FB: Granatowe Góry (Rafał Soliński)
Filip Springer

Filip Springer: Niezbędne są mieszkania. Czy niezbędny jest nowy stadion GKS-u Katowice?

Strefa Kultury w Katowicach to w jego ocenie urbanistyczna klęska, a wieżowce KTW nie powinny powstać ze względu na ślad ekologiczny. Podkreśla jednak, że na Górnym Śląsku jest dużo dobrej architektury i zachwyca się Bytomiem. - Architektura staje przed poważnym wyzwaniem, jakim jest klęska klimatyczna, przy której kwestie estetyczne są, lub zaraz będą, naprawdę nieistotne - mówi Filip Springer, reporter, autor książek "Miedzianka. Historia Znikania", "13 Pięter", "Księga Zachwytów" itd., z którym rozmawialiśmy na Festiwalu Słowa im. Jerzego Pilcha "Granatowe Góry" w Wiśle.

Pewnie już miałeś okazję, żeby rzucić okiem na Hotel Crystal. Jak ci się podoba?
Nie jest to region, który często odwiedzam, ale słyszałem wiele o Hotelu Crystal i z grubsza wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Jestem jednak pod wielkim wrażeniem, że w mieście, w którym Tadeusz Gołębiewski zrobił swoim hotelem już tyle złego z krajobrazem, mógł pojawić się ktoś, kto zrobi coś gorszego. Hotel Crystal to jest właśnie coś gorszego. Nie jestem w stanie powiedzieć o nim ani jednego dobrego słowa. To jakby ktoś zapukał w dno od spodu.

To dziwne, że kilka kilometrów dalej mamy Ustroń-Zawodzie, którym od lat się zachwycamy, a tutaj…
Ale trzeba pamiętać, że to nie jest architektura łatwa, ponieważ modernizm, poza kilkoma przypadkami, nigdy do takiej nie należał. Zawodzie w Ustroniu nie jest miejscem, o którym każdy bez rozeznania w temacie architektury powie, że to zabudowa pasująca do otoczenia. Natomiast o ile Henryk Buszko i Aleksander Franta próbowali tym projektem wejść dialog z krajobrazem, to Hotel Crystal po prostu go eksploatuje i to jest zasadnicza różnica. To smutne, że coś takiego tutaj powstało.

Górskie miejscowości mają problem?
Od lat powtarzam, że wszędzie jest podobnie, ale w Zakopanem najgorzej, choć - niestety - miejscowości wypoczynkowe mają tendencję do zakopianizacji, czyli zaśmiecania każdego kawałka przestrzeni i wyzbywania się swojego oryginalnego charakteru. W rdzeniu tych miejscowości tkwi pewien rodzaj malowniczości. W końcu stały się kurortami, ponieważ były malownicze, a architektura wychodziła temu naprzeciw, aż w pewnym momencie zaczęto tę malowniczość zarzynać.

Adam Bodnar

Może Cię zainteresować:

Adam Bodnar: Przyjdzie taki moment, kiedy ekipa rządząca będzie musiała uznać śląski za język regionalny

Autor: Patryk Osadnik

06/06/2022

Przenieśmy się teraz ze Śląska Cieszyńskiego na Górny Śląsk. Jak oceniasz tutejszą architekturę?
Nie mam jednoznacznej diagnozy dotyczącej Górnego Śląska, zresztą podobnie jak w przypadku innych regionów Polski. Jest tutaj bardzo dużo dobrej i bardzo dużo złej architektury, choć cechą tego regionu jest to, że zawsze miał i nadal ma szczęście do dobrych architektów, co widać. Można powiedzieć, że każdy budynek w Strefie Kultury jest udanym projektem, ale cała Strefa Kultury to jednak całkowita klęska jeśli chodzi o planowanie i urbanistykę. Jest na czym oko zawiesić, ale to już niedługo straci znaczenie. Przestaniemy przejmować się estetyką, ponieważ architektura staje przed poważnym wyzwaniem, jakim jest klęska klimatyczna, przy której kwestie estetyczne są, lub zaraz będą, naprawdę nieistotne. Wkrótce nie będziemy o tym w ogóle rozmawiać i pisać.

O Strefie Kultury pisałeś swego czasu, że to skansen architektury, w którym nie ma i nie będzie życia.
Z punktu widzenia wiedzy urbanistycznej i tego, jak powinno być zarządzone miasto, popełniono tam masę błędów. Wydano ogromne pieniądze, żeby stworzyć park rzeźby architektonicznej. Każdy z budynków jest: „Olaboga!” i „WOW!”, ale odbyło się to bez miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Gdyby nie rozmowy Tomasza Koniora (Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia) z JEMS Architekci (Międzynarodowe Centrum Kongresowe) i Riegler Riewe Architekten (Muzeum Śląskie), a także fakt, że się między sobą dogadali, aby powiązać te budynki w pewien sposób, to aż strach pomyśleć, co by tam powstało. Ogromnym błędem Strefy Kultury jest także to, że potencjał, który mógł oddziaływać na co najmniej trzy miasta aglomeracji, został skumulowany w jednym miejscu. A z drugiej strony to nie jest tak, że tam jest pusto. Przychodzą ludzie i im się to podoba...

Środek ciężkości przeniosła niedawno w tym kierunku budowa Pierwszej Dzielnicy, która sprawiła, że mieszkańcy naturalnie przemieszczają się przez Strefę Kultury.
Trzeba podkreślić, że Pierwsza Dzielnica zabija wyraz plastyczny Muzeum Śląskiego. Jakby tego nie bronił Przemo Łukasik i jakby nie opowiadał o tym na tysiąc sposobów, to tak po prostu jest. To naturalna konsekwencja braku planu zagospodarowania przestrzennego w mieście.

Niedaleko powstały dwa inne budynki autorstwa Przema Łukasika i trwa na temat tego zawzięta dyskusja.
Nigdy nie będzie tak, że coś się wszystkim spodoba lub nie, ale to nie ma już najmniejszego znaczenia. Przede wszystkim te budynki nie powinny powstać z powodu śladu środowiskowego. Obecnie budowanie szklanych wieżowców, które trzeba chłodzić, wentylować i ogrzewać, jest irracjonalne z punktu widzenia dobra planety. Rozumiem jednak, że architekci działają w pewnym systemie i nic z tego, o czym rozmawiamy, a powstało w Wiśle lub Katowicach, nie jest nielegalne. Nawet inwestycje Tadeusza Gołębiewskiego w całej Polsce, które miały przecież swoje perypetie, zostały ostatecznie zalegalizowane. To jest kolejny dramat.

Pytałem o to różnych ludzi, wietrzyłem spisek, ale sama Irena Herbst powiedziała mi, że muszę dobrze myśleć o Polsce, żeby założyć, że ktoś tutaj zaplanował przekręt. To by znaczyło, że miał zdolność systemowego przewidywania pewnych konsekwencji na przestrzeni 10-15 lat i zobaczenia w tym korzyści. W Polsce jest jednak tak, że pewne rzeczy się po prostu wydarzają i to się wydarzyło.

W takim razie jak powinniśmy budować z myślą o planecie?
Stoimy przed wielki wyzwaniem, które nie dotyczy tego jak budować, ale czy w ogóle budować. Weźmy pod uwagę, że budowa, użytkowanie i ewentualna rozbiórka budynków odpowiada za około 40 proc. światowych emisji. Sama produkcja cementu to 11 proc. Porównajmy to chociażby z transportem lotniczym i żeglugą, które emitują zaledwie 4 proc. Gołym okiem widać, że chwieje się paradygmat architektury, która zakładała, że należy budować tak, aby człowiekowi było wygodnie. Dziś musimy jasno powiedzieć, że powinniśmy budować tylko to, co jest człowiekowi niezbędne. W Polsce niezbędne są cały czas mieszkania, co do tego nie ma wątpliwości. Czy niezbędny jest nowy stadion GKS-u Katowice, kiedy jeden już stoi, a niedaleko jest jeszcze Stadion Śląski? Nie. To zbytek, który pociąga za sobą ślad ekologiczny i nie ma w tym kontekście uzasadnienia.

Wracając jeszcze do Strefy Kultury, to mam świadomość, że miała ona wymiar godnościowy - w końcu jest gdzie pójść w Katowicach. Poza tym decyzję o jej budowie podjęto w czasach, kiedy nie mieliśmy jeszcze takiej świadomości o wyzwaniach klimatycznych, przed którymi stoimy - nie można więc oceniać tego gestu ahistorycznie i jestem od tego daleki. Nadal jednak niepojęte jest dla mnie to, że wybudowano ją po tej stronie torów, a nie tam, gdzie miasto już funkcjonowało. Wystarczyłoby tylko uprzątnąć samochody z placu Sejmu Śląskiego i urządzić w tej okolicy miejski salon.

Katowice w ostatnim czasie postanowiły postawić na zieleń i akurat plac Sejmu Śląskiego ma stać się parkiem. Gdzie podzieją się samochody? Nie wiadomo.
Katowice mają o tyle łatwą sytuację, że nie ma potrzeby wprowadzania samochodów do centrum miasta. Można się po nim poruszać bez tego. Jesteśmy lub za chwilę będziemy w miejscu, kiedy za każdym razem trzeba zadać sobie pytanie, czy aby na pewno potrzebujemy nowego budynku. Czy potrzebujemy nowego centrum edukacji ekologicznej za 25 mln złotych? Może lepiej przekazać te pieniądze organizacjom pozarządowym, które zorganizują warsztaty i spotkania ekologiczne? Gdyby NGO-sy w Katowicach dostały takie pieniądze na pięć lat działalności, to pewnie oszalałyby z radości i zrobiły niesamowite rzeczy. Niektóre cele architektury, choć nie wszystkie, da się zastąpić w inny sposób. Mieszkaniowego nie da się zastąpić. Dla jasności, nie mam żadnych wątpliwości, że tak się nie wydarzy. Mam świadomość, że to co mówię nie przystaje do rzeczywistości, w której żyjemy i mentalności ludzi, którzy o tym decydują.

Byłeś entuzjastycznie nastawiony do programu „Mieszkanie plus”, który okazał się porażką, co też przyznałeś. W Katowicach powstało jednak 550 mieszkań… Trzeba było do tego wyciąć las, wybudować drogę etc.
Nowy Nikiszowiec… Kiedy pisałem „13 Pięter” zastanawiałem się się z czego to wynika, że programy takie jak „Mieszkanie dla młodych” i „Rodzina na swoim” wytransferowały ogromne pieniądze do kieszeni banków i deweloperów. Jest takie opracowanie Ireny Herbst, które wskazuje, że ich beneficjentami w dwóch trzecich były banki, a w jednej trzeciej deweloperzy. Pytałem o to różnych ludzi, wietrzyłem spisek, ale sama Irena Herbst powiedziała mi, że muszę dobrze myśleć o Polsce, żeby założyć, że ktoś tutaj zaplanował przekręt. To by znaczyło, że miał zdolność systemowego przewidywania pewnych konsekwencji na przestrzeni 10-15 lat i zobaczenia w tym korzyści. W Polsce jest jednak tak, że pewne rzeczy się po prostu wydarzają i to się wydarzyło. Nie byłem na Nowym Nikiszowcu, więc nie mogę o nim wiele powiedzieć, ale fakt, że w mieście, które nie ugina się pod inwestycjami, gdzie są pewne luki w przestrzeni, które można zapełnić, wycina się las i w jego środku stawia osiedle, jest oburzający. Z punktu widzenia urbanistyki i wyzwań ekologicznych to kolejne rozczarowanie.

Jerzy Pilch

Może Cię zainteresować:

Groń Jerzego Pilcha zamiast Czantorii? Andrzej Drobik opowiada o pisarzu, książce i „Granatowych Górach”

Autor: Patryk Osadnik

03/06/2022

W Katowicach powstawały w latach PRL-u doskonale zaplanowane osiedla (Tysiąclecie i Gwiazdy). Teraz wydaje się, że urbanistyka w ogóle nie istnieje i to nie tylko tutaj.
Jest taki architekt z Gdańska, nazywa się Jacek Dominiczak. To on udzielił mi kiedyś chyba najbardziej przekonującego wyjaśnienia tej kwestii. Rok 1989 to szczytowy moment neoliberalizmu. Urbanistyka zaczęła tracić wówczas swoją dotychczasową teorię, którą był modernizm, na rzecz neoliberalnej ekonomii. Dziś zakłada jedynie zwrot kapitałowy, a to wszystko wyjaśnia. Współczesną teorią urbanistyki jest ekonomia.

Czy miasta w obliczu katastrofy klimatycznej mogą się nadal rozwijać? Da się połączyć rozwój z dbałością o planetę?
Da się. Taką próbę podejmuje m.in. Amsterdam, który już na początku pandemii COVID-19 ogłosił, że chce być pierwszym miastem, które zrealizuje teorię obwarzanka Kate Raworth. Książka została przetłumaczona na język polski i wydana przez Krytykę Polityczną („Ekonomia obwarzanka. Siedem sposobów myślenia o ekonomii XXI wieku”). Zakłada, że wzrost czy PKB jest traktowany agnostycznie. Dolny pułap tego, co człowiek powinien mieć, wyznacza 17 celów zrównoważonego rozwoju ONZ, a górny pułap to dziewięć granic planetarnych. Pomiędzy tym znajduje się przestrzeń dla człowieka i może się tam odbywać wzrost, nawet nieograniczony, jeśli nie obniża on jakości życia poniżej 17 celów ONZ i nie przekracza eksploatacji zasobów, które naruszają chociażby jedną z dziewięciu granic planetarnych.

