia, był budowany z taką dbałością o detale, z wykorzystaniem wybitnych architektów, którymi byli Emil i Georg Zillmannowie. To szlachetna zabudowa. Zaniedbana, ale bardzo wartościowa.

SzP: Dziś stawia się hale z blachy - szybko i tanio. Ile z nich dotrwa stu lat, tak jak Elektrociepłownia Szombierki? Wydaje mi się, że żadna.

Dlaczego mamy taki problem z ochroną zabytków poprzemysłowych?
MF: Składa się na to wiele czynników. Począwszy od tego, że nie ma woli, aby traktować je jako coś cennego, po fakt, że do ich rewitalizacji potrzebne są olbrzymie pieniądze. To lata zaniedbań i mam wrażenie, że także braku zrozumienia dla prawdziwej, kompleksowej wartości architektury. Kiedy coś się ratuje, to zazwyczaj wycinek całości. Zostaje wieża szybowa, ale bez integralnej zabudowy, czyli maszynowni i nadszybia. Taki obiekt jest wyrwany z kontekstu.

SzP: Zwróćmy uwagę na wielki piec Huty Pokój w Rudzie Śląskiej. Zburzono halę lejniczą, która była nieodzowną częścią ciągu technologicznego. To absurd, aby zostawić sam piec. Zabrze? Szyb Staszic, gdzie zostawiono tylko maszynę wyciągową, która bez wieży szybowej traci sens, by ją w ogóle pokazywać.

MF: Zachowanie takich konstrukcji jest daleko na liście priorytetów samorządów i właścicieli. Tymczasem muzeum górnictwa w kopalni Michał w Ostrawie to coś, czego u nas nie ma, jest zachowane w stanie autentycznym.

SzP: To tzw. muzeum ostatniego dnia. Podobne działało swego czasu w Wałbrzychu, ale wygrała ekonomia i zrobiono z niego lunapark. Byłem tam przed i po zmianach. Kiedyś to miejsce wyglądało niesamowicie, a teraz powstały tam czyste, sterylne przestrzenie… Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że obiekt musi być atrakcyjny dla różnych odwiedzających...

MF: Ale to nie jest autentyczne. Brakuje nam zrozumienia tego autentyzmu architektury, którą upodabnia się do czegoś, czym nigdy nie była.

SzP: Innym problemem rewitalizacji zabytków jest to, że są one w pewien sposób rozwijane. Szyb Warszawa na terenie Muzeum Śląskiego w Katowicach ma dobudowaną klatkę schodową, wieża ciśnień w Zabrzu ma jakąś szklaną narośl, to ingerencja, która zmienia zabytek.

MF: To pewnie w wielu przypadkach też kwestia przepisów, które należy swoją drogą zweryfikować.

SzP: A szyb Prezydent? Nie ma żadnej dobudówki, klatka schodowa jest wewnątrz. To moim zdaniem najlepszy przykład rewitalizacji.

MF: Musimy być jednak realistami. Rewitalizacja obiektów poprzemysłowych kosztuje krocie i musi się zwrócić. Tacy fanatycy, jak my, sami ich nie utrzymają. Kopalnia Wieczorek miała szansę stać się takim muzeum ostatniego dnia. Zakład był zachowany od łaźni, przez lampownię, nadszybie, po sortownię, ale z niej już też zniknęło wyposażenie.

SzP: Obecnie nie mamy żadnego zakładu, który byłby utrzymany w całości, nawet na powierzchni. Sortownia kopalnia Wieczorek została już wypruta z wyposażenia, jest wydmuszką. Kopalnia Mysłowice mogła być takim obiektem, ale już praktycznie nie istnieje, podobnie jak kopalnia Centrum. Tych miejsc jest coraz mniej.

MF: Bolączką woj. śląskiego jest to, że nadal nie jest ono zbyt atrakcyjne dla inwestorów. Nie ma woli, aby inwestować tak ambitnie w starą zabudowę, jak dzieje się to w Warszawie. Spójrzmy na Fabrykę Norblina, Browary Warszawskie czy Elektrownię Powiśle. Zostały one mocno przekształcone, ale to pewien kompromis, na który musimy pójść, jeśli chcemy te zabytki uratować.

Na jakie obiekty powinniśmy teraz zwracać szczególną uwagę, aby nie zniknęły?
SzP: Dla mnie to przede wszystkim szyb Krystyna w Bytomiu, który jest w stanie agonalnym i rozpada się na naszych oczach, a wokół nie dzieje się prawie nic. Pojawiają się pomysły, ale dalekie od realizacji. Oczywiście, to potężne pieniądze i obawiam się, że prędzej ten obiekt się zawali. W pobliżu jest jeszcze Elektrociepłownia Szombierki, gdzie nawet pojawił się poważny inwestor, ale myślę, że Maciek powie o tym coś więcej…

MF: Obiektywnie się nie wypowiem, bo czuję specyficzną więź z tym miejscem. Fotografuję Elektrociepłownię Szombierki od wielu lat, oprowadzałem tam wycieczki jako przewodnik i dla mnie to numer jeden do uratowania. Zakochałem się w tej architekturze, ale - obserwując jej degradację - mam świadomość, że trzeba czasu i ogromnych pieniędzy, aby doprowadzić ją do stanu używalności. To obecnie pusta, bardzo trwała, ale pusta skorupa. Jestem też ciekaw, co będzie z chorzowską rzeźnią. Jest atrakcyjnie położona w centrum miasta, ale zaniedbywana od lat 90., kiedy zaprzestano tam produkcji. Ma niebanalną, neogotycką architekturę, przyciąga wzrok. Ostatnio pojawiły się tam rusztowania, ponoć zmienił się właściciel, czekam na efekty.

Jak Elektrociepłownia Szombierki zmieniła się na przestrzeni lat?
MF: Pierwszy raz byłem wewnątrz w 2013 roku podczas Industriady. Od 2017 roku pojawiam się tam systematycznie. Wówczas kotłownia była jeszcze nieźle zachowana, istniały wszelkie instalacje, ciągi technologiczne, pomosty... Teraz to sypiąca się ruina.

SzP: Wcześniej zniknęła m.in. chłodnia kominowa, która była elementem ciągu technologicznego. Bez tego nie da się pokazać, jak funkcjonowała elektrociepłownia. W sumie zburzono wszystko, co można było zburzyć, poza głównym budynkiem.

A co udało się na Śląsku zrewitalizować dobrze?
SzP: Dla mnie to szyb Prezydent, który został odrestaurowany nieinwazyjnie, klatkę schodową schowano wewnątrz. Nie ma co prawda maszyny wyciągowej, ale ta zniknęła już w latach 90. To przykład dobrej rewitalizacji. Tak jak szyb Anna w Sosnowcu, gdzie wewnątrz powstała ścianka wspinaczkowa, ale wieża z zewnątrz została nienaruszona.

MF: Warto wspomnieć o kopalni Ignacy w Rybniku, gdzie uruchomiono ponownie maszynę parową. Organizowane są tam wystawy i koncerty, a zakład przemysłowy, który niegdyś był miejscem pracy, został ponownie otwarty i tętni życiem. Stał się elementem życia społecznego.

Bolączką woj. śląskiego jest to, że nadal nie jest ono zbyt atrakcyjne dla inwestorów. Nie ma woli, aby inwestować tak ambitnie w starą zabudowę, jak dzieje się to w Warszawie. Spójrzmy na Fabrykę Norblina, Browary Warszawskie czy Elektrownię Powiśle. Zostały one mocno przekształcone, ale to pewien kompromis, na który musimy pójść, jeśli chcemy te zabytki uratować - Maciej Fliegel.

Wspominaliście o tzw. muzeum ostatniego dnia w Ostrawie. Co moglibyśmy podpatrzyć od Czechów? W końcu to też Śląsk, tylko po innej stronie granicy.
SzP: Przede wszystkim mentalność. W Polsce nadal wstydzimy się swojej przemysłowej historii. Czesi starają się ją zachować, a my zburzyć i zapomnieć. Wciąż obawiamy się stereotypu czarnego, brudnego Śląska.

MF: Boimy się cegły, którą ukrywamy pod tynkiem, a Nikiszowiec - kolonia robotnicza - stał się jedną z największych atrakcji turystyczną Katowic. Powinniśmy starać się ocalić jak najwięcej obiektów, nawet wież szybowych, których konserwacja nie jest wymagająca. To autentyczne pamiątki naszej historii, stalowe pomniki. Spójrzmy na wielki piec w Rudzie Śląskiej, o którym już wspominaliśmy. To ostatni tego typu obiekt na Górnym Śląsku, choć kiedyś huta z wielkim piecem była niemal w każdym mieście. W Ostrawie nie trzeba było wielkiej ingerencji, aby go zagospodarować. W jego obrębie pozostawiono klatki schodowe, zabudowano jedynie windy. Od kiedy na szczycie otwarto kawiarnię Bolt Tower, to największa atrakcja miasta.

