Posłaniec, adiutant, kawalerzysta, inżynier-fortyfikator w stopniu konduktora, kierownik budowy twierdz; inżynier-mechanik; projektant scenografii, w tym machin latających, w teatrze namiestnika Czech hrabiego von Sporcka; werbownik żołnierzy i malarzy; tłumacz w wojsku i librett operowych w Wiedniu, kancelista rady w Ołomuńcu; kancelista biskupa wrocławskiego, ale też bawidamek, kochanek, pojedynkowy morderca; zabijaka, kuglarz, lekarz-hochsztapler, gospodarz, świniopas; miłośnik wina, piwa i fajki, domorosły kaznodzieja i gorliwy bywalec bibliotek, archiwów, gimnazjów i kolegiów, klasztorów; gabinetów natury i osobliwości, dziejopisarz, a w końcu scenograf, czyli rysownik planów i widoków oraz reduktor-kopista map. A w trzech słowach? Friedrich Bernhard Werner. Najważniejszy rysownik, jakiego wydała śląska ziemia.
Z Topoli do Wielkiego Świata
Swoją autobiografię Werner rozpoczyna tak: „Według mego kościelnego świadectwa ujrzałem pierwsze światło dnia w roku 1690, w dniu 28 stycznia, w książęcym klasztorze Camenz ”. Ów klasztor był w Kamieńcu Ząbkowickim na Dolnym Śląsku, a rodzina Fryderyka mieszkała w pobliskiej wsi Topola. Werner pochodził z klasy średniej, jakbyśmy to dziś określili. Jego dziadkiem był Matius Morawitz (nie, nie żartuje sobie), oficer w armii Królestwa Czeskiego, a ojciec Melchior był chałupnikiem. Matką Barbara, lecz tylko tyle o niej wiemy niestety.
Rodzina Wernera dzięki pomocy cystersów z Kamieńca wysłała małego Fridrisia do Kolegium Jezuickiego w Nysie. Werner uczył się całkiem dobrze, z pasją ćwiczył szkicowanie i rysowanie, a z wielką ciekawością i wyobraźnią oglądał kolegialne rękopisy i druki różnych atlasów oraz topografii. Wyobrażał sobie, że sam będzie kiedyś tak podróżować i szkicować całą Europę, a może i świat.
Robinson Bernhard
W pewnym momencie w głowie Wernera pojawił się pomysł, aby porzucić jezuitów w Kolegium i wstąpić do wojska, gdzie przygody na niego czekają. Tam jednak nie zagrzał zbyt długo miejsca. Jak sam twierdzi: proponowano mu liczne awanse, lecz nie widział w tym drogi dla siebie. Dorobił się jednak stopnia oficerskiego jako porucznik. Wernera mimo to za bardzo ciągnęło w świat i postanowił wyruszyć na siedmioletnią tułaczkę po Europie. Swoje wspomnienia z podroży opisał bardzo dokładnie w autobiografii określając się mianem „śląskiego Robinsona”. W owym czasie połowa Europejczyków określała się jako Robinsonowie, a swoje przygody zrównywali z losami bohatera powieści Defoe.
W czasie podróży Werner robił dużo rzeczy, a kontrowersje ciągnęły się, zanim niczym ser na pizzy, ale w sumie to nas średnio dziś interesuje. Werner jako śląski to rysownik to wszakże temat artykułu.
Wrocławski szkicownik
Pod koniec lat 30. XVIII wieku Werner osiadł we Wrocławiu, ale nie żył w stolicy zbyt długo. Wracał do swojego mieszkania co kilka tygodni czy nawet miesięcy, gdyż żył z kontraktów na tworzenie atlasów Europy i Śląska. Wydawcami byli księgarze z Augsburga i Norymbergi. Powstały wtedy Atlasy Europy i „Scenografia Śląska”. Gdy Werner przebywał we Wrocławiu, pracował jako geometra na dworze biskupa wrocławskiego. Jednocześnie miał mały majątek nieopodal rodzinnej Topoli, ale wszystko to zmieniło się w latach 40. XVIII wieku.
Sprzedał majątek, a wyniku wojny Fryderyka Wielkiego z Marią Teresą większość Śląska przestała być częścią Królestwa Czeskiego i weszła w skład Królestwa Pruskiego. Po zawirowaniach politycznych Werner znalazł pracę w Urzędzie Budowlanym we Wrocławiu. Pierwsze dzieło po zmianach politycznych dotyczyło odradzającego się luteranizmu i Werner wydał „Domy Modlitwy na Dolnym Śląsku”. Jednocześnie Fryderyk zaczął pracę nad swoim opus magnum- Topografią Śląska.
Topographiae Silesiae
Bazując na swoich poprzednich pracach Werner opracował sześć tomów dokładnego opisu Śląska z informacjami na temat każdej miejscowości, przy czym kilkaset otrzymało weduty (czyli panoramy miasta). Do tego większość kościołów została przez Wernera uwieczniona na osobnych grafikach.
Do dziś zachowało się pięć tomów zawierających 2742 strony własnoręcznego pisma i 1183 jego kolorowanych akwarelą rysunków piórkiem. To kawał materiału. Pierwszy tom dotyczył Górnego Śląska od Opawy po Nysę. Drugi księstwa wrocławskiego i samego Wrocławia. Trzeci księstwa Brzeskiego, a dwa kolejne tomy księstwa legnickiego oraz zbiorczo zielonogórsko-żagańskiego. Zaginął za to tom z topografią Świdnicy i Jawora, lecz większość grafik z tomu znamy, gdyż ukazały się we wcześniejszych dziełach jak [luterańskie]”Domy modlitwy na Śląsku” czy “Scenografii Śląska”.
Przygotowałem dziś galerię z wybranymi miastami Górnego Śląska. Niektóre są bardziej szczegółowe inne mniej. Werner nie był twórcą, który tyle samo pracy wkładał w każde dzieło. Tworzone miesiącami grafiki Wrocławia w rzucie izometrycznym (takie 2,5D) to arcydzieła, dzięki którym można nawigować w dzisiejszym Wrocławiu. Nawet liczba okien się zgadza, ale takie Tarnowskie Góry to już w ogóle nie są choćby blisko szczegółowości. Pierzeje zamienione stanami. Kolumna na rynku, która była w innym mieście, zamek w złym miejscu, kościół za blisko rynku i do tego budynek co nikt nie wie, czym on ma być (osobiście podejrzewam, że to wizja nigdy nieukończonego kościoła ewangelickiego, którego budowę strawił pożar). Niestety przy mniejszych miejscowościach są przeinaczenia, więc drogi czytelniku, jeśli zobaczysz, że coś się nie zgadza to tak, Werner mógł się pomylić.
Błędów popełnił wiele, lecz do dziś chyba tylko jedna miejscowość miała na tyle odwagi, żeby poprawić Wernera i w Tarnowskich Górach w 1913 ukazała się pocztówka naprawiająca wszystkie błędy Wernera.
Ocalałe mimo przeciwności
Friedrich Bernhard Werner zmarł w ubóstwie i zapomnieniu, dożywszy 86 lat. Pod koniec życia sprzedawał w częściach swoje dzieła życia. Pożegnał się z autobiografią, szkicami i sześcioma tomami Topografii. Możliwe, że było tego nawet więcej. Sto lat po jego śmierci historycy zaczęli zbierać z powrotem dzieła i z prywatnych kolekcji odzyskiwać rękopisy. Dziś mamy autobiografię i pięć tomów Topografii. Do tego Scenografię, Domy Modlitwy i liczne kopie atlasów z Norymbergi i Augsburga. A w archiwach diecezji i w różnych kolekcjach starodruków zachowało się wiele rycin i wedut Wernera. Jego dzieła to kamień milowy w badaniach historii Śląska.
A sam Werner tak podsumował swoją robotę: "Myślę, że przede mną nie było nikogo, kto cierpliwie wykonałby podobną pracę, a i po mnie nikt taki się nie pojawi”.