  • 17 celów zrównoważonego rozwoju ONZ: 1. Koniec z ubóstwem; 2. Zero głodu; 3. Dobre zdrowie i jakość życia; 4. Dobra jakość edukacji; 5. Równość płci; 6. Czysta woda i warunki sanitarne; 7. Czysta i dostępna energia; 8. Wzrost gospodarczy i godna praca; 9. Innowacyjność, przemysł, infrastruktura; 10. Mniej nierówności; 11. Zrównoważone miasta i społeczności; 12. Odpowiedzialna konsumpcja i produkcja; 13. Działania w dziedzinie klimatu; 14. Życie pod wodą; 15. Życie na lądzie; 16. Pokój, sprawiedliwość i silne instytucje; 17. Partnerstwa na rzecz celów; Więcej TUTAJ.
  • Dziewięć granic planetarnych: 1. Zmiany klimatu; 2. Utrata różnorodności biologicznej; 3. Biogeochemiczne; 4. Zakwaszenie oceanów; 5. Użytkowanie gruntów; 6. Woda słodka; 7. Zubożenie warstwy ozonowej; 8. Aerozole atmosferyczne; 9. Zanieczyszczenie chemiczne; Więcej TUTAJ.

Stoimy przed ogromnym wyzwaniem dogęszczania miast, a nie rozlewania ich na obrzeża, tak jak w przypadku Nowego Nikiszowca. Musimy wykorzystać wszelkie możliwości, aby budować tam, gdzie istnieją luki, ponieważ zwarte miasto jest bardziej efektywne energetycznie. Niestety kończy się czas miast z pięknymi, rozległymi widokami i szerokimi alejami. Musimy je maksymalnie zagęścić i w tym kierunku podążają wszelkie rekomendacje związane z tym, jak architektura powinna odnosić się do kryzysu klimatycznego. To przecież idea miasta 15-minutowego, która w ostatnich latach zrobiła furorę. Nie da się tego jednak zrobić bez strat, na przykład zmian dotyczących doświetlenia budynków, co już dzieje się w strefach śródmiejskich. To także wielki wysiłek dla architektów, żeby zaprojektować to w taki sposób, aby miasto było przyjazne dla ludzi.

Wielu miejsc nie trzeba jeszcze dogęszczać, bo można wykorzystać obecny zasób mieszkaniowy. Z Bytomia na przestrzeni 25 lat ubyło 80 tys. mieszkańców, a mieszkania, o ile nie zawaliły się z powodu szkód górniczych, stoją puste.
Całkiem niedawno spędziłem w Bytomiu trochę czasu, realizując kampanię dla National Geographic. Szedłem przez Bobrek i ktoś krzyczał za mną: „Ej!”, więc przyspieszyłem kroku, bo bałem się, że dostanę w mordę, ale nie odpuszczał. Okazało się jednak, że po prostu mnie rozpoznał i chciał powiedzieć, że piszę fajne książki. Jakoś od słowa do słowa doszliśmy do tego, że niedawno kupił w Bytomiu stumetrowe mieszkanie za absurdalnie niską cenę - 2500 złotych za metr kwadratowy. Jeśli chodzi o pustostany, to już podczas kryzysu uchodźczego wyraźnie było widać, że ich wykorzystanie pod potrzeby mieszkaniowe jest pierwszą rzeczą, którą powinniśmy zrobić w miastach.

Co to za projekt, który realizowałeś z National Geographic w Bytomiu?
National Geographic ruszyło z serią filmów o mieście. Żeby ją wypromować poprosili mnie i Vienia (Piotr Więcławski, raper) żebyśmy przeflanerowali się po czterech miastach (Tarnów, Gdynia, Bytom i Warszawa) i użyli właśnie metody flaneringu, czyli wałęsania się, oglądania bez klucza, żeby opowiedzieć o tym w social mediach. To było super, bo ja w zasadzie tak pracuję - oglądam, zaczepiam ludzi i z nimi rozmawiam. Początkowo National Geographic proponowało, aby był to Sosnowiec, ale ja naciskałem na Bytom, ponieważ byłem akurat po lekturze książki Agaty Listoś-Kostrzewy „Ballada o śpiącym lwie” i postawiłem na swoim. Byłem Bytomiem absolutnie zachwycony. To świetne miasto z ogromnymi problemami.

Czym Bytom cię zachwycił?
Knajfeld jest niesamowity, to po prostu perła perła architektury, ale też miejsce nieuniknionej gentryfikacji. Wyjątkowe są bytomskie place, jak plac Akademicki i główny plac na Rozbarku, choć tam potrzebna jest jeszcze rewitalizacja. O reszcie z grubsza wiedziałem, bo nie była to moja pierwsza wizyta w Bytomiu, choć tym razem oglądałem go, mając w głowie informacje, u których przeczytałem w „Balladzie o śpiącym lwie”.

Zawsze przy okazji Bytomia trzeba poruszyć temat Elektrociepłowni Szombierki.
To kawał historii, który bezwzględnie powinien zostać zachowany. Elektrociepłownią Szombierki zajęło się Arche i patrzę na to z nadzieją. Z mojego doświadczenia wynika, że nie jest firma deweloperska, którą należy potępiać w czambuł. Jestem ciekaw efektów.