„Nie każdą ruderę powinno się ocalić”. Wiecie skąd ten cytat?
MF, SzP: Pewnie od nas!

Tak.
SzP: Dlatego nie lamentujemy nad każdą wieżą.

MF: No dobra, prywatnie lamentujemy, ale nie publicznie.

SzP: Dokumentujemy wyburzanie obiektów z lat 70. i 80. XX wieku, ale nie protestujemy i nie krzyczymy, że należy je zachować. Chodzi nam przede wszystkim o ikony, które w większości powstawały przed II wojną światową.

MF: Większość architektury powojennej nie jest atrakcyjna dla oka. Tam już pojawiła się pewna powtarzalność, choćby identyczne wieże basztowe.

SzP: Ale wieżę Wanda w Rudzie Śląskiej, warto byłoby zachować. Są tylko cztery takie w Polsce, a ta została wygaszona jaki pierwsza. Góruje nad miastem, jest jego symbolem. Inne nie są już tak atrakcyjne.

Maciej Melecki, Stanisław Piechula i Rafał Wojaczek

Może Cię zainteresować:

Rafał Wojaczek w Mikołowie budzi kontrowersje. "Każdy ma swoje życie prywatne, ale nie każdy jest wybitnym poetą"

Autor: Patryk Osadnik

20/05/2022

Macie już sukcesy na polu ratowania zabytków. Myślę o moście zsypowym Wojciech w Zabrzu. W jego przypadku właściciel wziął „zakaz fotografowania” zbyt poważnie.
MF: To pasowałoby do najbardziej absurdalnych sytuacji, o które pytałeś na początku. Gdy pojawiła się informacja, że most ma zostać rozebrany, media zaczęły zamieszać w artykułach moje zdjęcia, które zrobiłem w 2014 roku, co nie spodobało się właścicielowi.

SzP: Nie angażowaliśmy się w sprawę ratowania mostu od samego początku. Po prostu zdjęcia Maćka były wykorzystywane bez pytania przez media, a właściciel zwrócił się o ich usunięcie.

MF: Tak, nawet nie napisał do mnie, tylko do administratora forum, na którym się one znalazły. Pismo liczyło kilka stron i w argumentacji padło, że zdjęcia przyciągają wandali, co prowadzi do dewastacji mostu, a poza tym promują złe postawy, bo były robione na czynnych torach. Tak na marginesie, dobrze pamiętam ten wyjazd i jestem pewien, że wpuścił nas tam ochroniarz. Z czasem zrobiło się głośno, udzieliłem kilku wypowiedzi do gazet i radia, w ratowanie mostu zaangażowało się wiele osób i został on wpisany do rejestru zabytków woj. śląskiego.

SzP: Został wpisany do rejestru zabytków, ale tory rozebrano, więc stoi pośrodku niczego. Co z nim będzie? Nie wiadomo.
MF: Najważniejsze, że został uratowany.

Jakie emocje towarzyszą wam, kiedy fotografujecie znikający Śląsk?
MF: Zacząłem fotografować w wieku 11-12 lat, kiedy zauważyłem, że z krajobrazu znikają kominy zakładów azotowych w Chorzowie. Nie była to architektura wybitna, ale imponowały mi swoją strzelistością i chciałem je zachować w pamięci. Wówczas zawsze towarzyszyły mi silne emocje, kiedy coś było burzone, ale teraz to już tak naprawdę rutyna. Czasem serce pęka, jak przy wyburzeniu wieży wyciągowej kopalni Boże Dary na Kostuchnie, która była charakterystyczna i znana. Wielu obiektów mi szkoda, ale po prostu się do tego przyzwyczaiłem.

SzP: Tata zabierał mnie pod różne kopalnie, żeby trochę popatrzeć i tak zacząłem fotografować. Te obiekty towarzyszyły mi od dziecka.

MF: Wtedy faktycznie chcieliśmy zachować wszystko, co się da!

SzP: Pojawiają się przy fotografowaniu pewne emocje, ale staram się po prostu jak najlepiej dokumentować to, co wkrótce zniknie. Kiedy zbliża się wyburzenie, jeżdżę jak najczęściej w dane miejsce, aby uchwycić obiekt jak najlepiej się tylko da.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon