fot. P. Osadnik
Parkowanie Katowice

Michał Wroński: Gdzie się podziali parkujący ze śródmieścia Katowic? Za wcześnie, by mówić o cudzie

Michał Wroński: Gdzie się podziali parkujący ze śródmieścia Katowic? Za wcześnie, by mówić o cudzie

autor artykułu

Michał Wroński

Zdjęcia opustoszałych ulic i placów w centrum Katowic kuszą do mówienia o cudzie, ale nie łudźcie się: właściciele tych „cudownie” nagle nieobecnych samochodów nie stracili przecież powodów, by przyjeżdżać do centrum Metropolii. I to od tego, w jaki sposób ten ruch będzie się teraz odbywał zależeć będzie, czy ów eksperyment będzie można uznać za sukces. A także czy znajdą się chętni do kopiowania go w mniejszej skali w innych miastach.

Opustoszałe ulice Katowic, jakie można było oglądać po wprowadzeniu nowej strefy płatnego parkowania, powiedziały nam o realiach miejskiej mobilności w Metropolii więcej niźli jakiekolwiek opasłe raporty ekspertów. Po pierwsze to, że w Katowicach jest niemało miejsca. Niemało jak na potrzeby samych mieszkańców Katowic, miasta – wybaczcie drodzy katowiczanie – wielkości Białegostoku. Zdecydowanie za mało natomiast jak na potrzeby ponad 2-milionowej Metropolii, a to Katowice są i będą jej stolicą (wybaczcie wszystkie urażone w swych ambicjach stare grody z tradycjami) i to do nich najczęściej będziemy przyjeżdżać do pracy, celem załatwienia ważnych spraw urzędowych, na koncerty, czy nawet na zakupy. Opustoszałe ulice wyraźnie zresztą pokazały jak wielka jest skala tego ruchu z zewnątrz.

Katowice "zbiły termometr". Nie widać samochodów, ale one nie zniknęły

„Zbicie termometru” nie oznacza jednak, że „gorączki nie ma”. Wszyscy ci ludzie parkujący do tej pory na ulicach śródmieścia Katowic nie stracili powodu, by do stolicy Metropolii przyjeżdżać. Nie zostaną w domu, gdyż po prostu nie mają wyboru. Nie zmienią pracy tylko dlatego, że zaczęły obowiązywać nowe przepisy parkingowe.

Zdjęcia z centrów przesiadkowych sugerują, że przynajmniej część z tych osób postanowiła spróbować przesiadki na komunikację publiczną. Od tego, jakie wrażenie z tej próby wynieśli, zależeć będzie jak długo pozostaną w tym swoim wymuszonym postanowieniu i czy namawiać będą do tego samego pozostałych, którzy uciekli z centrum przed nowymi opłat. Bo nie wszyscy przecież przesiedli się do komunikacji miejskiej. Wielu zapewne po staremu parkuje w Katowicach. Tyle, że zaraz za granicą strefy. A to oznacza, że wszystkie problemy znane ze śródmieścia i okolic (np. kłopot z zaparkowaniem przez lokalsów) wypchnięte zostaną na obrzeża miasta.

To jak wielka będzie teraz skala tych problemów zależeć będzie od tego, jak wielu z parkujących do tej pory w śródmieściu Katowic pozostanie na stałe przy komunikacji publicznej, a ilu z konieczności będzie parkować – czy to płacąc w centrum, czy to nie płacąc i blokując parkingi, gdzieś z dala od śródmieścia. Jakość taboru, punktualność, częstotliwość kursów, przejrzysta taryfa, cena przejazdu oraz przyjazne dla pasażera ”technikalia” (tak kochany ZTM-ie, także o niesprawnych kasownikach i bieganiu po pojeździe, by dać wam okazję ściągnąć pieniądze za przejazd tu mowa) – to wszystko zadecyduje o tym, czy zmuszeni do przesiadki na transport zbiorowy kierowcy uznają, że nie jest to wcale takie złe rozwiązanie, czy zostanie im wyłącznie gorzkie poczucie krzywdy.

Mądrzejsi będziemy, kiedy za kilka tygodni zobaczymy pierwsze statystki sprzedaży biletów w komunikacji miejskiej i Kolejach Śląskich (niestety rozpoczynająca się przebudowa katowickiego węzła kolejowego nie będzie tu pomagać).

To nie jest odkrycie Ameryki. Czy będą następcy?

Powiedzmy sobie wprost: Katowice wprowadzając nowe przepisy parkingowe ani Ameryki nie odkryły, ani nie stały się najbardziej "antysamochodowym" miastem w Polsce, jak chcieliby to przedstawiać niektórzy spośród lamentujących kierowców. Podążyły ścieżką, którą już dawno przećwiczyło wiele innych miast w kraju. I nie, nie sprawi to, że nasili się exodus ze Śląska i Zagłębia do Krakowa. No, chyba że ktoś chce się przekonać jak pod Wawelem wygląda naprawdę „progresywna” polityka parkingowa.

Czy doświadczenia Katowic będą zachętą, wskazówką i praktyczną lekcją dla władz pozostałych miast Metropolii? Faktem jest, że w kilku miastach GZM trwa właśnie wielkie liczenie zajętości miejsc parkingowych. Metropolia eufemistycznie stwierdza, że operacja ta ma posłużyć do „diagnozy sytuacji parkingowej w miastach i opracowania sposobów na złagodzenie problemów w tym obszarze”. Można raczej podejrzewać, że sposobem tym nie będzie zwiększenie powierzchni parkingów.

Tyle, że żadne z tych miast nie notuje aż tak dużego ruchu samochodowego z zewnątrz jak stolica Metropolii. To może (choć nie musi) tonować ochotę tamtejszych samorządowców do wprowadzania nowych parkingowych regulacji. Zapewne zresztą na ich decyzje wpływ będą miały tyleż wyniki samych badań, jak też spostrzeżenia z Katowic i tego jak zakończy się tamtejszy eksperyment. Bo ewentualnej porażki nikt kopiować nie będzie chciał. Zwłaszcza na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon